Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Precyzyjnie budowane napięcie rodem z dreszczowców Hitchcocka, literackie inspiracje i kinowe wizualne tropy. Pierwsza retrospektywna książka Anji Niemi to fantastyczna podróż do świata jej konceptualnego autoportretu.
Najpierw opróżnia swoje studio, musi zrobić miejsce dla nowej postaci. To od niej zaczyna się każda nowa opowieść. Rozpoczyna się długi, niespieszny proces poszukiwań: kolekcjonowanie rekwizytów, peruk, ubrań akcesoriów – wszelkich przedmiotów, które pomogą ją ukształtować. Przygotowania zajmują jej większą część roku, ale w końcu przychodzi ten długo wyczekiwany dzień. Dzień przeistoczenia się w swoją bohaterkę.
Anja Niemi (rocznik 76.) to norweska fotografka konceptualna. Wykształcenie zdobywała w Paryżu, Nowym Jorku, Londynie (ukończyła London College of Printing oraz Parsons School of Design). I od początku była zarówno twórcą jak i tworzywem. „Zauważyłam, że ludzie patrząc na moje zdjęcia, nie widzieli w nich mnie, ale samych siebie. Wierzę, że tak jest, dlatego rozwijam nadal ten pomysł. Traktuję siebie raczej jako narzędzie, niż bohaterkę portretu” - mówiła Niemi w wywiadzie dla Digital Camera Polska.
Zdjęcia Niemi przypominają niemy film. To narracje bez wyraźnego początku i końca. Widoczne są tu inspiracje Davidem Lynchem i Piną Bausch ale Niemi w swojej twórczości czerpie też z bogatej tradycji literackiej i psychoanalitycznej. Inspirując się Freudem oraz E.T.A. Hoffmannem, zwłaszcza jego opowieścią o automacie Olympia z "Piaskuna", artystka kreuje postacie, które, niczym współczesne Olimpie, zmuszają do zastanowienia się nad tym, co realne, a co nie.
Anja Niemi to przede wszystkim gawędziarka. Sześć serii zawartych w "In Character" – od "Do not Disturb" po "She Could Have Been a Cowboy" – to opowieści o kobietach stanowiących mieszankę fikcji oraz jej własnych przeżyć. Tragikomiczne postacie inspirowane ikonami mody czy gwiazdami Hollywood. To udawana doskonałość - od zmęczonej "idealnej pani domu" po dyskotekową dziewczynę na wrotkach. „Interesowały mnie wszelkie klisze doskonałości. Moje zdjęcia są mroczne, ale zrobione z poczuciem humoru. Uważam, że nie powinniśmy brać naszych wad zbyt poważnie, staram się, aby moje "idealne" bohaterki zawsze miały jakąś skazę” - tłumaczy Niemi.
Fotografka lubi bawić się percepcją, maskując prawdziwe oblicza swoich bohaterów. Twarz jest niewidoczna lub zupełnie pozbawiona świadomości. Postacie lewitują, zastygają w dynamicznej pozie niczym na stopklatce z filmu. Z niezwykłą precyzją dobiera też tła swoich zdjęć, które dopracowane są z równie dużą starannością. Akcja rozgrywa się w anonimowych hotelowych pokojach, schludnie i praktycznie urządzonych domach ale też zmiękczonych pastelowymi kolorami klaustrofobicznych wnętrzach rodem „Żółtej tapety" Charlotte Perkins Gilman.
Niemi zawsze pracuje sama, bo jak mówi, fotografia jest dla niej „bardzo osobistym zajęciem”.Każdy obraz jest ważny i musi być równie mocny w oderwaniu od całości. Nad jednym cyklem, czyli 10-15 zdjęciami, pracuję zwykle dwa lata. Od pomysłu do pierwszego zdjęcia mija nawet pół roku. Jedno ujęcie potrafi powtarzać całymi dniami. „Wiem, że to kompletne szaleństwo - fotografować, pozować i robić stylizację jednocześnie, zwłaszcza kiedy w dodatku jestem na rolkach i w trykocie. Ale dzięki temu na moich zdjęciach pojawia się dowcip” - wyjaśnia.
Projekty w albumie ułożone są chronologicznie, co pozwala nam przyglądać się twórczej drodze jaką przebyła. Bo za fasadą humoru pojawiają się też w końcu ważne pytania: o granice prywatności, presję społeczną i ograniczenia narzucane przez tradycyjne postrzeganie ról społecznych.
W ostatniej serii "She Could Have Been A Cowboy" Niemi przedstawia postać kobiecą, uwięzioną w oczekiwaniach związanych z miejscem kobiet we współczesnym patriarchalnych społeczeństwach. Frustrację bohaterki, która pragnie być kimś innym – w tym przypadku kowbojem. Ten najbardziej „polityczny” z projektów autorki zdaje się pokazywać tylko kierunek w którym podąża dziś jako artystka.
Tak więc gdy przekartkujemy już album po raz pierwszy, zachwycając się technicznym perfekcjonizmem i niezwykłą kreatywną ekspresją Niemi, warto wrócić do początku, by zajrzeć pod pierwszą wizualną warstwę i oprócz filmowych tropów poszukać również ukrytych znaczeń i symboli.