Wydarzenia
Zakupy w Sony – teraz w promocji Cashback
W okresie pandemicznego zawieszenia Sage Sohier otwiera na nowo swoje archiwa. Rolka po rolce przygląda się materiałom sprzed kilkudziesięciu lat, by później ułożyć z nich Passing Time, książkę-most do świata amerykańskich przedmieść skąpanych w letnim upale.
Passing Time ma w sobie ciepłe światło, w którym dobrze się ogrzać. Na zdjęciach Amerykanki kwitnie wspólnotowe, sąsiedzkie życie, opalone dzieciaki bawią się na trawnikach, dorośli zalegają na leżakach lub załatwiają codzienne sprawy, ktoś stoi zamyślony. Arkadia.
Sage Sohier wędrowała tymi ulicami między 1979 a 1985 rokiem. Od tamtego czasu duża część sfotografowanych przez nią przedmieść uległa gentryfikacji, zmieniło się również samo społeczeństwo. – Książka opowiada o innej, przed-cyfrowej erze, gdy ludzie spędzali ze sobą więcej czasu w swobodnej, spontanicznej atmosferze, o ich relacjach między sobą i otoczeniem – mówi mi fotografka. W jej słowach i kadrach pobrzmiewa nostalgiczny ton, dopowiedziany także w rozumianym dwojako (pass – spędzanie, przemijanie) tytule książki. Już to wystarczyłoby, żeby podbić moje sentymentalne serce, ale na szczęście Amerykanka oferuje odbiorcom przede wszystkim pakiet dobrej, szczerej fotografii.
Fot. Sage Sohier, Newburgh, NY, 1983, z książki "Passing Time"
Podczas pracy nad publikacją Sage cofnęła się nie tylko do początków swojej dokumentalnej drogi, ale jeszcze wcześniej, do czasów dzieciństwa. Tematy, po które sięga fotografka, zazwyczaj dotykają jej osobiście - tak było m.in. w przypadku książki Witness to Beauty z 2016 roku (fotograficznego portretu jej matki, byłej modelki). I nie inaczej jest tutaj.
– Czuję się związana z tym światem. Dorastałam w Wirginii, w sąsiedztwie rodziny z czwórką dzieci – wspomina Sohier. – Każdego popołudnia biegłam do ich domu i wymyślaliśmy, co będziemy robić na zewnątrz: improwizowane mecze koszykówki albo futbolu, wyprawy do okolicznych lasów, pomoc przy opiece nad kucykami kawałek drogi dalej czy wystawianie przedstawień w piwnicy.
Fot. Sage Sohier, South Boston, MA, 1982, z książki "Passing Time"
Kilkanaście lat później młoda fotografka, kierując się „raczej pretensjonalną ambicją stworzenia portretu współczesnej Ameryki poprzez fotografowanie osób w ich środowisku” (jak sama pisze o sobie w przedmowie), z mapą w ręku planuje kolejne wyprawy po kraju. Interesują ją miejscowości, w których życie toczy się na zewnątrz, poza zamkniętą przestrzenią domu. Zwiedza intensywnie swoją okolicę, zimą wyrusza na Florydę i w inne rejony cieplejszego Południa, latem – do Wirginii Zachodniej, Pensylwanii, Maine czy Utah. Gdy widzi miasto o intrygującej nazwie, zbacza ze szlaku. I rozmawia, dużo rozmawia z ludźmi.
W zamyśleniach, niepokoju, spontanicznej radości bohaterów Passing Time, których poznaje wtedy Sohier, nie ma udawania. Na jej zdjęciach zapisane jest życie bez filtra, z całym spektrum emocji, relacji, zmysłowego doświadczenia. Taką fotografię chłonie się całym sobą, wraca się do niej kolejny raz – przy okazji zadając pytanie: jak ona to zrobiła? Swoboda zachowania, czasem obojętność fotografowanych wobec obecności dokumentalistki intrygują, zwłaszcza gdy uświadamiam sobie, jak niewielki fizyczny dystans dzielił ich od obiektywu.
Fot. Sage Sohier, Old Orchard Beach, ME, 1982, z książki "Passing Time"
– Pytając ludzi o pozwolenie na zrobienie zdjęcia, staram się być bardzo przyjacielska i bezpośrednia. I myślę, że moja ekscytacja ich zajęciami sprawia, że ich niepokój znika i prowadzi do, mam nadzieję, przyjemnej współpracy – odpowiada Sage, gdy dzielę się z nią tą obserwacją. Nieco więcej pisze w książce. – Mimo że prośba o zgodę zazwyczaj zmieniała dynamikę sytuacji, gdy już pozwolono mi zostać na dłużej niż zdjęcie czy dwa, często wydarzały się interesujące rzeczy. Wkraczanie w przestrzeń osobistą może wydawać się niezręczne i nigdy nie jest proste, ale w większości przypadków mój entuzjazm okazywał się zaraźliwy i ludzie potrafili się zrelaksować i być sobą.
W wypowiedziach fotografki wraca uczucie wdzięczności. Gdyby nie te spotkania i doświadczenie różnorodności, mówi, byłabym inna, znacznie uboższa.
Fot. Sage Sohier, Dania, FL, 1981, z książki "Passing Time"
Z perspektywy kilku dekad Amerykanka ocenia ten okres jako formujący także na innej płaszczyźnie. To czas, gdy kształtuje własny język fotograficzny, wówczas po części inspirowany twórczością ulubionych mistrzów: Garry’ego Winogranda, Lee Friedlander i Diane Arbus.
Jak go opisać? Trzema hasłami: czarnobiel, wieloplanowość i wspomniana bliskość. Wybór maksymalnej głębi ostrości, mocno osadzającej bohaterów w kontekście miejsca, umożliwił zapisanie fantastycznych informacji o przestrzeni. To ona dopowiada tutaj opowieść o człowieku. A nawet więcej: u Sage – gdy spojrzeć na przedmieście z jego krajobrazem i mieszkańcami jak na żywy organizm – ta przestrzeń jest również pełnoprawnym bohaterem.
Fot. Sage Sohier, Outside South Station, Boston, MA, 1980, z książki "Passing Time"
Musiało minąć kilka dekad, by fotografie, które oglądamy w Passing Time, dostały szansę odczytania z właściwą uwagą. – To, co mnie zdziwiło, to fakt, że było tam wiele naprawdę interesujących obrazów, z których nie zrobiłam nawet odbitek. Skończyłam, mając poczucie, że jestem lepszą fotoedytorką swojej pracy teraz, gdy patrzę na nią z dystansu i mogę odrzucić swoje rozczarowania z tamtego czasu. Gdy właśnie coś sfotografowałeś, często widzisz to, czego nie udało ci się uchwycić, zamiast docenić to, co uchwyciłeś – stwierdza Sohier.
Możemy mieć pewność, że Amerykanka nie powiedziała ostatniego słowa w tej kwestii czerpania z przebogatego archiwum. Po sukcesie Americans Seen (2017) i Animals (2019) Sage planuje wznowienie publikacji At Home with Themselves: Same-Sex Couples in 1980s America (2014) w nowej, rozszerzonej odsłonie.
Więcej informacji znajdziecie na stronie internetowej fotografki: sagesohier.com.
Więcej informacji o książce znajdziecie na stronie setantabooks.com.