Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Jeżeli o stopniu fascynacji danym miejscem decydowałaby liczba poświęconych mu książek fotograficznych, Harry Gruyaert mógłby śmiało pretendować do tytułu honorowego obywatela Maroka. W tym roku w księgarniach pojawiła się jego trzecia publikacja – i pewnie na niej się nie skończy.
Na początku lat 70. trzydziestoletni belgijski fotograf, związany dotąd z paryskim środowiskiem modowym i reklamowym, wypływa statkiem pocztowym w rejs z Marsylii do Casablanki. Już wcześniej zauważył, że przy portretowaniu modeli jego uwagę silniej przyciąga otoczenie, teraz szuka dla siebie nowych twórczych przestrzeni.
Wspominając tamtą pierwszą podróż sprzed pięciu dekad, Harry używa dzisiaj „dużych” słów. – To była miłość od pierwszego wejrzenia. Czułem się tak jakbym wszedł do obrazu Bruegla – opowiada we wprowadzeniu do książki. W sumie odbywa kilkadziesiąt wypraw po Maroku, okresowo objeżdżając kraj minivanem marki Volkswagen rok w rok, bez przerwy. Szaleństwo? Być może. Ale w jego efekcie dostajemy do rąk zupełnie unikalny, stuprocentowo „gruyaertowy” portret tego regionu.
fot. Harry Gruyaert, Meknes, 1981, z książki "Morocco" / Thames & Hudson 2024
Morocco, wydana w wygodnym albumowym formacie, ma płócienną oprawę w kolorze cegły i intrygującą strukturę. Składa się z kilku esejów wizualnych, ułożonych z fotografii, których nie opublikowano w książkach z 1990 i 2013 roku. Już we wstępie Gruyaert zastrzega, że nie interesuje go skrupulatna dokumentalistyka i nigdy nie kierowała nim ambicja, by przedstawić w swojej twórczości pełny obraz kraju, opowiedzieć o nim z perspektywy polityki lub kwestii społecznych. – Koniec końców, ta książka o Maroku prawdopodobnie mówi więcej o mnie samym niż o państwie jako takim – stwierdza. – Mam jednak nadzieję, że moje fotografie komunikują fundamentalną prawdę o Maroku. Ten temat pozostaje dla mnie bardzo ważny; nie jest wyłącznie pretekstem do czysto estetycznego spojrzenia – wyjaśnia.
fot. Harry Gruyaert, High Atlas, 1998, z książki "Morocco" / Thames & Hudson 2024
Skrajnie subiektywne podejście Belga może nie być łatwe do przełknięcia dla miłośników i poszukiwaczy dokumentalnej prawdy w fotografii (ja do nich należę). Z początku sceptyczna, oglądam tę książkę kilkukrotnie. I wreszcie także ja zaczynam „widzieć Gruyaertem”.
Kolor był i jest u Harry’ego Gruyaerta wszystkim: filtrem, językiem, najważniejszym środkiem wyrazu. Zaznaczmy jednak, że jego użycie w konserwatywnym środowisku europejskich fotografów lat 70. i 80., którzy bez reszty oddani byli czarnobieli, wymagało od Belga odrobiny buntowniczego ducha. Odmienną opinię na temat fotografii barwnej Harry przywiózł ze sobą ze Stanów Zjednoczonych, gdzie w 1968 r. zetknął się z artystami tworzącymi w nurcie pop-artu.
fot. Harry Gruyaert, Chefchaouen, 1975, z książki "Morocco" / Thames & Hudson 2024
Przyjęcie fotografa-rewolucjonisty do Magnum Photos w 1982 r. wywołano spore poruszenie, a nawet głosy protestu wśród członków agencji o wyraźnie dokumentalnym profilu. Raymond Depardon, cytowany w filmie biograficznym Harry Gruyaert. Photographer (2019), mówił o zaprzyjaźnionym z nim Belgu: „Pierwszy raz zobaczyłem fotografa, który myśli kolorem, który kadruje kolorem. O takim koloryście jeszcze nie słyszano”.
Tymczasem Gruyaert, także za radą Depardona, robił dalej swoje, puszczając mimo uszu nieprzychylne komentarze. I słusznie.
Kolory w Morocco są zachwycające. Po prostu. Belgijski fotograf zauważa pastelowe, jaskrawe, naturalne, kontrastujące i przenikające się barwy murów, ziemi, nieba i odzieży Marokańczyków, niezmienne mimo czterdziestu lat dzielących najwcześniejsze (1972) i najpóźniejsze (2013) zdjęcie w książce. To one składają się na opowieść o trwałości lokalnych tradycji i sposobu życia, opartych - szczególnie na terenach wiejskich - na wartościach takich jak rodzina, wspólnota, religia, przekonanie o współzależności człowieka i natury.
fot. Harry Gruyaert, Erfaud, 1975, z książki "Morocco" / Thames & Hudson 2024
fot. Harry Gruyaert, Tangier, 1994, z książki "Morocco" / Thames & Hudson 2024
Z kolorów i kształtów Harry komponuje zróżnicowane obrazy o dużej wizualnej mocy, które czasem budzą we mnie skojarzenia z nastrojowym kinem drogi, czasem z malarstwem abstrakcyjnym albo z kolażem. W tym świecie, Maroku w interpretacji Gruyaerta, człowiek zaznacza swoją obecność, ale - dosłownie i w przenośni - pozostaje w cieniu. Jest jednym z elementów rzeczywistości, nie jej najważniejszym bohaterem.
Podczas pracy w Afryce Belg przyjmuje postawę zewnętrznego obserwatora, flâneura, działającego z dystansu, unikającego interakcji. Fotografuje szybko, intuicyjnie, starając się pozostać niezauważonym przez osoby dookoła. Często wybiera ujęcia z tyłu. Dlaczego? – To może być rezultat onieśmielenia, ale chodzi także o to, że nie jestem przekonany, że twarze mogłyby opowiedzieć więcej niż ciała. Kiedy fotografujesz w czarnobieli, twarze są bardzo ważne, w kolorowej fotografii wygląda to inaczej – tłumaczy.
fot. Harry Gruyaert, Marrakesh, 1975, z książki "Morocco" / Thames & Hudson 2024
Podczas lektury uwagę zwraca gest zakrycia twarzy przed spojrzeniem cudzoziemca, obserwowany u wielu sfotografowanych Marokanek. Belgijski twórca tłumaczy go regułami obyczajowymi. Sam akceptuje sprzeciw bohaterek, widząc w nim symbol silnego poczucia tożsamości i dumy. Jest jednak coś jeszcze. – Sposób, w jaki ukrywają swój wizerunek, w rzeczywistości daje im wielką wizualną moc: fizyczne oddziaływanie obecności bez twarzy, zredukowanej do czystej formy okrytego tkaniną ciała – dodaje.
fot. Harry Gruyaert, Ouarzazate, 1986, z książki "Morocco" / Thames & Hudson 2024
Anonimowe ludzkie sylwetki w barwnych strojach, rozmyte lub skryte w cieniu, wprowadzają dynamikę do kompozycji Gruyaerta. To także one nadają jego pracom odcień tej niedookreślonej mistyki, dla której fotograf zawsze wraca do Maroka.
Książkę zakupicie m.in. w księgarni Bookoff.