Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
W górach, nad morzem, między ulicami, na drzewie, na betonie, na piasku, na śniegu, z psami, krowami, kozami, żyrafami… Wszędzie i z każdym można urządzić piknik, o czym przekonuje album “A Very British Picnic”.
“Czas na piknik!” - kto dorastał na początku lat 90., musi pamiętać to hasło. Tak kończyła się bajka “Zamek Eureki”, która cieszyła się wówczas dużą popularnością. Zainspirowali się nią nawet twórcy programu satyrycznego “Za chwilę dalszy ciąg programu” w kapitalnym skeczu o teatrze dla dzieci. Kiedy Wojciech Mann przebrany za bałwana mówi “Uważajcie dzieci - bałwanek już do was leci” (po czym taranuje wszystko na swojej drodze) parafrazuje właśnie słowa nietoperza z “Zamku Eureki”. Człowiek musiałby być z głazu, żeby się przy tym chociaż nie uśmiechnąć.
Trudno też nie uśmiechnąć się przeglądając album “A Very British Picnic”, wydany przez małą londyńską oficynę wydawniczą Hoxton Mini Press. Gdyby istniały wybory na najzabawniejszą książkę fotograficzną roku, trudno byłoby wskazać lepszego faworyta. Przepis na sukces był prosty - twórcy albumu zebrali w jednym tomiku zdjęcia z brytyjskich archiwów i bibliotek przedstawiające ludzi w czasie pikników. Fotografii jest ponad sto, bo tradycja piknikowania w Anglii jest długa. Najstarsze zdjęcie zostało zrobione w sylwestra 1900 roku, a najnowsze 83 lata później.
Najzabawniejsze jest chyba to, że Anglicy ze zdjęć urządzają pikniki po prostu wszędzie. Nieważne jest miejsce (na jednej fotografii ludzie piknikują na pasie zieleni między ulicami) i nieważna jest pogoda. Gdy ta nie dopisuje, przykrywają się folią albo urządzają piknik w samochodzie. Anglicy po prostu uwielbiają pikniki.
Obyczaj spożywania jedzenia na łonie natury trafił do kraju po Rewolucji Francuskiej. Tam pikniki miały bardziej elitarny charakter, Wyspiarze potraktowali je bardziej zabawowo. Towarzyszyły im nawet pokazy teatralne. Biorąc pod uwagę upodobanie Anglików do picia herbaty, nowa tradycja trafiła na podatny grunt. Na piknikowych “stołach” nie mogło więc zabraknąć też eleganckich, porcelanowych filiżanek, które zdobią nie tylko koce i trawniki, ale i dachy, czy bagażniki samochodów.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Anglicy prześcigają się w kreatywności przy urządzaniu pikników. A przynajmniej prześcigali się, bo “A Very British Picnic” jest jedenastą książką z serii “Vintage Britain”, pokazujących życie Brytyjczyków w przeszłości. W Polsce aż tak bogatej tradycji urządzania pikników nigdy nie było, dlatego pomysłowość Anglików w tym temacie może nas zaskakiwać. Podobnie jak ich prawdopodobnie zaskoczyłaby tradycja “parawaningu” na polskich plażach, która aż prosi się o swój własny album (jeśli czyta nas Martin Parr to mamy dla niego gotowy pomysł). A skoro już jesteśmy przy polskich wątkach, za druk i oprawę “A Very British Picnic” odpowiadała polska drukarnia z Olsztyna.
Największym minusem albumu jest brak jakiejkolwiek wzmianki o autorach zdjęć. Wiele fotografii utrzymanych jest w klimacie twórczości wspomnianego Martina Parra, ale kto naprawdę był ich autorem możemy się tylko domyślać z listy praw autorskich umieszczonej na końcu książki.
Tak czy inaczej, po ten album warto sięgnąć choćby tylko z jednego powodu - żeby najzwyczajniej w świecie poprawić sobie humor. Albo po to, by się zainspirować i póki jeszcze lato, nie siedzieć w czterech ścianach, tylko zebrać znajomych lub rodzinę i ruszyć gdzieś z koszykiem i kocem. Bo zawsze jest dobry czas na piknik!
Książkę można kupić w księgarni Bookoff.