Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Jedna z najwybitniejszych fotografek w historii zaprasza nas na występy striptizerek, dla których rozbieranie się na festynach miało być drogą do wyzwolenia. To powrót kultowego albumu w dwutomowej odsłonie
Lato, 1972 rok. 24-letnia Susan Meiselas kończy studia na Harvardzie i wyjeżdża na wakacje. Odwiedza festyny i wesołe miasteczka, jakich w Nowej Anglii było pełno. W jednym z nich, w Maine, odkrywa dwa namioty opatrzone napisem: „Nie dla kobiet i dzieci”. Wchodzi do środka, wyjmuje trzy dolary (tyle kosztuje bilet wstępu), ale zostaje wyproszona. Kiedy w innym miasteczku widzi podobne namioty, jest już bardziej zdeterminowana. W toalecie trafia na jedną ze striptizerek i zagaduje ją. W wyniku rozmowy dostaje zaproszenie nie tylko na występ, ale także do garderoby.
Tak rozpoczyna się historia zwieńczona powstaniem kultowego, po raz pierwszy wydanego w 1976 roku albumu Carnival Strippers. Jego poszerzona, dwutomowa wersja właśnie trafiła na rynek nakładem wydawnictwa Steidl. Kartonowe etui zawiera nie tylko klasyczne dzieło, lecz także Making of. Oprócz zapisków autorki znalazły się w nim stykówki, niepublikowane wcześniej fotografie oraz zdjęcia znane, ale po raz pierwszy opublikowane w kolorze.
Ktoś, kto kojarzy twórczość Meiselas, ale jej debiutanckiego albumu nigdy nie widział, może być zaskoczony. Amerykanka, dziś uznana fotografka agencji Magnum, zasłynęła przede wszystkim zdjęciami ukazującymi walkę o prawa człowieka w Ameryce Środkowej i Południowej. Do kanonu fotografii przeszły jej zdjęcia z rewolucji w Nikaragui, za które otrzymała Złoty Medal Roberta Capy. Tutaj otrzymujemy obszerny reportaż z objazdowych pokazów striptizerek, który wydawałoby się, że nie pasuje do jej późniejszej, pozornie bardziej zaangażowanej twórczości.
„Każde lato od 1972 do 1975 roku spędzałam na fotografo-waniu i robieniu wywiadów z kobietami, które rozbierały się na małomiasteczkowych festynach w Nowej Anglii, Pensylwanii i Karolinie Południowej” – opowiada Meiselas. Młodziutka artystka wykonała ogromną pracę. Chciała, by odbiorca miał poczucie, że ogląda album fotograficzny jak film dokumentalny, dlatego obok zdjęć znalazły się wypowiedzi tancerek, menedżerów, osób z publiczności i zapowiadaczy (tzw. talkers).
Kobiety, do których dotarła Meiselas, były w wieku od 17 do 35 lat. Większość uciekała z małych miasteczek w poszukiwaniu pieniędzy (płacono im od 15 do 50 dolarów za jeden wieczór). Nie chciały pracować w restauracjach, w fabrykach czy zakładać rodzin, bo – jak mówią – we wszystkich tych scenariuszach byłyby wykorzystywane, a chciały poczuć, że mają na cokolwiek wpływ.
Męska publiczność obejmowała przede wszystkim rolników i bankierów, którzy szukali rozrywki, ucieczki od codzienności. Namioty były podzielone na dwie części: w jednej odbywały się publiczne występy, a w drugiej – prywatne. Można się domyślić, co się działo w tej drugiej, choć i w pierwszej dochodziło do kontaktów fizycznych.
„Dla mnie to była bomba rzucona w sam środek ruchu wyzwolenia kobiet” – wspomina Meiselas. Wszystko bowiem działo się w ważnych dla ruchu feministycznego czasach. W 1972 roku amerykański senat przyjął przełomową poprawkę o równych prawach (Equal Rights Amendment), która gwarantowała m.in. równe szanse zatrudnienia dla obu płci. Ale też w tym samym roku na ekrany kin trafił film „Głębokie gardło”, pierwszy film pornograficzny dopuszczony do powszechnej dystrybucji, który stał się symbolem uprzedmiotowienia kobiet.
Sama Meiselas też była oskarżana o uprzedmiotowienie tancerek, ale to nieporozumienie. Zdjęcia mają w sobie trochę humoru i cień nostalgii (zwłaszcza te w kolorze), ale nie są w żaden sposób upiększone. Ktoś, kto szuka erotycznej fotografii, raczej jej tu nie znajdzie.
To opowieść o kobietach, które chciały być wolne i stanowić o sobie, a i tak popadły w zależność od mężczyzn, stając się ich „zabawkami”. „Nie musisz mieć talentu ani wyjątkowej urody, musisz być tylko kobietą i rozebrać się. I robić to, co ci powiedzą” – mówi Lena, główna bohaterka albumu.
Jarmarczne „girl shows” wyparte przez sex shopy, pornokluby i kina nocne zaczęły znikać pod koniec lat 70., by w połowie ósmej dekady całkowicie przejść do historii. Dziś album Meiselas jest pamiątką tamtych czasów, ale wciąż żywą, bo żywe są tematy w nim poruszane. Po zestawieniu zdjęć Meiselas z pokazów striptizerek, z rewolucji w Nikaragui czy wojny domowej w Salwadorze znajdziemy punkt wspólny – w każdym przypadku chodziło o wolność. Bo dla tych dziewczyn to był zryw wolnościowy, tyle że wyzwolenie było tylko pozorne.