Aparaty
Wysyp zimowych promocji Fujifilm - aparaty z rabatem do 1075 zł
Idea Content Authenticity Initiative jest prosta, jej wdrożenie może okazać się jednak dużo trudniejsze niż chciałoby Adobe.
Internet to prawdopodobnie jeden z najważniejszych wynalazków ludzkości, który ogromnie przysłużył się także rozwojowi rynku fotograficznego. Nie jest jednak tajemnicą, że środowisko sieciowi trawione jest także przez wiele chorób, które niestety obijają się zarówno na fotografach i filmowcach, jak i wszystkich innych twórcach.
Chodzi mianowicie o brak kontroli nad obiegiem materiałów w internecie, małą dostępność skutecznych środków chroniących przed ich kradzieżą, a także problemy wynikające z manipulacji obrazem w celu wywołania określonych zachowań u odbiorców. Kwestie te podejmują (choć dosyć niechętnie) giganci branży, ale opcje takie jak informacje o licencji w Google Grafika czy Rights Manager na Facebooku i Instagramie to jedynie wierzchołek góry lodowej. Teraz uzdrowić świat fotografii chce Adobe.
Content Authenticity Initiative to przedsięwzięcie, o którym po raz pierwszy producent informował wspólnie z The New York Times i Twitterem w listopadzie 2019 roku. Od początku było wiadomo, że projekt dotyczyć ma przejrzystości treści umieszczanych w internecie i ułatwić walkę z fake newsami, do tej pory jednak nie znaliśmy jego szczegółów.
Idea Content Authenticity Initiative jest prosta. Z grubsza chodzi o to, by obieg zdjęć w internecie był zupełnie przejrzysty, a w przypadku dowolnego zdjęcia łatwo można było odnaleźć jego autora, a także dowiedzieć się gdzie zostało wykonane oraz czy i jak zostało edytowane. W praktyce polegać ma to na zaszywaniu w plikach szyfrowanych metadanych, które widoczne były po otworzeniu materiałów w programie graficznym, lub na wspierających rozwiązanie serwisach internetowych.
Funkcja przypisywania dodatkowych metadanych ma być dostępna bezpośrednio w programach Adobe, a jej praktyczne zastosowanie już niebawem będziemy mogli zobaczyć m.in. na serwisie Behance, wspólnie z którym była ona testowana. Oprócz tego, Adobe miało włączyć w swoją inicjatywę takie firmy jak Microsoft, Qualcomm, BBC, CBC czy Truepic oraz wspomnianego wcześniej Twittera i The New York Times.
Cel jest szczytny, pozostaje jedynie pytanie czy osiągalny. Wszystko bowiem zależy od tego jak chętnie zaadaptują to rozwiązanie inne platformy. Adobe twierdzi, że ewentualny sukces projektu będzie opierał się na rosnących oczekiwaniach użytkowników - gdy zobaczą, jak funkcjonuje to na dobrym przykładzie, mają oczekiwać tego samego od innych platform. Biorąc jednak pod uwagę ogrom internetu, raczej trudno spodziewać się realnej poprawy sytuacji.
Po pierwsze, aby utworzenie nowego standardu było możliwe, musieliby zaadaptować go absolutnie wszyscy, na czele z Google, Apple, głównymi serwisami informacyjnymi z całego świata i twórcami aplikacji do edycji grafiki, a to wymagałoby odgórnych wytycznych, do których zapewne nie wszyscy chcieliby się stosować. Ale nawet nie to wydaje się największym problemem.
Główną przeszkodą wydaje się być wiara w dobre intencje użytkowników - system działa, jeśli użytkownicy świadomie włączą opcję zapisywania dodatkowych metadanych, a z drugiej strony zechcą sprawdzać źródła przed użyciem poszczególnych obrazów. Biorąc pod uwagę, że osobom produkującym fake newsy (ale także nawet zwykłym twórcom) zupełnie nie zależy na dzieleniu się historią edycji, raczej nie należy spodziewać się rewolucji. Do tego dochodzi powszechny problem z egzekwowaniem odszkodowań za bezprawne użycie zdjęć.
Na pewno jednak podobne rozwiązanie może nieco uzdrowić sytuację w oficjalnym obiegu zdjęć w głównych serwisach mediowych, a tym samym wesprzeć pracę fotoreporterów, którzy to stoją na froncie branży informacyjnej, a którzy notorycznie są niewystarczająco eksponowani. Na razie trudno jednak ocenić czy oprócz walki z dezinformacją rozwiązanie to będzie w stanie przynieść jakąkolwiek realną korzyść samym twórcom.
Więcej informacji na temat inicjatywy CAI znajdziecie na stronach contentauthenticity.org oraz blog.adobe.com