Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Adobe wprowadza do programów Lightroom, Photoshop i Camera RAW możliwość generowania dodatkowych metadanych zawierających tzw. Content Credentials - informacje o historii powstania i edycji zdjęcia. Rozwiązanie pozwolić ma na walkę z dezinformacją, ale to czy stanie się powszechne na razie budzi wątpliwości.
O inicjatywie CAI (Content Authenticity Initiative) i systemie pozwalającym na weryfikowanie prawdziwości zdjeć słyszymy już od dobrych kilku lat, a z miesiąca na miesiąc rozwiązanie to zaczyna wspierać coraz więcej producentów sprzętu. Wśród aparatów pozwalających na zapisywanie dodatkowych metadanych podczas wykonywania zdjęć są już m.in. Leica M11-P, topowe korpusy Sony czy najnowszy Nikon Z6 III. Teraz wreszcie wsparcie rozszerza właściciel najważniejszego elementu tej układanki czyli Adobe.
Adobe wprowadza obsługę Content Credentials do programów Lightroom, Camera RAW i Photoshop na zasadzie funkcji wczesnego dostępu (early access). Oznacza to, że nie oferuje ona jeszcze pełnego potencjał swoich możliwości i na razie udostępniana jest w celu zebrania feedbacku od użytkowników.
W przypadku aplikacji Lightroom i Camera RAW, usługa śledzi proces edycji i pozwala zapisać go na dwa sposoby: albo jako dodatkowe metadane w zdjęciu, albo na centralnym serwerze, co pozwoli na łatwą weryfikację obrazu w przypadku gdyby ktoś tego potrzebował (autentyczność zdjęć zawierających metadane CC można sprawdzić na stronie https://contentcredentials.org/verify).
Przykładowe zdjęcie, którego certyfikat wysłaliśmy do chmury w celu późniejszego sprawdzenia na stronie contentcredentials.org/verify
Opcjonalnie możemy też wykonać obydwie te czynności na raz. Co jednak ważne, na chwilę obecną dodatkowe metadane zapisywane są wyłącznie przy eksporcie obrazu JPEG - w przypadku przerzuceniu obrazu do Photoshopa podczas obróbki, historia edycji nie zostanie automatycznie przeniesiona.
Podgląd zawartości zdjęcia na stronie Content Credentials
Jeżeli chodzi o samą pracę w Photoshopie, sytuacja prezentuje się analogicznie, z tą różnicą, że chęć zapisania Content Credentials musimy wyrazić przed rozpoczęciem pracy nad danym obrazem (funkcja dostępna w zakładce Okna). W przypadku Photoshopa metadane możemy przypisać zarówno do eksportu JPEG, jak i PNG, a także wysłać je na serwer, ale niestety nie możemy na razie wykonać obydwu tych czynności jednocześnie.
Okno poświadczenia zawartości
Opcje eksportu metadanych w Photoshopie (na razie dostępna tylko w ramach funkcji "Eksportuj jako")
Na chwilę obecną stan systemu Content Credentials można opisać jako Proof of Concept - rozwiązanie działa i pozwala na sprawdzenie historii edycji (w tym także dosyć szczegółowe sprawdzenie procesów AI), ale jak na razie ma wiele dziur. Problemem jest przede wszystkim brak synchronizacji pomiędzy poszczególnymi aplikacjami producenta - mając chęć zapisać metadane dotyczącego całego procesu edycji, od otwarcia RAW-a w Lightroomie, poprzez eksport to Photoshopa i zapisanie finalnego zdjęcia na dysku, musielibyśmy dodać pośredni etap zapisania zdjęcia w stratnym formacie. Oprócz tego, metadane jak na razie zapisywane są wyłącznie w przypadku wybrania mało popularnej funkcji zapisu „Eksportuj jako”.
Kwestie software’owe zostaną z pewnością szybko rozwiązane, największym problemem dla systemu Content Credential może być jednak coś zupełnie innego. O ile funkcja ta nie stanie się przymusowa, o tyle istnieje duża szansa, że metadane zostaną szybko utracone podczas przekazywania zdjęć i dystrybuowania ich w internecie. Co z tego, że fotograf dopilnuje całego procesu i zapisze w pliku pełną historię zdjęcia, gdy podczas przekazywania ich dalej zdjęcia te zostaną wielokrotnie przekonwertowane czy zmniejszone przez osoby, które niekoniecznie będą wykorzystywać tę funkcję czy nawet programy Adobe. Podobnie, przy wgrywaniu zdjeć do serwisów internetowych tworzone często tworzone są ich osobne kopie i miniatury zdjęć, co skutecznie usunie większość metadanych. O ile użytkownik nie spróbuje wyciągnąć obrazu źródłowego z kodu strony, będzie miał raczej małe szansę na sprawdzenie autentyczności oglądanych grafik.
Content Credentials ma więc teoretycznie szansę wspomóc pracę agencyjną i dziennikarską, a w dalszym rozrachunku wpłynąć na rzetelność mediów i zmniejszenie liczby fake newsów, ale do tego jeszcze bardzo daleka droga. I jeśli mamy być szczerzy, prawdopodobnie nigdy nie zostanie ona ukończona. Z prostego względu - w dobie dzisiejszych ekspresowych mediów mało kto poza najbardziej elitarnymi tytułami będzie zawracał sobie głowę sprawdzaniem historii zdjęcia. A jeśli dodamy do tego fakt, że dziś informacje rozchodzą się wpierw w mediach społecznościowych, możemy uznać, że inicjatywa Content Credentials jest martwa w chwili przybycia. W końcu warto pamiętać, że pomysł ten nie jest niczym nowym, a podobne zabezpieczenia zostały w przeszłości szybko złamane i umarły śmiercią naturalną. Wystarczy wspomnieć oprogramowanie Image Authentication Software wypuszczone w 2006 roku przez Nikona.
Tak więc inicjatywie CAI warto kibicować, bo cel jest szczytny, ale gdyby to były wyścigi konne, raczej nie postawilibyśmy na nią swoich pieniędzy.