Aparaty
Leica M11 Black Paint - nowa wersja, która pięknie się zestarzeje
Panasonic Lumix LX5
Najważniejsze zmiany w Lumksie LX5 nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Nowej matrycy na razie nie będziemy oceniali (udostępniono nam egzemplarz z niefinalnym firmware), natomiast już teraz można pochwalić wydłużenie zakresu ogniskowych obiektywu. 90 milimetrów to jak na standardy kompaktowe nadal nie jest zbyt dużo, ale to zdecydowanie bardziej uniwersalny zakres niż w LX3 (gdzie w pozycji "tele" mieliśmy 60 milimetrów). Aparat, jak przystało na produkt z najwyższej półki, został bardzo starannie wykonany. W ogóle jeśli chodzi o dobór materiałów i ich spasowanie aparatom Panasonika niczego nie można zarzucić, a w tym przypadku ma się dodatkowo poczucie obcowania z produktem klasy premium. Spory udział w tych odczuciach ma waga aparatu. Ponad 270 gramów zamknięte w małej obudowie - to robi dobre wrażenie i pozytywnie wpływa na przyjemność fotografowania.
W Lumiksie LX5 producent przemodelował nieco grip. Zmiana nie jest duża, ale z pewnością przyczyni się do zwiększenia komfortu użytkowania. Aparat trzyma się nieźle, na tyle, na ile nieźle może się trzymać tak mały korpus. Inna rzucająca się w oczy zmiana polegała na dodaniu klikalnego kółka sterującego na tylnej ściance. Pomysł świetny i sprawdzony w wielu aparatach, umiejscowienie (pod kciukiem) dobre, zastrzeżenia można mieć jedynie do strony mechanicznej - pokrętło poruszało się zbyt ciężko, z dość nieprzyjemnym oporem, bez oczekiwanych "klików". Można mieć nadzieję, że w egzemplarzach finalnych będzie nieco lepiej.
Wśród zmian warto jeszcze wymienić dołożenie czwartego formatu zdjęć. Do 4:3, 3:2, 16:9 dołączył 1:1, czyli kwadrat. Suwak przełączający między formatami nie zmienił położenia, nadal znajduje się na górze obiektywu. Porównanie tylnych ścianek LX3 i LX5 pokazuje, że ten drugi urósł o kilka milimetrów. Jest to związane (zapewne - między innymi) z obecnością portu akcesoriów znanego z serii G pod gorącą stopką. Osoby przyzwyczajone do fotografowania z aparatem przy oku będą się mogły zaopatrzyć w zewnętrzny elektroniczny wizjer obecny w ofercie od czasu premiery Lumiksa GF1.
Podsumowując - Panasonic Lumix LX5 to solidnie zmodernizowany następca lubianego LX3. Jeśli wyniki testów wypadną zgodnie z tym, co deklaruje producent, zaawansowani amatorzy i profesjonaliści szukający kieszonkowego kompaktu będą mieli powody do zadowolenia. A Panasonikowi już teraz wypada pogratulować konsekwentności. Zignorowanie wojny na megapiksele i krotność zooma oraz skupienie się na jakości zostanie docenione przez zaawansowanych użytkowników, a o do nich właśnie kierowane są aparaty takie jak LX3 czy LX5.
Panasonic Lumix FZ100
Superzoomy Panasonika cieszyly się zawsze dobrą, jak pokazały nasze testy raczej zasłużoną, opinią fanów tej kategorii aparatów. W przypadku nowego Lumiksa FZ100 można mówić o modelu przełomowym, gdyż producent nie poprzestał jedynie na dodaniu kilkunastu milimetrów na dłuższym końcu zakresu i kilku kolejnych megapikseli. Zmian jest więcej i są one znacznie poważniejsze.
Najpierw ogólne wrażenie. Lumix FZ100 niemal do złudzenia przypomina aparaty z serii G (do porównania mieliśmy Lumiksa G1). Podobny ksztalt, podobne rozłożenie przycisków i pokręteł, częściowo podobne materiały, nieco słabsze wykonanie FZ100 w porównaniu do G1. Wrażenia nie poprawia dość niska waga korpusu - ma się odczucie trzymania w rękach "wydmuszki". Oczywiście dla niektórych będzie to zaletą, w końcu dla wielu osób niska waga jest kryterium decydującym.
Ogromna przepaść dzieli wizjery elektroniczne obydwu aparatów. EVF w FZ100 to zupełnie przeciętna konstrukcja niczym się nie wyróżniająca na tle innych, natomiast wizjer G1 to klasa sama dla siebie.
Najważniejsza nowość w Lumiksie FZ100 to nowy typ matrycy (MOS), która umożliwia rejestrowanie sekwencji 11 kl/s w pełnej rozdzielczości (seria może trwać około 1,5 sekundy). Każdy kto kiedykolwiek fotografował dzieci, zwierzęta czy sport wie, jak przydatne w uchwyceniu ruchu mogą być zdjęcia seryjne. Panasonic zaimplementował tę funkcję w sposób przemyślany - łatwo ją włączyć oraz równie łatwo odtwarzać zrobione zdjęcia seryjne (jako sekwnencję lub pojedyncze zdjęcia).
Ogólnie obsługa Panasonika FZ100 nie sprawia żadnych problemów, nie mamy większych zastrzeżeń do rozmieszczenie przycisków i pokręteł (poza równie przeciętną co w LX5 pracą tylnego klikalnego kółka nastaw). Wszyscy obecni na spotkaniu prasowym zwracali jedynie uwagę na brak pierścienia zoomu. Zmiana ogniskowej odbywa się elektrycznie, za pomocą pierścienia wokół spustu migawki. Przedstawiciel Panasonika tłumaczył, że to ukłon w stronę osób filmujących aparatem. Dzięki zastosowaniu sterowania elektrycznego ma być ciszej i płynniej. Niestety, to co dobre w amatorskim filmowaniu, niekoniecznie sprawdza się w fotografowaniu. Zoomowanie jest zwyczajnie zbyt wolne.
Fani superzoomów powinni zapamiętać ten model i czekać na jego test. Jeśli wypadnie pomyślnie, FZ100 będzie dość ciekawą propozycją