Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Najnowszy korpus Canona prawdopodobnie otwiera zupełnie nowy segment wśród aparatów bezlusterkowych. Najtańsza nowa pełna klatka na rynku ma być doskonałym wyborem dla bardziej ambitnych amatorów czy fotografów podróżniczych i z pozoru ma wszystko, by zadowolić doskonałą większość odbiorców. Gdzie jest haczyk?
Powiemy od razu - nie ma. W przypadku modelu EOS RP producent gra w otwarte karty i jasno komunikuje, że jego celem było stworzenie aparatu, który pozwoliłby użytkownikom na wejście w system pełnoklatkowy jak najmniejszym kosztem. Biorąc pod uwagę rynkową cenę (6600 zł za body z adapterem do szkieł EF), od razu nasuwa się pytanie jakim więc kosztem body zostało wycenione tak przystępnie, że możemy w zasadzie mówić o nowym segmencie na rynku bezlusterkowców? Odpowiedź, zwłaszcza biorąc pod uwagę powściągliwą strategię producenta w kwestii uatrakcyjniania niższych modeli z oferty, zaskakuje. Stosunkowo niewielkim.
Oczywiście nie ma co ukrywać, że EOS RP, jak na świat pełnej klatki oferuje możliwości dość skromne, ale z drugiej strony w zupełności wystarczające, jak na potrzeby początkujących czy nawet zawodowców pracujących w kontrolowanych warunkach. Ale o tym za chwilę. Przede wszystkim trzeba jednak podkreślić, że przy pierwszym kontakcie nowy aparat robi znacznie lepsze wrażenie niż wynikałoby to ze specyfikacji.
Jadąc na spotkanie, na którym jeszcze przed premierą mieliśmy okazję poznać nowy aparat, spodziewaliśmy się przysłowiowej plastikowej zabaweczki, tymczasem EOS RP pod względem wykonania i ergonomii nie ma prawie żadnych kompleksów. Mimo że korpus jest stosunkowo niewielki (ale nie za mały) i wyjątkowo lekki (132,5 x 85,3 x 70 mm, 485 g), leży w dłoni naprawdę świetnie - niemal równie wygodnie jak pokazany jesienią EOS R. Ze swoim starszym bratem dzieli zresztą lwią część ergonomii, a według nas pod niektórymi względami wypada nawet lepiej od niego.
Bazujący na wciskanym pokrętle i ekranie pomocniczym, wątpliwej użyteczności system wyboru trybów zastąpiono starym, dobrym i szybkim w użyciu pokrętłem PASM, a nieco niższe i nieco mniejsze body sprawia, że kciukiem łatwiej dosięgnąć do górnego pokrętła funkcyjnego i dotykowo sterować punktem AF. Nie otrzymujemy tu co prawda dotykowego panelu funkcyjnego, który zadebiutował wraz modelem EOS R, ale jego wygoda też była kwestią dyskusyjną, także użytkownicy na pewno nie będą za nim bardzo tęsknić.
Po lewej EOS RP, po prawej EOS R
Poza tym otrzymujemy wszystkie te same możliwości obsługi, które czynią z wyższego modelu oryginalną konstrukcję, tj.: Tryb Flexible Priority (łatwe przełączenie się między trybami preselekcji przysłony i czasu, a trybem manualnym), możliwość wykorzystania pierścienia funkcyjnego obiektywów RF do sterowania parametrami ekspozycji, lub daną funkcją, zapis C-Raw (niemal dwukrotnie lżejsze pliki przy zachowaniu maksymalnej rozdzielczości) czy chyba najdoskonalszy na rynku system obsługi dotykowej.
Do tego nowe body jest uszczelnione i oferuje magnezową ramę (obudowa wykonana jest w większości z tworzywa, ale rdzeń aparatu oraz tylny panel zrobiono z metalu). Dość powiedzieć, że przy pierwszym spotkaniu aparat sprawia wrażenie bardzo solidnie wykonanego i pod względem wrażeniowym niczym nie ustępuje modelowi R. A nawet oferuje więcej.
Warto wspomnieć tu o opcjonalnym module przedłużenia gripu, który sprawia, że aparat staje się nawet większy od swojego brata, co może okazać się przydatne w przypadku pracy z cięższymi szkłami. Grip bardzo łatwo się dokręca i oferuje gwint statywowy. Do tego umożliwia wygodną wymianę karty lub baterii i widocznie podnosi komfort obsługi aparatu. Wyjątkowo praktyczne akcesorium, które powinno znaleźć się na celowniku większości użytkowników.
Gdzie więc upatrywać najważniejszych różnic konstrukcyjnych, rozgraniczających obydwa modele? Najistotniejszą i tą, która zapewne podzieli fotografów jest zastosowany akumulator. Mamy tu bowiem do czynienia z taką samą, jak w przypadku serii EOS-M i amatorskiej linii lustrzanek baterią LP-E17, której pojemność jest niemal dwa razy mniejsza od akumulatora LP-E6N zastosowanego w modelu EOS R (1000 mAh względem 1860 mAh). Biorąc pod uwagę i tak dość przeciętne osiągi R-ki, w przypadku EOS-a RP, aby móc cieszyć się nieskrępowaną pracą, będziemy musieli prawdopodobnie uzbroić się w 1-2 zapasowe baterie (specyfikacja szacuje wydajność akumulatora na 250 zdjęć). Jest to jednak rzecz, z którą da się żyć, a w niedalekiej perspektywie któraś z firm zewnętrznych zaoferuje zapewne jakąś formę battery gripa (oficjalnie battery grip dla tego modelu nie jest przewidziany).
Oprócz tego, otrzymujemy też nieco mniejszy wizjer elektroniczny (0,39 względem 0,5 cala, powiększenie 0,7x względem 0,76 x) o niższej rozdzielczości (2 360 000 punktów względem 3 600 000 punktów). Trzeba jednak przyznać, że różnica w jakości wyświetlanego obrazu nie jest drastyczna, a wizjer modelu EOS RP i tak oferuje na tyle duże powiększenie, byśmy nie odczuwali dyskomfortu. Jest też stosunkowo jasny, kontrastowy i nie smuży. Niższa rozdzielczość jest oczywiście zauważalna w bezpośrednim porównaniu, ale na pewno nie przekreśla pracy z wizjerem.
Mamy też do czynienia z nieco gorszym modułem obrotowego, dotykowego ekranu LCD. Podczas gdy w modelu R otrzymywaliśmy 3,15-calowy moduł o rozdzielczości 2,1 mln punktów, tutaj zaimplementowano 3-calowy ekran o rozdzielczości 1,04 mln punktów. Prawdę mówiąc nam trudno zauważyć widoczną różnicę między obydwoma systemami, choć na pewno w przypadku EOS-a R wygodniej prezentuje się podgląd zdjęcia w 100%-procentowym powiększeniu. Mimo to warto mieć na uwadze, że ekrany 1,04-milionowe były do niedawna (a w niektórych wypadkach nadal są) standardem, nie powinniśmy więc w żadnym wypadku odczuwać, że otrzymujemy gorsze komponenty. Ekran, jak zawsze w przypadku Canona sprawuje się niemal wzorowo. Jest jasny, klarowny i doskonale reaguje na dotyk.
Jedyny wyjątek stanowi kontrola punktu AF w przypadku spoglądania przez wizjer, gdzie położenie ramki wyświetlane jest z widocznym opóźnieniem względem ruchu palca na ekranie. Szkoda, zwłaszcza biorąc pod uwagę brak joysticka AF, ale można się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza gdy opcje kontroli punktu AF zawęzimy w opcjach aparatu do jednej kwarty ekranu - wtedy nawet niewielki ruch palcem spowoduje szybkie przesunięcie punktu AF.
Warto też zwrócić uwagę na mniej wygodne umiejscowienie slotu karty SD (na spodzie, obok baterii), różnice w złączach (USB C z możliwością ładowania, ale w wersji 2.0 zamiast 3.1) czy brak złącz umożliwiających podpięcie battery gripa z dodatkowym spustem migawki i przyciskami. To jednak kwestie zupełnie zrozumiałe przy założeniu, jakim kierował się Canon.
Więcej istotnych różnic skrywa jak zwykle wnętrze konstrukcji. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z 26-megapikselową matrycą (30 Mp w modelu EOS R) opartą na tym samym układzie co w przypadku lustrzanki EOS 6D Mark II. Puryści będą więc kręcić nosem na nieco zawężony zakres dynamiczny (niecałe 12 EV w modelu 6D Mark II), ale nie przesadzajmy - przez lata z sensorem o bardzo podobnych osiągach pracowali użytkownicy modelu EOS 5D Mark III i jakoś nie przeszkadzało im to w wykonywaniu pięknych zdjęć, a sam model był jednym z najchętniej kupowanych aparatów na rynku. Tutaj otrzymujemy dodatkowo najnowszej generacji procesor DIGIC 8, przez co mamy oczekiwać pewnej poprawy w kwestii jakości zdjęć JPEG czy szumów na wysokich czułościach, która to prezentowała się już bardzo dobrze w przypadku wspomnianego 6D Mark II.
W praktyce jest naprawdę nieźle. Dobre wrażenie robi w szczególności utrzymywanie kolorystyki na wyższych czułościach. Jeśli chodzi o szum, ten zacznie być bardziej widoczny dopiero w okolic ISO 1600-3200 (choć i tak tylko w dużym powiększeniu). Można uznać, że w przypadku publikacji internetowych bez problemu będziemy mogli eksploatować czułości aż do ISO 6400-12800. Powyżej szumy będą już mocno dawać się we znaki. Cieszy natomiast fakt, że aż do ISO 12800 nie będziemy mieć do czynienia z kolorowymi szumami, które były problemem wcześniejszych generacji matryc Canona.
Niestety tego, jak na razie nie mogliśmy sprawdzić, gdyż oglądany przez nas aparat był jeszcze modelem przedprodukcyjnym. Dziś jednak gościć będziemy na oficjalnej premierze, gdzie EOS-em RP będziemy mieli okazję fotografować. Zajrzyjcie więc tu po południu. Zaktualizujemy artykuł o zdjęcia przykładowe i więcej szczegółów na temat kluczowych aspektów funkcjonowania aparatu.
Również system AF jest nieco gorszy niż w modelu R, ale na pewno nie powinniśmy narzekać. To nadal jedna z najlepszych specyfikacji na rynku. Otrzymujemy 4779 aktywnych do wartości f/11 punktów detekcji fazy (5655 punktów w modelu R), pokrywających 88% kadru w poziomie i 100% kadru w pionie, czułych do - 5 EV (-6 EV w modelu R). Do tego producent twierdzi, że autofokus ustawia ostrość już w czasie 0,05 sekundy.
Prawdę mówiąc, nie zauważamy widocznej różnicy w skuteczności systemu AF względem modelu R. Autofokus ostrzy błyskawicznie i sprawnie, również w trudnych warunkach oświetleniowych. Doskonale radzi sobie także w trybie ciągłym. Choć testować mieliśmy okazję go na razie tylko przez chwilę, śmiało możemy stwierdzić, że to jeden z najlepszych układów na rynku. Jak by to powiedział Steve Jobs, "It just works".
Warto również wspomnieć, że w przypadku EOS-a RP tryb śledzenia oka działa także w przypadku ciągłego pomiaru AF i trybu seryjnego. System ten na pewno nie jest tak doskonały, jak w przypadku zaprezentowanego niedawno modelu Sony A6400, który to jest w stanie skutecznie śledzić oko nawet podczas dynamicznej akcji, ale bez problemu sprawdzi się w statycznej fotografii portretowej, czyli tam gdzie najczęściej będzie wykorzystywany. Do tego funkcja wykrywania oka działa także w trybie filmowym.
Autofokus Dual Pixel AF w trybie filmowym, jak już zdążył nas przyzwyczaić producent, działa naprawdę świetnie i umożliwia wykonywanie płynnych przeostrzeń bez problemów, którymi obarczona jest doskonała większość aparatów konkurencji. To naprawdę doskonałe ułatwienie, które przy mniej wymagających materiałach pozwoli nam w zupełności zrezygnować z manualnego ostrzenia. Dodatkowo w menu aparatu możemy personalizować kwestie związane z szybkością reakcji systemu AF.
Niestety korzyści płynące z tego rozwiązania będziemy mogli docenić wyłącznie w przypadku zapisu Full HD. W przypadku rozdzielczości 4K będziemy mieli do czynienia już tylko z detekcją kontrastu. Ale tryb 4K i tak nie będzie prawdopodobnie zbyt często eksploatowaną funkcją w przypadku modelu RP, a to dlatego, że podobnie jak w modelu EOS R mamy do czynienia z bardzo dużym współczynnikiem cropa (1,73 x), co sprawia, że przy tych ustawieniach praktyczne niemożliwe będzie uzyskanie szerokiego kąta widzenia.
Jak mogliśmy się spodziewać, nie otrzymujemy też profilu Log, a opcje wyboru klatkażu są dość mocno ograniczone - 24 kl./s dla rozdzielczości 4K i 25/50 kl.s w przypadku jakości Full HD, do tego tylko w kompresji IPB (szkoda, że producent wykluczył „filmowy” standard 24 kl./s dla trybu Full HD, który to przed laty udostępniał dość swobodnie). Oczywiście wszystko to oferowane tylko jako 8-bitowy zapis z próbkowaniem 4:2:0 (8 Bit, 4:2:2 możliwe w przypadku zewnętrznego rekorder). Oprócz tego, w trybie filmowym skorzystamy z udogodnień w postaci peakingu ostrości oraz złącza mikrofonowego i słuchawkowego.
Czy skromny tryb filmowy nowego aparatu to powód, by kolejny raz ganić producenta? Prawdę mówiąc, biorąc pod uwagę cenę i politykę firmy spodziewaliśmy, że w tej cenie nie zobaczymy nawet złącza mikrofonowego. Jesteśmy więc miło zaskoczeni, a sam aparat może okazać się bardzo wygodnym narzędziem do rejestracji filmów Full HD. Z racji baterii raczej nie wykorzystamy go do filmowania ślubu czy innych dłuższych zleceń, ale na potrzeby vlogów czy innych publikacji internetowych będzie jak znalazł. Zwłaszcza, że system Dual Pixel AF pozytywnie wybija się na tle właściwie całej konkurencji.
Po lewej EOS RP, po prawe EOS R
Niezbyt imponująco wypada tryb seryjny - 5 kl./s w przypadku pojedynczego pomiaru AF i tylko 4 kl./s w przypadku pomiaru ciągłego. W dzisiejszych czasach wartości te budzą raczej uśmiech, ale czy osobom, które nie zamierzają profesjonalnie fotografować sportu rzeczywiście potrzebne jest więcej? Canon zresztą stara się przekuć tę wadę w zaletę - zamiast skupiać się na skromnej prędkości serii, informuje, że w przypadku trybu seryjnego możemy cieszyć się nieograniczoną pojemnością bufora zarówno dla zapisu JPEG, jak i RAW.
Niestety tryb seryjny niedostępny będzie dla bezgłośnej migawki elektronicznej, której możliwości, podobnie jak w modelu EOS M50 (w którym pojawiła się po raz pierwszy) są mocno ograniczone - funkcja ta dostępna jest jedynie z poziomu trybu scen, co zmusza nas do zdania się na tryb automatyki aparatu. Szkoda. Wiemy, że aparat musi utrzymywać dystans do modelu EOS R, ale jednak funkcję tę bez problemu konkurencja udostępnia nawet w modelach zupełnie amatorskich. Pod tym względem akurat trudno zrozumieć upór Canona.
Wykaz konfigurowalnych przycisków w aparacie EOS RP
Standardowo na pokładzie znalazł się także moduł łączności Wi-Fi, który pozwoli na wygodne przysyłanie zdjęć i filmów na smartfona, a także na zdalne sterowanie aparatem z poziomu dedykowanej aplikacji. Mamy też pojawiającą się po raz pierwszy funkcję Focus Stacking, tryb interwału, który zapisze zdjęcia nie tylko jako gotowe filmy, ale także jak osobne pliki, możliwość wyciągania 8-megapikselowych klatek z materiału 4K oraz bardzo rozbudowane, jak na tego typu konstrukcję możliwości personalizacji (12 konfigurowalnych przycisków, 32 możliwe do przypisania funkcje oraz opcja dostosowania ustawień AF). Wszystko to sprawia, że aparat staje się bardzo uniwersalną konstrukcją jak na potrzeby amatora, a dla zawodowca może stać się przyjemnym aparatem zapasowym.
Czytając ten artykuł można zapewne odnieść wrażenie, że staramy się bronić tej - jak by nie patrzeć - dość skromnej, jak na dzisiejsze realia konstrukcji. Przecież nie może się ona równać praktycznie z żadną aktualną pełnoklatkową ofertą konkurencji. Jest to jednak model, którego, biorąc pod uwagę stale rosnące ceny aparatów, na rynku bardzo brakowało. Wygodny, lekki, poręczny i szybki w obsłudze aparat, który na dodatek oferuje pełną klatkę, obracany ekran, świetną obsługę dotykową oraz bardzo dobry system AF, a to wszystko w fantastycznej cenie. Do tego rozwijana w błyskawicznym tempie rodzina imponujących szkieł systemowych. Wbrew pozorom, wielu osobom nie potrzeba niczego więcej.
Z naszej perspektywy Canon EOS RP to aparat, którego trudno nie polubić i który na pewno stanie się sprzedażowym hitem tego roku. Ma bowiem wszystko, co potrzebne, by móc sprawnie fotografować i nie stara się udawać czegoś, czym nie jest. Producentowi należą się brawa za decyzję o wprowadzeniu takiego modelu do oferty, gdyż na pewno wywoła on niemałe zamieszanie na rynku, a firmie pozwoli przyciągnąć do systemu RF więcej użytkowników zainteresowanych aparatami bezlusterkowymi. Możemy się też spodziewać, że w niedalekiej przyszłości zaowocuje to wysypem podobnych konstrukcji konkurencji, co nam użytkownikom może wyjść tylko na dobre. Bo EOS RP to obecnie najtańsza nowa pełna klatka na rynku i żaden z producentów nie ma póki co w swoim arsenale aktualnej konstrukcji, która z nowym Canonem mogłaby zmierzyć się w tej „kategorii wagowej”.
Możemy oczywiście polemizować, że przecież na rynku wciąż dostępny jest o połowę tańszy, a podobny pod względem możliwości model Sony A7 czy też plasujący się w okolicy 5 tys. zł model A7 II, ale to już konstrukcje leciwe, dość powolne i toporne w obsłudze. Praca z EOS-em RP to natomiast czysta przyjemność, co sprawia, że po raz pierwszy od dawna to konkurencja będzie musiała pójść w ślad Canona, a nie odwrotnie. Miejmy nadzieję, że pełen test nie zepsuje doskonałego pierwszego wrażenia.