Sony A6400 - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe

Następca modelu A6300 wprowadza usprawnienia, które na pewno docenią zaawansowani amatorzy i osoby szukające aparatu do nagrywania vlogów i filmów do internetu. Nadal jednak ustępuje on plasowanemu wyżej, a już dostępnemu od pewnego czasu modelowi A6500. Czy to więc pozycja, którą warto się zainteresować?

Autor: Maciej Luśtyk

13 Luty 2019
Artykuł na: 17-22 minuty
Spis treści

Nowy Sony A6400 debiutuje na rynku jako następca modelu A6300, a jednocześnie tańsza alternatywa dla modelu A6500, który jak na możliwości hobbystów wyceniony jest ciągle nieco za wysoko. Ma być on więc ciekawą propozycją dla osób, którym niepotrzebne są bardziej zaawansowane funkcje pokroju pojemniejszego bufora czy systemu stabilizacji matrycy. Należy także dodać, że propozycją, która z punktu widzenia potencjalnej grupy docelowej wprowadza istotne usprawnienia względem poprzednika, a pod niektórymi względami wyprzedza nawet plasowany wyżej model A6500.

Body bez niespodzianek

Pod względem ergonomii aparat właściwie niczym nie zaskakuje. Otrzymujemy niemal identyczny układ przycisków i systematykę obsługi, co w modelach A6300 i A6500. Jednym będzie się ona podobać, innym nie, ale trzeba przyznać, że jest to układ, który pozwala na całkiem wygodną regulację wszystkich najpotrzebniejszych parametrów. Jedynymi różnicami względem A6500 jest obecność tylko jednego przycisku programowalnego na górnym panelu, zamiast dwóch oraz nieco płytszy grip.

Różnice te są jednak prawie nie odczuwalne, a obydwa aparaty leżą w ręce właściwie tak samo wygodnie i umożliwiają obsługę wszystkich przycisków i pokręteł bez odrywania ręki od gripu. Samo body serii A6XXX niektórym może jedynie wydać się zbyt niskie - gdy położymy na na nim rękę, korpus kończy się już na wysokości palca serdecznego, co sprawia, że musimy podkurczać dłoń. Na dłuższą metę może okazać się to mało komfortowe. Taka już uroda serii. Należy jednak pamiętać, że dzięki takiemu założeniu konstrukcja jest bardzo kompaktowa.

Model A6400 jako pierwszy w linii wprowadza natomiast odchylany o 180 dotykowy 3-calowy ekran LCD (rozdzielczość 921 tys. punktów). W porównaniu z innymi aparatami jest on nieco mniejszy (większość ekranów na rynku oferuje przekątną 3,2 cala), a także oferuje niższą rozdzielczość, ale nie jest to zanadto widoczne. Szkoda natomiast, że ekran nadal wydaje się niezbyt jasny i dość mocno odbija światło, co sprawi, że nie będzie on najwygodniejszy podczas pracy w mocnym słońcu. Wynagradza nam to jednak wspominana możliwość odchylenia go do przodu, co przysporzyć ma aparatowi większej popularności wśród vlogerów.

Trzeba przyznać, że funkcja odchylania została zaprojektowana mało subtelnie, niemniej jednak spełnia swoje zadanie. Nieco zbyt krótkie zawiasy sprawiają, że nie cały ekran wystaje poza obrys aparatu, a do tego całość staje się mało praktyczna w przypadku zamocowania na stopce mikrofonu. Dlaczego wobec tego nie zdecydowano się na ekran obracany? Przedstawiciele Sony twierdzą, że zadaniem projektantów A6400 było udoskonalenie już istniejącej konstrukcji, a nie wymyślanie jej od nowa. Poza tym, obracany ekran kolidowałby ze złączami po lewej stronie. Choć argumenty te są sprawą dyskusyjną, raczej nie powinniśmy narzekać na taką, a nie inną implementację odchylanego ekranu - dla większości osób zainteresowanych filmowaniem bardziej na poważnie nie będzie problemem dokupienie płytki L-kształtnej i zamocowanie mikrofonu z boku aparatu.

Dużo bardziej istotnym zarzutem może być to, że obsługa dotykowa - jak zwykle w przypadku Sony - jest jednak bardziej ograniczona niż u konkurencji i sprowadza się właściwie jedynie do kontroli punktu AF, wyzwalania migawki oraz powiększenia zdjęcia w podglądzie. O dotykowej kontroli menu pomocniczego i głównego możemy na razie zapomnieć. Otrzymujemy natomiast możliwość wykorzystania ekranu jako „dotykowego” joysticka AF podczas patrzenia przez wizjer. Funkcję tę znamy już z innych aparatów i trzeba przyznać, że tutaj sprawdza się bardzo dobrze.

Nic nie zmieniło się także pod względem wizjera (nadal tylko 2,35 Mp, ale za to jasny i z wygodną muszlą oczną), żywotności baterii (około 400 zdjęć na jednym ładowaniu) czy szybkości pracy (aparat nadal wydaje się reagować z delikatnym opóźnieniem na ruchy pokręteł czy wciśnięcie niektórych przycisków). Niewielką zmianą konstrukcyjną jest natomiast zastąpienie tylnego magnezowego panelu tworzywem, dzięki czemu aparat lepiej radzić ma sobie z odprowadzaniem ciepła. Pod względem ogólnych wrażeń z obsługi A6400 jest więc aktualizacją dosyć skromną (choć dla filmujących na pewno istotną), ale zanim zaczniemy ferować wyroki zajrzyjmy także do wnętrza, gdzie znajdziemy więcej ciekawych usprawnień.

Przede wszystkim wydajność

Główną nowością modelu A6400 jest nowy, oparty o 425 punktów detekcji fazy, pokrywający 84% kadru układ AF. Choć punktów jest tyle samo, co w przypadku poprzednika, otrzymujemy jeszcze krótszy czas ustawiania ostrości (wg producenta 0,02 s) oraz bazujące na „sztucznej inteligencji” systemy śledzenia obiektu i oka ochrzczone przez Sony mianem Real Time Eye AF i Real Time AF Tracking. Wraz z aktualizacją, która pojawić ma się latem otrzymamy także opcję rozpoznawania oka u zwierząt.

Układ punktów AF w kadrze aparatu A6400

Nowy układ AF producent określa mianem rewolucyjnego. Czy rzeczywiście taki jest? I tak i nie. Choć aparatu nie mieliśmy okazji sprawdzić w różnorodnych warunkach, wydaje się, że producent przede wszystkim skupił się na rozwijaniu pomiaru ciągłego, zapominając nieco o trybie pojedynczym. Ostrość rzeczywiście blokowana jest bardzo szybko, ale podczas wykonywania zdjęć kilkukrotnie zdarzyło się, że aparat miał problem z potwierdzeniem ostrości w przypadku - wydawałoby się - całkiem dobrze oświetlonych obiektów (obiektyw 55 mm f/1.8). W trybie pojedynczym nie zaimponował nam także tryb wykrywania oka i twarzy. Raz aparat wykrywał oko, innym razem samą twarz, czasem też ustawiał ramkę AF niedokładnie, co sprawiało, że mieliśmy wrażenie iż nie mamy w tym trybie dostatecznej kontroli. Bliżej tej kwestii przyjrzymy się w pełnym teście aparatu.

 

Co ciekawe, aparat fenomenalnie wręcz radzi sobie w przypadku autofokusu ciągłego. Tak szybkiego systemu śledzenia obiektów i oka chyba jeszcze nie widzieliśmy. Imponujące osiągi system AF zawdzięcza temu, że dzięki usprawnionej technologii rozpoznawania obiektów aparat wie, że w danym wypadku ma do czynienia z ludzką sylwetką i przewiduje jej ruchy. Dzięki temu, gdy model na przykład chwilowo się odwróci lub zniknie za przeszkodą, autofokus bezbłędnie i błyskawicznie ponownie podejmie śledzenie jeśli oko, lub zaznaczony obiekt znów pojawi się w kadrze. O tym, jak usprawniony system wykrywania oka radzi sobie w praktyce możecie zobaczyć na poniższym filmiku. Warto dodać jeszcze, że w modelu A6400 funkcja wykrywania oka aktywowana jest standardowo przy wciśnięciu do połowy spustu migawki i nie wymaga wciskania  osobnego przycisku. Możemy też wybrać, na które oko ma być ustawiana ostrość. W odróżnieniu od trybu śledzenia obiektu, funkcja Eye AF nie jest jednak dostępna w przypadku trybu filmowego.

Oprócz tego, otrzymuje większą wydajność trybu seryjnego oraz pojemność bufora. Choć podobnie jak u poprzednika maksymalna prędkość serii dla migawki mechanicznej wynosi 11 kl./s to otrzymujemy znaczną poprawę w przypadku migawki elektronicznej (8 kl./s), czym aparat przebija nie tylko poprzednika, ale także model A6500. Do tego bufor pozwoli nam teraz na zapisanie 116 zdjęć JPEG lub 46 RAW-ów w serii. To mniej niż w przypadku modelu A6500, ale i tak będziemy w stanie zapisać około 10-sekundowe serię - na potrzeby amatora w zupełności wystarczająco. Bardziej wydajny jest też sam moduł migawki, którego żywotność producent ocenił na 200 tys. cykli. Nie jest to wartość gwarantowana, na którą opiewałaby gwarancja, niemniej jednak producent daje do zrozumienia, że możemy liczyć na dwukrotnie dłuższą bezproblemową jej eksploatację.

Jakość obrazu

Jeżeli chodzi o jakość zdjęć, nie zauważymy tu istotnej różnicy między modelami A6300 i A6500. Nadal mamy tu do czynienia z 24-milionową matrycą CMOS w formacie APS-C, tym razem jednak wspierana jest ona procesorem obrazu zaczerpniętym z flagowego modelu A9. Pozwoliło to między innymi zwiększyć maksymalną rozszerzoną czułość do ISO 102400, ale jak zapewniają przedstawiciele Sony, fizyczne możliwości sensora pozostały takie same. Jak więc prezentuje się jakość obrazu? Zobaczcie sami.

ISO 100

ISO 200

ISO 400

ISO 800

ISO 1600

ISO 3200

ISO 6400

ISO 12800

ISO 25600

ISO 51200

ISO 102400

Zdjęcia JPEG należy pochwalić za ostrość, szczegółowość i niezłą reprodukcję kolorów, choć automatyczny balans miewa tendencję do wpadania w zimniejsze tony. Dobrze wypada także kwestia zaszumienia wysokich czułości. Ogólnie rzecz biorąc, jak na APS-C jest bardzo dobrze, a trzeba też pamiętać, że dużo więcej aparat pokaże w lepszych warunkach oświetleniowych.

Podczas fotografowania w oczy rzuca się niestety mocno brak stabilizacji matrycy, co przy tego typu lekkiej konstrukcji będzie wymagało dużej uwagi podczas wykonywania zdjęć. Sony w parze z innymi producentami przyzwyczaiło nas już do świetnie działających systemów stabilizacji sensora, które pozwalają na bezproblemowe, frywolne fotografowanie jedną ręką i tego, że możemy zapomnieć o odpowiednim balansowaniu aparatu w dłoniach. Tutaj niestety tak nie jest - większość zdjęć wykonywanych poniżej 1/125 s będzie już mocno narażona na poruszenia.

Aparat dla vlogera?

Sony reklamuje nowy produkt jako idealny aparat dla vlogera. Czy rzeczywiście takim jest? Możemy stwierdzić, że tak, o ile ograniczymy się do jakości Full HD. Dlaczego? Mimo nowego procesora, Sony A6400 cierpi na te same wady, co jego poprzednik. Wymienić należy tu chociażby współczynnik cropa 1,3 x przy nagrywaniu w 4K 30 kl./s (brak cropa w przypadku klatkażu 24 kl./s) oraz fakt, że nadal mamy do czynienia z dość mocno widocznym efektem rolling shutter. Warto dodać, że poniższy przykład rejestrowaliśmy z mało obciążającym dla sensora czasem migawki 1/50 s. W przypadku jakichkolwiek krótszych czasów efekt ten będzie dużo bardziej widoczny.

 

Kolejny raz doskwiera też brak stabilizacji, który w trybie filmowym uwidacznia się być może nawet bardziej niż przy fotografowaniu. Poniższy filmik nagraliśmy korzystając z ultraszerokokątnego obiektywu 10-16 mm z optyczną stabilizacją obrazu, poruszenia i tak były więc dosyć skutecznie niwelowane. Jak widać, w przypadku bardziej dynamicznych vlogów i materiałów, nie obejdziemy się bez gimbala.

Bardzo dobre wrażenie robi natomiast sama jakość materiałów, a to za sprawą tego, że poza trybem 4K 30 kl./s aparat zbiera informacje ze wszystkich pikseli matrycy (rozdzielczość 6K) i dopiero skaluje materiał do wyjściowych rozdzielczości 4K lub Full HD. Aparat pozwoli też na uzyskanie efektu zwolnionego tempa, gdyż w jakości Full HD pozwala na rejestrację z prędkością do 120 kl.s (choć w tym wypadku też będziemy mieć do czynienia z delikatnym cropem).

 

Osoby filmujące docenią też nowe możliwości trybu filmowego, takie jak zdjęcie limitu na długość pojedynczego klipu, opcję zwiększenia tolerancji czujnika ciepła o 2 stopnie Celsjusza (zapobiegnie przedwczesnemu wyłączaniu aparatu z powodu przegrzania) czy możliwość zapisania materiału o rozszerzonym zakresie dynamicznym w trybie HLG (Hybrid Log Gamma). To wszystko oczywiście przy akompaniamencie znanych już z wcześniejszych konstrukcji rozbudowanych funkcji trybu filmowego: złącza mikrofonowego, płaskich profili S-Log, bardzo dobrze działającego peakingu ostrości, czy wreszcie wspomnianego już odchylanego o 180 stopni ekranu dotykowego. Nie zapominajmy też o obecnym w trybie filmowym, usprawnionym systemie śledzenia obiektów, który prezentuje się bardzo obiecująco. Szkoda jedynie, że na pokładzie zabrakło złącza słuchawkowego, nie zapominajmy jednak, że to aparat ze średniego segmentu.

W kwestii filmowania aparat nie wprowadza więc rewolucji, a raczej firmware’owe poprawki, niemniej jednak staje się ciekawą aktualizacją dla poprzednika, którą docenią potencjalni zainteresowani. Zwłaszcza, że aparat na starcie został wyceniony dużo atrakcyjniej od modelu A6300.

Pierwsze wnioski

Czy więc warto wybrać model A6400 zamiast poprzednika, którego cena przez lata zdążyła już mocno spaść? Jeśli naszym celem jest realizacja materiałów wideo - na pewno tak. Choć usprawnienia są stosunkowo niewielkie, to jednak wnoszą widocznie większą wygodę pracy. W przypadku fotografowania wybór nie będzie już jednak tak oczywisty. Oczywiście mamy tu do czynienia z dużo sprawniejszym układem ciągłego AF, co docenią wszyscy zainteresowani sportem czy fotografią zwierząt, w innych wypadkach użytkownicy nie odczują jednak większej różnicy. Warto przy tym dodać, że to już ostatnia chwila na ewentualny zakup modelu A6300. Według producenta już niebawem wycofany ma on zostać z rynku, toteż mało kto przed wspomnianym dylematem będzie stawał. Należałoby się raczej zastanawiać czy warto dokładać do modelu A6500.

Nowy Sony A6400 to z pewnością aparat bardzo funkcjonalny, który podobnie jak poprzednie modele z serii ma szansę przypaść do gustu większości potencjalnych użytkowników, niezależnie od rodzaju wykonywanej fotografii. Oczywiście konstrukcja nadal ma swoje widoczne, i dla wielu uprzykrzające pracę wady, ale przy takiej cenie (4500 zł za body, 4999 zł w zestawie z obiektywem 16-50 mm) trudno będzie nam znaleźć równie uniwersalny i upakowany funkcjami model.

Dodaj ocenę i odbierz darmowy e-book
Digital Camera Polska
Spis treści

Poprzednia

1

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Sony A1 II + FE 28-70 mm f/2 GM - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe (RAW)
Sony A1 II + FE 28-70 mm f/2 GM - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe (RAW)
Sony kończy rok z przytupem, prezentując dwie iście profesjonalne konstrukcje - najnowszy flagowy korpus Sony A1 II i uniwersalny, superjasny zoom średniego zasięgu. Czy nowy korpus...
15
Nikon Z50 II - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe (RAW)
Nikon Z50 II - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe (RAW)
Po pięciu latach Nikon prezentuje wreszcie następcę pierwszego amatorskiego korpusu w systemie Z. To nadal ta sama matryca, ale lepsza wydajność, bardziej rozbudowana ergonomia i...
23
Fujifilm X-M5 - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe [RAW]
Fujifilm X-M5 - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe [RAW]
Nowy Fujifilm X-M5 to najtańszy aparat w systemie, ale pod względem możliwości daleko mu do typowego amatorskiego korpusu. Czy to możliwe, że Fujifilm zrobiło wymarzony aparat dla...
33
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (5)