Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Wszystko zaczęło się, gdy w jego ręce wpadły przypadkiem dwie książki: „Teeenage Lust” Larry'ego Clarka oraz „The Ballad of Sexual Dependency” Nan Goldin. Deskorolkowa fotografia Eda Templetona wydaje się być dokładnie wypadkową stylu tych dwóch ikon amerykańskiego dokumentu.
Templeton dorastał w Kalifornii. Wielokrotnie przenosił się wraz z rodzicami zanim w końcu osiadł w Huntington Beach. To tam, patrząc na starszych kolegów zafascynował się deskorolką. Zaczął jeździć w 1985 a już w 1990 r., na miesiąc przed ukończeniem szkoły średniej, podpisał pierwszy kontrakt sponsorski. Był zawodowym (i jednym z najlepszych w historii) skaterem przez 22 lata. Jego karierę zakończyła ostatecznie poważna kontuzja w 2012 r.
W 1995 stworzył własną firmę deskorolkową Toy Machine. Wspierany przez przyjaciół, również pro-skaterów, podróżował po USA i Europie promując swoje produkty, kręcąc klipy i przede wszystkim organizując deskorolkowe pokazy. Zapraszani przez lokalne skateshopy gromadzili tłumy fanów, dla których byli jak gwiazdy rocka, w końcu miesiącami byli w trasie, spali w podrzędnych hotelach, imprezowali, podrywali dziewczyny i oczywiście dużo jeździli na desce, odgrywając przed publicznością swoje popisowe numery.
Templeton był nieco starszy od reszty i już żonaty. Nie pił alkoholu, nie jadł mięsa, odpowiadał za biznesową stronę każdej trasy. Ale tak samo kochał tę wolność – życie w drodze, potyczki z gliniarzami i adrenalinę wyzwalaną przez agresywną jazdę. Dokumentował te podróże na filmie 35 mm przez łącznie 17 lat, „Wires crossed” jest więc rodzajem dziennika (choć zdjęcia nie są ułożone chronologiczne) i autobiografii a jednocześnie fascynującym dokumentem barwnej subkultury czasów „przedsmartfonowych”.
Dla mojego pokolenia, dorastających pod koniec lat 90., to też podróż sentymentalna. Książka przypomina i opowiada świat, który my znaliśmy z teledysków, pierwszych skate'owych zinów oraz podawanych sobie na kasetach VHS filmów, takich jak „Requiem dla snu” Darrena Aronofsky'ego czy, kultowy już, „Kids”, wspomnianego już Larry'ego Clarka.
Album jest jak film drogi. Kolejne podróże odbywamy wspólnie z bohaterami widząc ich okiem uważnego obserwatora, dopuszczonego tam, gdzie nikt inny nie miałby dostępu. Zdjęcia są szczere i naturalne a ich bohaterowie głośni, beztroscy, roześmiani. Dumnie prezentują swoje sine od upadków pośladki, spuchnięte łokcie i zakrwawione głowy. Widzimy ich śpiących w vanie, napychających się paskudnym żarciem i studiujących uważnie pornograficzne świerszczyki. Uciekających przed ochroną, całujących się z dziewczynami i wymiotujących od alkoholu...
Ale za fasadą tych roześmianych twarzy szybko dostrzegamy też po prostu grupę niepewnych siebie małolatów poszukujących sensu i swojego miejsca na ziemi. Serie imprezowych snapów przecinają też piękne i ciche czarno-białe portrety. Ładnie uchwycone i starannie skomponowane. Odręczne, obszerne podpisy do zdjęć, dodają im intymności a całości charakteru kroniki, czy wręcz pamiętnika.
Templeton dopowiada w nich historie niewidoczne na zdjęciach i wspomina przyjaciół, których losy nie potoczyły się zbyt fortunnie - zmarnowali życie przez używki lub nadal leczą się z uzależnień – ale też tych, którym deskorolka dała szansę na lepsze życie i przerwanie diabelskiego cyklu przechodzącej z pokolenia na pokolenie biedy i patologii.
„Wires crossed” to idiom oznaczający brak zrozumienia – w tym przypadku zapewne dla skaterów, którzy z niewyjaśnionych powodów permanentnie nadwyrężają swoje zdrowie alkoholem, narkotykami oraz wykonując ryzykowne triki. Jak tłumaczy to sam Templeton, by jeździć na desce, trzeba mieć gdzieś w głowie tytułowy luźny przewód. Zaznacza jednak, że mówi to w jak najbardziej pozytywnym sensie.
--
Album cieszy się dużą popularnością i na stronie wydawcy jest już wyprzedany. Swój egzemplarz możecie nadal zamówić na Bookoff.pl