Olympus PEN-F - historia legendy

Autor: Maciej Luśtyk

1 Marzec 2016
Artykuł na: 17-22 minuty

Aparaty z linii PEN większości osób kojarzą się z niewielkimi, zaawansowanymi cyfrówkami, ale historia serii sięga aż końca lat 50. XX wieku, gdy konstrukcja pewnego młodego inżyniera wywołała niemałą rewolucję w branży fotograficznej.

Historia kompaktowości

Debiutująca w 2009 roku cyfrowa linia Olympus PEN była sensacją, która położyła podwaliny pod obecny wygląd rynku aparatów bezlusterkowych. Po raz pierwszy od czasów analogowych otrzymaliśmy bowiem superkompaktowy, zaawansowany aparat cyfrowy, wykorzystujący system wymiennych obiektywów, co otworzyło przed entuzjastami fotografowania nowe możliwości. W zmniejszeniu gabarytów pomógł opracowany wspólnie z firmą Panasonic standard matryc Mikro Cztery Trzecie, które są na tyle duże, by dostarczyć wysoką jakość obrazu i na tyle małe, by można je było umieścić nawet w bardzo kompaktowym body.

Kolejne, coraz bardziej zaawansowane generacje aparatów zdążyły już zagościć w zbiorowej świadomości fotografów jako rozwiązanie zamykające względnie profesjonalne możliwości w lekkim opakowaniu, które bez problemu zmieścimy do kieszeni kurtki, lub torebki. Prawdopodobnie dlatego aparaty cieszą się dużą popularnością również wśród piękniejszej części fotograficznej społeczności. Miesiąc temu na rynku zadebiutował stylizowany na klasyczny aparat analogowy model Olympus PEN-F, a historia serii zatoczyła koło. Nie wszyscy mogą bowiem wiedzieć, że początki linii PEN sięgają aż końca lat 50. XX wieku.

Gdy w pierwszej połowie zeszłego stulecia Leica weszła na rynek z pierwszym aparatem wykorzystującym film 35 mm, jego stosunkowo niewielkie rozmiary, a przy tym możliwości, które oferował, podbiły serca fotografów na całym świecie. W ślady niemieckiego producenta poszły inne firmy, a kolejne lata były mniej lub bardziej udanymi próbami zdetronizowania prekursora rynku. Pod koniec lat 40., po wznowieniu działalności przerwanej II wojną światową, na rynku pojawiła się pierwsza konstrukcja Olympusa wykorzystująca film małoobrazkowy - Olympus 35 I. Dzięki niewielkim gabarytom i efektywności obsługi otrzymał miano “kieszonkowca”. Zaawansowany mechanizm przesuwu filmu i wyzwalania migawki sprawiały bowiem, że aparat -przynajmniej według ówczesnych fotografów - szybkością dorównywać miał kieszonkowcom wyciągającym nasze portfele.

Przez następne lata Olympus rozwijał koncepcję aparatu dalmierzowego na film 35 mm, tworząc coraz bardziej zaawansowane konstrukcje, by w 1958 roku zaprezentować pierwszy model z systemem wymiennych obiektywów - Olympus Ace. Aparaty ciągle były jednak zbyt drogie, by spopularyzować fotografię wśród większej części społeczeństwa. Leica III kosztowała wówczas około 200 tys. jenów, czyli mniej więcej 550 dolarów, co w przeliczeniu na obecną wartość dolara daje $4500. Ale nawet dziesięciokrotnie tańsze konstrukcje Olympusa były poza zasięgiem większości osób. W latach 50. średnia pensja japońskiego pracownika rządowego wynosiła około 7 tys. jenów, nie mówiąc już o zarobkach zwykłych obywateli. Rewolucja była jednak bardzo blisko, a jej ojcem stał się młody konstruktor, Yoshihisa Maitani, który dopiero co rozpoczął swoją pracę u japońskiego producenta optyki. Rewolucja, która jak to często bywa, była połączeniem przypadku, szczęścia i wizjonerstwa.

Młody wizjoner

Maitani od wczensych lat zainteresowany był fotografią jednak nigdy nie myślał, że zwiąże z nią swoją karierę, przynajmniej jako fotograf. Z braku lepszego wyboru zdecydował się studiować inżynierię samochodową na tokijskim uniwersytecie Waseda. Ciągle jednak zamiast zgłębiać arkana turbosprężarek spędzał czas na fotografowaniu i rozmyślaniu czy aby na pewno wybrał dobrą drogę. Rozwiązanie jego wątpliwości nadeszło z zewnątrz. Eiichi Sakurai, konstruktor pierwszego aparatu Olympusa, natrafił przypadkiem na patent nowatorskiego, kompaktowego aparatu, który Maitani złożył będąc jeszcze na studiach. Łamiąc zasady korporacyjnego protokołu, Sakurai osobiście zaproponował Maitaniemu dołączenie do zespołu Olympusa.

Pierwsze kroki w nowej firmie nie były jednak łatwe. Mimo kilku nagród fotograficznych na koncie oraz wiedzy, którą zdobył na studiach, posiadał dość niewielkie umiejętności w zakresie projektowania aparatów. Maitani został przeniesiony do fabryki, gdzie przez dwa lata miał zdobywać praktyczne doświadczenie. Gdy po tym czasie powrócił do działu projektowania, starsi współpracownicy nie mieli czasu na wdrażanie go w aktualne projekty, zaproponowali więc by sam spróbował coś zaprojektować.

Poprzeczkę postawił sobie dość wysoko. Za cel obrał stworzenie aparatu, który kosztowałby połowę jego miesięcznej pensji - 6000 jenów, czyli około 1/4 tego za ile można było wówczas nabyć najtańszy aparat na rynku. Pomysł spodobał się przełożonym, którzy dali Maitaniemu zielone światło na dalszy rozwój konstrukcji, choć w istocie nikt nie przywiązywał większej wagi do projektu treningowego nowo przybyłego pracownika.

Spis treści:


1. Hobby dla wybranych
2. Aparat dla mas
3. Profesjonalny PEN
4. Kompaktowe dziedzictwo

Poprzednia

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
Jeden, aby rządzić wszystkimi? Plecaki Peak Design Outdoor w praktyce
Jeden, aby rządzić wszystkimi? Plecaki Peak Design Outdoor w praktyce
Plecaki Peak Design Outdoor mają być doskonałą propozycją na terenowe wycieczki z aparatem. O tym, co mają do zaoferowania opowiada fotograf i podróżnik Przemek Jakubczyk.
20
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
9
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
24
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (10)
zamknij
Partner:
Zagłosuj
Na najlepsze produkty i wydarzenia roku 2024
nie teraz
nie pokazuj tego więcej
Głosuj