Aparaty z linii PEN większości osób kojarzą się z niewielkimi, zaawansowanymi cyfrówkami, ale historia serii sięga aż końca lat 50. XX wieku, gdy konstrukcja pewnego młodego inżyniera wywołała niemałą rewolucję w branży fotograficznej.
System dla profesjonalistów
Pierwsze generacje aparatów z serii Pen cieszyły się ogromną popularnością wśród zwykłych fotografujących, chciano jednak zainteresować nimi także rzeszę profesjonalistów. Olympus postanowił więc kolejny raz skorzystać z talentu Maitaniego. Tym razem założeniem był wysokiej klasy kompaktowy aparat półklatkowy, który usatysfakcjonować miał zarówno niedzielnych fotografów jak i zawodowców, a dodatkowo, podobnie jak modele Pen, być oferowanym w przystępnej cenie. Tak narodził się Olympus PEN F, który dzięki lustrzankowej konstrukcji pozwalał na podgląd rzeczywistego obrazu w wizjerze i oferował bogaty system prawie 20 różnych obiektywów. Standardowo oferowany był w zestawie ze szkłami 38 mm f/1.8 lub 40 mm f/1.4, w cenach odpowiednio $140 i $170. W ofercie znajdywało się także wiele akcesoriów, ciekawe zoomy, a nawet teleobiektyw 800 mm. Producentowi nie brakowało rozmachu.
Na tamte czasy system był naprawdę rewolucyjny. Na uwagę zasługuje szczególnie sprytny układ luster, który umożliwił zachowanie kompaktowych wymiarów aparatu, a także obrotowy mechanizm migawki, pozwalający na synchronizację błysku flasha z czasami do 1/500 s. Aparat nie posiadał wbudowanego światłomierza, ale oferował miernik zewnętrzny, montowany na pokrętło czasów migawki znajdujące się na przednim panelu. Pomiar TTL pojawił się wraz zaprezentowanym 3 lata później modelem Pen FT, który koronował półklatkową serię producenta. Nowy aparat wprowadził też usprawniony mechanizm przesuwu filmu, który wymagał od użytkownika wykonania tylko jednego ruchu, a także wbudowany wyzwalacz czasowy.
Z takimi możliwościami i szeroką gamą obiektywów aparat nie ustępował wielu profesjonalnym konstrukcjom. Warto też zwrócić uwagę jak w owym czasie był reklamowany. Przede wszystkim, podobnie jak w przypadku dzisiejszych bezlusterkowców, podkreślano kompaktowość i prostotę obsługi. „Znasz widok turystów, którzy by zrobić dobre zdjęcie noszą ze sobą masę ciężkiego sprzętu? Ty z Olympusem Pen zrobisz je z lekkością”, „Wielu sądzi, że to najbardziej zaawansowany system pomiaru światła. My tylko twierdzimy, że jest najłatwiejszy w użyciu”, „Czy to może być lustrzanka?”, „To aparat, którego szukali profesjonaliści, ale tak prosty, że poradzi sobie z nim każdy” - to tylko kilka ze sloganów promujących nowy system.
Aby rozreklamować aparat wśród bardziej zaawansowanych fotografów, do promocji aparatów zatrudniono znane nazwiska, między innymi fotografa W. Eugene Smitha, który na reklamie z papierosem w ustach zastanawiał się nad powodami, dla których w swojej pracy korzysta z systemu Olympusa. Tutaj też nacisk stawiano na niewielkie gabaryty, będące wynikiem zastosowania rewolucyjnego systemu luster.
Oryginalna konstrukcja zyskała rzeszę oddanych wyznawców, a model PEN F z biegiem lat stał się pozycją kultową, do której chętnie wracano nawet kilka dekad później. Do tej pory pozostaje najmniejszym i najbardziej rozbudowanym lustrzankowym systemem jaki kiedykolwiek powstał. Aparaty z serii PEN są zresztą jednymi z najlepiej sprzedających się aparatów w historii. Łącznie sprzedano około 17 milionów różnych egzemplarzy i to w latach, gdy fotografia ciągle była dość elitarnym hobby. Nic dziwnego. To w końcu seria, która sprawiła, że fotografować mógł każdy. Za sprawą lustrzankowej rewolucji końca lat 60. rozwój półklatkowego systemu odszedł na dalszy plan, ale rozwiązania opracowane na potrzeby serii wykorzystywano z powodzeniem jeszcze wiele lat później.
Spis treści:
1. Hobby dla wybranych
2. Aparat dla mas
3. Profesjonalny PEN
4. Kompaktowe dziedzictwo