Olympus PEN-F - historia legendy

Autor: Maciej Luśtyk

1 Marzec 2016
Artykuł na: 17-22 minuty

Aparaty z linii PEN większości osób kojarzą się z niewielkimi, zaawansowanymi cyfrówkami, ale historia serii sięga aż końca lat 50. XX wieku, gdy konstrukcja pewnego młodego inżyniera wywołała niemałą rewolucję w branży fotograficznej.

 

Aparat dla wszystkich


Maitani wiedział, że aparat „dla mas” musi być kompaktowy, ale również tani w obsłudze. Stąd wziął się pomysł na konstrukcję półklatkową, która przy każdej ekspozycji naświetlałaby jedynie połowę obszaru standardowej klatki filmu 35 mm. Dzięki temu fotografujący na jednym filmie byliby w stanie wykonać dwa razy więcej zdjęć niż przy użyciu zwykłego aparatu. Rozwiązanie to miało jednak swoje minusy - z racji użycia mniejszego formatu, po powiększeniu zdjęcia były mniej szczegółowe. Niedoskonałości musiała więc nadrabiać optyka. Młody projektant zwrócił się do działu produkcji obiektywów z zadaniem stworzenia szkła, które właściwościami dorównywałoby produkcjom Leiki.

Być może na korzyść przyszłej konstrukcji wyszło to, że wyprodukowanie żądanego obiektywu pochłonęło cały budżet przeznaczony na aparat. Aby ukończyć projekt musiano więc postawić na proste i tanie rozwiązania. Tak powstał Olympus 18 - prototyp pierwszego PEN-a. Jednak to problemy organizacyjne, a nie techniczne były największą przeszkodą w stworzeniu aparatu. Mało brakowało, a aparat w ogóle by nie powstał. Mimo decyzji dającej zielone światło masowej produkcji aparatu, jego wytworzenia odmówił właściciel fabryki Olympusa, uznając aparat za zabawkę, na którą nie ma zbytu. Koniec końców produkcję zlecono zewnętrznej firmie, a aparatowi nadano nazwę PEN, gdyż w założeniu miał być prosty i poręczny jak zwykły ołówek.

- Podczas swojej 65-letniej kariery używałem i pokochałem wiele aparatów, ale ten był jednym z moich ulubionych. Powody są proste - był kompaktowy, łatwy w obsłudze, oferował świetny zakres ostrości i pozwalał na wykonanie aż 72 klatek na jednym filmie, dzięki czemu fotografowanie nim stawało się tanie - mówi żywa legenda reportażu Harold Feinstein

Gdy tylko w 1959 roku pierwszy PEN trafił do sklepów, od razu stał się hitem. Do tego stopnia, że Olympus nie wyrabiał z jego produkcją. W obecnych czasach producenci wytwarzali miesięcznie najwyżej kilkaset sztuk danego modelu. Najbardziej popularny wówczas aparat w ofercie firmy, Olympus Wide, ledwo dobijał do tysiąca egzemplarzy. W przypadku PEN-a produkcję zoptymalizowano na 5000 sztuk, co i tak szybko okazało niewystarczające.

Coś dla kobiet

Sukces aparatu popchnął projektanta do dalszego udoskonalania konstrukcji, w szczególności jego obsługi. Maitani chciał w szczególności spopularyzować go wśród kobiet, które stanowiły jedynie około 2% ówczesnych użytkowników aparatów. Tak powstał zaprezentowany dwa lata później Olympus Pen EE, który oferował obiektyw ze stałą ostrością, stały czas migawki 1/60 s i automatyczną korekcją przysłony. Tym samym wykonywanie dobrze naświetlonych zdjęć wymagało jedynie wciśnięcia spustu migawki. Pomysł prostego, niewymagającego kompaktu okazał się strzałem w dziesiątkę. Według danych, po premierze modelu EE odsetek żeńskich nabywców aparatu wzrósł do 33%. Warto tu wspomnieć, że mimo kolejnego sukcesu rynkowego, konstrukcja spotkała się z wieloma głosami krytyki, płynącymi z branży fotograficznej. Japoński Instytut ds. testów i inspekcji akcesoriów fotograficznych (JCII) domagał się nawet zaprzestania jego produkcji, tłumacząc to tym, że konstrukcja Olympusa nie jest prawdziwym aparatem.

Producent jednak dalej rozwijał swoją koncepcję, wraz z nowymi modelami wprowadzając kolejne udogodnienia, między innymi automatyczny dobór czasów migawki, jaśniejszy obiektyw, krótsze czasy naświetlania i wygodną, krokową regulację ostrości. Pierwszą część historii linii Pen zamyka pokazany w 1962 roku, najbardziej profesjonalny model PenD, oferujący obiektyw F.Zuiko o świetle f/1.9, szybką migawkę pozwalającą na pracę z czasami do 1/500 s, pełną manualną kontrolę nad ekspozycją i wbudowany światłomierz, którego wskazania na bieżąco można było odczytać w okienku na górnym panelu (później pojawiła się także wersja z obiektywem f/1.7). W 1965 roku pokazano jeszcze model Pen EM, który wprowadzał między innymi elektronicznie sterowaną migawkę i system automatycznego przesuwu filmu. Niestety mimo zaawansowanej technologii, z powodu problemów natury technologicznej po roku produkcja aparatu została wstrzymana.

Spis treści:


1. Hobby dla wybranych
2. Aparat dla mas
3. Profesjonalny PEN
4. Kompaktowe dziedzictwo

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
8
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
14
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Ten mały i niedrogi kolorymetr pozwoli na łatwe skalibrowanie monitora nawet totalnemu laikowi. Dawid Markoff sprawdza, jak Calibrite Display 123 działa w praktyce.
8
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (10)