Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Było dużo kontrowersji związanych ze zdjęciem na okładce.
Przeze mnie nie, ale przez społeczeństwo tak. Feminizm spowodował antyreakcję, ale na tym Pani się lepiej zna niż ja. Mój stosunek do kobiet jest zawsze pozytywny. Chociaż przez kobiety wiele w życiu wycierpiałem.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
Nie pojawiły się do tej pory na okładce książki. W sumie robiłem bardzo mało prawdziwych aktów.
To są takie uogólnienia, które się przyklejają i tak już zostaje. Mówią o mnie „fotograf mody”, ale też „prekursor fotografii reportażowej”. Nieprawda. Jestem jednym z ludzi, którzy dość wcześnie zajęli się fotoreportażem, ale nie byłem prekursorem. Tutaj należy wspomnieć chociażby tygodnik Świat i jego zespół: Jana Kosidowskiego, Władysława Sławnego czy Wiesława Prażucha.
Rzeczywiście jest dużo fotografii kobiet w moim archiwum, ale część z nich to są prywatne zdjęcia, jak choćby słynne ujęcie na Chmielnej z Eustachym Kossakowskim na skuterze. To było dokumentowanie życia.
W ten czas mało się działo. Wernisaży, wydarzeń kulturalnych, na których zbierali się ludzie, było kilkanaście w trakcie miesiąca. Było zdecydowanie mniej imprez, mniej fotografów i mniej ludzi oryginalnych, nietypowych niż dzisiaj. Na wernisaż w Galerii Krzywe Koło cieszyłem się już na tydzień wcześniej.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
Najgorzej jest chyba w polityce. Natomiast środowiska artystyczne dostarczają indywidualności i jest to przestrzeń do znakomitych portretów.
Zupełnie nie. Przyjechałem do Polski w stanie wojennym, gdy wszyscy wyjeżdżali lub chcieli wyjeżdżać. Zawsze byłem indywidualistą. Nie rzuciłem się na fotografowanie internowanych, strajków, plakatów antyrządowych, rozpędzanych demonstracji. Może z jednym wyjątkiem. Ale mnie ten stan wojenny nie kręcił. Przeżyłem wojnę, bombardowania Warszawy, wywózkę po powstaniu warszawskim. Dwukrotnie omal nie straciłem życia. W porównaniu z hukiem bomb nad Warszawą stan wojenny nie był dla mnie wydarzeniem. Ale to znakomicie, że Chris wrócił do fotografowania bieżących wydarzeń. Widziałem jego ostatnią wystawę w ratuszu miejskim w Gdańsku. Czuje się zawodowego fotografa w tych zdjęciach.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
Poznaliśmy się, gdy wpadłem na pomysł projektu „Sąsiadka”, czyli w 2001 roku. Zaproponowałem mu współpracę i on się natychmiast zgodził. Projekt miał swoją wystawę w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie. Wtedy też zaczęła się nasza przyjaźń.
Tak. Chris ma świetne poczucie humoru. Ja też nie należę do sztywniaków.
Tak. Proszę pamiętać, że zrealizowałem też materiał „Lekcja pamięci”, którego wystawa odbyła się w Żydowskim Instytucie Historycznym w 2016 roku. Projekt ten został zainspirowany przez książkę Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów Mirosława Tryczyka. Wraz z Markiem Gryglem pojechałem do szesnastu miast i z każdego miejsca ostatecznie wybrałem jedno zdjęcie.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
Najchętniej do tych, którzy na nie przychodzą. Niestety to przekonywanie przekonanych. Ale jeśli chociaż jedną osobę o innych poglądach uda się przekonać, jeśli zrozumie, że wśród Polaków byli także tacy, którzy mordowali Żydów, to to mi wystarczy. Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tych projektach. To jest moja sprawa fotograficzna.
Miałem i mam potrzebę opowiedzenia o sobie. Nie jestem człowiekiem skrytym. Oczekuję tego samego od innych ludzi. Jestem humanistą i szalenie interesują mnie losy ludzkie, sprawy damsko-męskie. Jak powstawał pomysł książki, powiedziałem sobie, że będzie w niej dużo prawdy.
Byłem kiedyś w Belgradzie. Nie chciałem robić programu turystycznego i zwiedzać miasta. Usiadłem w ulicznej kawiarni i celowałem teleobiektywem w ludzi. Ze dwie godziny. Zrobiłem może 36 klatek, z czego miałem ze dwa dobre ujęcia. Obserwowałem dwie osoby, które rozmawiały. Patrzyłem na nich i zastanawiałem się, jak się potoczą sprawy. Interesuje mnie życie innych. Podobno jestem też plotkarzem.
No, są tacy moi koledzy (śmiech). Nie znam dokładnie definicji, ale rzeczywiście lubię porozmawiać o ludziach.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
W tej książce trudno było więcej zmieścić. Mnie by się przydał jeszcze jeden album, gdzie dałbym głównie zdjęcia niepublikowane, które może nie miałyby wielkiego programu czy koncepcji. W zdjęciach miałbym coś więcej do powiedzenia.
Dwa lata wcześniej dostałem zaproszenie z Teatru Wielkiego Opery Narodowej do zrealizowania dla nich kalendarza z moimi fotografiami. Zapoznałem się z przestrzeniami w operze i spytano mnie, czego potrzebuję. Odpowiedziałem: dwóch tancerek. Rok później do współpracy zaprosiła mnie opera w Białymstoku. Oni sami zaproponowali mi jedną, konkretną aktorkę. Później był Sopot. Nie trudno zgadnąć, że znów pracowałem z dwiema tancerkami.
Koledzy troszkę tam chyba imprezowali. Ja przyjechałem pracować. To jest dla mnie wielka przyjemność. Imprezowanie już raczej nie.
Wie Pani, ten rodzaj zdjęć jest niedoceniany. To jest taki rodzaj fotografii trudny do zdefiniowania.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
Okazuje się, że ci, co o niej piszą, chyba potrzebują tych definicji. Ta fotografia nie jest komentowana, bo nie ma zaplecza ideologicznego.
Pamiętam dwie sytuacje, gdy widziałem zdjęcie, ale nie zrobiłem. Byłem zbyt blisko. Krępowałem się.
Tak. Oczywiście z czasem to się rozmywa. Do tego się podchodzi trochę jak do kobiety, której się nie miało. Kiedyś to odpuszcza, ale męczy bardzo długo.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
Tak. Właśnie zakończyłem jeden projekt pt. „Hin und zurück” („Tam i z powrotem”) dla Fujifilm, który właśnie prezentowany jest w Galerii LeGuern. To była moja inicjatywa i bardzo szybko zaakceptowana przez Fujifilm. Wracam do miejsc dla mnie ważnych, lub takich, które mają znaczenie dla mojej historii.
W czasie powstania warszawskiego przebywałem na Sadybie i gdy została zajęta przez Niemców, ludność została przeniesiona do Portu Zachodniego. Tam wsiedliśmy w pociąg i dojechaliśmy do Pruszkowa. Stamtąd do Niemiec na roboty przymusowe. Pierwsze zdjęcie z tego materiału to obóz w Pruszkowie. W pewnym sensie to dokumentacja tego, co się ze mną działo od 3 września 1944 roku do 2 kwietnia 1945 roku.
Do wielu miejsc wróciłem już wcześniej, ale nie z powodu realizacji projektu, tylko z czystej ciekawości. Teraz musiałem to potraktować jako fotograf i jako człowiek obarczony pamięcią. Szukałem motywów bardziej dosłownych lub bardziej metaforycznych, by usprawiedliwić miejsce i fotografie w projekcie i na wystawie. Każde zdjęcie ma swój opis. Sama fotografia nie oddałaby w pełni mojej intencji. Zapraszam na wystawę.
Dzisiaj też oglądałem miejsca do kolejnego projektu związanego z kobietami. Kobiety w pewnych przestrzeniach. Ważna jest kobieta i to, gdzie jest. Więcej nie zdradzę.
Tak.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
Widziałem, co się działo na wernisażu. Ludzie na ulicy stali. Fotografia jednak czyni cuda.
Jednak fotografia kobiet, ale najważniejszym moim tematem jest „Tu byliśmy”.
Estetyki, której jestem wierny. Rozebrałem kiedyś kobiety w Muzeum Narodowym w Warszawie i ustawiłem je pod obrazami. Powstały bardzo ciekawe fotografie.
Padają, ale to są na ogół najbanalniejsze pytania. Jednak żaden krytyk nie napisał o projekcie.
fot. Szymon Szcześniak, z sesji okładkowej do magazynu Digital Camera Polska
W pewnych momentach jest terapią. A poza tym, to moje zajęcie.
Jak przychodzi kilkaset osób na mój wernisaż, to ja się bardzo cieszę. Więcej, ja ich kocham.
Niniejszy wywiad ukazał się w majowym wydaniu magazynu Digital Camera Polska, który na ponad 20 stronach przybliża życie i twórczość Tadeusza Rolke. Najnowszy numer z darmową wysyłką możecie zamówić pod adresem ulubionykiosk.pl.