Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Oczywiście zewnętrznie zmieniło się bardzo dużo. Świat idzie do przodu, a raczej wręcz gna. Tam może trochę wolniej, ale też nieubłaganie. Jednak kontakty międzyludzkie, przyjazność i gościnność pozostały niezmienne i takie same jak w latach osiemdziesiątych. Po trzydziestu latach spotkałem się z kolegą, z którym ganiałem po podwórku - nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez ten czas. Mimo tego kilka dni minęło nam na rozmowach i wspólnych posiłkach wśród jego rodziny i znajomych, tak jakby nasze spotkania nie były oddzielone od siebie tyloma latami.
fot. Tytus Grodzicki, w książki "Neglet Nour"
Fotografowanie i same zdjęcia od zawsze jakoś pojawiały się w mojej rodzinie - fotografowała moja babcia i jej brat, mój tata i mój brat. Stąd i ja zacząłem fotografować już bardzo dawno temu. Od paru ładnych lat wziąłem się za to bardziej poważnie. Było dla mnie oczywistym, że do Algierii pojadę z aparatem. Tak właściwie, to aparat mam zawsze ze sobą. Chyba, że celowo chcę od niego odpocząć.
W którymś momencie dość radykalnie zmieniłem system i teraz podróżuję z niedużym sprzętem, wyposażony w jeden mały stałoogniskowy obiektyw. Często dokładam do tego drugi aparat, ale kompaktowy, też jednoogniskowy. Staram się nie używać autofocusa, ba nawet w podstawowym aparacie go nie mam wcale. Ostrzę ręcznie, używając techniki zwanej ostrością strefową - czyli bardziej ostrzę nogami, niż ręką...
Zdjęcia zostały zrobione w trakcie niezliczonych wędrówek i zaglądania w różne miejsca. Jak powiedział w jakimś wywiadzie Marian Schmidt, fotografia humanistyczna to taka która powstaje w trakcie szwendania się z aparatem. W pełni się z tym zgadzam.
Tytus Grodzicki, "Neglet Nour"
Wracając do historii - czy bardziej chwil i kontekstów w jakich naciskałem spust - to jest w książce zdjęcie z Oranu, na którym w tle jest monstrualna konstrukcja zaniechanej budowy hotelu. Na pierwszym planie jest kobieta, która właśnie przed chwilą przyszła z miską z praniem i rozwieszała je na sznurku. Gdy mnie zobaczyła, lekko się usunęła jakby chciała nie przeszkodzić mi w zrobieniu zdjęcia i wówczas powstał ten kadr - piękny kontrast wielkiego zimnego szkieletu z siłą bieżącego życia.
Są też obrazy, które mają związek z pewnego rodzaju wędrówką w czasie. I tak sfotografowane pszczoły w witrynie cukierni na algierskiej Casbie, oprócz pokazania gorącej, hałaśliwej i ciężkiej, a wręcz lepkiej chwili, stały się pretekstem do wizyty w tej cukierni po pół roku, kiedy odwiedzałem to miejsce w okresie zimowym. W lecie spotkaliśmy tam właściciela i w trakcie lutowego wyjazdu chciałem mu dać kilka odbitek, jednak nie zastaliśmy go. Z wielkim uśmiechem przyjął nas pracownik, z którym ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, a wychodząc zostaliśmy obdarowani pokaźną ilością świeżutkich ciastek, bo „szef na pewno będzie bardzo rad z otrzymanych zdjęć”.
fot. Tytus Grodzicki, w książki "Neglet Nour"
fot. Tytus Grodzicki, w książki "Neglet Nour"
Może to sentyment, może wpływ fotografii z pod znaku wczesnego Magnum lub innych mistrzów czarno-białej fotografii. Myślę, że zdjęcia czarno-białe lepiej przedstawiają to, co dla mnie istotne, a więc z jednej strony pozwalają się skupić na interakcji i emocjach bohaterów. Z drugiej, też lepiej oddają pewną “grę kompozycyjną”. Ustawienie lub może raczej uchwycenie pewnych związków między elementami w kadrze nie jest zakłócane przez kolory, które czasami bardzo intensywnie ingerują w obraz przez nas postrzegany. Mimo tego, co powiedziałem przed chwilą, przyznaję się, że moje zdjęcia powstają jako kolorowe. Posługuję się sprzętem cyfrowym i dopiero na etapie postprodukcji konwertuję je do czarno-bieli.
Możliwość zapisu chwili i dzielenia się moim sposobem patrzenia z innymi. A tak poza tym, a może przede wszystkim, jest to doskonała droga do poznawania bardzo ciekawych ludzi i to tych, którym zdjęcia robię i przy okazji spotykam, jak i tych, którzy są równie ciężko tym bakcylem dotknięci.
fot. Tytus Grodzicki, w książki "Neglet Nour"
Nie mam jakiejś złotej recepty na to, choć wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. Myślę, że książka fotograficzna jest bardzo ciekawym medium - daje możliwość odbiorcy na wielokrotne intymne obcowanie z obrazami, a na dodatek w żaden sposób nie wymusza ani czasu, ani długości tego obcowania. Trochę inaczej jest z wystawą, ale to dopiero przede mną. Zdaję sobie równocześnie sprawę z faktu, że w czasach w których żyjemy drogi dotarcia do odbiorców muszą być bardzo zróżnicowane. Nie można się obejść bez internetu.
Najważniejsze aby być wiarygodnym i rzetelnym w tym co i jak się prezentuje. Może to trochę idealistyczne, ale myślę, że tak najlepiej dotrze się do widzów - przynajmniej tych których to zainteresuje.
fot. Tytus Grodzicki, w książki "Neglet Nour"
Podróże, podróże i jeszcze raz podróże, dalekie i bliskie. Wystawa, którą oprócz Poznania chciałbym pokazać również w paru innych miejscach. Może uda się z nią i z książką dotrzeć do Algierii? Przy moim dotychczasowym stylu pracy - siadaniu do zdjęć po roku od ich zrobienia, który ostatnio zmienił się w zajmowanie tymi sprzed trzech lat, to odpowiadając bardziej konkretnie na pytanie jestem ciekaw, co tam interesującego jest w moich zbiorach już naświetlonych obrazów.
Wernisaż wystawy Tytusa Grodzickiego "Neglet Nour" odbędzie się w sobotę23 marca 2019, o godzinie 17:00, w poznańskiej Centrali, przy Placu Ratajskiego 6A. Wystawę będzie można oglądać od 3 do 24 marca 2019 roku. Kuratorzy wystawy: Monika Szewczyk-Wittek, Filip Ćwik.