Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Pierwszy od ponad 20 lat zaawansowany analogowy kompakt otwiera nowy rozdział rynku fotografii analogowej. Czy jednak ma do zaoferowania coś więcej niż konstrukcje dostępne powszechnie z drugiej ręki? Aparat sprawdziliśmy w praktyce.
Pisząc o nowym Pentaksie, trudno właściwie zdecydować od czego zacząć. Gdy w 2022 roku firma zapowiedziała plan stworzenia nowego analogowego aparatu, nie robiłem sobie wielkich nadziei. Mimo ogromnego sentymentu, jakim darzę analoga, od którego zaczynałem swoją przygodę z fotografią, mam też świadomość jak wygląda ten rynek.
Przeogromna liczba sprzętu, dostępnego w każdej formie i postaci na rynku wtórnym sprawia, że tego typu przedsięwzięcia jawią się jak porywanie się z motyką na słońce. W końcu dziś każdy zainteresowany, po krótkim researchu, może znaleźć dla siebie idealne rozwiązanie w cenie z jaką nie będzie w stanie konkurować żadna nowa konstrukcja. Choć chwilowe mody potrafią windować ceny poszczególnych modeli na zaskakujące pułapy, bardzo dobre kompakty i lustrzanki sprzed lat w większości nadal jesteśmy w stanie kupić za kilkaset złotych.
Co więcej, jeśli chodzi o analoga nie mamy do czynienia z ogromnymi skokami jakościowymi pomiędzy poszczególnymi generacjami sprzętu. Za jakość obrazu odpowiada wybrany film i zastosowana optyka, a poszczególne aparaty mogą co najwyżej dać nam większą swobodę w zakresie oferowanych czasów migawki czy ergonomii, tudzież w przypadku nowszych modeli - wesprzeć nas systemem AF. Tak samo dobre zdjęcia zrobimy aparatem z lat 50., jak tym z lat 90. Wszystko sprowadza się tu właściwie do osobistych preferencji użytkownika w zakresie ergonomii i obiektywu.
Aby wiec nowy aparat analogowy miał rację bytu, musi zaoferować coś ekstra lub po prostu bardzo dobrze celować w konkretną grupę odbiorców. Gdy początkowo Pentax informował, że cały projekt jest jedynie „zabawą z ideą”, która nigdy może nie przekształcić się w gotowy produkt, myślałem że co najwyżej zobaczymy tu odświeżoną wersję któregoś ze starych aparatów producenta (jak w przypadku Leiki i wznowienia produkcji modelu M6) tudzież prostą „małpkę” pokroju aparatu Kodak Ektar H35. Tymczasem Pentax, który nie stara się już ścigać ze swoją cyfrową konkurencją, przyłożył do projektu naprawdę dużo uwagi i zaprezentował aparat, który choć raczej nie wywróci rynku analogowego do góry nogami, to ma szansę wyraźnie zaznaczyć na nim swoją obecność.
Pentax 17 to analogowy kompakt oparty o ideę aparatu półklatkowego, który naświetlając zdjęcia w rozmiarze połowy standardowej klatki formatu 35 mm, na jednym filmie pozwoli nam zapisać 72 kadry. Biorąc pod uwagę dzisiejsze ceny materiałów światłoczułych, to absolutny strzał w dziesiątkę i jeden z głównych powodów, dla których wypada zainteresować się tym modelem. Warto jednak wiedzieć, że nie jest to nowa idea, a aparaty tego typu, z dokładnie tych samych względów pojawiały się na rynku już w latach 60. Wtedy okazały się rynkowym hitem, a Olympus, który jako pierwszy wyszedł z tym pomysłem, nie był w stanie wyrobić z produkcją. Biorąc pod uwagę, że „półklatkowce” stanowią dziś analogową niszę, nowy model Pentaxa ma duże pole do popisu. Aby jednak przekuć tę ideę w sukces potrzebna jest też praktyczna konstrukcja.
Nowy Pentax 17 na pierwszy rzut oka prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Pod względem designu producentowi zaskakująco dobrze udało się połączyć klasyczne analogowe akcenty z nieco bardziej dynamicznym, współczesnym konturem. Aparat wygląda stylowo i interesująco, co potwierdzali wszyscy, którym go pokazywałem. Niestety wszyscy, którzy brali go do ręki wypowiadali również to samo stwierdzenie: „Ale plastikowy”.
Choć górna i dolna płytka aparatu wykonana jest z magnezu, jest to dosyć cienka warstwa metalu, a większość konstrukcji to po prostu tworzywo. Niska całościowa waga korpusu (290 g) sprawia że mamy wrażenie, jakbyśmy trzymali w ręku zabawkę, która jest „pusta w środku”. Napis „Craftsmanship by Pentax” umieszczony na kopułce wizjera wybrzmiewa tu początkowo jak żart. Jednak mimo dość bazowej jakości użytych materiałów jest to aparat bardzo dobrze spasowany i wygodny w obsłudze.
Wszystkie pokrętła chodzą lekko i przyjemnie, ale w wyczuwalnym skokiem i pozwalają na skuteczną oraz szybką kontrolę parametrów. Cicho i przyjemnie działa także sama migawka. To również aparat, który naprawdę wygodnie leży w ręku (zasługa dużego gripu, w którym schowana jest bateria) i którym przyjemnie się fotografuje. Pod względem stosunku wielkości do oferowanej ergonomii jest to z pewnością wygodniejszy korpus od wielu popularnych kompaktów pokroju Nikona L35, Minolty Himatic czy Yashiki T2/T3. Pentax 17 jest bardzo zgrabny i przyjemny w obsłudze, a pozytywne wrażenia potęguję dobrze wyczuwalny spust migawki oraz fizyczny mechanizm naciągu filmu, do stworzenia którego Pentax ściągnął nawet z emerytury swoich byłych inżynierów. Z jednej strony aparat nie zachwyca więc być może materiałami, ale kultura pracy stoi tu na naprawdę wysokim poziomie.
Łatwo i przyjemnie prezentuje się także kwestia ładowania filmu. Wystarczy jedynie wsadzić kanister w odpowiednie miejsce i zrównać koniec filmu z czerwonym prostokątem po prawej stronie korpusu, a następnie zamknąć klapkę (i standardowo wykonać kilka zdjęć w ciemno, by licznik ustawił się na pozycji S). Nie ma konieczności żadnego zahaczania filmu o mechanizm naciągu, co znacznie ogranicza możliwość popełnienia błędu. Z początku możemy mieć obawy czy film na pewno się nawija, gdyż wajcha chodzi z małym oporem, ale fakt ten możemy łatwo potwierdzić zerkając na lewą stronę aparatu - jeśli przy naciąganiu filmu obraca się także mechanizm zwijania przy pokrętle ISO, wszystko jest w najlepszym porządku.
Jedną z największych zalet korpusu jest jednak naprawdę komfortowy celownik optyczny.
Wizjer jest duży, przejrzysty i oferuje wyraźne ramki wspomagające kadrowania, które odpowiadają fotografowaniu na długie i krótkie dystanse. Choć w przypadku tego typu wizjerów zawsze mamy do czynienia z kwestią paralaksy, zauważyliśmy że ramki naprawdę precyzyjnie odpowiadają finalnym kadrom.
Oprócz tego, wizjer pozwala także na wygodne podejrzenie aktualnego ustawienia ostrości, co pozwoli znacznie ograniczyć liczbę kadrów, które wykonujemy zapominając przestawić obiektyw na właściwą pozycję. Z racji konstrukcji aparatu, w standardowej orientacji kadrujemy pionowo (aby wykonać kadr poziomy należy przekręcić aparat do boku), co początkowo może wydawać się mało intuicyjne, ale w praktyce szybko się do tego przyzwyczaimy. Co więcej, w przypadku młodych osób przyzwyczajonych do fotografowania smartfonami, będzie to nawet bardziej naturalne.
Jeżeli chodzi o samo ustawianie ostrości, system ostrzenia strefowego to w moim odczuciu największe rozczarowanie tego modelu. Biorąc pod uwagę historię analogowych kompaktów oraz to, co równolegle tworzy zespół MiNT (współczesna wersja aparatu Rollei 35), a także cenę samego aparatu, liczyłem że będzie on wyposażony w system AF.
Ostrzenie strefowe, gdzie każda pozycja na obiektywie odpowiada konkretnym odległościom ogniskowania ma swój niewątpliwy urok i może być całkiem skuteczne, ale jednak w sytuacji, gzie w odróżnieniu od lustrzanek nie jesteśmy w stanie podejrzeć tego, co widzi aparat, zawsze mamy do czynienia z pewnego rodzaju zgadywaniem. I będzie to niekiedy widoczne w przypadku wykonywania portretów czy generalnie fotografowania na krótsze odległości. Gdy akurat będzie mniej światła i aparat dobierze szeroko otwartą przysłonę, z ostrością zdarzy nam się nieraz mimowolnie „przestrzelić” w jedną lub drugą stronę. Oczywiście po paru rolkach filmu dość szybko nauczymy się tego, jakie ustawienia są optymalne dla danego kadru, ale jednak system AF byłby tu dużo bardziej komfortowy.
Jeżeli aparat chcielibyśmy wykorzystać w fotografii ulicznej, kwestię ostrzenia paradoksalnie ratuje fakt dość ograniczonych możliwości aparatu w zakresie czasu migawki. Najkrótszy dostępny czas naświetlania na poziomie 1/350 s sprawia, że w świetle dnia aparat będzie zmuszony do dobierania wysokich wartości przysłony, zwiększając tym samym głębię ostrości. W takim wypadku to czy ostrość ustawimy na 3 m czy nieskończoność będzie miało niewielkie znaczenie - zdjęcia robione na średnie dystanse i tak będą ostre.
Jeśli już jesteśmy przy samych możliwościach, warto poświęcić chwilę temu, na co aparat jest nam w stanie pozwolić w zakresie kontroli ekspozycji. Choć Pentax 17 chciałby być zapewne uznawany za aparat zaawansowany, całe nasze możliwości opierają się w zasadzie o kilka wariacji trybu automatycznego. Otrzymujemy więc tryb Full Auto, gdzie aparat sam decyduje o wszystkich ustawieniach, a także po dwa tryby P i półksiężyca (wolna migawka) - odpowiednio dla pracy bez błysku lub z błyskiem wymuszonym. Mamy też tryb Bulb (długie czasy naświetlania do pracy z wężykiem i statywem) oraz tryb Bokeh, gdzie aparat będzie starał się utrzymać możliwie najszerzej otwartą przysłonę, aby wydobyć rozmycie tła. Ten ostatni nie różni się znacznie od standardowego trybu P - we wnętrzach aparat i tak otworzy przysłonę ze względu na mniejszą ilość światła, a w świetle dnia i tak będzie zmuszony ją domknąć ze względu na ograniczone czasy migawki. Może to być jednak przydatne w przypadku korzystania z filmów o wyższej czułości, gdzie aparat będzie dążył do krótszych czasów przymykając jednocześnie przysłonę bardziej, niż to konieczne.
Oprócz tego, mamy też pokrętło kompensacji ekspozycji, które pozwoli nam regulować ilość wpadającego światła w zależności od warunków w jakich fotografujemy. Warto przy tym wspomnieć, że aparat naprawdę dobrze radzi sobie z pomiarem światła. W większości sytuacji, nawet w kontrastowych warunkach otrzymamy poprawnie naświetlone zdjęcia bez konieczności wprowadzania ręcznych korekt.
Podsumowując kwestie kontroli, nasze możliwości ograniczają się więc właściwie jedynie do intencjonalnego wydłużenia czasu naświetlania lub zdecydowania o tym czy w danej sytuacji aparat ma użyć lampę błyskową oraz wprowadzania korekty ekspozycji. Czy to za mało? Bardziej doświadczeni użytkownicy chcieliby pewnie mieć większą kontrolę nad czasem migawki czy przysłoną, ale prawdę mówiąc w zastosowaniach aparatu, do jakich głównie należeć będzie fotografia „pamiątkowa” jest to w zupełności wystarczające.
W fotografowaniu Pentaxem 17 nieco przeszkadzała mi w zasadzie tylko jedna rzecz. Otóż aparat obarczony jest niewielkim, ale jednak wyczuwalnym opóźnieniem spustu migawki. Po dociśnięciu spustu, przed zwolnieniem migawki słyszymy, jak aparat coś „mieli”, dobierając właściwe parametry czasu i przysłony. Trwa to poniżej sekundy, ale jednak wpływa na możliwość fotografowania z zaskoczenia czy szybkiego uchwycenia ulicznej sceny. Miałem przynajmniej kilka sytuacji, w których trzymając aparat przy ciele i chcąc uchwycić znienacka jakiś kadr migawka była wyzwalana zbyt wolno.
Oprócz tego szkoda też, że aparat nie oferuje samowyzwalacza. Ustawianie aparatu "na kamieniu" i szybkie podbieganie do grupy znajomych, by zdążyć znaleźć się na pamiątkowym zdjęciu, to taki analogowy klasyk, który pamięta z wyjazdów rodzinnych prawie każdy urodzony przed rokiem 2000. Biorąc pod uwagę wakacyjno-imprezowy charakter aparatu, żałujemy że tu tego zabrakło.
Dużym plusem aparatu jest jednak z pewnością rodzaj zastosowanego obiektywu. Szkło 25 mm f/3.5 przy półklatkowej konstrukcji daje nam ekwiwalent 37 mm, co świetnie wpisuje się w dokumentalno-pamiątkowe przeznaczenie aparatu i pozwoli zarówno na swobodne fotografowanie codziennych chwil jak i tworzenie ujęć portretowych czy detali. Sama konstrukcja obiektywu bazuje na optyce z aparatu Pentax Espio Mini z 1994 roku, którą uwspółcześniono o nowe powłoki antyodblaskowe.
W zakresie oferowanej jakości jest zupełnie poprawnie - szkło nie winietuje i w większości sytuacji wydaje się całkiem ostre, ale nie należy tu spodziewać się cudów. Z racji półklatkowej konstrukcji i niewielkiego zakresu czasów, które wymuszają pracę z domknięta przysłoną, jakość i plastyka zdjęć odpowiada typowym kompaktom typu Point & Shoot (pełna galeria zdjęć na dole artykułu). Jest to zarazem jakość w zupełności wystarczająca do tego, by zgrać skan zdjęcia na smartfona i podzielić się nim w mediach społecznościowych. A nie oszukujmy się - do tego właśnie w 99% przypadków będzie stosowany ten aparat. Tym samym konstrukcja, która pozwala wykonać 72 zdjęcia na jednym filmie staje się jeszcze bardziej atrakcyjna i w moim przekonaniu jest właśnie największą siłą aparatu.
Przykładowy skan, Kodak Gold 200
Dawno już fotografując analogiem nie miałem poczucia swobody. Mając na uwadze, że dziś łączny koszt filmu i wołania ze skanem oscyluje często w granicach 100 zł, zawsze dwa razy zastanawiam się nad zrobieniem zdjęcia zanim podniosę wreszcie aparat do oka. W przypadku Pentaxa 17 radosne pstrykanie nie boli. Gdy po kilku nieudanych kadrach sprawdzamy z obawą licznik i widzimy, że mamy do zrobienia jeszcze np. ponad 40 zdjęć, wszystko staje się prostsze, a łączny koszt zdjęcia na poziomie +/- 1 zł pozwala na dużo bardziej niezobowiązujące fotografowanie, niż w przypadku zwykłych analogów.
Pentax 17 to na pewno bardzo udane (ponowne) wejście na analogową scenę. Jest to konstrukcja dosyć prosta, którą można by określić mianem nieco bardziej zaawansowanej „małpki” i która ma pewne mankamenty, ale jednocześnie jest to aparat, który doskonale rozpoznaje potrzeby rynku. Większość młodych osób, które odpowiadają za obecny boom na fotografię analogową nie aspiruje do miana artystów, którzy poszukują najwyższej możliwej jakości i którzy spędzają całe dnie w ciemni poprawiając w nieskończoność odbitki pod powiększalnikiem. W doskonałej większości to osoby, które chcą po prostu w atrakcyjny wizualnie sposób uchwycić zdjęcia z imprezy czy wakacji ze znajomymi i zaprezentować je później na instagramowym storisku. I do takich właśnie zadań Pentax 17 nadaje się idealnie.
Co chyba najważniejsze, jest to także aparat bardzo wygodny w obsłudze i niezobowiązujący. Bez problemu schowamy go do większej kieszeni i łatwo będziemy mogli fotografować nim właściwie w dowolnej sytuacji. Czy - jak piszą niektórzy recenzenci - pozwoli nam na nowo odkryć miłość do fotografii analogowej? Raczej nie, ale nie zmienia to faktu, że fotografowanie nim jest zwyczajnie przyjemne i może sprawiać sporo radości. Zakochać się można natomiast w fakcie, że pozwala na wykonanie 72 zdjęć na jednym filmie, znacznie obniżając koszty związane z analogowym fotografowaniem.
Do największych minusów zaliczyć należy w większości plastikową konstrukcję, brak autofokusu i wyczuwalne opóźnienie spustu migawki. Nie są to być może rzeczy, które bardzo negatywnie wpływają na użytkowanie aparatu, ale przy cenie startowej na poziomie 2499 zł można by oczekiwać nieco więcej. W końcu w podobnym pułapie widywaliśmy nawet naprawdę nieźle zbudowane aparaty cyfrowe (np. w pełni metalowy Olympus OM-D E-M10 Mark II), a więcej w tym zakresie wydaje się oferować także nadchodzący Rollei 35, który tworzony jest przez zespół o znacznie mniejszym zapleczu technologiczno-produkcyjnym od Pentaxa.
Podsumowując… Czy Pentax 17 to fajny aparat? Jak najbardziej! Czy chciałbym go mieć? Pewnie! Czy byłbym skłonny wydać na niego 2500 zł? Niespecjalnie. Głównie ze względów o jakich wspominałem na początku. Jeśli jednak cena nie gra dla was roli, nie powinniście być nim zawiedzeni.
Zdjęcia przykładowe wykonaliśmy na filmie Kodak Gold 200, wywołanym w Fotoforma Lab i zeskanowanym na skanerze Noritsu HS-1800. Zdjęcia poddane bazowej korekcji w Adobe Camera RAW.