Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Kieszonkowy DJI Mini 2 to w tej chwili chyba najciekawszy dron dla amatorów. Ma bez wątpienia mnóstwo zalet, ale czy można do nich zaliczyć również jakość zdjęć? Zobaczcie jak spisuje się w powietrzu i co oferują surowe pliki RAW.
Mieści się w kieszeni kurtki. Waży tyle, co nic. Nie wymaga uprawnień, latać nim można w zasadzie wszędzie. A do tego kusi ceną, bo podstawowy zestaw kosztuje niecałe 2300 zł. Czy jednak stosunkowo mała matryca 12 Mp (1/2,3”) pozwoli na wykonywanie zdjęć, które zadowolą wymagającego fotoamatora? Postanowiliśmy to sprawdzić!
Zapomnijcie o pierwszej generacji DJI Mini. Różnica w cenie nie jest aż tak duża (ok. 350 zł), by godzić się na ograniczenia, z jakimi będziecie musieli się wówczas mierzyć. Od braku możliwości zapisu zdjęć w formacie RAW począwszy.
Wersja Mini 2 najwięcej zmian wprowadza w zakresie samego lotu i komunikacji, i są to zmiany bardzo ważne. Przede wszystkim łączność odbywa się teraz na drodze radiowej (OcuSync 2.0) a nie poprzez zawodne Wi-Fi, co przekłada się na 3 krotnie większy zasięg, sięgający 6 km (czyli taki sam, jak w Mavic 2 Pro).
Od zasięgu ważniejsza jest jednak stabilność połączenia. W górzystym terenie, z dala od anten i przekaźników, problemy z łącznością pojawiały się dopiero, gdy dron oddalił się na ok. 2 km. W centrum Warszawy, ostrzeżenia o zakłóceniach pojawiały się często (choć lataliśmy na niskim pułapie a dron pozostawał w zasięgu wzroku), ale komunikacji ani razu nie zerwało.
Dron jest też szybszy i w trybie Sport osiąga teraz prędkość nawet 16 m/s (czyli ponad 57 km/h!). Daje to już pewne wyobrażenie o tym jak wygląda latanie z dronem typu FPV. Daje też naprawdę sporo frajdy – w ciekawym terenie można zużyć cały akumulator i nie wykonać nawet jednego zdjęcia. Do filmowania i płynnych nagrań (a także nauki latania) zdecydowanie lepiej nadaje się oczywiście tryb Cine.
Kolejna ważna kwestia, to oporność na wiatr, czyli coś, o czym w ogóle nie myślimy podczas klasycznego fotografowania, a co może mieć duże znaczenie, jeśli zamierzamy latać w górach czy na wietrznym wybrzeżu. Według specyfikacji dron jest w stanie odpowiednio stabilizować się nawet przy wietrze sięgającym 38 km/h.
Podczas testów miałem okazję latać przy stosunkowo silnym wietrze o prędkości ok. 20-25 km/h. Panowanie nad torem lotu było już wyzwaniem, a zrealizowanie zaplanowanego ujęcia praktycznie niemożliwe. Aplikacja zasypywała ciągłymi powiadomieniami i prawdę mówiąc nieco obawiałem się już o bezpieczeństwo tego, ważącego w końcu niecałe 250 g malucha.
Okazuje się jednak, że nawet gdy wiatr miota dronem na wszystkie strony, gimbal skutecznie kontruje wszelkie drgania – nagrania są stabilne jak wykonane ze statywu (a raczej slidera).
Prostota obsługi „miniaka” zachęci tych, co do zasady dronami nie zainteresowanych. Droniarze-pasjonaci to już dziś liczna i prężna społeczność, ale są też tacy, którzy już wiedzą, że użyją drona najwyżej kilka razy w roku - na wakacjach czy do ujęć, które od czasu do czasu urozmaicą jakoś ich projekty.
Wszystko czego potrzebujemy, by latać, to smartfon lub mini tablet z systemem iOS lub Android oraz bezpłatna aplikacja DJI Fly. Apka szybko paruje urządzenia i jest bardzo stabilna. Są też płatne aplikacje niezależne, które rozwijają nieco możliwości fotograficzne (np. dodatkowe tryby panoram, HDR itd.) ale na początek aplikacja producenta z pewnością nam wystarczy.
Dron jest tak mały, że możemy trzymać go w kieszeni kurtki (249 g, 138×81×58 mm po złożeniu), lub przegródce na obiektyw plecaka foto. Wydaje się bardzo delikatny, ale wykonano go z solidnych tworzyw. Specjalna opaska pozwala spiąć śmigiełka, by przypadkiem ich nie wyłamać.
Na kontrolerze znajdziemy przycisk automatycznego lądowania i przełącznik trybu lotu – od spokojnego i płynnego Cine po szybki i dynamiczny Sport. Normal, tak jak tu - jest po środku
Nieco większy i zdecydowanie cięższy jest sam kontroler, co okazuje się raczej zaletą niż wadą - przyjemnie ciąży w dłoniach i pewniej manipulujemy drążkami sterowania. To zresztą ten sam model, co dołączany do wyższej wersji DJI Air i kolejny argument za wyborem drugiej generacji modelu mini (kontroler pierwszej wersji jest zdecydowanie mniej wygodny).
1. Spust migawki. 2. Przycisk funkcyjny – dwukrotne wciśnięcie obraca kamerę by patrzyła prostopadle w dół. 3. Przycisk zmiany trybu pracy zdjęcie / film. 4. Pokrętło pozycji kamery góra / dół
Wysuwany zaciskowy uchwyt jest uniwersalny, dzięki czemu do kontrolera podepniemy dowolny smartfon. Sprytnie ukryty kabel domyślnie ma zakończenie Lightning do urządzeń Apple, ale w zestawie znajdziemy też kabelek z wejściem USB.
Włączamy drona, włączamy kontroler i odpalamy aplikację. Urządzenia parują się szybko i automatycznie. Jesteśmy gotowi do startu. Po włączeniu dron wykonuje szybki audyt sprawności wszystkich systemów oraz poziomuje gimbal. Jeśli w pobliżu znajdują się metalowe przedmioty zapewne poprosi o kalibrację kompasu (pro tip: startujcie z dala od samochodu), co jest prostą i rutynową czynnością.
Gimbal to najważniejszy i najdelikatniejszy układ drona. W zestawie otrzymujemy osłonkę, która zabezpiecza go i unieruchamia.
To, co budzi największe obawy to zazwyczaj start i lądowanie. Oczywiście może odbywać się automatycznie. Gdy stracimy drona z oczu wystarczy jeden klik na kontrolerze ,by uruchomić automatyczny powrót do punktu startu. Zaczynamy nieśmiało, a dwie baterie później (czas lotu to ok. 30 min. na jednej) wykonujemy już akrobacje w trybie sport i robimy familijne zdjęcia przy rodzinnym stole.
Model Mini 2 pozwala na szybkie podładowanie akumulatora z Powerbanka przez złącze USB-C
Latanie wciąga, ale trzeba uważać. DJI Mini 2 nie ma funkcji omijania obiektów (ma tylko dwa czujniki odległości na „brzuchu” służące do startu i lądowania). Teoretycznie zachowuje bezpieczną odległość od podłoża aż do wymuszonego lądowania, ale przy większych prędkościach o kraksę nietrudno.
4 diody za gimbalem sygnalizują stan naładowania baterii
Na 3-osiowym gimbalu Mini 2 umieszczono niewielką kamerę z 12-milionowym sensorem CMOS (1/2,3”), który współpracuje z wbudowanym obiektywem o stałej ogniskowej 24 mm i jasności f/2,8. Dostępny jest zoom, ale tylko cyfrowy, czyli realizowany kosztem rozdzielczości.
Parametry ekspozycji mogą być dobierane automatycznie, lub w pełni manualnie. Tryb Auto mierzy światło centralnie, ale możemy też wskazać palcem na ekranie punkt, na który powinien dokonać pomiaru. W trakcie lotu możemy też dokonywać precyzyjnej korekty pomiaru w zakresie +/- 3 EV.
Minusem są bardzo małe ikonki dotykowego interfejsu oraz brak skali na suwakach sterowania ISO i kompensacji ekspozycji
W trybie PRO kontrolujemy również czułość (ISO 100-3200) i czas migawki (1/8000 – 4 s) , co pozwala na eksperymentowanie chociażby z panoramowaniem obiektów znajdujących się w ruchu, czy - zważywszy na naprawdę dużą stabilność gimbala - dłuższymi ekspozycjami.
Nie mamy za to wpływu na wartość przysłony (stała wartość f/2,8), co sprawia, że w mocnym słońcu konieczne będzie stosowanie filtrów szarych (znalezienie ich w internecie nie jest problemem).
Inne dodatkowe funkcje ułatwiające kadrowanie i panowanie nad ekspozycją to alarm prześwietlenia, czyli popularna „zebra”, histogram i siatki kompozycji. Są też tryby programowanego przelotu, jak orbitowanie (dron oblatuje obiekt w określonej odległości), boomerang (eliptyczna orbita po skosie), czy Rocket, czyli szybki pionowy start.
DJI Mini 2 oferuje też kilka trybów panoramy (od szerokiej po sferyczną). Zdjęcia z przesunięciem realizuje samodzielnie, ale pliki zapisywane są osobno w katalogach na karcie pamięci.
Dla fotografów, najważniejsze jest jednak wprowadzenie w wersji Mini 2 formatu RAW, który daje nadzieję na naprawdę dobre efekty mimo niewielkich fizycznych wymiarów sensora. Czy jest tak faktycznie?
Największą zaletą surowego formatu jest możliwość wykorzystania wszystkich informacji o obrazie ukrytych zarówno w jasnych jak i ciemnych partiach sceny. Co jednak, jeśli tych informacji również w formacie RAW otrzymujemy stosunkowo niewiele (RAW-y to pliki 10 bit, JPEG 8 bit)?
Po prawej stronie widzimy efekt rozjaśnienia zdjęcia RAW w Adobe Camera Raw o 2 EV. Uwidaczniają się detale ukryte w cieniach, ale wraz z nimi również cyfrowy szum.
Dynamika sensora jest skromna, co sprawia, że tolerancja na prześwietlenia i niedoświetlenia jest też niewielka. Pliki RAW w praktyce dają niewielkie pole do popisu. Rozjaśnienie cieni już o 1 EV ujawnia wielobarwny szum i to na zdjęciach wykonanych przy najniższej czułości ISO 100.
Oczywiście nadal możemy więcej. Całkiem skutecznie przygasimy przepalenia i odzyskamy część szczegółów, ale z pewnością nie jest to sytuacja do jakiej przywykliśmy edytując zdjęcia z dużych sensorów, gdzie zakres bezstratnej edycji to nawet 5 EV.
Przesunięcie suwaka Światła na -80 pozwoliło odzyskać detale w prześwietlonym obszarze nieba (podświetlony na czerwono po lewej stronie)
Jak można się było spodziewać, również wysokie czułości nie są mocną stroną sensora. Powyżej ISO 400 szczegóły ulegają już wyraźnej degradacji, a próba redukcji zaszumienia zdjęć podczas edycji RAW jeszcze mocniej je rozmywa. Mam wrażenie, że nowe smartfony pod tym względem wypadają lepiej.
Mini 2 nie oferuje też trybu nocnego, który ma być obecny w nowym modelu konkurencji czyli Xiaomi FIMI X8 Mini. Jeśli chcemy mieć czyste i ładnie naświetlone zdjęcia wykonane po zmroku pozostaje nam samodzielne stackowanie.
Zdjęcia z DJI Mini 2 nie nadają się może do druku w dużym galeryjnym formacie, ale jako niewielkie odbitki typu 10x15 cm do rodzinnego albumu jak najbardziej!
Nie oznacza to oczywiście, że Mini 2 nie będziemy robić ładnych zdjęć. Podkręcone automatycznie JPEG-i prosto z drona przesyłane są w mniejszej rozdzielczości do naszego smartfona, i trzeba przyznać, że nawet te „prevki” wyglądaj świetnie. Nie ma się co oszukiwać - właśnie takie jest główne przeznaczenie zdjęć z DJI Mini 2 i zapewne rzadko będą oglądane na wyświetlaczach większych niż 6 cali.
Bardzo dobrze wyglądają za to nagrania wideo. Co prawda wprowadzone w drugiej generacji 4K to tylko 30 kl./s, ale już w 2,7K możemy rejestrować do 60 kl./s, co pozwoli nam dwukrotnie spowolnić nagranie w postprodukcji.
Nagrania obarczone są tym samym co zdjęcia problemem - dopóki mamy dużo światła wyglądają naprawdę ładnie, ale gdy tylko warunki się zmieniają a matryca pracuje z czułością ISO 400 i wyższą, obraz staje się brudny i mało szczegółowy, a przez to mało przyjemny w odbiorze.
Przede wszystkim DJI Mini 2 to dron absolutnie dla każdego. Święta wielkanocne spędził ze mną w Beskidzie Niskim - latała cała rodzina, a 70-letni nestor już rozważa nawet taki zakup.
DJI Mini 2 z pewnością nie powstał z myślą o wykonywaniu wysokiej jakości zdjęć i nagrań wideo - do tego zdecydowanie lepiej nadają się bardziej zaawansowane modele na czele z zaprezentowanym właśnie DJI Air 2S (1-calowa matryca 20 Mp), który również mieści się w wolnej od ograniczeń kategorii do 900 g.
Wyższe modele to już jednak znacznie większe gabaryty i znacznie wyższe ceny (ok. 4300 zł za wspomnianego Air 2S w podstawowej opcji i ponad 6300 w rozszerzonym zestawie Fly More Combo). Możemy mieć też problemy z wwożeniem drona i swobodnym lataniem nim w krajach o bardziej restrykcyjnych przepisach.
Warto więc się zastanowić, czy jakość oferowana przez Mini 2 nie zaspokoi przypadkiem naszych oczekiwań. W ostatecznym rozrachunku może się okazać, że ma więcej zalet niż wad, również z punktu widzenia fotografa-amatora.