Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
89%
Następca flagowego modelu EOS-1D X oferuje usprawnienia na niemal każdej płaszczyźnie i udowadnia, że szybka profesjonalna fotografia jeszcze długo pozostanie domeną lustrzanek. Przekonajmy się jak nowe możliwości przekładają się na komfort i wydajność pracy zawodowego fotografa.
Aparat oferuje praktycznie niezmienioną ergonomię względem swojego poprzednika. Jedyną różnicą jest nieco bardziej anatomiczny grip. Niestety, mimo usprawnienia wciąż jest on bardzo płytki (zwłaszcza dolny element). Trzeba jednak zaznaczyć, że główny konkurent, Nikon D5 nie wypada pod tym względem wiele lepiej.
W chwycie nie pomaga też skóropodobna okleina gripu, która wydaje się być dużo bardziej śliska niż w przypadku Nikona D5. Mimo wszystko, użytkownicy przyzwyczajeni do Canona nie odczują dyskomfortu. Bądź co bądź, ten element prezentuje się niemal identycznie jak u poprzednika.
Zmianie nie uległa też systematyka obsługi. Nadal opiera się ona o jedno i dwufunkcyjne przyciski górnego panelu, pokrętła sterujące oraz 4 przyciski funkcyjne umieszczone na froncie. Szkoda tylko, że te ostatnie nadal położone są bardzo blisko siebie. Nawet mimo różnych faktur nie zawsze łatwo je wyczuć, nie mówiąc już o pracy w rękawiczkach. Mimo wszystko, zestaw ten pozwala na błyskawiczną zmianę parametrów wszystkich najważniejszych ustawień aparatu.
Ergonomia flagowych modeli Canona zawsze była mocno odmienna od tego, co oferuje reszta aparatów producenta, a przez to nie zawsze niestety najwygodniejsza. W ciągu ostatnich lat wiele zmieniło się na lepsze, zastanawia nas jednak czemu producent nie zdecydował się jeszcze na unifikację interfejsu z innymi modelami, zwłaszcza że dokonał już tego w przypadku pozostałych zaawansowanych i półprofesjonalnych aparatów z serii EOS.
I choć argumentem pozostaje zapewne szybkość obsługi, nie widzimy tu widocznej przewagi nad tym, co oferują modele z rodziny 5D lub 7D, które pozostają najwygodniejszymi aparatami z katalogu Canona. Dodatkowo taktykę unifikacji interfejsu flagowej lustrzanki z niższymi modelami z powodzeniem stosuje konkurencja i trzeba przyznać, że sprawdza się to bardzo dobrze.
Mimo wszystko ergonomia z pewnością nie zdziwi użytkowników wcześniejszych flagowych lustrzanek producenta, a do tego, co chyba najważniejsze pozwala na błyskawiczną regulację wszystkich niezbędnych ustawień aparatu bez konieczności zagłębiania się w jakiekolwiek menu.
Usprawnieniu mogłoby ulec działanie joysticków. O ile nowy wygląd wydaje się zmianą na plus i sprawia, że są one lepiej wyczuwalne to nadal, aby wybrać pożądany punkt AF, musimy się porządnie „naklikać”. Niestety nie reagują one na dłuższe przytrzymanie któregoś z kierunków, co pozwoliłoby na szybszą i płynną nawigacją. Aby więc przejść z jednego skrajnego punktu AF do drugiego, będziemy musieli kliknąć joystickiem aż 10 razy.
Tym samym staje się on właściwie bezużyteczny, gdyż korekty dokonamy szybciej i wygodniej przy pomocy pokręteł. Co ciekawe w trybie podglądu nie napotkamy tego problemu i za pomocą joysticka będziemy w stanie płynnie nawigować po zdjęciach.
Znacznie lepiej prezentuje się natomiast kwestia personalizacji aparatu. Własne ustawienia jesteśmy w stanie przypisać do 6 przycisków na obudowie oraz przycisku funkcyjnego niektórych obiektywów. Zestaw możliwych do wyboru funkcji jest dosyć obszerny (choć odmienny dla każdego z przycisków) i powinien zadowolić większość, nawet najbardziej wymagających fotografów. Szkoda jedynie, że nie możemy przypisać osobnych ustawień do każdego z 4 frontowych przycisków funkcyjnych - dublują one swoje funkcje tak, by oferować dostęp do tych samych opcji niezależnie od tego, czy fotografujemy w pionie czy poziomie.
Aparat pozwala także na zapisanie całości ustawień do 3 osobnych trybów użytkownika, które wygodnie przywołać możemy za pomocą umieszczonego na górnym panelu przycisku wyboru trybów. Dodatkowo, z poziomu menu możemy precyzyjnie skorygować działanie poszczególnych funkcji aparatu, co pozwoli na możliwie najlepsze dostosowanie lustrzanki do własnych preferencji.
Z ciekawszych funkcji warto wymienić możliwość mikroregulacji pomiaru ekspozycji, autofokusa, siły błysku, czy opcję precyzyjnego dostrojenia ustawień trybu seryjnego. Co ważne, ustawienia trybów użytkownika możemy zapisywać na karcie i w razie potrzeby wygodnie je importować.
Wisienką na torcie jest zaprezentowana wraz z modelami 5DS i 5DS R możliwość personalizacji menu podręcznego. Samo menu, podobnie jak w innych modelach wydaje się bardzo poręczne i pozwoli nam na wygodną i szybką zmianę najważniejszych parametrów w sytuacji gdy na przykład aparat znajduje się na statywie. Szkoda jedynie, że mimo dotykowego ekranu producent nie pozwala na dotykową nawigację po menu. Dziwi to tym bardziej, że w innych modelach ta funkcja sprawdzała się znakomicie. Żałujemy też, że nie możemy osobno spersonalizować menu podręcznego dla trybu fotograficznego i trybu filmowego.
Funkcjonalność menu nie odbiega znacząco od tego, co oferują inne modele. Ustawienia zostały logicznie i co najważniejsze przejrzyście, pogrupowane w pięć zakładek dotyczących ustawień fotografowania, układu AF, trybu odtwarzania, działania aparatu i nastaw osobistych. Otrzymujemy też zakładkę “Moje Menu”, do której możemy przypisać najczęściej używane opcje.
Ogólnie rzecz biorąc pod względem menu aparat wypada dużo lepiej od swojego rywala. Menu jest przejrzyste i intuicyjne. Główną przewagą jest jednak wspomniane menu podręczne, którego w użytecznej formie nie uświadczymy w aparacie konkurencji.
Aparat oferuje usprawniony wizjer optyczny w technologii Intelligent Viewfinder II, pokrywający prawie 100% kadru. Podobnie jak w modelu 7D Mark II i najnowszej odsłonie serii 5DS w wizjerze możemy dodatkowo wyświetlić informacje o ustawieniach wszystkich parametrów kontrolowanych za pomocą przycisków na obudowie.
Najważniejszą chyba nowością jest jednak fakt, że w nowym modelu używane punkty AF zawsze podświetlone są na czerwono (siłę podświetlenia możemy regulować), co znacznie ułatwi pracę w trudnych warunkach oświetleniowych (w poprzednich modelach otrzymywaliśmy jedynie czarny obrys punktów).
Od góry: Canon EOS-1D X Mark II, Canon EOS-1D X
Wizjer, podobnie jak ten w modelu 1D X wyposażony został w dźwignię, pozwalającą na przysłonięcie go podczas naświetlania długich ekspozycji. Otrzymujemy też pokrętło regulacji dioptrażu - niestety aby się do niego dostać, musimy demontować muszlę oczną, ale w końcu nie robimy tego zbyt często.
Nowy Canon to także dotykowy, 3,2-calowy ekran TFT LCD o rozdzielczości 1,62 Mp, który choć w teorii skromnie prezentuje się wobec 2,36 Mp konkurencji (Nikon D5, Nikon D500) to ma nad nimi ogromną przewagę - nie jest tak prądożerny. Szybki drenaż akumulatora w trybie LiveView był jedną z istotniejszych wad testowanego przez nas ostatnio modelu D500.
Poza tym, na 3-calowym ekranie, ta nawet spora wydawałoby się, różnica w rozdzielczości nie jest właściwie zauważalna. Nawet w przypadku ekranu Canona nie jesteśmy w stanie gołym okiem dojrzeć pojedynczych pikseli.
Ekran wiernie odwzorowuje ekspozycję zdjęć, co pozwoli rzetelnie ocenić je już podczas fotografowania. W porównaniu z testowanym przez na ostatnio Nikonem zdaje się też lepiej odwzorowywać kolorystykę i kontrastowość zapisanych obrazów. Podczas gdy monitor Nikona wydawał być się skalibrowany względem komputerów Mac, obraz wyświetlany przez nowego Canona będzie bliższy temu, który zobaczymy na właściwie skalibrowanym monitorze.
Osobną kwestią pozostają funkcje dotykowe ekranu, a właściwie ich brak. Podobnie jak w Nikonie D5 ograniczają się one wyłącznie do możliwości wyboru pola AF w trybie Live View i podczas filmowania. Szkoda, że producent nie zdecydował się pozwolić użytkownikom na dotykową nawigację po zdjęciach, co jest wygodne szczególnie podczas oglądania ich w powiększeniu. Zupełnie nie rozumiemy ograniczania funkcjonalności aparatu “na siłę”.
W pracy bardzo pomagają znany już dobrze pomocniczy, podświetlany ekran LCD, na których wyświetlane są niezbędne informacje o wszystkich najważniejszych parametrach fotografowania, co pozwoli nam wygodnie zmienić ustawienia bez konieczności podnoszenia oka do wizjera. Szkoda tylko, że przycisk podświetlania umieszczony został daleko od spustu. By z niego skorzystać musimy każdorazowo odrywać rękę od gripu.