Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Zaprezentowany w 2011 roku Canon EOS-1D X szybko stał się pierwszym wyborem profesjonalnych fotografów, głównie ze względu na doskonałe połączenie najlepszych właściwości wcześniejszych modeli 1D i 1Ds. Nowa konstrukcja, na którą musieliśmy czekać nieco ponad 4 lata pojawia się na rynku właściwie w idealnym momencie. Zarówno jako odświeżenie wciąż popularnej konstrukcji jak i jako pełnoprawny konkurent zaprezentowanego w styczniu Nikona D5. Biorąc pod uwagę specyfikacje, aparaty prezentują się bardzo podobnie, jednak to drobne szczegóły zaważą na tym, który aparat będzie chętniej wybierany przez zawodowców. Podczas dzisiejszej oficjalnej premiery aparatu mieliśmy chwilę by przyjrzeć się najnowszym funkcjom aparatu.
Na początek kilka słów o konstrukcji. Do tej kwestii projektanci podeszli ostrożnie, nie prowadzając żadnych istotnych zmian ergonomicznych. I bardzo dobrze. Producent wie, że nie ma sensu na siłę ulepszać sprawdzonej konstrukcji, do której przyzwyczaili się użytkownicy i od kilku lat stara się możliwie w jak największym stopniu unifikować interfejs kolejno wypuszczanych modeli. Jedyną widoczną zmianą jest inna faktura joysticków i bardziej anatomiczny grip, który oferuje jeszcze lepszy chwyt. Pojawił się także znany z Canona 5D Mark III przełącznik trybu Live View. Nieco inaczej zarysowana jest także obudowa pryzmatu. Charakterystyczna wypustka skrywa w sobie moduł GPS, który po raz pierwszy pojawia się w tej klasie aparatu. Szkoda, że nie będziemy go mogli użyć do namierzenia sprzętu w razie zgubienia lub kradzieży. Brakuje nam też wbudowanego modułu Wi-Fi, który pozwoliłby na wygodne przesyłanie zdjęć i zdalne sterowanie aparatem z poziomu smartfona. Z drugiej strony, w razie potrzeby do złącza LAN możemy podpiąć opcjonalny nadajnik, choć to jednak dodatkowy koszt. Brak wbudowanego Wi-Fi może być tłumaczony także w inny, całkiem logiczny sposób. Słyszeliśmy bowiem o zleceniach fotograficznych, w ramach których ściśle zabronione było korzystanie z jakiejkolwiek formy łączności bezprzewodowej.
Canon EOS-1D X Mark II otrzymał także nowy 3,2 calowy, dotykowy ekran TFT LCD o rozdzielczości 1,62 Mp. Mimo że jest to znaczny wzrost rozdzielczości względem poprzedniego modelu (1,04 Mp), to wygląda dość skromnie wobec 2,36-megapikselowego ekranu oferowanego przez głównego konkurenta. Niestety podobnie jak w konstrukcji Nikona, funkcje dotykowe ograniczają się do wyboru pola ostrości w trybie AF. Ciężko zrozumieć tę decyzję, zwłaszcza wobec wygody jaką dotyk oferuje przy przeglądaniu i powiększaniu zdjęć.
Otrzymujemy tez nowy wizjer optyczny o powiększeniu 0,76x, w którym w bardziej widoczny sposób oznaczone zostaną punkty AF. Wyświetlimy w nim też wszystkie te informacje, które znajdują się na górnym, pomocniczym ekranie LCD, co znacznie podniesie komfort pracy, umożliwiając wygodne sterowanie większością parametrów bez konieczności odrywania oka od wizjera.
Najistotniejszą chyba różnicą względem poprzedniego modelu jest fakt, że zamiast dwóch slotów na karty CF otrzymujemy jeden slot na karty Compact Flash i jeden na karty CFast, które konieczne będą do nagrywania filmów w najwyższej jakości. Z jednej strony jest to posunięcie wymuszone specyfikacją sprzętu, z drugiej nieco ogranicza ono fotografów, którzy w swojej pracy opierają się głównie na trybie fotograficznym, zwłaszcza że karty CFast nie należą do tanich.
Koszt takiej karty o pojemności 128 GB to około 2000 zł. Dobrą wiadomością jest jednak to, że w polskiej dystrybucji, w ramach specjalnej promocji przy zakupie aparatu będzie można otrzymać taką kartę w gratisie. Na razie jednak nie znamy więcej szczegółów.
Tak jak w przypadku wcześniejszych flagowców mamy tu do czynienia ze wzmocnionym, uszczelnianym body i magnezowym korpusem. Aparat jest nieznacznie cięższy od poprzednika (1530 g), ale raczej nie odczujemy tego przy pracy. Wytrzymałość aparatu, po wzięciu do ręki zwyczajnie czuć, co z pewnością potwierdzą użytkownicy wcześniejszych modeli z serii 1D. Topowa linia aparatów producenta została zaprojektowana tak, by poradzić sobie w każdych warunkach i najnowszy model nie stanowi wyjątku.
Względem poprzednich edycji nie zmienił się także układ menu, co z ulgą przyjmą fotografowie przyzwyczajeni do systemu Canona, a i nowi użytkownicy nie będą mieli problemu z obeznaniem się z poszczególnymi pozycjami. Wszystkie funkcje są dobrze widoczne i logicznie posegregowane w kilka zakładek, a rozeznanie się, na przykład w przypadku ustawień autofokusa ułatwią nam wymowne ikonki.
To tyle jeśli chodzi o interfejs, wygląd i konstrukcję. Najciekawsze jest jednak wnętrze aparatu. Tutaj usprawnieniu uległo większość podzespołów. Przede wszystkim otrzymujemy zupełnie nową, opracowaną przez inżynierów Canona 20,2-megapikselową matrycę CMOS, wspomaganą dwoma procesorami DIGIC6+, która umożliwi nam fotografowanie z maksymalną prędkością 14 kl./s (16 kl./s w trybie LIve View z migawką elektroniczną), z pełnym wsparciem systemu autofokusa. Warto też nadmienić, że nowe procesory pozwolą na szybsze przetwarzanie obrazu, co w przypadku korzystania z kart CFast pozwoli na zapisanie 170 zdjęć RAW i nieograniczoną ilość JPEG-ów w jednej serii. Podobnie jak w modelu 7D Mark II znajdziemy tu też opcję Anti-Flicker, która usprawni pracę w oświetleniu jarzeniowym, wyrównując ekspozycję w zależności od częstotliwości migotania światła.
Niestety prezentowany egzemplarz był modelem przedprodukcyjnym i nie mogliśmy zabrać ze sobą wykonanych nim zdjęć, niemniej jednak po tym, co mogliśmy zobaczyć na ekranie LCD wydaję się, że obietnice producenta zapewniające o nad wyraz szerokim zakresie dynamicznym nie są bezpodstawne. Aparat zdaje się bardzo dobrze radzić sobie podczas pracy na wyższych czułościach, których zakres wynosi ISO 100-51200 (rozszerzane do ISO 409600). Maksymalnie powiększone zdjęcie wykonane przy czułości ISO 6400 odznaczało się minimalnymi szumami, a podczas imprezy mogliśmy też obejrzeć wielkoformatowy wydruk zdjęcia wykonanego z czułością ISO 12800. Na pewno przed wydrukiem zostało ono poddane obróbce, mimo to jego szczegółowość robiła nad wyraz dobre wrażenie.
Dodatkowo sensor wyposażony jest w zupełnie nowy mechanizm czyszczenia, w którym użyto specjalnej powłoki antystatycznej, a podczas procesu usuwania kurzu automatycznie mapowane są także gorące i martwe piksele, które mogą pojawić się wraz z dłuższą eksploatacją aparatu.
Kolejnym ważnym, a dla zawodowców być może najważniejszym usprawnieniem jest nowy system autofokusa. Nadal jest to 61 punktów detekcji fazy, z których 41 to punkty krzyżowe, pokrywają one teraz jednak znacznie większy niż poprzednio obszar kadru - 8% więcej powierzchni w pionie dla grupy punktów centralnych i aż 24% więcej dla punktów peryferyjnych. Mimo, że punktów AF jest znacznie mniej niż w konkurencyjnym modelu Nikona, to ich rozłożenie w kadrze jest bardzo podobne.
Do tego system AF otrzymał usprawnione algorytmy śledzenia (AI Servo AF III+), które zapewnić mają doskonałą wydajność w nawet najbardziej wymagających warunkach. W śledzeniu obiektów ważną rolę odgrywa także nowy, odpowiedzialny także za pomiar ekspozycji czujnik RGB IR o rozdzielczości aż 360 tys. punktów. Dla przypomnienia w poprzednim modelu było to “raptem” 100 tys. punktów.
Rzeczywiście, szybkość systemu AF robi diabelnie dobre wrażenie. Podczas imprezy mielimy okazję fotografować tancerzy capoeiry. Warto dodać że w nie najlepszym oświetleniu. System śledzenia ani na chwilę nie gubił szybko poruszających się obiektów, a wszystkie wykonane zdjęcia były ostre. Dużą zaletą, która może zadecydować o wyższości EOS-a 1D X Mark II nad konstrukcją konkurencji jest fakt, że wszystkie 61 punktów jest czułych do wartości f/8. Nie będzie więc problemu z ciemniejszymi szkłami i konwerterami. Dla porównania w Nikonie D5 punktów o takiej czułości jest tylko 15 i to w centrum kadru.
Dodatkowo Canon EOS-1D X Mark II jest pierwszą pełnoklatkową lustrzanką producenta wyposażoną w system Dual Pixel CMOS AF, który korzystając z czujników umieszczonych na matrycy oferuje szybki i wydajny autofokus w trybie Live View oraz podczas filmowania. Tutaj też byliśmy bardzo miło zaskoczeni. Ostrość ustawiana jest niemal natychmiastowo, nawet w przypadku mocniej zaciemnionych scen, a system pozwala na bezproblemowe śledzenie dynamicznie poruszających się obiektów. Za to usprawnienie z pewnością podziękują osoby, które aparat będą wykorzystywać w produkcjach filmowych.
Jeśli chodzi o tryb filmowy, tutaj również Canon stanął na wysokości zadania, jako pierwszy udostępniając możliwość rejestracji materiału 4K DCI z próbkowaniem 4:2:2 i prędkością aż 60 kl./s w lustrzance. Nie jesteśmy też ograniczony limitem czasu nagrywania, jak ma to miejsce w pokazanym miesiąc temu Nikonie. Jedynym problemem może być fakt, że materiał w jakości 4K może być zapisywany jedynie w znanym z aparatu Canon 1D C kodeku MJPEG, który choć gwarantuje lepszą jakość obrazu niż standardy H.264 i H.265, to będzie stawiał ogromne wymagania wobec sprzętu używanego do montażu i postprodukcji. Jakość 4K jest więc tutaj adresowana do profesjonalnych filmowców, zwłaszcza że w tej rozdzielczości zapisu będziemy mogli dokonać wyłącznie na kartach CFast. Inne możliwości zapisu mogą i być może powinny pojawić się wraz z aktualizacją firmware’u.
W przypadku innych rozdzielczości będziemy mogli skorzystać z kompresji ALL-i oraz IPB, a także zapisać film jako zwykły MPEG4. Warto też dodać, że aparat pozwala na nagrywanie filmów w zwolnionym tempie z prędkością 120 kl./s, w jakości Full HD 1080p, a funkcje filmowe standardowo już wzbogacają złącza mikrofonowe, słuchawkowe oraz możliwość wypuszczenia nieskompresowanego materiału na zewnętrzne rejestratory za pośrednictwem HDMI (niestety tylko w jakości Full HD). Niestety w menu aparatu nie doszukaliśmy się możliwości sterowania krzywymi gamma (C-Log), które oferował model 1D C. Brak ten nieco ogranicza nasze możliwości pod względem profesjonalnej gradacji kolorystycznej materiału wideo. Miejmy nadzieje, że funkcja ta podobnie jak inne formy zapisu zostanie udostępniona wraz a uaktualnieniem firmware’u. Ciekawą opcją, która w podobnej formie oferowana jest także przez aparat konkurencji jest z kolei funkcja 4K Frame Grab pozwalająca na wyciąganie z filmu 4K pojedynczych klatek o rozdzielczości 8,8 Mp, co biorąc pod uwagę korzyści płynące z zastosowania kompresji MJPEG powinno w zupełności wystarczyć na potrzeby publikacji internetowych.
Wśród innych aktualizacji wymienić należy z pewnością nową baterię, która pozwolić ma na wykonanie około 1210 zdjęć na jednym ładowaniu, ale aparat będzie współpracować także z akumulatorami używanymi w poprzedniku. W tym wypadku wydajność trybu seryjnego spadnie jednak do wyników oferowanych przez pierwszą generację Canona 1D X.
Pojawił się także system Digital Lens Optimizer, który automatycznie, na bieżąco skoryguje niedoskonałości spowodowane wadami optycznymi używanych szkieł. Podczas prezentacji na jego temat padło niewiele słów, dlatego o jego efektywności i dokładnym działaniu będziemy mogli wypowiedzieć się dopiero w przypadku pełnego testu aparatu.
Tego będziecie mogli spodziewać się jednak dopiero w okolicach kwietnia lub maja, bo na ten czas planowana jest rynkowa premiera aparatu. Mimo że polski oddział Canona nie udostępnia danych na temat ceny w jakiej aparat będzie sprzedawany na naszym rynku, możemy zakładać, że będzie to podobna kwota jak w przypadku premiery wcześniejszego modelu, czyli około 25-26 tys. złotych za samo body. Oficjalna cena podawana przez zagraniczne portale to $5999.
Czy nowy Canon znajdzie swoje miejsce na rynku? Dla wielu zawodowców przesiadka na aktualny model będzie naturalną kolejnością rzeczy. Swoją rolę odegrają tu zapewne udoskonalony autofokus i funkcje filmowe, a także, lub może przede wszystkim nowa matryca, która - miejmy nadzieję - będzie oferować lepsze wyniki pod względem zakresu dynamicznego niż wcześniejsze aparaty producenta. Nowy 1D X Mark II to jednak produkt, który będzie wchłaniany przez rynek stopniowo. Wielu użytkownikom, nawet tym zaawansowanym na razie w zupełności wystarczy jeszcze to, co oferuje poprzednik. Bądź co bądź, to ciągle świetny aparat. Zapewne jednak w ciągu najbliższych dwóch lat nowy model stanie się zapewne standardem szybkiej, profesjonalnej fotograficznej pracy. Najnowsza premiera Canona (podobnie jak Nikona) dobitnie udowadnia też, że choć producenci bezlusterkowców robią co mogą, by nakłonić zawodowych odbiorców na zakup ich aparatów, to obsługa tych prawdziwie wymagających, profesjonalnych zleceń fotograficznych jeszcze przez najbliższe kilka lat pozostanie domeną lustrzanek.