Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Ian Berry, ikona klasycznej fotografii dokumentalnej ze znakiem jakości agencji Magnum, wrócił z nową publikacją podsumowującą kilkunastoletni okres jego pracy. Sprawdzamy, jakie wątki porusza Brytyjczyk w książce „Water”.
Opalizująca, pokryta zmarszczkami fal tafla wody omywa sylwetkę wiernego, który w modlitewnym geście wznosi dłonie ku niebu. Zdjęcie z okładki monograficznego albumu zatytułowanego „Water”, wykonane o świcie nad Gangesem w indyjskim Waranasi, symbolicznie wyznacza kierunek, który obrał tutaj brytyjski fotograf. W czarno-białych ujęciach Berry’ego formalne piękno idzie w parze z surowym dokumentalizmem. Obraz nie uderza od razu - zaczyna uwierać dopiero po chwili. Brytyjczyk realizuje przemyślaną strategię: zachwyć odbiorcę, zatrzymaj do końca, ale nie pozwól mu odejść z uczuciem komfortu.
fot. Ian Berry, Pathrad, Madhya Pradesh, Indie, z książki "Water"
- To nie jest książka polityczna ani podręcznik - chociaż byłbym zachwycony, gdyby dydaktycy uznali ją za przydatną w swojej praktyce - wyjaśnia autor. - Przeciwnie, to zbiór tych zdjęć, które uznałem za najbardziej godne zapamiętania podczas wykonywania zleceń, zdjęć pokazujących sposoby, w jakie woda kształtuje nasze życie.
A ja trochę mu nie wierzę.
Ian Berry (ur. 1934), fotograf z duszą wędrowca, który w ciągu bogatej kariery odwiedził bodaj wszystkie kontynenty, zaczyna przyglądać się związkom człowieka z wodą w latach siedemdziesiątych. Dokumentacja rytuałów praktykowanych przez wyznawców hinduizmu, chrześcijaństwa i innych kultów trzy dekady później ewoluuje w kierunku fotografii zaangażowanej.
fot. Ian Berry, Asuan, Egipt, z książki "Water"
Jest rok 2002, gdy Anglik odwiedza plac budowy gigantycznej Tamy Trzech Przełomów na rzece Jangcy i na własne oczy widzi niszczycielski wpływ tej inwestycji na środowisko naturalne i życie okolicznych mieszkańców (wzniesienie zapory wiązało się z zatopieniem wielu ośrodków i przymusowym przesiedleniem setek tysięcy Chińczyków). Kolejny impuls stanowi reportaż o topnieniu lodowców realizowany na Grenlandii we współpracy z organizacją ekologiczną The Climate Group.
W rezultacie, za namową żony, dziennikarki, autorki merytorycznego wprowadzenia do „Water”, fotograf podejmuje pracę nad potężnym projektem dokumentalnym, dotykającym kwestii wielorakich zależności pomiędzy żywiołem wody a rozwojem cywilizacyjnym i codziennym życiem ludzkości. Poświęci mu kilkanaście lat.
fot. Ian Berry, Wybrzeże Kości Słoniowej, z książki "Water"
Finalnie do książki trafia mniej niż setka obrazów. Berry decyduje się na ascetyczną formę: czarne okładki, białe karty, czarnobiałe fotografie. Czytam „Water” kilkukrotnie, najpierw powoli, przez kilka dni, błądząc po obrazie, odgadując znaczenia i relacje. Przy drugim razie z każdą przeczytaną nazwą miejsca i kraju dociera do mnie ogrom pracy włożonej przez Brytyjczyka.
Bo „Water” jest rzeczywiście portretem kompletnym, który opowiada wodę bez uproszczeń, dotykając jednocześnie innych kwestii społecznych i kulturowych. Berry zestawia fotografie przywiezione z Indii, Chin, Turcji, Rwandy, Australii, Bangladeszu, Hiszpanii, Meksyku i kilkunastu innych państw na sześciu kontynentach. Woda jest u niego samodzielnym bytem, siłą, która warunkuje istnienie życia. Brytyjczyk zapisuje na kliszy rozmowy Pakistanek i Kambodżanek, dla których lokalne ujęcie wody stanowi także przestrzeń podtrzymywania społecznych więzi, dokumentuje pracę hiszpańskich i grenlandzkich rybaków, jest świadkiem rytualnych kąpieli i zwykłego prania bielizny w Gangesie.
fot. Ian Berry, Wanxian, Sichuan, Chiny, z książki "Water"
W książce znajduję obrazy głęboko przejmujące. Jak portret etiopskiej kobiety w obozie przejściowym dla ofiar głodu, która patrzy prosto w obiektyw zmęczonymi czarnymi oczami. Wizerunek Chinki drzemiącej wśród ruin zburzonego domu, skazanego przez państwo na zatopienie. Pejzaż z wysepką wioski odciętą od świata w wyniku intensywnych monsunów. Woda jest siłą, która potrafi niszczyć, w ciszy wskazuje fotograf. Ale nawet ta siła coraz częściej przegrywa w starciu z człowiekiem.
fot. Ian Berry, Khaliajuri, Bangladesh, z książki "Water"
Gdy przeglądam album Brytyjczyka po raz pierwszy, do głowy przychodzi mi jedno skojarzenie: Minamata. Na początku lat 70. W. Eugene Smith, inna legenda, kolega Berry’ego z Magnum, realizuje długoterminowy projekt dokumentalny poświęcony katastrofie ekologicznej w zatoce Minamata w Japonii. Zanieczyszczenie wód toksycznymi związkami rtęci, wylewanymi nielegalnie przez chemiczną fabrykę Chisso Corporation przez kilka dekad, spowodowało tam masowe zatrucia wśród lokalnych rybackich społeczności. To zdjęcia Smitha, opublikowane w „LIFE” w 1972 roku, a następnie w samodzielnym (bardzo ważnym dla historii fotografii) albumie z 1975 roku, alarmują wówczas o sprawie międzynarodową opinię publiczną.
Fotografia zmienia świat; wtedy wciąż to jeszcze potrafi.
fot. Ian Berry, Prestatyn, Walia, z książki "Water"
Chociaż Ian Berry sam odżegnuje się od zaliczenia „Water” w poczet książek politycznych, trudno czytać ją inaczej niż krzyk. - Zmiany klimatyczne, których już doświadczyliśmy, przynoszą ze sobą bezprecedensowe skutki dla ludzkości, natury, ziemi, gospodarki każdego kraju i ludzkiego życia na całym świecie […] niezbędne jest ponowne przemyślenie i znalezienie radykalnego rozwiązania - pisze Kathie Webber, autorka tekstu zamieszczonego w początkowej części publikacji. Fotografie Brytyjczyka stanowią poświadczenie i dopełnienie jej tez.
Para wolontariuszy w maskach i skafandrach walczy z zanieczyszczeniami powstałymi w wyniku zatonięcia tankowca u hiszpańskiego wybrzeża. Samotna ludzka sylwetka tonie w smogu otulającym pole naftowe w Baku. Młoda matka z dzieckiem na ręku pozuje do zdjęcia przy jedynym dostępnym ujęciu świeżej wody w wiosce Jhikargachha w Bangladeszu; oboje noszą na ciele widoczne ślady zatrucia arsenem.
"Nie wolno wam odwrócić wzroku, nie ma już na to czasu" - słyszę głos Berry’ego. I tutaj stawiam kropkę.
Album zamówicie na stronie internetowej wydawcy: gostbooks.com.