Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Malował, projektował książki, robił zdjęcia, kręcił filmy. W każdej dziedzinie był wyjątkowy. Pod koniec życia wszystko, co stworzył, zamknął w jednym przedmiocie – w zapierającym dech albumie "William Klein: YES"
Zawrzeć w jednej książce całą twórczość Williama Kleina to nie lada wyzwanie. A jednak, tak, udało się – pod okiem samego artysty powstał niesamowity album łączący wszystko, czym zajmował się podczas bogatego twórczego życia: malarstwo abstrakcyjne, grafikę, fotografię uliczną i modową, film.
W każdej z dziedzin odniósł artystyczny sukces, co czyni go artystą wszechstronnym, zadającym kłam twierdzeniom, że aby coś osiągnąć, trzeba się w czymś wyspecjalizować. Specjalizacją Kleina było burzenie zasad, może dlatego do każdej z dziedzin, którą się zajął, wniósł coś ożywczego. Zwłaszcza do fotografii.
"Moves and Pepsi", Harlem, Nowy Jork, 1955. Fot. William Klein
Klein urodził się 19 kwietnia 1926 roku w Nowym Jorku, ale większość życia spędził we Francji, gdzie trafił jako żołnierz armii amerykańskiej tuż po II wojnie światowej. Po odbyciu służby został w Paryżu, gdzie uczył się malarstwa i rzeźby pod okiem Fernanda Légera. Ze spotkania ze słynnym artystą zapamiętał jedną radę. Twórca „Baletu mechanicznego” polecił mu, żeby porzucił pracownię i nie dążył do tego, by jego dzieła wisiały w galeriach. Zamiast tego miał szukać inspiracji na zewnątrz, na ulicy, jego płótnem miała być architektura miasta.
Bikini, Moskva (River), Moscow,” 1959
Niespełna 25-letni artysta wziął sobie radę mistrza do serca i zaczął projektować murale oraz malować wielkoformatowe obrazy pełne krzykliwych liter kojarzących się z neonami. Spodobały się architektowi Angelo Mangiarottiemu, który zaproponował Kleinowi pomalowanie parawanu własnej konstrukcji. Tak powstała niezwykła rzeźba kinetyczna, przełomowa dla Kleina, bo zainspirowała go do tworzenia abstrakcyjnych fotografii, które docenił Alexander Liberman, redaktor magazynu Vogue. Ten też wyszedł z propozycją współpracy i Klein znów powiedział „tak”.
"Dorothy Juggling and White Light Balls", Paryż, 1962. Fot. William Klein
Jak widać, dużą rolę w życiu Kleina odegrał przypadek. Zresztą pierwszy aparat wygrał w karty, a żonę Jeanne Florin poznał drugiego dnia po przybyciu do Paryża, pytając o drogę. Przypadkowość uczynił też elementem swojej twórczości. Jako jeden z pierwszych porzucił klasyczne zasady fotografii, robił zdjęcia rozmyte, pod dziwnymi kątami, doskonałe w swojej – wydawałoby się – niedoskonałości. Tak jak Roberta Franka, można przypisać go do nurtu antymomentu w fotografii, tyle że słynni Amerykanie powstali dwa lata po debiucie Kleina Life is good and good for you in New York: Trance Witness Revels z 1956 roku.
"Gun 1", 103rd Street, Nowy Jork, 1954, Fot. William Klein
Z tego albumu pochodzi najsłynniejsze zdjęcie Kleina „Gun 1”. Chłopiec, który ze wściekłą miną mierzy do niego (do nas) z broni, do dziś budzi emocje, nawet jeśli to była tylko zabawa. Fotografia stała się wyznacznikiem stylu Kleina, na który składało się duże zbliżenie i interakcja obiektu z fotografem. Zdradził kiedyś, że zazwyczaj nie rozmawiał z ludźmi, których fotografował, po prostu wchodził w tłum i strzelał, często zupełnie na oślep.
Nie wszystkim może podobać się tak surowy styl, ale trzeba przyznać, że jego zdjęcia są pełne życia. Cały czas ma się poczucie ruchu. „Właściwie wszystko robiłem odwrotnie, niż mnie uczono. Zostałem fotografem, niewiele wiedząc o zasadach i technice. Do dziś robię wszystko, aby aparat działał nieprawidłowo. Dla mnie zrobić zdjęcie to zrobić antyfotografię” - wspominał.
"Watchman", Cinecittà, Rzym, 1956. Fot. William Klein
Fotografował Nowy Jork, ale nie mniej udane zdjęcia przywiózł z podróży do Rzymu (chwalił je Federico Fellini), Moskwy i Tokio. Zaczął też przygodę z filmem, tworząc awangardowy, popartowy obraz „Broadway by Light”, którego bohaterem były nowojorskie neony. Tą symfonią świateł zachwycony był sam Orson Welles.
Prawdziwym dziełem sztuki w jego ujęciu stała się też fotografia modowa, którą Klein zmiksował z uliczną. Pamiętając słowa Légera „wyjdź na zewnątrz”, wyprowadził modelki na ulice, pioniersko bawiąc się konwencją. Uczynił z nich żywe manekiny stojące wśród tłumu, estetycznie oszałamiając odbiorcę.
"Antonia and Yellow Taxi", Nowy Jork, 1962. Fot. William Klein
Wszystkie momenty twórczej aktywności Kleina są bardzo dobrze udokumentowane w albumie YES. Mamy tu ponad 250 zdjęć, często w wielkim formacie (miłośnicy dużego ziarna będą zachwyceni), a wszystko przedstawione jest w sposób chronologiczny. Szkoda tylko, że jego filmy dokumentalne i fabularne są w Polsce tak trudno dostępne. Klein nakręcił m.in. filmy dokumentalne o Muhammadzie Alim i o tenisowym turnieju French Open.
Był współtwórcą antywojennego manifestu „Daleko od Wietnamu” razem z takimi reżyserami jak Claude Lelouch, Jean Luc-Godard, Alain Resnais, Joris Ivens, Agnès Varda i Chris Marker. U tego ostatniego nawet „zagrał” (cudzysłów celowy, kto widział, zrozumie) jako aktor w jednej z najbardziej osobliwych krótkometrażówek świata „La Jetée”, protoplasty późniejszego filmu „12 małp” Terry’ego Gilliama.
Backstage z "Who Are You, Polly Magoo?", 1966. Fot. William Klein
Sam też próbował sił w fabule. Nakręcił m.in. satyryczne obrazy „Kim jesteś, Polly Maggoo?” i „Mr. Freedom” uderzające kolejno w świat mody i amerykańską politykę. Wyreżyserował też film socjologiczny (ten kierunek studiował przed wojną) „Le Couple témoin” o naukowym eksperymencie z parą zakochanych, który przeradza się w prawdziwe „reality show” (film nakręcił dwadzieścia lat przed pierwszym „Big Brotherem”).
„Tak” to słowo otwierające, w przeciwieństwie do zamykającego „nie”. Klein był otwarty, próbował wszystkiego i we wszystkim umiał się wyrazić w wyjątkowy sposób. Gdybyście chcieli mieć na półce jeden album Kleina, to tu jest właściwie wszystko. Katalog towarzyszył jego ubiegłorocznej, największej wystawie w Międzynarodowym Centrum Fotografii w Nowym Jorku, którą sam przygotowywał tuż przed śmiercią. Zmarł, kiedy jeszcze trwała, w wieku 96 lat. Album „William Klein: YES” to jego pożegnanie i ostatnie dzieło.
Zdjęcie otwierające: William Klein, "Antonia and Simone and Barbershop", Nowy Jork, 1962. W publikacji w Vogue wycięto z kadru czarnoskórego mężczyznę