Recenzja

Bartłomiej Talaga: „Spacer po_lesie” - w 74 zdjęcia dookoła łódzkiego Polesia [RECENZJA]

Autor: Joanna Kinowska

5 Styczeń 2022
Artykuł na: 4-5 minut

Wybieram się na spacer. Mam przewodnika - Bartka Talagę i jego książkę. Jest też mapa/plakat. „Spacer po_lesie” sugeruje od razu kierunek. A potem absolutnie wszystko się miesza, kręci, myli, komplikuje... A może właśnie upraszcza?

Lepiej powiedzieć to sobie na wstępie – żadnego lasu na naszej trasie nie ma i nie będzie. Można odłożyć kalosze, a założyć, może nie eleganckie miejskie pantofle, ale coś odpowiedniego na zdradliwą nawierzchnię "chodnikopodobną". Idziemy na spacer po Łodzi. Po dzielnicy Polesie.

Książka jest niemal kieszonkowa. Poręczna. W kieszeń płaszcza mieści się idealnie, można włożyć do torebki. Zresztą ileż ten spacer będzie trwał? Na 74 zdjęcia. Ale będą wszystkie pory roku. Wygląda na to, że tego spaceru za jednym razem odbyć się nie da.

Talaga przyznaje we wstępnym tekście, umieszczonym na dołączonej mapie, że spacerowanie po okolicy i ciągłe powracanie w te same energetyczne i prywatne miejsca jest znakiem, że Wszechświat prowadzi z nami grę. "Pozostaje pytanie kim jest twórca – projektantem wspomnień, który układa na „gridzie” własnych przekonań sytuacje ważne, intensywne i autentyczne? Czy może flâneur’em?"

„Z tymi dylematami spacerowałem po Polesiu (2019-2021) – dzielnicy, w której mieszkam. Tutaj przyroda, tkanka miejska, człowiek – wszystko inaczej się przenika. Łagodniej. Wspomnienia nakładają się i rezonują… Może jestem tutaj dzieckiem, które szuka idealnego patyka?”

Oglądamy zwykłość. To, co z grubsza każdy idąc po zurbanizowanym wycinku świata byłby w stanie dojrzeć. A to fantastycznie udrapowana folia czy plandeka, malownicze drzewo pośrodku przysłowiowego betonu, rysy i pęknięcia. Czasem ludzie złapani w zupełnej niewiedzy, siedzą, idą, stoją. Sztafaż wypełniający z reguły puste kadry. Dwa lata spacerowania.

My z książką-przewodnikiem możemy od razu obrać odpowiedni kierunek. Gdyby to było takie proste! Talaga z Gizą – bo obydwaj odpowiedzialni za edycję – prowadzą nas w miarę liniowo, ciekawie, wciągająco. Narracja narasta, ale co chwilę coś ją zakłóca: wstawka, harmonijka z czterema zdjęciami, ziarnisty obraz, który wydaje się być powiększaniem z powiększenia. Historia tymczasem dalej się trzyma.

Wplecione zostały teksty Mateusza Wysockiego. Zaczynają się niewinnie. Tak jak zdjęcia. Wchodzimy, zaczynamy rozumieć. A później zaczynają odjeżdżać: w pseudonaukę, w domysły, w literaturę o innym natężeniu. Zaczynamy dostrzegać też inne warstwy w zdjęciach. Wracamy do motywów, które są w słowach, żeby nie dostać prostego równania.

Pewien klucz zawarty jest w samym tytule. Mniejsza już o tę grę z lasem i dzielnicą. Chodzi o tytuł angielski – „walk_in synchronicity”. Nie ma tu żadnej geografii. A okazuje się, że zaczynamy grać z Carlem G. Jungiem i jego koncepcją. Decyzja, by tytuł angielski nie przenosił znaczeń polskich, a dodawał nowy poziom znaczeń – odważna, i ciągle gdzieś zbieżna z dotychczasową grą.

Nagle codzienność się zmienia, obraz urasta, zachwyty i olśnienia zaczynają znaczyć więcej. Wracamy do pytań – kto prowadzi tę opowieść? Twórca, fotograf, mieszkaniec, flâneur?

Sięgając do biogramu – artysta wizualny, absolwent Filmówki i jej wykładowca. Świetnie rozumiejący funkcje i język książki fotograficznej - zaprojektował kilkadziesiąt publikacji. Wreszcie współtwórca „19Rzek” 19rivers kolektywu – pracowni.

Jedyny kłopot jaki można mieć z tą publikacją, to zbyt dużo funkcji, znaków, koncepcji. Plakat kolekcjonerski i jednocześnie mapa, tekst wstępny i informacja. Książka, w której są znaki, liczby, wstawki, w ilości chyba nadmiernej. Przestają mnie już interesować w którymś momencie, czuję się niezdolna do ich interpretacji, do wchodzenia w kolejny poziom. Zrzucam te niejasne znaki na karb mojego nieprzystosowania, oto przecież wchodzę w obcy świat, jakiś lokalsów, mówią jakby innym językiem.

Historia jest „insajderska” – ściśle łódzka, a jednocześnie uniwersalna. Biorę tę książkę ze sobą na spacer po warszawskim Wawrze a historia rozgrywa się mniej więcej podobnie. Pamięć miejsc, olśnienia niespodziewanych zdarzeń, chodzenie i widzenie, spostrzeganie i dostrzeganie, wchodzenie w dialog z tym, co jest, czego nie ma, czego nie widać, co tu było.

„Spacer po_lesie” otwiera kompletnie nowe scenariusze. Na każdy spacer!

Bartłomiej Talaga | „Spacer po_lesie”

  • Oprawa: twarda
  • Teksty: Mateusz Wysocki
  • Edycja i projekt: Paweł Giza i Bartłomiej Talaga
  • Produkcja: 19Rivers
  • Wydawnictwo: PWSFTviT (Łódź 2021)
  • Cena: 80 zł

Joanna Kinowska w serii RAV∙A books
https://rava-stories.pl
www.facebook.com/rava.stories

Skopiuj link

Autor: Joanna Kinowska

Z wykształcenia historyk sztuki. Pracuje w Służewskim Domu Kultury gdzie odpowiada za program fotograficzny. Niezależna kuratorka wystaw fotograficznych.  Prowadzi autorskiego bloga  na temat kultury fotograficznej miejscefotografii.blogspot.com

Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
8
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
14
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Ten mały i niedrogi kolorymetr pozwoli na łatwe skalibrowanie monitora nawet totalnemu laikowi. Dawid Markoff sprawdza, jak Calibrite Display 123 działa w praktyce.
8
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (2)