Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Matt uchodzi za wyjątkowego farciarza - dosłownie za każdym rogiem natrafia na coś absolutnie niezwykłego. A może to nie jest tylko kwestia szczęścia?
Jak to możliwe, że nakryty błękitną płachtą kontener postawiono właśnie tak, by zlał się z muralem w wielkiego pawia? Jak często widzicie policjanta, który wystaje na rogu a cień znaku drogowego dorabia mu idealne wąsy? I jak wyjaśnić to, że nawet jesienny listek na chodniku uśmiecha mu się do aparatu?
Fot. Matt Stuart
Fot. Matt Stuart
Zdaniem Matta, kluczem do sukcesu jest właściwe nastawienie. „Jeśli wychodzisz na ulicę z przekonaniem, że pewnie i tak nic ciekawego nie zobaczysz, nie łudź się, że będzie inaczej”.
Tą prostą radą, rozpoczyna się krótki podręcznik fotografii ulicznej "Think Like a Street Photographer" Matta Stuarta, autora wielu najbardziej rozpoznawalnych fotografii ulicznych.
Fot. Matt Stuart
Kolejną cechą, bez której, zdaniem Matta, nie mamy szans na sukces jest cierpliwość. Stuart uczył się jej jeżdżąc na deskorolce. Zanim wziął do ręki aparat, to właśnie deska była jego największą pasją. Nowe triki potrafił ćwiczyć godzinami. I do skutku.
Wszystko zaczęło się gdy skończył 22 lata. Dostał od ojca dwie monografie: Henri Cartier-Bressona i Roberta Franka. Oraz swoją pierwszą Leikę. Jak przyznawał później duży wpływ na rodzący się w nim głód miały również weekendowe warsztaty z Leonardem Freedem, nowojorskim fotografem Agencji Magnum, znanym głównie ze świetnych zdjęć ulicznych z Harlemu i powojennego Berlina.
Fot. Matt Stuart
Deska powędrowała więc do kąta a Stuart popadł w obsesję fotografowania. Przez kolejne dwie dekady wydeptywał ulice Londynu ćwicząc refleks i przede wszystkim uważność. „Fotografia uliczna stała się dla mnie wszystkim. Od chwili gdy się budziłem, do momentu gdy mój policzek znów lądował na poduszce, nie myślałem o niczym innym. To już nie była tylko obsesja ale sposób życia”- wspomina.
Czego jeszcze dowiadujemy się z jego nowej książki? „Think like a street Photographer”, to w zasadzie rozbudowany i bogato ilustrowany (ponad 100 zdjęć!) sylabus, którego celem jest przede wszystkim inspirować. „Bądź optymistą, pamiętaj by się uśmiechać, nie przejmuj się jeśli przegapisz świetny kadr, za rogiem czeka już kolejny”. Tak tak, brzmi to nieco jak frazesy, którymi karmią nas coache od rozwoju osobistego...
Ale pod warstwą banału odnajdujemy coś bardzo interesującego. Jego ciekaw(ski)e spojrzenie i absolutnie szczerą fascynację miejską przestrzenią, sposobem w jaki mieszkańcy metropolii się w niej poruszają. Dla Stuarta street photo to gra uliczna, w której uważny fotograf uprzedza ruch, przewiduje to, co musi się za chwilę zdarzyć. Dostrzega potencjał lokalizacji lub podąża za bohaterem, w którym widzi obietnicę dobrej historii.
W krótkich rozdziałach porusza oczywiście też tematy istotne, które od zawsze dzielą i wywołują dyskusję. Etyce w fotografowaniu na ulicy poświęca osobny rozdział. Ciekawe są także jego rozważania o tym kiedy, i czy w ogóle powinniśmy rozmawiać z fotografowanymi osobami. Czy fotograf powinien zostać wyłącznie niezauważonym obserwatorem (bo wchodząc w interakcję z bohaterem sceny staje się jej częścią).
Całkiem sporo miejsca Matt poświęca również sprawom zupełnie prozaicznym (jak wybór sprzętu) a które oczywiście początkujących amatorów często interesują najbardziej. Podpowiada jak ubrać się na wielogodzinne uliczne łowy, osobny rozdział poświęca pogodzie (a zwłaszcza niepogodzie), która miewa decydujący wpływ na wygląd sceny i daje mnóstwo okazji do wykonania unikalnych zdjęć.
Książka nie jest droga (aktualnie w Bookoff można kupić ją w promocji za 63 zł), ale wydana naprawdę ładnie - w poręcznym zeszytowym formacie i ze sztywną (choć nie twardą) okładką. Środek wydrukowano na błyszczącym papierze o dużej gramaturze w jakości niemal albumowej.
To bardzo inspirująca lektura, która dobrze naładuje Was pozytywną energią przed kolejnym city-breakiem lub po prostu wygoni na ulicę z aparatem nawet w jesienną pluchę!