Akcesoria
Saramonic Ultra - tańsza alternatywa dla Rode Wireless Pro
Tomasz Tołłoczko, jako trzeci uczestnik naszego konkursu miał okazję testować w praktyce możliwości szkła Samyang AF 14 mm f/2.8. Zobaczcie, co ma na jego temat do powiedzenia.
Jednym z doświadczeń, które uwielbiam w nowych sprzętach, to moment wyjęcia z pudełka. Lubię to napięcie, kiedy do końca nie wiesz, co to będzie i musisz przekopać się przez książeczki tekturki i inne opakowania. Oczywiście mistrzami opakowań jest pewna firma z jabłkiem, ponieważ jej założyciel miał dużą świadomość tego, że często produkt oceniamy właśnie przez to pierwsze doświadczenie odpakowania.
W tym aspekcie muszę przyznać byłem nieco zawiedziony, ponieważ, poza nieszczególnym designem pudełka, w środku było tylko gorzej, obiektyw opakowany był w folię i dwa styropiano-podobne zabezpieczenia. Nie wyglądało to zbyt estetycznie, do opakowania włożony był także miękki woreczek na obiektyw, który zapomniałem sfotografować, nie ma on jednak nic wspólnego ze skórzanymi pokrowcami czy futerałami które dodają inni producenci. Dekielek ochronny jest bardzo marnie wykonany, w całości z plastiku, po stronie wewnętrznej nie znajdziemy nawet wysiółki czy miększego materiału który mógłby chronić tulipan przed zadrapaniami.
Szkoda, ponieważ główny bohater mojego testu to prawdziwy diament który zasługuje na dostojne opakowanie.
Po nieco chłodnym przywitaniu, pierwszym zaskoczeniem było to, kiedy wziąłem Samyanga do ręki i stwierdziłem, że jest naprawdę porządnie wykonany. Zupełnie inaczej niż przedstawiało go opakowanie. Przede wszystkim zaskoczył mnie dość niewielki gabaryt, jak na tego typu obiektyw z autofokusem - waży zaledwie 450 g. Ponadto, w ręku wydaje się być bardzo solidny, wykonany z porządnych materiałów, z luźno i przyjemnie chodzącym pierścieniem ostrości. Na dodatek zabezpieczony przed wilgocią, z porządnym uszczelnieniem na krawędzi stykającej się z aparatem.
Design jest minimalistyczny i elegancki. Jedyne, co mi nie przypasowało, to przymocowany na stałe tulipan. Zdaję sobie sprawę z tego, że ciężko przy tak krótkiej ogniskowej prosić o coś innego, zwłaszcza że przednia soczewka jest mocno wypukła, ale mimo wszystko fajnie by było móc odpiąć tulipan od obiektywu. Tym bardziej, że jest plastikowy i odstaje jakością od reszty.
Moja przygoda z fotografią zaczęła się od robienia zdjęć kolegom z deskorolki. Pierwsze zlecenia za pieniądze dotyczyły fotografii snowboardowej. Wtedy ogniskowe takie jak 16 mm i niżej były dla mnie codziennością i bardzo ułatwiały pracę w sytuacjach gdzie potrzeba było pokazać lub wręcz wyolbrzymić odległość człowieka od ziemi, w jednym kadrze zawrzeć zarówno miejsce wybycia i lądowania, będąc po środku szczytowego momentu lotu na 15-metrowej hopce. Pamiętam, że głównym moim problemem w przypadku obiektywów szerokokątnych, które wtedy używałem, była przede wszystkim mocna aberracja chromatyczna, która w przypadku obiektywu Samyang 14 mm f/2.8 w zasadzie nie występuje wcale, a przynajmniej nie wystąpiła podczas testów.
Niestety od lat nie fotografuje już deskorolki ani innych sportów. Ostatnie 5 lat utrzymywałem się z fotografii ślubnej, reportażu i portretu, gdzie najczęściej używanymi ogniskowymi w moim wypadku są 35 i 85 mm, a najszerszą - 24 mm, którą zakładam w zasadzie tylko w przypadku wesela kiedy wchodzę na parkiet między ludzi. Powrót do tak szerokiego kąta był dla mnie nie lada wyzwaniem i jednocześnie zaskoczeniem.
Skąd zaskoczenie? Otóż zauważyłem, że przy dłuższych ogniskowych, kiedy myślę o kompozycji, skupiam się na tym, co widzę i staram się to zamknąć w węższej przestrzeni, którą zapewnia mi obiektyw. Tak, żeby stworzyć maksymalnie minimalistyczny i nieoczywisty kadr. W przypadku ogniskowej takiej, jak ta, musiałem zmienić swoje myślenie, ponieważ obiektyw pokazuje znacznie więcej niż jest w stanie zobaczyć ludzkie oko. Komponując obraz nadal trzeba się skupić na tym, żeby przedstawić to, co niewidoczne dla inny, ale ponieważ obiektyw widzi wszystko, dużo trudniej to zrobić. Wymaga to tzw. gimnastyki - schodzenia bardzo nisko do ziemi, lub patrzenia bardzo wysoko w górę.
Dodatkowym atutem w przypadku Samyanga jest to, że ostrzy już od 20 mm, co pozwala na kreowanie zupełnie nietypowych kompozycji i obrazów w stylu makro. Przy okazji takich zdjęć można także dostrzec bardzo przyjemne bokeh, które zawdzięczamy 7-listkowej przysłonie.
W fotografii najbardziej cieszą mnie ciepłe kolory, miękkie światło i plastyka. Wszystkie te elementy najłatwiej doświadczyć o wschodzie lub zachodzie słońca. Łatwo doświadczyć, ale niekoniecznie łatwo sfotografować. Moim ulubionym typem ujęć są ujęcia pod słońce, ale to właśnie one są najtrudniejsze do wykonania. Mimo ostrego światła wpadającego prosto w obiektyw, praca AF w Samyangu była naprawdę dobra.
Obiektyw robi bardzo niewielkie czerwone flary i żeby je uzyskać na zdjęciu trzeba się naprawdę napracować. Ja bardzo lubię kiedy flara pojawia się na zdjęciu, w tym obiektywie flary są bardzo subtelne i mają przyjemny czerwony kolor. Jeżeli ktoś flar nie lubi, będzie zadowolony, ponieważ tak, jak pisałem, trzeba się troszkę natrudzić, żeby takową zobaczyć, gdyż obiektyw doskonale je koryguje.
To, co ma znacznie większy wpływ na plastykę zdjęcia i jednocześnie w sytuacji gradientu światła objawia się jeszcze bardziej, to mocna winieta przy przysłonie f /2.8. Przy f/4.5 jest już prawie niewidoczna, a całkowicie znika dopiero przy f/6.3. Analogicznie sytuacja ma się z ostrością na brzegach kadru.
Test przeprowadziłem na aparacie Canon EOS 5D Mark IV, którego matryca ma aż 30,4 Mp i jest całkiem wymagająca. Pomimo tego, obiektyw był doskonale ostry już od przysłony f /2.8 w centrum kadru, natomiast optymalną ostrość na brzegach osiągał w okolicach f/8.0.
Przy fotografowaniu zachodów słońca bardzo ważny jest dobór ekspozycji. Zazwyczaj polegam na priorytecie przysłony, kiedy robię portrety i na priorytecie czasu naświetlenia, kiedy zależy mi żeby wydłużyć ekspozycję. W tym przypadku, tryby półautomatyczne nie są najlepszym rozwiązaniem, ze względu na to, że obiektyw widzi zarówno dużą część nieba, które jest bardzo jasne i dużą część ziemi, która w momencie zachodu jest bardzo ciemna. Zdjęcia robione w tych trybach prawie zawsze okazywały się za ciemne. W celu ustawienia najlepszej ekspozycji, dużo łatwiej było przejść w tryb pełni manualny.
Fajnie jest zobaczyć system AF w niesystemowych szkłach, a jeszcze fajniej jest przekonać się o tym, że działa! Moim marzeniem było wrócić do korzeni i sprawdzić, jak autofokus będzie zachowywał się w sytuacji dynamicznej. Niestety ze względu na pogodę i miejsce zamieszkania, nie udało mi się zorganizować skate sesji, musiałem więc zadowolić się napotkanymi psami i własnymi dziećmi.
W sytuacjach statycznych autofocus sprawdzał się dobrze. Nie miał problemu z trafianiem i nie błądził podczas ostrzenia, ale nie był też błyskawiczny. Szybkość wyjątkowo dała się odczuć szczególnie w sytuacjach, gdy poruszający się obiekt był blisko aparatu. Wtedy najczęściej zdarzało się nie trafić.
Generalnie, w obiektywach tak szerokich autofokus nie jest pierwszą potrzebą. Zarówno w fotografii przyrody jak i sportu, przy ustawieniu ostrości na ok. 1 m i przysłonie f. 5,6 obiektyw ma nieskończoną głębię. Mimo wszystko miło było mieć możliwość automatycznego ostrzenia przy przysłonie f/2.8. Dzięki temu doskonale sprawdzi się u wszystkich wymagających vlogerów, którzy potrzebują pełnej klatki i śledzącego twarz systemu AF.
Przy okazji tematu vlogowania warto poruszyć temat dystorsji. Oczywiście, przy tak szerokim kącie widzenia ciężko się prosić o jej całkowity brak, ale mimo tego obiektyw radzi sobie nad wyraz dobrze.
Obiektyw Samyang 14 mm f/2.8 zarówno pod względem estetyki, wykonania i optyki wypada bardzo dobrze i w zasadzie jedyną znaczącą wadą jest tu winieta. Ale to, co najlepsze w tym obiektywie, to rzecz niewidoczna, której można jedynie doświadczyć. Bardziej od zaawansowania technicznego, interesuje mnie radość z używania danego sprzętu.
Testując “Samy’ego” miałem ogromną frajdę. Jest to obiektyw, który bardzo łatwo polubić. Dzięki swojej maleńkiej wadze, w zasadzie nie czuć go ani w torbie, ani na aparacie, dlatego jest typem który zawsze chce się mieć przy sobie. Co więcej, nietypowa - przynajmniej jak dla mnie - ogniskowa, wymusiła na mnie dużo większą kreatywność w komponowaniu zdjęć, a autofokus ułatwiał pracę w momentach, gdzie ostrzenie ręczne stawało się trudne.
+ Wykonanie
+ Uszczelnienie
+ Wygląd
+ Praca pod światło, brak flar, i aberracji chromatycznych
+ Ostrość, szczególnie w centrum kadru
+ Autofocus
- Woreczek na obiektyw mógłby być porządniejszy
- Kiepsko wykonane zakrycie obiektywu
- Winieta