Przetestuj i wygraj Samyanga AF 14 mm f/2.8 - opinia Stanisława Strzyżewskiego

Autor: Redakcja Fotopolis

28 Listopad 2018
Artykuł na: 17-22 minuty

W październiku zaprosiliśmy Was do wzięcia udziału w konkursie, w którym mogliście sprawdzić w praktyce obiektyw Samyanga AF 14 mm f/2.8. Spośród wszystkich zgłoszeń wyłoniliśmy trzech uczestników. Dziś prezentujemy Wam opinię drugiego z nich, Stanisława Strzyżewskiego.

Mojemu udziałowi w konkursie serwisu Fotopolis.pl i firmy Foto-Technika towarzyszył niesamowity wręcz sensacyjny splot wydarzeń. O konkursie dowiedziałem się 4 dni przed deadline’em nadsyłania zgłoszeń, na kilka dni przed wylotem do RPA. Zgłoszenie napisane dosłownie na kolanie, w przerwach w pakowaniu bagażu. O zakwalifikowaniu się do półfinału dowiaduję już w drodze na lotnisko. Nigdy w żadnym konkursie nic nie wygrałem, więc zakwalifikowanie się do półfinału to już radość wielka! I to z kilku powodów.

1/250s, f/8, ISO 64, ogniskowa: 14 mm

Korzystam głównie z obiektywów zoom i tele. Na co dzień zajmuję się fotografią krajobrazową i reporterską. Natomiast w pracy - tworzeniem dokumentacji zdjęciowej m.in. dla filmowców. Fotografowanie dużym szerokim kątem potraktowałem zatem jako miłą odmianę i okazję do przetestowania zarówno sprzętu, jak i swoich umiejętności w nieco innych, wymagających warunkach - nieznanej mi dotąd scenerii Kapsztadu i Parku Narodowego Table Mountains.

Charakterystyka 14 mm to wyzwanie. Zdobyte kilka lat temu doświadczenie z obiektywem Nikon 14-24 mm f/2.8 podpowiada mi, że mogę spodziewać się tendencji do prześwietlania ekspozycji przy automatycznych ustawieniach aparatu oraz geometrycznego zniekształcenia obrazu, które fotografów wielu traktuje w myśl powiedzenia: „kochaj, albo rzuć”. W mojej recenzji postanowiłem postawić na bardzo subiektywne wrażenia, a nie sugerowanie się laboratoryjną procedurą testowania sprzętu. Obiektyw mocuję do Nikona D850 oraz biorę ze sobą do testów porównawczych jego mniejszego brata - D610. Wyłączam automatyczną korektę zniekształceń obrazu oraz korektę winietowania.

1/1000s, f/9, ISO 200, ogniskowa: 14 mm

Nieoczekiwana zmiana miejsc

Do RPA trafiam na samym początku afrykańskiego lata. Miła odmiana od listopadowej szarości. Położony na 34. stopniu szerokości południowej Kapsztad to miasto o podzwrotnikowym klimacie. Już w listopadzie słońce jest prawie w zenicie, a „golden hour” trwa tu znacznie krócej, niż w Polsce. Słońce pojawia się i znika za horyzontem błyskawicznie. Żeby utrudnić sobie i obiektywowi zadanie, postanowiłem nie korzystać z tej przyjaznej fotografom pory dnia i fotografować w trudnych warunkach oświetleniowych. Padające prawie pionowo ostre słońce powoduje w kadrach duże kontrasty, trudne do uniknięcia słoneczne flary oraz konieczność szukania blendy rzucanej przez ściany budynków albo inne jasne powierzchnia (niestety, nie byłem w stanie ze sobą zabrać ekranu). Prawdziwy „czternastkowy“ poligon.

Test obiektywu czas zacząć

Wyjmuję obiektyw z bardzo gustownego ochronnego pokrowca (bardzo przyjemny w dotyku). Już „na dzień dobry” widać, że Samyang w ostatnich latach nie próżnował i wziął sobie do serca nie tylko wyzwania technologiczne, ale także i design. Obiektyw jest znacznie mniejszy od wspomnianego Nikkora 14-24 mm f/2.8. Jakością wykonania niczym mu nie ustępuje. Samyang, w myśl dalekowschodniej tradycji, stawia na minimalizm, prostotę i funkcjonalność.

Dobrze wykonany solidny bagnet (brak jakichkolwiek luzów po zamocowaniu oraz zabezpieczenie przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi), zaślepka obiektywu wykonana z dobrej jakości plastiku doskonale mocuje się do przedniej części obiektywu (nie zsuwa się z obiektywu). Ochraniający przednią soczewkę tulipan zapewnia dobry dostęp podczas jej czyszczenia. Zastanawiam mnie tylko, dlaczego Samyang zdecydował się na stałe zamocowanie go do korpusu obiektywu, eliminując tym samym możliwość łatwiejszego korzystania z filtrów.

1/500s, f/8, ISO 200, ogniskowa: 14 mm

„Szkło” dobrze leży w dłoni. Drobne ząbkowanie pierścienia autofokusa zapewnia dobry chwyt. Obiektyw nie powinien wyślizgiwać się z dłoni. Pierścień AF nie posiada limitera. Obraca się non stop, mimo zakończenia procesu ustawiania ostrości. Dla miłośników fotografii, którzy nie zetknęli się dotąd z tym rozwiązaniem, początkowo może być nieco zaskakujące. Plusem takiej konstrukcji jest to, że nie uszkodzimy przypadkiem mechanizmu prowadnic soczewek. Sam pierścień, podczas obracania, stawia delikatnie opór i ustawianie ostrości jest bardzo intuicyjne. Fokusowanie przebiega absolutnie bezdźwięcznie.

Bardzo przyjemna konstrukcja. Moim jedynym funkcjonalnym zastrzeżeniem jest wykonanie przełącznika trybu pracy obiektywu AF/M. Osoby o większych palcach mogą mieć problem z jego przesunięciem. Rozumiem, że projektanci chcieli zachować wizualną spójność całego obiektywu i zredukować wystające elementy korpusu, ale dające palcom opór zakończenie przełącznika mogłoby być nieco grubsze lub wystające. Dzięki zmniejszeniu gabarytów i zapewne rodzaju materiału soczewek sprzęt jest zaskakująco lekki, ale zarazem na tyle ciężki, aby zapewnić dobry balans po zamocowaniu do pełnoklatkowego body. Wizualnie i funkcjonalnie — piątka z plusem.

Pod ostrzałem światła

Pora postawić obiektywowi - oraz samemu sobie - wyzwanie. Gotowi? Już po pierwszych kilku zdjęciach zaskoczenie. Tym razem na minus. Obiektyw, przynajmniej pracy z Nikonem D850, w trybie pełnej automatyki i używanym przeze mnie najczęściej matrycowym pomiarem światła, ma tendencję do mocnego prześwietlania obrazu. Dla pewności mocuję obiektyw do pomocniczego D610 - aby wyeliminować potencjalny brak kompatybilności. Próba z body nr 2 przynosi identyczne rezultaty.

1/250s, f/8, ISO 64, ogniskowa: 14 mm

Dla osoby mającej styczność z tym obiektywem po raz pierwszy to może być równie ciekawe, co i nieco irytujące. Odnoszę wrażenie, że prześwietlanie kadru ma miejsce tylko przy wykonaniu zdjęć tego samego ujęcia w tych samych warunkach oświetleniowych, ale tylko dla kilku pierwszych zdjęć. Nie wiem, czy to jest „bug” po stronie firmware’u obiektywu polegający na „zawieszeniu się” przekazywanych do body informacji o ustawieniu przysłony i czasu, czy też niedopracowana kompatybilność z Nikonem, która wywołuje problem w początkowej komunikacji aparatu z obiektywem. Ciekawe jest również to, że zmiana pomiaru światła z matrycowego na średnio ważony nie wydaje się eliminować problemu tych kilku pierwszych zdjęć. Problem całkowicie znika, jeśli korzystam z manualnych ustawień przysłony i czasu, bazując na wskazaniach światłomierza aparatu. Rozwiązanie problemu okazuje się banalnie proste (szczegóły pod koniec mojej recenzji).

„Bondowski” autofokus

Teraz pora na autofokus, czyli cechę tego konkretnie obiektywu, która rozpala internetowe dyskusje. Czy AF przy 14 mm jest w ogóle potrzebny? Czy warto przepłacać, czy też lepiej kupić tańszą, sprawdzoną i całkiem atrakcyjną cenowo starszą wersję bez automatycznego ostrzenia? Staram się oczywiście wczuć w potencjalnego nabywcę z ograniczonym budżetem. Sprawa z AF ma się podobnie, jak przesiadaniem się z samochodu z manualną skrzynią do nowszego z automatem: rzadko kiedy ma się już ochotę wracać do ręcznej zmiany biegów. Wygoda oraz możliwość wyboru, są zawsze lepszym rozwiązaniem, niż tylko jedna opcja. Ostrzenie w ultra szerokim kącie może wydawać się łatwe. Nie do końca. Ilość detali widoczna na matówce, czy też na wyświetlaczu w trybie Live View, jest tak duża, że bez możliwości powiększenia obrazu i bez dokładnego pomiaru odległości, nigdy nie można być w 100% pewnym rezultatu.

Niuanse AF będą miały tym większe znaczenie, jeśli fotografujemy sprzętem z matrycą o wysokiej rozdzielczości w trudnych warunkach oświetleniowych. Autofokus, w który wyposażono Samyanga AF 14 mm/2.8 okazuje się bardzo praktyczny w jeszcze jednej sytuacji. Dzięki jasnej charakterystyce obiektywu, pomimo tak szerokiego kąta, możemy bez przeszkód generować przyjemne rozmycie tła. W tym przypadku to zasługa tego, że zakres ostrzenia zaczyna się już od 20 cm. To rzadkość wśród tego typu obiektywów. AF Samyanga działa niesamowicie, wręcz nieprzyzwoicie szybko, a wykonanie poniższego zdjęcia odbyło się w okamgnieniu. Takiego narzędzia, w dodatku tak gustownie zaprojektowanego, nie powstydziłby się sam James Bond.

1/3200s, f/2.8, ISO 200, ogniskowa: 14 mm

Strzały znikąd, czyli flary i praca pod światło

Panie i Panowie, jest dobrze, a nawet bardzo dobrze! James Bond pod ostrzałem niemal laserowym, a proszę spojrzeć na poniższe zdjęcie wykonane w dość trudnych warunkach oświetleniowych. Niesamowicie ostre południowe afrykańskie słońce uderza prosto w soczewkę Samyanga.

1/500s, f/10, ISO 200, ogniskowa: 14 mm

Flara jest widoczna tylko czasami i jest niewielka oraz miła dla oka. Wąska wiązka lub małe plamki światła tworzą z obecną w kadrze nowoczesnymi rzeźbami przyjemne połączenie. Flara również na tyle nieinwazyjna, że skorygowanie jej np. w Photoshopie, będzie szybkim i bezproblemowym zabiegiem.

Obiektyw dobrze sprawdza się podczas pracy pod światło. Poziom kontrastu pomiędzy cieniami, a jaskrawo oświetlonymi obszarami kadru nie jest gigantyczny i nie spada podczas pracy w takich warunkach. Biorę oczywiście pod uwagę jakość i dynamikę matrycy D850, ale bez odpowiedniej jakości szkła, efekt nie byłyby równie zadowalający. Jestem naprawdę miło zaskoczony!

1/250s, f/8, ISO 100, ogniskowa: 14 mm (zdjęcie po edycji)

1/250s, f/8, ISO 100, ogniskowa: 14 mm (zdjęcie przed edycją)

Zagięcie „fotoczasoprzestrzeni”

Pora na omówienie geometrycznej dystorsji oraz innych zniekształceń obrazu. Winietowanie - tak jak się spodziewałem - wyraźnie pojawia się przy maksymalnie otwartym otworze przysłony. Przymknięcie jej już o kilka wartości rozwiązuje problem. Podobnie miała się sprawa podczas pracy z o wiele droższym Nikkorem 14-24 mm f/2.8. Widocznie konstruktorzy, chcąc wyśrubować inne parametry tego typu obiektywów, muszą iść na kompromisy. Proszę pamiętać, że testowe zdjęcia wykonywałem przy wyłączonej korekcji winietowania oraz pozostałych możliwości korekcji obrazu zarówno przez body, jak i oprogramowaniu do obróbki zdjęć. Po zastosowaniu profilu obiektywu, np. w Lightroomie, winietowanie znika jak za dotknięciem różdżki. Przyglądam się skrajnym rogom kadru. Aberracja chromatyczna jest praktycznie niewidoczna i utrzymuje się na poziomie umożliwiającym bardzo łatwą korektę np. we wspomnianym Lightroomie.

Czas na podsumowanie

Każdy nowy obiektyw, który trafia w ręce fotografa, wymaga zrozumienia sposobu, w jaki będzie reagował na jego polecenia. Początkowe zamieszanie z ekspozycją potraktowałem jako bardzo utrudniające pracę niedopracowanie. Tak jak wspomniałem, obiektywy wyposażone w ultra szerokokątną soczewkę, są bardziej narażone na błędy w pomiarze światła i prześwietlanie kadru, niż teleobiektywy lub „dłuższe stałki”. Potrzebowałem kilku godzin, aby móc powiedzieć z satysfakcją: „aha, tu cię mam Samyangu!”. Rozwiązanie tego problemu okazało się dosyć proste: blokada pomiaru ekspozycji.

Bardzo podoba mi się jakość wykonania sprzętu, jego gabaryty oraz dołączony pokrowiec ochronny. Ze względu na indywidualne potrzeby i przyzwyczajenia, ocenę zasadności wyposażenie szkła w autofokus pozostawiam czytelnikom. Samemu trzeba ocenić stosunek ceny do oferowanych możliwości kontra własne nawyki i wymagania. W przypadku jasnych szerokokątnych obiektywów jedno jest pewne: apetyt rośnie w miarę jedzenia.

1/250s, f/10, ISO 64, ogniskowa: 14 mm

Obiektyw spełnił moje oczekiwania. Lepsza, nowocześniejsza i zgrabna konstrukcja, fantastyczna praca pod światło i kontrast oraz praktycznie niewidoczna aberracja - to były najważniejsze dla mnie kryteria, które Samyang spełnił aż z nawiązką. Oczywiście pozostaje mała łyżeczka dziegciu w postaci winietowania, ale akurat ta niedoskonałość obiektywu jest banalnie prosta do wyeliminowania.

Szkoda, że nie miałem możliwości przetestowania obiektywu w sprzyjających astrofotografii warunkach. Ta część świata może poszczycić się krystalicznie czystym powietrzem bez przemysłowych zanieczyszczeń. Niestety, zbliżająca się pełnia Księżyca oraz silna łuna aglomeracji Kapsztadu uniemożliwiały przeprowadzenie rzetelnych testów pod tym kątem.

Dziękuję serdecznie Redakcji Fotopolis.pl oraz firmy Foto-Technika za umożliwienie przetestowania obiektywu. To była czysta przyjemność, interesująca przygoda oraz okazja do sprawdzenia własnych umiejętności i możliwości nowego obiektywu w przepięknej scenerii południowo-zachodniego przylądka Południowej Afryki. Z przyjemnością pofotografowałbym Samyangiem AF 14 mm f/2.8 E znacznie dłużej. To naprawdę zacne szkło. Ciekawe, jak sprawdziłby się w warunkach polskiej zimy? Pozdrowienia ze słonecznego Kapsztadu!

1/250s, f/10, ISO 64, ogniskowa: 14 mm

PS. Obróbki zdjęć dokonywałem w Adobe Lightroom Classic CC, przy czym z wyjątkiem wskazanych przykładów, nie korzystałem z programowej korekty dystorsji geometrycznej, aberracji i winietowania (profil obiektywu był wyłączony). Nie dokonywałem żadnej korekty barwnej, zarówno temperatury, jak i temperatury, jak i nasycenia. Moja jedyna ingerencja w prezentowane zdjęcia polegała na korekcie krzywych, która umożliwiła lepsze wyeksponowanie charakterystycznych cech obiektywu Samyang AF 14 mm f/2.8.

Tekst i zdjęcia: Stanisław Strzyżewski

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
8
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
14
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Ten mały i niedrogi kolorymetr pozwoli na łatwe skalibrowanie monitora nawet totalnemu laikowi. Dawid Markoff sprawdza, jak Calibrite Display 123 działa w praktyce.
8
Powiązane artykuły