Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Myślisz Malediwy i widzisz rzędy domków na spokojnej tafli turkusowej wody. W rzeczywistości nie ma to jednak nic wspólnego z prawdziwym życiem mieszkańców tego rajskiego archipelagu.
Gdy po niemal 3 godzinach podróży łodzią motorową lądujemy wreszcie na Nilandhoo, niewielkiej wyspie na południowym atolu Faafu, czujemy na sobie spojrzenia wszystkich dookoła - rybaków w porcie, kobiet w burkach, nastolatków i staruszek. Mamy wrażenie, że na chwilę wszyscy zapomnieli o swoich zajęciach, zatrzymali się specjalnie po to, by zlustrować wzorkiem grupę tajemniczych przybyszów. Klimat wrogości wobec muzułmanów, który niestety narasta w Polsce mimowolnie się udziela i sprawia, że w pierwszej chwili czujemy dziwny niepokój. Ich spojrzenia zdają się pytać „po co tu przyjechali? Czego chcą?” Nie czujemy się mile widziani.
Szybko przekonujemy się, że dla mieszkańców wyspy, nie przywykłych do turystów, biali Europejczycy to po prostu nadal egzotyka. Ich wlepione w nas spojrzenia okazują się zwykłą, zdrową ciekawością, cała reszta - naszą niezdrową wyobraźnią. Pierwsze, nie najlepsze wrażenie bardzo szybko znika. Okazuje się, że większość młodszych mieszkańców, mówi po angielsku przynajmniej na poziomie komunikatywnym. Gdy spacerujemy po wyspie zaczepiają grzecznie, wypytują, dzieciaki eskortują nas na rowerach praktycznie przez cały czas.
Co ważne, chętnie pozują też do zdjęć. Do tej pory nie miałem zbyt dobrych wspomnień z krajów muzułmańskich (w Maroku obrzucono mnie nawet kamieniami). Tu nie spotkałem się z żadnymi przejawami wrogości. Nawet gdy zdarzało mi się nieco przegiąć. Jeden uśmiech, palec wskazujący na aparat i już nasz model poprawia koszulę i cierpliwie oczekuje na zdjęcie. Po wszystkim dziękuję jak za błogosławieństwo. Krygują się jak zawsze, tylko zawstydzone nastolatki. Chłopaki pozują z zadziorną miną, dzieciaki przepychają się jedno przed drugie domagając się zdjęcia.
Ponownie doceniłem kompaktowość aparatu. Z niewielkim X-Pro2 zdecydowanie łatwiej fotografować „na turystę” - z jowialnym uśmiechem wchodzę po prostu wszędzie, pozując na nieszkodliwego „pstrykacza” z kompaktem. Wścibsko zaglądam na podwórka, przestępuję próg, fotografuję przez niewielkie okna, wywołując co najwyżej pobłażliwy uśmiech. To sprawdzona technika, którą stosuję naprawdę często. Z wielką pełnoklatkową lustrzanką i jeszcze większym pełnoklatkowym obiektywem zapewne nie wyglądałbym już tak niewinnie.
W tym miejscu warto pochwalić projektantów, za wprowadzenie w X-Pro2 tylnego joysticka. W portrecie sprawdził się idealnie, pozwalając szybko przesunąć punkt ostrości i precyzyjnie ustawić go na oku modela. Szeroko otwarta przysłona obiektywu 35 mm f/1,4 sprawia, że głębia ostrości jest naprawdę płytka, więc klasyczna reporterska technika polegająca na zablokowaniu ostrości centralnym punktem i szybkim przekadrowaniu jest niestety ryzykowna - bo nawet tak niewielka zmiana kąta może sprawić, że obiekt znajdzie się poza płaszczyzną ostrości.