Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Brak nowych zleceń i utrata tych już zaplanowanych. Niepewność jutra, ale też odzyskany czas dla siebie i rodziny. Czy lockdown i mijający rok 2020 więcej dał czy zabrał? Zapytaliśmy o to samych fotografów. I poprosiliśmy o ulubione zdjęcie jakie w tym czasie zrobili.
Mijający rok był dla mnie bardzo dziwny ale pomimo zawirowań uważam go za udany. Na początku pandemii straciłem wszystkie śluby w sezonie a moja żona została zwolniona z pracy. W tym czasie postanowiliśmy skupić się na rozwoju naszego internetowego sklepu vintage, który powoli rozkręcaliśmy od 2018 roku. Mieliśmy więcej czasu dla siebie, ja mogłem się skoncentrować na swoich projektach.
Zdjęcie pochodzi z cyklu (2017-) "Ile dam rady przejść / How much will I be able to go through". / fot. Marcin Kruk
Po drodze wpadło kilka fajnych nagród - wyróżnienie w Grand Press Photo 2020, I miejsce w Slovak Press Photo (kat. projekt długoterminowy), TIFF (shortlisted), Pix House Scholar i Format21 Festival (finatlist). Niedawno, dzięki Rafałowi Milachowi i Michałowi Adamskiemu dołączyłem do Archiwum Projektów Publicznych, które wspieram. Ciągle nie rozstaję się z moim średnioformatowym Fuji, ciągle fotografuję, trochę inaczej, spokojniej. Brakuje mi bardzo zjazdów na Bevce i mam nadzieję, że w przyszłym roku wrócimy do "normalności", czego wszystkim życzę!
Surf / fot. Łukasz Ziętek
W ostatnich latach większość projektów które miałem przyjemność realizować wymagało dalekich podróży, w związku z czym z oczywistych powodów rok 2020 był inny. Na pewno pracowałem mniej niż zwykle, za to spędziłem dużo wspaniałego czasu z rodziną i przyjaciółmi - po raz pierwszy odwiedziłem Cape Town nie będąc tam w pracy, podróżowałem motocyklem po Sri Lance, surfowałem w Portugalii. Było super! Podsumowując, oby rok 2021 nie był gorszy od minionego.
2020 to był rok bardzo sinusoidalny. Nie tylko w sferze zawodowej, ale i prywatnie. To zwykłe domowe życie zostało wywrócone do góry nogami i pomieszane już zupełnie z pracą. Początek roku był bardzo dobry jeżeli chodzi o moje zlecenia - miałem sporo dni zdjęciowych, zarówno foto jak i wideo. Gdy fala pandemii rozlewała się po świecie ja wciąż latałem po Europie za zleceniami. W lutym polecieliśmy na ferie zimowe do Chorwacji odetchnąć trochę od smogu. Nie wiedzieliśmy, że zostaniemy tam do lipca. 5 miesięcy totalnego luzu, ale też i niepewności. Co dalej? Czy będzie praca? Co z rynkiem foto i reklamy?
Uciekliśmy w góry do Słowacji i był to pierwszy śnieg jaki doświadczyliśmy całą rodziną. Fotografowanie błota Europy Środkowo Wschodniej jest dość depresyjne, ale jak tylko złapie mróz i spadnie śnieg wszystko staje się podobne do starych ilustrowanych bajek. / fot. Bart Pogoda
Z drugiej strony miałem czas dla rodziny bez konieczności latania po świecie, nerwówki, nieprzespanych nocy. Także ten pierwszy lockdown był dla mnie czymś w rodzaju wypoziomowania. Gdy w końcu wróciliśmy wiedziałem już, że czeka mnie zawodowy maraton. Przez 4 miesiące robiłem zlecenia bez przerwy, planując, że w zimie wyjedziemy na Słowację, do kraju rodzinnego mojej żony.
Podsumowując, nie był to tak straszny rok jeżeli chodzi o zlecenia i pracę. Natomiast skończyła się pewna epoka, jeżeli chodzi o realizację zleceń. Na planie zdjęciowym nie ma aż tylu ludzi, gorzej pracuje się w maskach no i oczywiście sam COVID-19 - całość przypomina mi grę w chińczyka. Startujesz, grasz, już prawie jesteś w domu a tu bach - kwarantanna, covid i jesteś wykluczony z pracy na miesiąc.
Nie pamietam dokładnie ostatnich lat mojego życia bo działo się tak dużo - ciągle gdzieś pędziłam, zmieniałam miejsce pobytu, swoje mieszkanie w Paryżu widywałam trzy, cztery razy w roku. To było szaleństwo. Szaleństwo które przyniosło wiele fajnych wspomnień, dalekich podróży i super sesji, ale jednocześnie bardzo mnie zmęczyło. Trochę bez zastanowienia realizowałam setki projektów, również takie, które nie zawsze były w zgodzie ze mną i tym co naprawdę chce robić.
Bez tytułu / fot. Sonia Szóstak
Pod koniec 2019 roku obiecałam sobie, że w kolejnym roku zrealizuje tylko 20 sesji, które naprawdę będę chciała zrobić, ograniczę podróżowanie, a wolny czas poświęcę innym zainteresowaniom. Co by nie powiedzieć 2020 okazał się niezwykle sprzyjać moim postanowieniom noworocznym, które zazwyczaj kończyły się fiaskiem przez ogrom wydarzeń i brak czasu.
Gdyby ktoś w połowie 2019 powiedział mi, że za rok wszystko się zatrzyma, na świecie będzie szaleć epidemia, a ja w międzyczasie się zaręczę, przeprowadzę do Kalifornii i przestanę podróżować jak szalona, to raczej nie brzmiałoby to jak realny scenariusz. A jednak życie jak zwykle pełne jest niespodzianek.
Oczywiście nie mam słów na fatalne i smutne konsekwencje epidemii, ale wiem, że dla wielu osób, którym szczęśliwie udało się przetrwać ten trudny czas takie zwolnienie mogło naprawdę pomóc otworzyć szerzej oczy i zwrócić uwagę na istotne problemy, o których czasem zapominamy.
Kiedy zostałem poproszony o komentarz, mój mózg zaczął się zachowywać jak przeciążona sieć elektroniczna. Ten rok dla większej części ludzkości był dramatem. To jakby przejechał po nas walec, a kto się podniósł, ten ma szczęście. W pierwszym lockdownie moja praca komercyjna została wycięta na trzy miesiące. To trudny czas, ale pozwalał zwolnić i przemyśleć. Jednocześnie zająć się prywatnymi projektami.
Lockdown / fot. Michał „Massa Mąsior”
Wydawało się, że świat się zmienia. Delfiny pływały w weneckich kanałach, a cała przyroda otrzymała chwilę wytchnienia. Gdy poluzowano restrykcje, ruszyliśmy do nadrabiania zaległości. Oczywiście budżety komercyjne się skurczyły, ale miałem wrażenie, że pracy starczało dla wszystkich. Chcieliśmy zdążyć przed drugą falą. Z powrotem jesteśmy w fazie lockdownu. I mimo, że nie mogę tego roku zawodowo uznać za całkiem zły, to marzę by ten cyrk się już skończył.
2020 był zdecydowanie najtrudniejszym rokiem w mojej karierze. Zajmuję się fotografią komercyjną, głównie w branży rowerowej, fotografuję również sporo eventów rowerowych, między innymi Puchar Świata MTB oraz Redbull Rampage, co wiąże się z ciągłymi podróżami. Zdecydowanie więcej czasu spędzam fotografując za granicą niż w Polsce, co niestety oznaczało utratę wszystkich zleceń aż do początku lipca.
Mniej więcej w tym czasie zacząłem pracę przy katalogach dla firm rowerowych, miałem też kilka sesji za granicą, jednak każda podróż wiązała się z problemami, planowaniem oraz testami na koronawirusa. Niestety w kilku krajach lokalne obostrzenia nie pozwoliły na realizację sesji zdjęciowych i podróże, w związku z czym np. jeden z klientów wybrał lokalnego fotografa.
Pierwszy raz robiłem sesję z dziećmi w Alpach na dosyć hardcorowych trasach, miałem pewne obawy co do ich skilla. Jednak okazało się że zarówno 6-latkowie jak i starsze dzieciaki radzą sobie doskonale i mają z tego mega fun. Na zdjęciu 10-latek na 12-metrowej skoczni w Schladming w Austrii. / Fot. Bartek Woliński
W 2020 roku, zauważyłem również duże problemy finansowe wielu firm z którymi współpracuję, upadek kilku czołowych drukowanych magazynów w branży rowerowej, ograniczone budżety marketingowe na realizację zagranicznych projektów. Miało to bezpośredni wpływ na moją działalność ale też branżę eventową - widziałem wycofywanie się głównych sponsorów tuż przed dużymi wydarzeniami.
Uważam że ten rok mimo wszystko pozwolił mi odetchnąć i nabrać dystansu do tego co robię, oraz oderwać się od życia w ciągłym biegu. Pomogła w tym również przeprowadzka do Bielska Białej, gdzie żyję już od 1,5 roku. Bliskość gór i możliwość spędzania większości wolnego czasu na świeżym powietrzu zdecydowanie wpływa na mój komfort psychiczny, oraz powoduje napływ pomysłów i chęć ich realizacji.
Mam nadzieję że 2021 pozwoli nam na powrót do normalnego, codziennego życia oraz na powrót do podróży, bo tego brakuje mi najbardziej!
Jaki był rok 2020? Na pewno inny niż wszystkie inne. Moją główną działalnością jest prowadzenie warsztatów fotograficznych w różnych zakątkach świata. Rozkład wyjazdów miałem już dawno zaplanowany, praktycznie wszystkie miejsca na cały rok zarezerwowane. Zapowiadało się świetnie.
Diyarbakır, Turcja, wrzesień 2020. / Fot. Maciek Dakowicz
Niestety przyszedł Covid i po warsztatach w Manili, Bangkoku i Indiach w styczniu i lutym zaczęło się odwoływanie wyjazdów, jeden po drugim. Dopiero we wrześniu, gdy Covid chwilowo odpuścił udało mi się zorganizować warsztaty w Turcji. Tak więc zamiast 15 czy 20 wyjazdów mialem jedynie cztery, większość czasu spędziłem w domu.
Na dodatek dopadł mnie też covid w październiku. Na szczęście bardzo łagodny. Z pozytywnych rzeczy - w końcu udało mi się zabrać za przygotowanie swojej drugiej książki, która ukaże się na początku roku 2021. Uporządkowałem też w końcu swoje archiwa fotograficzne - przejrzałem ponad dwieście tysięcy zaległych zdjęć z poprzednich wyjazdów. No i w listopadzie przyszedł na świat mój syn pierworodny. Tak wiec ten 2020 był bardzo różnorodny i na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci.
Jaki był ten rok? Mnóstwo epitetów ciśnie się na usta. Początkowo te wyrażające zwątpienie, przerażenie i niepokój. Później niecenzuralne, które przez cały rok się przewijały. Dla mnie prywatnie nadspodziewanie dobry, łagodny, spokojny. Pełen zbalansowania pracy z życiem prywatnym. Pięć tysięcy kilometrów pośród lasów i jezior na motocyklu. Poszukiwanie słońca.
Błękitu biel / fot. Jacek Gąsiorowski
Kolejny rok spokojniejszej już obróbki zdjęć w przyczepce kempingowej. Rozwijanie firmy nowymi kompetencjami. Unijne programy operacyjne. Świat pełen nowych możliwości. Upgrade sprzętu fotograficznego na najnowsze zabawki i odkrywanie na nowo, że można się tym cieszyć jak dziecko. Oczekiwanie na wybuch nowej, dynamicznej rzeczywistości wraz z wiosną 2021 roku…
Mam to wielkie szczęście, że nie należę do ludzi, którzy w tym roku stracili kogoś bliskiego. I jakkolwiek był to dziwny, przerażający, trudny czas mnie osobiście więcej dal niż zabrał. Dał mi nowe podejście do wielu spraw - inną optykę, pokazał, że za dużo rzeczy uważałam za automatyczne, dał mi czas żeby być blisko z rodziną, zmusił mnie do przekroczenia swojego cienia i zwalczenia lęków. Dał mi nowe doświadczenia, patrząc na ludzi którzy wyszli ze strefy komfortu i zrobili rzeczy, których wcześniej bali się zrobić.
Hiszpania, styczeń 2020. / fot. Silvia Pogoda
Pokazał mi, że żyć trzeba codziennie i nie ma co odkładać na "lepsze" czasy, bo teraz już wiadomo że może to właśnie dziś są te lepsze czasy. Dal mi czas na to, co odkładałam na później, dał mi możliwość uczyć się, i dał mi poczucie siły. Zabronił mi może wyjścia do świata ale zmusił do wejścia w siebie. No i dał mi moją pierwsza fotograficzna książkę.
Wraz z pierwszym lockdownem zacząłem pracę nad materiałem o osobach w kryzysie bezdomności i ich wyjątkowo trudnej sytuacji w obliczu pandemii COVID-19. Gdy większość z nas mogła schronić się w domach oznaczając swoje posty hashtagiem #stayathome, bezdomni którzy pozostawali przez lata niewidoczni stali się jedynymi przechodniami na ulicach opuszczonych miast.
Jeden z najstarszych Gigantów w Polsce. "Maska" żyje na ulicy od ponad 37 lat. / fot. Karol Grygoruk
Każdej nocy wychodziłem by słuchać bolesnych historii. Zbierałem nagrania łażąc po zapomnianych pustostanach, marznąc na parkowych ławkach, i jeżdżąc w nocnych autobusach krążących od pętli do zajezdni. Słuchałem opowieści o tragediach, traumach i życiowych błędach.
Szybko przekroczyłem granice klasycznego dokumentu, niekiedy zaprzyjaźniając się z portretowanymi Gigantami. Dzięki wspólnej pracy zrozumiałem i porzuciłem krzywdzące projekcje i stereotypy dotyczące życia na ulicy. Nauczyłem się radykalnej empatii - dostrzegać więcej i nie oceniać.
Z projektu „Notatki z Pustki” / Fot. Tomasz Lazar
Rok 2020 był to rok wielu zmian. Czas, w którym trzeba było odłożyć wiele marzeń i pragnień na późniejszy czas. Spotkaliśmy się z naszymi lękami, oczekiwaniami i tym co przyniesie przyszłość. Dla mnie był to również czas pracy nad moim projektem "Notatki z pustki" dotyczącego tego jak zmieniło się i jak zmienia się nasze życie w trakcie trwania pandemii Covid-19.
Kiedy wjechał wirus, moje zdjęcia wisiały już w centrach handlowych na witrynach dwóch dużych marek sportowych. To był miły początek roku. Od marca wszystko zaczęło spadać i tak do września zawodowo nie trzymałem aparatu w ręce. Udało mi się za to wyskoczyć w lipcu z kumplami do Szwajcarii na prawie 2 tygodnie. To była miła odskocznia od rzeczywistości.
Szwajcaria, lipiec 2020 / fot. Marek Ogień
Chodziliśmy po górach i robiliśmy zdjęcia. Covid sprawił, że wszystkie te piękne miejsca nie były oblegane przez ludzi. Ostatni kwartał roku był bardziej optymistyczny jeżeli chodzi o pracę. Mimo, że 2020 był trudny to jednak dał mi do myślenia. Miałem więcej czasu żeby spojrzeć na swoje zdjęcia z dystansu, mogłem zastanowić się co i jak chciałbym zrobić w nowym roku. Nawet jeżeli 2021 będzie drugą falą tsunami to zawsze jest 2022.
To był rok pełen turbulencji i zmian, na które chyba nikt nie był przygotowany. Covid oznaczał dla większości fotografów przymusowy business-stop i niepewność co do przyszłości. Łatwiej mieli Ci, którzy zbudowali już swoje portfolio i zapracowali na zaufanie Klientów, pozbierali referencje. I Ci, którzy mieli szczęście operować w kilku domenach fotografii - by przełączyć się np. z fotografowania ślubów na fotografię produktową/reklamową. Za to był to rok gdzie mieliśmy więcej czasu, by zająć się sobą: własne projekty, inwestycje w siebie i swój marketing w social mediach.
Natasza / fot. Tomasz Zienkiewicz
U mnie - wstrzymane sesje prywatne wróciły po pierwszym lockdownie. I to w większej ilości: może ze względu na to, że osoby poczuły większą potrzebę zrobienia sobie prezentu. Sesje korporacyjne - z tymi gorzej, bo zmieniły się zwyczaje biurowe i odwołano eventy pracowników, przy których takie portrety również realizowałem. Mogłem za to zrealizować długo odkładany projekt zdjęciowy, opracowałem też kurs sensual, który przez parę lat „czekał” by się nim zająć.
Wszedłem też w fascynujący świat fotografii analogowej i powoli ją odkrywam. W trakcie lockdownu bardzo pomogły mi codzienne spotkania online z fotografami - czyli „Fotokawki” na YouTube - udało się razem te trudne chwile na początku pandemii przetrwać. Ostatecznie - to był mimo wszystko dobry rok i z nadzieją patrzę na kolejny.
Asia Piwka i Dominika Drozdowska / Fot. Łukasz Dziewic
W 2020 skupiłem się na własnych projektach i na relacjach między ludźmi. Kupiłem kamerę vhs bo chce też iść w tą stronę. Podczas lockdownu spróbowałem paru sesji przez kamerkę internetową (facetime) co było dosyć ciekawym doświadczeniem ale nic nie zastąpi spotkania się na żywo. Uważam, że ten rok dał mi dużo zapału, żeby mierzyć wyżej i wymagać od siebie więcej.
Ten rok mimo pandemii był dla mnie i Dyby niezwykle intensywny. Początek roku to prace edycyjne nad książką “Rewizje”/”How to Rejuvenate an Eagle”, przez kolejne miesiące aż do czerwca całą moc skierowaliśmy na doprowadzenie do jej premiery, promocję w Polsce i za granicą.
Kilka dni po premierze otworzyliśmy jedną z głównych wystaw Miesiąca Fotografii w Krakowie “Ranne ptaki są nieufne”, która stała się trochę inną odsłoną naszej kilkuletniej opowieści o Polsce. Udział w krakowskim festiwalu, chwilę później także w łódzkim Fotofestiwalu, kilka spotkań z ludźmi w reżimie sanitarnym, dały nam przez moment poczucie powrotu do normalności, ale przede wszystkim umożliwiły kontakt z odbiorcami i innymi twórcami na żywo, za czym niezwykle tęskniłem.
Ludzie protestują w Warszawie przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. To już ponad miesiąc protestów, które rozniosły się po całym kraju. / Fot. Adam Lach
W drugiej połowie roku, wzięliśmy udział w cudownym projekcie "Portret Osobisty vol.3", i jeszcze przed drugą falą pandemii pracowaliśmy nad zagadnieniem portretu i relacji człowieka z poza ludzkim światem z siedmioma niezwykłymi osobami - wystawa kończąca tę edycję musiała zostać przesunięta, ale na pewno wydarzy się w 2021 r. w Galerii Promocyjnej w Warszawie.
We wrześniu przyszła wspaniała wiadomość o nominacji “Rewizji” do nagrody Photobook of the Year w konkursie książek fotograficznych Aperture Foundation i Paris Photo. Ostatnie miesiące spędziłem na ulicach, w związku z trwającymi protestami kobiet i działalnością kolektywu APP, co także miało swoją formę publikacji - gazety strajkowej, rozdawanej na demonstracjach w całej Polsce.
Te wydarzenia stały się dla nas też pretekstem do zorganizowania przedświątecznej akcji charytatywnej sprzedaży pięciu sygnowanych odbitek z protestów, z których dochód w całości przekazaliśmy Centrum Praw Kobiet. W przyszłym roku czekam z utęsknieniem na jedno - spotkania z ludźmi.
Spiąć 2020 w kilku zdaniach wydaje się równie nierzeczywiste jak i sam 2020. Z kilku powodów: 2020 wymusił na nas inne podejście do pracy i życia, zwolniliśmy i z większą uwagą patrzyliśmy na zmiany, jakie się dokonują na naszych oczach. Przewartościowaliśmy swoje podejście do inwestycji i relacji biznesowych, co zaowocowało nowymi kontaktami i możliwościami.
Najlepsze w fotografii jest to, że jeżeli pozwolimy sobie się w niej zatracić i będziemy otwarci, to dobre zdjęcie możemy wykonać gdziekolwiek - choćby na tyłach jakiejś zapyziałej stacji / fot. Michał Warda
Nie oznacza to oczywiście wielkiego finansowego sukcesu z dnia na dzień, ale rozpoczęte zmiany mogą przynieść większą stabilność w kolejnych latach. Zawodowo ten rok okazał się jednym z najbardziej produktywnych w historii WhiteSmoke Studio i dał nam ostateczny dowód, że pasja i biznesowe podejście mogą i powinny iść w parze. Całość będzie funkcjonować dobrze tylko wtedy, kiedy w pierwszej kolejności zadbamy o zdrową głowę i odpowiedni balans.
Zdecydowanie ten rok nie był schematyczny i nie pozwolił na spektakularne kroki zawodowe, dalekie fotograficzne wyjazdy czy przygody. Z drugiej strony dał wiele możliwości na robienie projektów bliżej domu. Zwykle nie mam na to czasu, a tym razem było go aż za dużo.
Po pierwsze spędziłem dużo czasu z Martą i Mirą. Robiłem dużo zdjęć tego co dookoła i miałem wreszcie czas na edycje tych zdjęć, siedzenie godzinami w ciemni. Po drugie razem ze znajomymi fotografami, Maksymem Rudnikiem i Wiktorem Malinowskim zrobiliśmy wystawę "Ostatnie takie lato". Zaprosiliśmy na nią fotografki i fotografów, z którymi razem pokazaliśmy nasze lockdownowe zdjęcia. Wiele razy wcześniej rozmawialiśmy o wspólnych projektach, ale zawsze rozbijało się to o brak czasu i inne zobowiązania.
Marta i Mira / fot. Bartek Wieczorek
Miałem też wielką przyjemność wziąć udział w trzeciej edycji projektu, Portret Osobisty do którego zaprosiły mnie Katarzyna Sagatowska i Monika Szewczyk. Poznałem dzięki temu wiele ciekawych osób, dla których fotografia jest bardzo ważna. Widzę jak dobrą robotę robią dziewczyny dla polskiej fotografii i jak dużo swojego czasu na to poświęcają.Jest jeszcze jeden projekt, nad którym pracujemy razem z Martą Mach i Elizą Dunajską i który również dotyczy fotografii. Pracujemy nad nim od lockdownu i mam nadzieję że wystartujemy na początku 2021.
To, co fotograficznie zrobiło na mnie wrażenie to super praca wielu fotografek i fotografów, którzy relacjonowali tegoroczne protesty. To bardzo ważny dokument pokazujący że potrafimy się razem zebrać i walczyć o swoje nawet w takich trudnych momentach.
Więc mimo tego że ten rok był inny, momentami trudniejszy i stresujący, bo przez kilka miesięcy zupełnie nie było pracy, to gdy podsumowuję to wszystko, okazuje się, że nie był zły i dał kilka ciekawych, nowych kierunków. Mam nadzieję że następny pozwoli je rozwijać.