Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Rok 2022 pokazał, że jesteśmy u progu największej rewolucji w historii obrazowania. Systemy AI są już w stanie bardzo skutecznie imitować fotografię i niebawem zaczną być powszechnie używane komercyjnie. Projekt fińskiego fotografa jest tego doskonałym przykładem.
Napisz czego potrzebujesz, a w ciagu minuty otrzymasz gotowy obrazek. Tak mniej więcej wygląda obecnie rynek generatorów grafiki AI, które w tym roku wzięły szturmem świat twórców. I choć nadal nie są to systemy doskonałe (problemy w przedstawianiu dłoni czy oczu doczekały się już nawet własnych memów), to ich błyskawiczny rozwój każe nam zadać sobie pytanie o to, jak szybko będą one w stanie zupełnie przejąć rolę fotografów w zleceniach komercyjnych. Bo to, że w końcu się to wydarzy, nie ulega już dziś wątpliwości.
Póki co jednak, „sztuczna inteligencja” sama z siebie nic nie zrobi i zanim ziści się ten skrajny scenariusz, w niedługiej przyszłości wyrośnie nowy rynek, który będzie bazował na łączeniu rozwiązań AI z tradycyjną fotografią. W końcu żeby zaprezentować nowy produkt nie trzeba już może aranżować skomplikowanej scenografii, ale nadal ktoś musi dany produkt sfotografować, by na jego podstawie móc tworzyć obrazy wykorzystujące generację AI. Doskonałym przykładem tego, czego możemy spodziewać się w nachodzących latach jest projekt fińskiego fotografa Anttiego Karppinena.
Projekt stworzony jako cześć nowej kampanii wizerunkowej szkoły handlowej Savin Ammattiopisto zakłada stworzenie swojego rodzaju banku modeli Ai. Na potrzeby projektu, Karppinen wykonał zdjęcia studentom, które następnie zostały przetworzone przez układ AI tak, by na ich podstawie móc budować dowolne narracje wizualne na potrzeby marki. Już bez dalszego udziału fotografa.
fot. anttikarppinen.com
W ten sposób otrzymujemy możliwość osadzenia danej osoby w dowolnym stroju, w dowolnej sytuacji. Aby końcowy efekt był jak najbardziej szczegółowy, do opracowania modeli - oprócz zdjęć wykonanych przez fotografa - posłużyły także prywatne selfie danych osób. W sumie na każdego wirtualnego modela składa się ok. 20 różnych zdjęć.
Jak mówi sam Karppinen, cały proces jest dużo bardziej skomplikowany niż użycie popularnej ostatnio aplikacji Lensa, bazuje na wielu narzędziach AI i prawdopodobnie jest też dosyć czasochłonny. W efekcie otrzymujemy jednak profesjonalnej jakości materiały, które dość swobodnie możemy wykorzystywać w kreacjach komercyjnych, a do tego z czasem dowolnie je modyfikować.
fot. anttikarppinen.com
fot. anttikarppinen.com
fot. anttikarppinen.com
Jak więc widzimy, jest to proces, w którym ciągle potrzebny jest człowiek ze specjalistyczną wiedzą, z pewnością jednak jest to proces dużo mniej kosztowny. Stworzenie wszystkich powyższych „zdjęć”, nawet gdyby bazowało na łączeniu zdjęć modeli z tłami w postprodukcji, tradycyjnie wymagałoby wynajęcia studia, użycia profesjonalnego oświetlenia oraz długiego czasu spędzonego na przeszukiwaniu stocków i obróbce. Tutaj, jak widzimy, wystarczyła prosta fotografia wykonana w holu szkoły i kilka dodatkowych selfie. Tła zostały zaś wygenerowane przez AI, co wprawne oko wyłapie w drobnych niedoskonałościach scenografii, takich jak trzecie ramie fotela czy nierówne ułożenie lampek w serwerowni.
Antti Karppinen podczas wykonywania zdjęć źródłowych modeli
Pozostaje pytanie czy oko przeciętnego oglądającego jest w stanie to wyłapać i czy ma to dla niego jakiekolwiek znaczenie? Naszym zdaniem nie i jesteśmy przekonani, że to kierunek, którym w najbliższych latach będzie podążać cały rynek komercyjny. Paradoksalnie jednak samej fotografii może to wyjść na dobre, bo w dobie tanich, sztucznych kreacji zaczniemy pewnie bardziej cenić jej realną wartość. I prawdopodobnie o to będą starały się opierać swój wizerunek niektóre marki. To już jednak temat na osobny artykuł.
Więcej informacji o projekcie i finale zdjęcia w pełnej (zdradzającej więcej niedoskonałości) rozdzielczości znajdziecie na stronie anttikarppinen.com.
Źródło: petapixel.com.