Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Technologia kryptowalut zmienia świat sztuki na naszych oczach i na nowo definiuje wartość dzieł w przestrzeni cyfrowej, wprowadzając do niej pojęcie unikalności. Lawina już ruszyła a ostatnie doniesienia pokazują, że w nadchodzącym świecie drastycznie zmieni się nasze postrzeganie sztuki.
O fundamentalnych zmianach na rynku sztuki kolekcjonerskiej, związanych z możliwościami, jakie przed twórcami otwiera technologia kryptowalut i rekordowej aukcji, na której cyfrowy kolaż stał się jedną z najdrożej sprzedanych prac w historii, informowaliśmy was już na początku marca. Jeśli więc jeszcze nie wiecie czym są tokeny NFT koniecznie przeczytajcie tamten wprowadzający artykuł, gdyż właśnie przegapiacie pociąg, który jedzie na stację o nazwie "przyszłość obrotu dziełami cyfrowymi w internecie".
Z grubsza chodzi o to, że wytworzony specjalnie na potrzeby sprzedaży danej pracy niepodzielny token NFT może stać się certyfikatem unikalności danego dzieła, który w przypadku setek tysięcy jego kopii w internecie poświadczy, że to my jesteśmy właścicielami oryginału i umożliwi zyskiwanie danego dzieła na wartości z biegiem czasu. Do tego technologia ta jest w stanie świetnie poradzić sobie z problemem tantiem, praw autorskich czy licencji i z pewnością w niedługim czasie wejdzie do powszechnego użytku.
Fot. Dave Roth. Zdjęcie, będące podstawą mema "Disaster Girl" właśnie sprzedało się za równowartość ok. 1,6 mln złotych
Co chyba jednak najciekawsze, boom na sztukę NFT mocno miesza na rynku kolekcjonerskim, pokazując co tak naprawdę ma wartość we współczesnym cyfrowym świecie. I choć wielu będzie to nie w smak, jest to prawdopodobnie najlepsze co spotkało świat sztuki w ostatnich latach. Bo najlepiej zaczynają sprzedawać się prace (i zdjęcia), które rzeczywiście oddziaływują na ludzi. A, że tak jak w przypadku zdjęcia „Disaster Girl” chodzi o fotkę z rodzinnego albumu, która stała się memem? Cóż, trzeba chyba zacząć myśleć, że chodzi o fotkę tak dobrą, że stała się memem.
W dzisiejszym świecie o popularności dzieł przesądza społeczność internetu, a wspomniane memy są najszerzej dystrybuowanymi obrazami w sieci, stając się elementem popkultury na całym globie. Nic wiec dziwnego, że zyskują większą wartość niż ładne widoczki czy nawet zdjęcia mistrzów fotografii (którymi poza garstką osób ze środowiska nikt się nie interesuje).
Co ważne w postaci tokenu NFT można sprzedawać wszystko, co w cyfrowym świecie może mieć wartość (jak np. pierwszy tweet CEO Twittera, który sprzedano za 2,9 mln dolarów). Jednym słowem przestrzeń cyfrowa zaczyna być wreszcie traktowana jak przestrzeń fizyczna.
Aby jednak zrozumieć, jak skutecznie wykorzystywać tokeny NFT, warto prześledzić właśnie historię mema „Disaster Girl”. Zdjęcie złowieszczo uśmiechającej się na tle pożaru 4-letniej Zoe Roth powstało w 2005 roku, a po dostaniu się do sieci zaczęło żyć własnym życiem. Powielane setki tysięcy razy stało się „własnością internetu”, a główna bohaterka i jego twórca nigdy nie byli w stanie zarobić na jego dystrybucji. Nigdy też pewnie o tym nie myśleli, ale przez lata zdjęcie będące podstawą mema stało się swojego rodzaju „ikoną”, tak samo, jak ma to miejsce w przypadku tradycyjnych fotografii, które swojego czasu odbiły się echem na świecie i których odbitki sprzedawane są na aukcjach.
Na początku roku twórcy fotografii postanowili zrobić z tego użytek i zatrudnili menedżera, który przeprowadził ich przez formalności związane ze stworzeniem certyfikatu NFT. W efekcie, na kwietniowej aukcji fotografia została sprzedana za kwotę 180 Etherów, czyli równowartość 430 tys. dolarów.
Co więcej, token NFT stworzony został w ten sposób, że jego autorzy otrzymają 10-procentowe tantiemy przy każdej kolejnej odsprzedaży dzieła, z dużym prawdopodobieństwem zabezpieczając ich przyszłość finansową na długie lata. Sama bohaterka zdjęcia zarobione pieniądze ma zamiar przeznaczyć na wsparcie fundacji i spłatę pożyczek studenckich.
Czy z tego wszystkiego płynie jakiś morał? Z pewnością obserwujemy fundamentalną zmianę w postrzeganiu sztuki cyfrowej, która przy wspomnianym szale na kryptowaluty, swojej dostępności i kwotach osiąganych na aukcjach prawdopodobnie szybko przyćmi tradycyjny rynek sztuki kolekcjonerskiej. Widzimy też, że fotografia, jakkolwiek prosta nie byłaby w swojej formie, potrafi kosztować coraz więcej, a co chyba najważniejsze, jej wartość zaczyna być zależna bardziej od tego, jaki ładunek rzeczywiście ze sobą niesie, a nie od nazwiska czy pozycji autora.
Póki co rynek NFT jeszcze raczkuje i będzie obfitował w wiele nieprawdopodobnych historii, niekoniecznie związanych z pracami, które prezentują realne walory artystyczne, ale jesteśmy przekonani, że z biegiem lat stanie się dużo bardziej demokratyczną platformą obiegu prac niż jego fizyczny odpowiednik, która pozwoli zaistnieć twórcom nie obracającym się w wąskich kręgach „sztuki wyższej”. Mówiąc prościej, warto jest robić zdjęcia, bo możliwości ich lukratywnego spieniężenia stają się dzisiaj większe niż kiedykolwiek.
Źródło: nytimes.com