Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Po 5 latach Leica odświeża wreszcie ofertę aparatów średnioformatowych. Nowa Leica S3 prezentuje się okazale, ale czy w walce obstawionej przez najnowsze bezlusterkowce i cyklicznie aktualizowane lustrzankowe produkcje Phase One’a i Hasselblada jest jeszcze dla niej miejsce?
Choć Leica zapoczątkowała segment średnioformatowych, jednoelementowych cyfrowych lustrzanek, w ostatnich latach wydawało się, że producent odpuścił nieco bój o świat średniego formatu, który coraz mocniej eksploatują nowe, bezlusterkowe konstrukcje. Ostatnim modelem z serii była Leica S (typ 007), która trafiła do sprzedaży latem 2015 roku.
Zapowiedź kolejnego modelu otrzymaliśmy podczas targów Photokina 2018, jednak planowana wstępnie na wiosnę 2019 roku rynkowa premiera nigdy się nie odbyła, a w internecie pojawiały się obawy o to, czy aparat kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. Z rocznym poślizgiem Leica S3 wreszcie jednak debiutuje i robi dobre pierwsze wrażenie, ale czy to wystarczy by rywalizować z coraz mocniejszą konkurencją?
Największa nowością modelu Leica S3 jest opracowana specjalnie dla Leiki (tak przynajmniej twierdzi producent), pozbawiona filtra dolnoprzepustowego 64-megapikselowa matryca w formacie 30 x 45 mm (Leica Pro Format). Choć ma wyższą rozdzielczość, fizycznie jest jednak nieco mniejsza niż w przypadku bezlusterkowców Fujifilm i Hasselblad. Oferuje za to bardziej popularne i znajome osobom użytkującym pełna klatkę proporcje obrazu (3:2). Sensor pozwoli nam na pracę w zakresie czułości ISO 100 - 50000 i oferować ma około 15-stopniowy zakres dynamiczny.
W praktyce możemy oczekiwać więc porównywalnej jakości jak we wspomnianych bezlusterkowcach i nieco większego wyjściowego rozmiaru zdjęć. Aby wyrobić sobie własne zdanie, możecie obejrzeć galerię oficjalnych zdjęć przykładowych, udostępnionych przez producenta (RAW-y dostępne do pobrania tutaj).
Choć mamy do czynienia z lustrzanką, nowa Leica S3 bardzo dobrze radzić ma sobie także w trybie Live View, co czynić ma z niej godnego rywala dla bezlusterkowców podbijających segment. Obraz na 3-calowym ekranie TFT LCD o rozdzielczości 921 000 punktów będzie odświeżany z częstotliwością 60 kl./s, a na podglądzie będziemy w stanie wyświetlić m.in. histogram na żywo, zarys peakingu, zebrę czy wirtualną poziomicę. Nie jest to jednak ekran dotykowy, co w dzisiejszych czasach jest już dość sporym przeoczeniem. Otrzymujemy za to duży (powiększenie 0,87x) wizjer optyczny z wymiennymi matówkami. Szkoda jedynie że nie w całości pokrywa pole widzenia aparatu (98% pokrycia).
Co ciekawe, aparat dobrze sprawdzać ma się także jako narzędzie do filmowania. Filmy nagramy w maksymalnej jakości 4K z prędkością 24 kl./s, lub Full HD z prędkością 30 kl./s. Otrzymujemy też złącze mikrofonowe, możliwość sterowania poziomami audio oraz opcję wypuszczenia nieskompresowanego materiału FullHD przez HDMI (8 Bit, próbkowanie 4:2:2).
Producent zapowiada także szybki i skuteczny system AF. Dokładnych szczegółów na razie nie znamy, specyfikacja mówi jednak o detekcji fazy, centralnym punkcie krzyżowym i trybie śledzenia AFc. Czy w praktyce okaże się lepszy od mało użytecznego ciągłego AF średnioformatowych bezlusterkowców? Miejmy nadzieję. Warto jednak pamiętać, że i tak raczej nie ma co nastawiać się na fotografowanie akcji - serią będziemy w stanie fotografować z maksymalną prędkością raptem 3 kl./s, a w 2-gigabajtowy bufor pozwoli wykonanie ciągiem do 6 RAW-ów (format DNG). Ciekawie też prezentuje się opcja synchronizacji z lampą. Choć standardowo czas synchronizacji wynosi jedynie 1/125 s (do 1/4000 s w trybie HSS) w przypadku obiektywów wyposażonych w migawkę centralną będziemy mogli błyskać aż do 1/1000 s.
Jeżeli chodzi o samą obudowę, otrzymujemy identyczną bryłę oraz prostą, sprowadzoną do minimum systematykę obsługi, która pamiętamy z poprzednika. Nie zmienił się również wyświetlacz na górnym panelu oraz oferowane przez aparat sloty na karty pamięci (1 wejście na karty SD, 1 na karty CF), a dodatkowo, jak zwykle otrzymamy moduł łączności Wi-Fi, który pozwoli przesyłać zdjęcia i sterować bezprzewodowo aparatem z poziomu smartfona. To wszystko w metalowym, stosunkowo niewielkim i lekkim (jak na standardy lustrzankowego średniego formatu), uszczelnianym korpusie o wymiarach 160 x 80 x 120 mm i wadze 1260 g.
Najnowsza Leica to więc przede wszystkim niemal dwukrotnie wyższa rozdzielczość niż w ostatniej odsłonie serii. Pod innymi względami zmieniło się raczej niewiele. Czy to wystarczy, by konkurować z wyposażonymi w matryce podobnego formatu i o podobnej rozdzielczości modelami bezlusterkowymi Fuji i Hasselblada?
Biorąc pod uwagę cenę, pewne jest, że producent nawet się o to nie stara. Zamiast tego przy cenie 82 500 zł tworzy dla siebie osobną kategorią produktu premium. Nie wątpimy, że robi świetne zdjęcia, ale czy to już nie przesada?
Więcej informacji o nowym aparacie znajdziecie pod adresem leica-camera.com.