Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Tadeusz Rolke to jeden z najważniejszych i najdłużej pozostających aktywnymi polskich fotografów. Jego zdjęcia to przede wszystkim wyjątkowe świadectwo zmian historycznych i społecznych, które dokonały się na przestrzeni kilku dekad, ale także zapis fascynacji kobietami, które są ważnym i nieodłącznym elementem twórczości fotografa. Są one zresztą głównym motywem pierwszego w pełni autorskiego albumu w dorobku artysty, który ma dzisiaj oficjalną premierę.
Na album „Rolke” składają się fotografie wybrane z całego okresu twórczości autora, poukładane w 5 rozdziałów według kluczy tematycznych. Pojedyncze zdjęcia wyjęto z cykli i zestawiono w bazujące na nieoczywistych podobieństwach pary, które stają się dla czytelników tropem do odnalezienia inspiracji artysty.
Pierwszy rozdział książki zatytułowany „Lekkość bytu” nawiązuje do tytułu książki Milana Kundery. Według pisarza pojedyncze życiowe decyzje jako lekkie nie mają mocy sprawczej mogącej zaważyć na całym życiu. Rolke pozbierał właśnie takie utrwalone na fotografiach chwile i ułożył z nich swojego rodzaju dialogi. Zdjęcia z dwóch pierwszych części albumu dotykają spraw zarówno trywialnych jak i poetyckich oraz zupełnie poważnych, podejmując tematy samotności, niepokoju, bliskości i miłości.
Kolejny rozdział „Sztuczki” to prace, które są świadectwem udziału Tadeusza Rolke w życiu artystycznym i obrazują jego stosunek do niego. Są to zarówno migawki z prywatnych spotkań, jak i portrety artystów, czy zdjęcia modelek pozujących na tle dzieł sztuki.
Trzecią część albumu tworzą zdjęcia pochodzące z dwóch sesji. Pierwsza została zrealizowana na zamówienie Kory Jackowskiej, wokalistki Maanamu w pracowni Edwarda Dwurnika w 1984 roku. Druga, naśladująca tamte stylizacje, została zainicjowana w 2010 roku przez córkę Dwurnika, Polę, która była świadkiem oryginalnej sesji. Ostatnie strony poświęcone cyklowi „Beatrycze” z 1982 roku to też najbardziej intymna część książki, odnosząca się do osobistych przeżyć autora.
Otrzymujemy więc kompletny, aczkolwiek specyficzny przegląd dorobku artysty. ”Autor otwiera przed nami mimochodem rejestr swoich zawodowych umiejętności, mistrzostwo już osiągnięte, lecz nadal niestrudzenie doskonalone” - pisze we wstępie autorka tekstów do albumu, Anda Rottenberg.
Już niebawem premiera Pańskiego najnowszego albumu. Trzeba dodać, że jest to album wyjątkowy, bo mimo wieloletniej aktywności w świecie fotografii, jest to w zasadzie pana pierwsza autorska publikacja, a zamiast zwykłego przeglądu dorobku otrzymujemy przemyślaną formę, poświęconą kobietom. Czy długo nosił się Pan z zamiarem wydania takiego albumu?
Tadeusz Rolke: Gdy wydawnictwo zaproponowało mi stworzenie albumu, od razu wiedziałem, że będzie to silny akcent na kobiety. Już jakiś czas temu pracowałem nad swoim autorskim albumem pod tytułem “Rodzaj żeński”. Tamta publikacja też miała być oparta na dubletach, na parach. Było to zlecenie od jednego wydawnictwa, jednak albumu nigdy nie wydano. Wydawnictwo nie przyjęło tego materiału.
Z jakiegoś konkretnego powodu?
Podobno nie spełnił oczekiwań. Został więc we mnie pewien niedosyt. Co najmniej niedosyt. Od tamtego czasu upłynęło już wiele lat, więc kiedy dostałem propozycję wydania książki od wydawnictwa Bosh, nie wahałem się ani chwili. Z tamtego albumu pozostały co prawda niektóre zdjęcia, jednak ten nowy to właściwie zupełnie świeża kreacja.
Nie jest to jednak pierwsza publikacja poświęcona kobietom, sygnowana Pańskim nazwiskiem. W 2008 roku ukazała się książka “Kobieta to…”
Ja nigdy nie byłem zadowolony z tamtego albumu. Za warstwę tekstową odpowiedzialna była wtedy osoba, której styl zupełnie nie pasował do charakteru moich zdjęć. Rezultat był co najmniej wątpliwy. Wyjątkowo zgodziłem się na tamtą publikację, być może niepotrzebnie. Niemniej jednak do dziś przychodzą do mnie ludzie z tym właśnie albumem, prosząc o autograf. To wyszło tak na “plus minus zero”. Nie uważam jednak tamtego albumu za swoje osiągnięcie. To natomiast zupełnie inna sprawa. To jest moje.
Jak wyglądał proces selekcji zdjęć, które miały trafić do albumu? Wybór zdjęć z kilkudziesięcioletniej kariery to z pewnością niełatwe zadanie. Czy skupiał się Pan na zdjęciach szczególnych, czy chodziło raczej o stworzenie konkretnej narracji?
Wybieranie zdjęć do albumu od początku spętane było jego dwoistością, tym, że strony muszą ze sobą grać. Pokażę Panu przykład. To zdjęcie nigdy nie byłoby samodzielnym dziełem sztuki. Nigdy bym go nie wyciągnął, gdybym robił album “The Best of Rolke”. To, że zdjęcie trafiło do albumu jest zasługą grafika, Andrzeja Bareckiego, który miał duży wkład jego powstawanie. Pokazałem mu to zdjęcie, ale jeszcze bez przekonania, a on momentalnie skojarzył ze sobą to łóżko, materac, pościel i wyszło świetnie. To właśnie przykład pary. Tu działa dialog. Wybieranie tych par to była przyjemność, bo to było jak siedzenie nad jakimiś puzzlami, czy pasjansem. Czasem układając pasjansa trafia się jedna karta, przez którą pasjans nie wychodzi, a nagle okazuje się, że jednak możną ją gdzieś tam włożyć i wszystko układa się w całość. Tak też było w przypadku albumu.
Oczywiście to jak mają wyglądać niektóre rzeczy wiedziałem już z góry, gdy tylko zacząłem segregować zdjęcia. Samo wybieranie zdjęć zajęło kilka miesięcy. W selekcji bardzo pomógł mi wspomniany już wcześniej świetny grafik, a także moja wieloletnia przyjaciółka, Anda Rottenberg, która nie ograniczyła swojego udziału jedynie do napisania tekstu, ale także służyła radą gdy nie byłem czegoś pewny. Dla kogoś z zewnątrz jest nieraz dużo łatwiej zrobić porównanie, bo patrzy na całość świeżym okiem. Fotograf zawsze będzie podchodził do swoich prac subiektywnie. Wobec tego, te dwie osoby mają ogromny udział w powstawaniu albumu.
Książka podzielona jest na 5 części: “Lekkość bytu”, “Dotyk”, “Sztuczki”, “Kora-Pola” i wieńczący publikację, osobisty rozdział “Beatrycze”. Całość tworzy bardzo ciekawą narrację. Czy istnieje Pana osobisty klucz do jej interpretacji?
“Sztuczki” dotyczą dzieł sztuki. Tu jest pewien rodzaj humoru i marginesu. Nie można brać wszystkiego dosłownie. W “Sztuczkach” starałem się pokazać moją miłość do kobiet i sztuki. Świetnie dobrze czuję się gdy znajduję się w otoczeniu dobrej kolekcji sztuki z kobietą. Postanowiłem wprowadzić więc kobiety do dzieł sztuki. Z kolei w rozdziale “Lekkość bytu” znajdziemy maleńki sygnał z mojej fotografii reporterskiej. Jest tu trochę fotografii, którą dzisiaj nazwalibyśmy “street photo”. Ja od tego zacząłem i musiałem to zasygnalizować nawet w książce poświęconej kobietom. Zresztą jak widać ta fotografia streetowa też jest o kobietach. To jest dodane tak przeciwko przesłodzeniu.
Jest też historia miłosna w ostatnim rozdziale. “Beatrycze” to taki esej fotograficzny, który stworzyłem gdy rozstałem się z kobietą i bardzo mnie to dotknęło. W tamtych fotografiach odreagowałem swój ból. Sfotografowałem coś, co skończyło się między mną a tą kobietą. Do zdjęć pozowała moja znajoma, której zakryłem oczy, ponieważ zakrycie oczu przestaje utożsamiać postać z kimś konkretnym. To nie było ani dla kobiety, z którą się rozstałem, ani dla tej, która mi się podobała. Chodziło mi o wszystkie kobiety. Mogła to być każda kobieta świata. I o to mi chodziło. O kompletną anonimowość, ale dla mnie związaną z konkretną osobą.
Nawet jeśli poszczególne rozdziały opowiadają o rzeczach dla nas najważniejszych, o miłości, przyjaźni czy rozczarowaniu, bardzo nie chciałem wszystkiego przesłodzić. Nie chciałem by było zbyt kolorowo. Żeby wyglądało, że wszyscy się tylko kochamy i całujemy po rękach i gdzie indziej, że to wszystko to taka właśnie “lekkość bytu”. Mam nadzieję, że się udało.
Czy oprócz ostatniego rozdziału, znajdują się tu zdjęcia, z którymi wiążą się jakieś szczególne dla Pana historie?
Tak, oczywiście, jest tu wiele takich zdjęć. Na przykład ta kobieta z dzieckiem. To było we Florencji. To dziecko wdrapało się na podmurówkę i zobaczyłem, że bardzo fajnie idzie po tym murku, a matka cały czas je asekuruje. Od pewnego czasu zacząłem zwracać uwagę na takie gesty - matka z dzieckiem, ojciec z dzieckiem, opieka. Zrobiłem może 8, albo 10 klatek i oni mnie zauważyli, a konkretnie mąż tej kobiety. Zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że są z Barcelony. Dali mi swój adres mailowy, a ja potem wysłałem im to zdjęcie. Bardzo się wtedy ucieszyli. Jeśli odnajdę ich mail, poproszę o adres i wyślę im ten album pocztą. Będzie to dopełnienie tamtego zdarzenia.
Album zatytułowany jest po prostu pana nazwiskiem. To znaczące posunięcie, które niejako każe nam odbierać książkę, jako najważniejsze dzieło w Pana dorobku.
Ja mam tak mało wydawnictw, że trudno to w zasadzie klasyfikować. Przy jednym retrospektywnym albumie Galerii Foksal i tamtym nieudanym albumiku, “Rolke” staje się właściwie moją jedyną autorską wypowiedzią. Na szczęście wszystko wyszło bardzo dobrze. Po prostu widzę, że wyszło.
Po tym, co mogliśmy zobaczyć, śmiemy sądzić, że album będzie nie lada wydarzeniem. Czy planuje pan jeszcze jakieś publikacje?
Tak… Coś tam jest jeszcze w planach. Mam pewną propozycję od zagranicznego wydawnictwa, na razie jednak nie mogę zdradzić więcej szczegółów.
Książka ukazuje się w sprzedaży nakładem wydawnictwa Bosz w cenie 89 zł. Oficjalna premiera książki, połączona ze spotkaniem z Tadeuszem Rolke odbędzie się w środę 30 września 2015 roku, o godzinie 18:00 w warszawskim barze Studio w Pałacu Kultury i Nauki. Spotkanie poprowadzi Paulina Reiter, redaktor naczelna „Wysokich Obcasów”. Wstęp wolny
Tadeusz Rolke - urodzony w 1929 roku polski artysta fotografik, prekursor polskiej fotografii reportażowej. W swojej karierze współpracował z najważniejszymi polskimi i niemieckimi pismami, takimi jak: „Świat Młodych", „Świat", „Stolica", „Polska", „Ty i Ja”, „Przekrój", „Stern", „Spiegel" „Die Zeit". Jego prace były pokazywane na licznych wystawach w kraju i za granicą. Obecnie współpracuje z „Magazynem Gazety Wyborczej" oraz wykłada na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.