Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Trzy miliony kilometrów kwadratowych powierzchni, dziewięćset tysięcy mieszkańców, roczna amplituda temperatury sięgająca stu stopni w skali Celsjusza. Od podania tych imponujących, trzeba to przyznać, danych liczbowych zazwyczaj rozpoczyna się opowieść o Jakucji. Ekstremalne zimno, nieujarzmiona natura i pustka Syberii fascynują i przyciągają jak magnes. Niejeden Europejczyk pielęgnuje w sercu romantyczne marzenie o podróży Transsibirskają magistralą, a nieliczni szczęśliwcy rzeczywiście w nią wyruszają.
Jakuck, największe miasto Republiki Sacha - taką nazwę oficjalnie nosi ta kraina o statusie republiki autonomicznej Federacji Rosyjskiej - od Władywostoku, końcowej stacji słynnej linii kolejowej, dzieli dystans trzech tysięcy kilometrów. „Ludzie wiedzą, że jest tu zimno” - komentuje krótko Aleksiej Wasiliew, urodzony na tej ziemi w 1985 roku. „Zima stała się marką Jakucji, lokalni mieszkańcy dobrze to rozumieją i tym przyciągają turystów. Nawet moje zimowe zdjęcia otrzymują więcej polubień niż letnie. Niemniej Jakucja to nie tylko zima, to także ludzie, zwyczaje, tradycje, warunki życia. Wszystko to jest o wiele bardziej interesujące niż klimat”.
fot. Aleksiej Wasiliew, z cyklu "My dear Yakutia"
Jak to nierzadko bywa, fotograficzna kariera Wasiliewa rozpoczęła się od splotu przypadków. Po ukończeniu studiów filologicznych na Północno-Wschodnim Federalnym Uniwersytecie w rodzinnym Jakucku, dwudziestopięcioletni wówczas Aleksiej podjął pracę w redakcji lokalnego czasopisma „Młodzi Północy”. Dni mijały jeden za drugim, w monotonnym biurowym rytmie urozmaiconym wyjściami na pojedyncze fotograficzne zlecenia. Uciekając przed widmem depresji i alkoholizmu, o których szczerze wspomina w wywiadach, Wasiliew coraz częściej wędrował po mieście, uwieczniając - w pierwszym okresie przy pomocy kamery w telefonie - rodzinę, znajomych i wszystko, co przyciągnęło jego uwagę. To wtedy zainteresował się fotografią poważnie. Publikowane na Instagramie zdjęcia cieszyły się coraz większą popularnością; pewnego dnia kolega w pracy powiedział Aleksiejowi, że jego kadry są znacznie lepsze niż teksty. Decyzja nie mogła być inna. Wasiliew postawił na fotografię.
W swojej twórczości Wasiliew balansuje na krawędzi fotografii ulicznej i dokumentalnej. Zimą życie obywateli Jakucka toczy się głównie w domach i mieszkaniach. Kiedy temperatura spada do -40 stopni Celsjusza, a chodniki i postsowieckie blokowiska toną w charakterystycznej dla tego klimatu mlecznej mgle, fotograf opuszcza swoje cztery ściany z aparatem w dłoni. Wykonane w takich warunkach zdjęcia zachwycają na poły oniryczną, na poły postapokaliptyczną atmosferą. Jak mówi fotograf, najtrudniejszym wyzwaniem, z którym się mierzy, nie jest poszukiwanie nowych inspiracji w znanej od podszewki przestrzeni, ale zdobycie zaufania swoich bohaterów.
fot. Aleksiej Wasiliew, z cyklu "My dear Yakutia"
„Ludzie są zamknięci. Uważają, że ich historie stanowią ich prywatny interes” - komentuje. „Jest w nich strach, że fotografia odbiera im coś cennego, co może zostać później wyśmiane, niewłaściwie zinterpretowane, wykorzystane do złych celów”. Dlatego, kierując się zasadą szacunku dla fotografowanych osób i własnym komfortem pracy, Wasiliew deklaruje, że obecnie odchodzi od tworzenia klasycznych zdjęć ulicznych i koncentruje się na projektach długoterminowych.
Wspomniane wyżej kadry dały początek dużemu cyklowi, którego tytuł: My Dear Yakutia, stanowi najlepsze świadectwo przywiązania Wasiliewa do rodzinnego regionu. W przerwach pomiędzy zleceniami fotograf dokumentuje różnorodne formy życia społecznego mieszkańców Jakucji, kształtujące się pod wpływem szczególnych czynników: izolacji i ekstremalnych warunków klimatycznych.
Jakucja pokazuje na jego fotografiach różne twarze. Rodziny z dziećmi bawią się na zewnątrz w kilkudziesięciostopniowym mrozie, który wydaje się nie robić na nich żadnego wrażenia. Zapaśnik pozuje do portretu na tle tapety w tulipany, zespół baletnic szykuje się do występu, kobiety siedzące pośród morza reniferowych skór szyją tradycyjne buty unti. Pomiędzy wysokimi blokami wzniesionymi na specjalnych palowych konstrukcjach, zapobiegających roztapianiu się wiecznej zmarzliny pod wpływem ciepła z gospodarstw domowych, w granatowej ciemności przemykają pojedyncze ludzkie sylwetki. Grupa pasażerów ze wzrokiem utkwionym gdzieś w oddali czeka na spóźniający się autobus, ignorując zimno z wypracowaną obojętnością.
fot. Aleksiej Wasiliew, z cyklu "My dear Yakutia"
fot. Aleksiej Wasiliew, z cyklu "My Dear Yakutia"
Niegdyś znudzony monotonią życia w rodzinnym mieście i szukający z niego ucieczki, Aleksiej Wasiliew mówi, że fotografia nauczyła go dostrzegać piękno kryjące się za szarą fasadą jakuckiej zwyczajności. „Często otrzymuję wiadomości od obcokrajowców, mieszkańców innych regionów Rosji i samej Jakucji, wiadomości, w których piszą o tym, z jakim zainteresowaniem śledzą moją pracę” - opowiada. W innym z wywiadów dodaje: „Myślę, że oglądający odczytują mój przekaz poprawnie i odpowiadają na niego odwzajemnioną miłością do Jakucji”.
Wraz z nadejściem lata Jakuci rozpoczynają gorączkowe przygotowania do święta, które stanowi najważniejsze spoiwo lokalnej społeczności i wpisane jest w kod genetyczny jej członków: Ysyakh. Co roku na Us Khatyn, sakralnej przestrzeni nieopodal Jakucka, oraz w innych miejscowościach setki tysięcy zgromadzonych ludzi składają podziękowania duchom i celebrują odnawiające się życie.
fot. Aleksiej Wasiliew, z cyklu "Ysyakh"
„Ten festiwal jest jak wakacje dla duszy” -opowiada Wasiliew, który uczestniczy w nim od dziecka, a od kilku lat fotografuje. Odbywające się w czerwcu obchody nowego roku (w okresie Związku Radzieckiego zakazane przez władze w ramach realizowanej polityki niszczenia tożsamości kulturowej narodów syberyjskich) są okazją do wspólnotowej radości i zabawy: spotkań przy kumysie, podziwiania pokazów tradycyjnych tańców i zawodów sportowych, założenia narodowego stroju. Jak przekonuje fotograf, Ysyakh to coś więcej niż kilkudniowy festyn wskrzeszający przykurzone zwyczaje - to nić łącząca pokolenia. Być tutaj, to powiedzieć wprost, bez fałszywego patosu: jestem dumny, że jestem Jakutem.
Tajga. Grupa postaci w archaicznych kostiumach stoi pośród kłębów sztucznej mgły w świetle reflektorów, czekając na komentarz ekipy filmowej oglądającej właśnie nakręcone ujęcie. Jest rok 2019. Wasiliew fotografuje na planie filmu The Old Beyberikeen With Five Cows, realizując projekt o tytule stanowiącym zarazem potoczne określenie miejscowego przemysłu filmowego: Sakhawood. Ekranizacja syberyjskiej baśni jest pierwszym tego typu projektem w historii jakuckiej kinematografii. Sakhawood działa prężnie i ciągle się rozwija; w Jakucji powstają filmy historyczne i sportowe, dramaty, komedie i horrory. Wychowani na amerykańskim kinie odtwarzanym w kółko z przegrywanych pokątnie VHS-ów, jakuccy twórcy czerpią dzisiaj pełnymi garściami z tradycji i ukochanego folkloru. Ze swoimi dziełami, powstającymi przy niewielkim budżecie, nierzadko z udziałem amatorskiej obsady, coraz śmielej pukają do drzwi zagranicznych festiwali.
fot. Aleksiej Wasiliew, z cyklu "Sakhawood"
Wasiliew obserwował ten świat z fascynacją. „Chciałem zobaczyć na własne oczy, jak powstaje film krok po kroku. Czy to naprawdę tak pracochłonny proces? Czy mógłbym sam zostać reżyserem?" - wspomina. I zaraz odpowiada: „W trakcie pracy nad projektem doszedłem do wniosku, że tak, mógłbym nakręcić film. Posiadanie dużych pieniędzy nie jest konieczne. Najważniejsze jest twoje osobiste, unikalne doświadczenie, które wnosisz do swojej twórczości”. Wypowiedź puentuje w swoim stylu, z nutą czarnego humoru: „Oczywiście to, że mój potencjalny film zostanie pokazany później w Cannes, jest mało prawdopodobne, ale nie ma to znaczenia. Ważne jest, aby w tej zapomnianej przez Boga krainie robić cokolwiek, żeby nie oszaleć”.
Wasiliew nie ukrywa, że praca fotografa w tak odległym rejonie jak Syberia wiąże się z poważnymi ograniczeniami. Odseparowanie od twórczego środowiska, brak dostępu do fotograficznych wydarzeń czy choćby publikacji książkowych, zmusza do bazowania przede wszystkim na treściach dostępnych w Internecie. „Całe szczęście, że istnieje taka platforma jak Instagram, która pozwala zobaczyć twoje projekty milionom ludzi” - stwierdza. „Oczywiście musisz zmierzyć się z faktem, że twoje zdjęcia mogą pojawiać się w przestrzeni publicznej bez twojego podpisu, ale jest to rzeczywistość, z którą musisz się pogodzić” - dodaje.
Pytany o fotograficzne marzenia, Aleksiej odpowiada przekornie, że zanim umrze, chciałby wydać przynajmniej jedną książkę. Podróże i praca w innym zakątku świata? „Nie odmówiłbym wyjazdu do Ameryki, Japonii, Europy itp. Interesuje mnie to, jak żyją tam ludzie. To prawdopodobnie bardzo nudna i monotonna egzystencja. Wszystko jest logiczne i zrozumiałe, wszyscy się uśmiechają i życzą miłego dnia. Chciałbym doświadczyć tego cywilizowanego życia na własnej skórze. I nie przez dwa tygodnie, ale przez kilka lat” - mówi.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że na razie nigdzie się nie wybiera. W ukochanej Jakucji znajdzie się przecież jeszcze niejeden temat wart fotograficznej uwagi.
Zdjęcia Aleksieja Wasiliewa znajdziecie na jego stronie internetowej alexey-vasilyev.com oraz na profilu @lekon_v na Instagramie.