Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Typowe szerokokątne zoomy sięgające "na górze" 35 mm, dawniej "na dole" zaczynały się od 18-20 mm, ale od jakiegoś czasu typowymi wartościami, zwłaszcza w jasnej optyce reporterskiej stało się 16-17 mm. Co prawda Sigma 7 lat temu pokazała zooma 15-30 mm, a później ten sam kąt widzenia powtórzyła w niepełnoklatkowym 10-20 mm, ale to były wyjątki. Wyjątki, ale z pewnością też wprawki do zooma jeszcze bardziej szerokokątnego, zaczynającego się od nieprawdopodobnie krótkiej ogniskowej 12 mm. Obiektyw ogłoszono jesienią 2003 roku, a od tamtej pory nikt nie powtórzył wyczynu Sigmy. Nie ma więc, no i oczywiście nie było żadnego innego wymiennego obiektywu do lustrzanek, zooma czy stałoogniskowego, który dysponowałby tak szerokim spojrzeniem. Jedynym znanym mi tak krótkim, rektalinearnym obiektywem jest nieco starszy od zooma Sigmy Ultra Wide Heliar 12 mm F5.6 Voigtlandera, z tym że przeznaczony jest on do aparatów dalmierzowych.
Tak więc w zestawieniu będziemy mieli Sigmę 12-24 mm, rekordowo szeroką, ale ciemną (F4.5-5.6), a do towarzystwa dodamy jej zoom znacznie bardziej reporterski, bo jaśniejszy, a przy tym droższy i szlachetniejszej marki, Nikkora 14-24 mm F2.8. Ciekawe czy ponaddwukrotnie wyższa cena Nikkora przełoży się na jego przewagę w jakości optycznej.
Wybrane do tego cyklu obiektywy testowaliśmy po dołączeniu do Nikona D700. Zdjęcia testowe zostały wykonane przy natywnej czułości przetwornika obrazu ISO 200, przestrzeni barw sRGB, przy domyślnym (dość niskim) poziomie wyostrzenia szczegółów, pośrednich ustawieniach kontrastu, nasycenia barw oraz wyłączonych redukcjach winietowania, szumów ISO i szumów pojawiających się przy długich ekspozycjach. Zdjęcia zapisywane były jako pliki RAW i JPEG o pełnej rozdzielczości i najsłabszej dostępnej kompresji. Jeśli zdarzyło się że parametry były ustawione inaczej, zostało to wspomniane w podpisie zdjęcia. Do testu dołączone zostaną pliki RAW z wybranych zdjęć plenerowych i studyjnych. Każdy chętny będzie mógł ocenić, w jakim stopniu zdjęcia JPEGi z aparatu różnią się od tych uzyskanych z surowego formatu RAW w wybranej "wywoływarce".
Sigma 12-24 mm F4.5-5.6 EX DG Aspherical HSM
To obiektyw, którego kształty od razu sugerują optykę szerokokątną: albo bardzo jasną albo bardzo szeroką. Ten drugi wariant okazuje się prawdziwy, a jasność... no, F4.5-5.6 to nie potęga, ale przy obiektywie, i to zoomie zaczynającym się od 12 mm nie można stawiać zbyt wysokich wymagań. Pewnie konstruktorom udałoby się urwać jeszcze z pół działki przysłony, ale skutkowałoby to wzrostem rozmiarów oraz masy, a i parametry jakościowe by ucierpiały. Obiektyw zresztą i tak jest dość potężny, ze średnicą 87 mm i 600 g masy. Do tych parametrów świetnie pasuje wykończenie charakterystyczne dla topowej serii optyki EX, choć teraz stosowane przez Sigmę już szerzej. Mamy więc szorstko-matową, sprawiającą wrażenie gumowanej powierzchnię, drobno rowkowane pierścienie, skalę odległości za szybką (wersja do Nikonów) i troszkę złota, co niemal zawsze daje dobre skutki w kwestii wzornictwa. W sumie obiektyw sprawia bardzo dobre wrażenie.
Konstrukcja
Zawartością "szlachetnego" szkła zoom ten mógłby obdarzyć jeszcze ze dwa inne. Oprócz aż czterech soczewek SLD Special Low Dispersion, konstruktorzy umieścili tu też trzy soczewki asferyczne. Gdy napisałem to zdanie, przypomniałem sobie kuriozalną definicję "rybiego oka", którą znalazłem kiedyś na forum użytkowników sprzętu fotograficznego pewnej marki. Są to podobno obiektywy szerokokątne nie zawierające soczewek asferycznych. W sumie niby prawda, ale na tej samej zasadzie samochód to pojazd, którego siedzenia nie są pokryte skórą pingwina cesarskiego. Sigma 12-24 mm soczewki asferyczne ma w sporej liczbie, i to na pewno właśnie z tego powodu jest obiektywem rektalinearnym, a nie rybim okiem, choć ma krótszą niż ono ogniskową :-)
Sprawdziłem, że owa superdefinicja nadal na owym forum widnieje. Nie chcę wytykać palcami, bo nie o to przecież chodzi, ale polecam użytkownikom i moderatorom forów przejrzenie wątków dotyczących literowych oznaczeń obiektywów i skorygowanie czego trzeba.
Obiektyw wyposażony jest w system wewnętrznego ogniskowania, a napęd autofokusa zapewnia ultradźwiękowy silnik HSM. Jest on cichy i szybki, naprawdę bardzo sprawnie poruszając członami obiektywu. Z tym że, co wynika z krótkiej ogniskowej, wymagane ruchy są bardzo nieduże, a to ułatwia sprawę. Nawet jeśli autofokus się pomyli i obiektyw musi pojechać do końca, czyli do ∞ albo w drugą stronę, czyli do "0,28 m" i z powrotem, to operacja ta odbywa się błyskawicznie. Ta nieduża minimalna odległość fotografowania w połączeniu z krótką ogniskową, nie skutkuje oczywiście znaczną maksymalną skalą odwzorowania. Wynosi ona 1:7,1, czyli 0,14.
Zoomowanie nie jest wewnętrzne, ale ruch przodu obiektywu nie jest duży - nie przekracza 1 cm. Przednia, bardzo wypukła soczewka chowa się w głębi korpusu przy wydłużaniu ogniskowej i wysuwa przy skracaniu. Dzięki temu zintegrowania z obudową obiektywu osłona przeciwsłoneczna automatycznie staje się głębsza przy dłuższych ogniskowych i płytsza przy krótszych.
I jeszcze w kwestii materiałów użytych do budowy tego zooma. Obudowa jest całkowicie wykonana z tworzyw sztucznych, a na zewnątrz znajdziemy jedynie dwa metalowe elementy: bagnet i... osłonę przeciwsłoneczną. Widać że konstruktorzy zadbali o solidną osłonę dla wypukłej przedniej soczewki. Jej kształt oczywiście uniemożliwia użycie klasycznych filtrów mocowanych z przodu obiektywu, ale za tylną soczewką przewidziano ramkę dla filtrów żelatynowych. Dobre chociaż to.
Obsługa
Duże brawa należą się przede wszystkim za pracę pierścienia ostrości. Tak zaprojektowanego oporu, łożyskowania, płynności ruchu może mu pozazdrościć każdy manualny obiektyw Leiki, czy Zeissa. Widać że bardzo wysoką kulturę działania można uzyskać nawet bazując na plastikach. Pierścień połączony jest ze skalą odległości przekładnią zwalniającą, ale w przypadku tak szerokokątnego obiektywu to chyba lekka przesada. Ciekawe, że znalazło się nawet miejsce na skalę głębi ostrości, choć jedynie dla najkrótszej ogniskowej. Nieco inna konstrukcja obiektywu w wersjach do Pentaksa i Sony/Minolty umożliwiła zmieszczenie drugiej skali głębi ostrości, przeznaczonej dla najdłuższej ogniskowej. Oprócz przekładni zwalniającej, pomiędzy pierścieniem a skalą odległości znajduje się jeszcze sprzęgło. Jego zadaniem jest odłączanie pierścienia od skali gdy pracuje autofokus. Gdy tylko ten ustawi ostrość, sprzęgło łączy pierścień za skalą i dalej, z mechanizmem ogniskowania. Możemy więc dokonać natychmiastowej korekty ostrości, a to oznacza obecność klasycznego Full-Time Manual i to w wersji bardziej kanonowskiej niż nikonowskiej. Widać to w trybie ciągłym autofokusa, gdy ręczna korekta ustawienia ostrości powoduje przeciwdziałanie autofokusa. W Nikkorach tryb M/A daje priorytet ostrzeniu ręcznemu: gdy - nawet w trybie ciągłym - ruszymy pierścieniem, to autofokus umywa ręce, dopóki po raz kolejny nie aktywujemy go spustem migawki lub przyciskiem AF-ON.
Przy rewelacyjnie pracującym pierścieniu ostrości, nawet symboliczne uchybienia w działaniu pierścienia zooma urastają do istotnych wad. Mógłby być on ciut szerszy, choć i teraz palce bez problemu na niego trafiają. Opór ruchu ma wyraźny, z pewnością nie za duży, ale co szkodziło by był nieco mniejszy? To jednak naprawdę drobiazgi, które w wielu innych obiektywach pozostałyby niezauważone. Opór ruchu pierścienia zooma jest wyjątkowo płynny, bardzo nieduży gdy chcemy kręcić powolutku i rosnący przy wzroście szybkości obracania. Jest przy tym niemal identyczny w całym zakresie ogniskowych, z minimalnym, ledwo wyczuwalnym wzrostem w pobliżu najkrótszej ogniskowej.
W sumie bezapelacyjnie piątka, nawet z małym plusikiem.