Wydarzenia
Ruszyły promocje Black Friday Sony w sklepie Fotoforma.pl
Czas na trzecią, ostatnią część cyklu testów stabilizowanych superzoomów. Przedstawimy w niej jedyny w zestawieniu "firmowy" obiektyw, VR-Nikkora 18-200 mm F3.5-5.6. Na ostatniej stronie prezentujemy podsumowanie całego cyklu. Zapraszamy do lektury.
Znamy już wyniki testów poszczególnych obiektywów oraz przemycone tam w niewielkiej ilości porównania ich między sobą. Czas teraz na porównanie całościowe Sigmy 18-125 mm F3.8-5.6 DC OS HSM, Sigmy 18-200 mm F3.5-6.3 DC OS HSM i AF-S DX VR Zoom-Nikkora 18-200 mm F3.5-5.6G IF-ED.
Konstrukcja
Pod względem budowy optycznej, wszystkie trzy zoomy są do siebie zbliżone. Mają po kilkanaście soczewek ze sporym udziałem asferycznych oraz jedną albo dwie soczewki ze szkła o niskiej dyspersji. Licząc "na sztuki" zwycięża tu Nikkor, który asferycznych ma tyle co każda z Sigm, czyli trzy, ale ED ma dwie. Sigmy dysponują po jednej tego typu (SLD), co może być jedną z przyczyn, że reprezentują one ogólny poziom rozdzielczości ciut niższy od optyki nikonowskiej. Z tym że równa liczba soczewek asferycznych wcale nie przekłada się na identyczną albo choćby zbliżoną dystorsję, choć już winietowanie wygląda bardzo podobnie.
Nikkora należy oczywiście pochwalić za większy niż Sigmy 18-200 mm maksymalny otwór względny przy najdłuższej ogniskowej, ale ta przewaga nie jest wcale tak duża, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Rzeczywista jasność Nikkora przy 200 mm deklarowana w Exifie to F5.7, a to tylko o 0,3 EV jaśniej niż F6.3 Sigmy. Jej katalogowa jasność jest tu zgodna z rzeczywistą.
Podczas testów sprawdziłem też jak się do siebie mają najkrótsze ogniskowe konkurentów. Z doświadczenia wiem bowiem że wartości deklarowane przez producentów często niewiele mają wspólnego z rzeczywistymi. Różnice w kątach widzenia różnych zoomów na ich dolnych krańcach, pomimo teoretycznie równych ogniskowych bywają wyraźne, ale... nie w tym wypadku. Oba zoomy 18-200 mm prezentują tak równe kąty widzenia, że różnica jest ledwo mierzalna. Sigma 18-125 mm jest symbolicznie węższa, ale przekładając rzecz na ogniskową, mamy w jej przypadku dłuższą o trochę ponad 0,1 mm. A to wartość zupełnie nieistotna. Co prawda nie miałem możliwości pomiaru rzeczywistych ogniskowych, a jedynie ich różnice, ale trudno podejrzewać że Nikon i Sigma bez umawiania się trafiły w niemal identyczne wartości. Z dużym prawdopodobieństwem można więc podejrzewać że te deklarowane 18 mm jest wartością prawdziwą.
Dłuższe krańce zoomów 18-200 mm Sigmy i Nikona różnią się o 2,1 mm na korzyść Nikkora. To wartość w praktyce pomijalna.
Wnętrze obiektywów zwiera również ultradźwiękowy napęd autofokusa. Ten w Sigmach nie ma co się wstydzić szybkości i odgłosów działania. Ba, przy długich ogniskowych HSM jest nawet szybszy od nikonowskiego SWM. Wszystkie trzy silniki nie są typu pierścieniowego i nie otaczają członów optyki. Są to silniki "kompaktowe", a inaczej mówiąc "mikromotory", umieszczone z boku i połączone z odpowiednimi członami obiektywu za pomocą przekładni. Z tym że tylko w Nikkorze po drodze mamy jeszcze sprzęgło powodujące że podczas pracy autofokusa pierścień ostrości nie obraca się, a poza tym możemy w każdej chwili dokonać ręcznej korekty ustawionej odległości. W Sigmach musimy w tym celu wyłączyć autofokus przełącznikiem na obiektywie.
Wszystkie trzy zoomy mają oczywiście wewnętrzne ogniskowanie. Sigma umiejąc wyśrubowywać wysoki poziom skali odwzorowania w zoomach, tu doszła do wartości 1:3,8 w 18-125 mm i 1:3,9 w 18-125 mm. Nikkor jest zauważalnie gorszy osiągając 1:4,5, a wynika to przede wszystkim z nieco większej minimalnej odległości fotografowania, ale również z wyraźniejszego skracania ogniskowej przy zmniejszaniu ustawianego dystansu ostrości. To zjawisko normalne w zoomach z systemami wewnętrznego ogniskowania, ale w jednych występujące bardziej, w innych mniej intensywnie.
Zewnętrznie obiektywy są dość solidnie zbudowane, a najwięcej elementów metalowych znajdziemy w Nikkorze. Oprócz bagnetu, który metalowy jest we wszystkich trzech obiektywach, Nikkor z metalu wykonane ma oba wysuwające się człony zooma oraz przednią część pierścienia ogniskowych. Sigma 18-200 mm ma metalowy jedynie tylny ze wspomnianych członów, a w Sigmie 18-125 mm z zewnętrznych elementów metalowy jest tylko bagnet. Mimo to, jedynie Nikkor wykazuje luzy przodu, choć jak wspomniałem testowany egzemplarz sporo już przeszedł, podczas gdy Sigmy były nowiutkie.
Tak więc z zewnątrz metalu najwięcej mamy w Nikkorze, ale to Sigma jest najcięższa, a przy okazji największa. To już nie czasy niestabilizowanej, kompaktowej Sigmy 18-200 mm z mocowaniem filtrów 62 mm. Teraz obowiązuje tu 72 mm (tak jak w Nikkorze), a w Sigmie 18-125 mm 67 mm. Powtórzę jeszcze pochwałę dla Sigmy za opracowanie (wreszcie!) kapturków z wygodnymi wewnętrznymi uchwytami.
Obsługa
W obsłudze pierścienia ogniskowych bezapelacyjnie wygrywa Nikkor dzięki najmniejszym oporom ruchu. Co prawda i u niego opór ów rośnie w środku zakresu zooma, ale odczuwamy to w znacznie mniejszym stopniu niż w Sigmie 18-200 mm. Zoom 18-125 mm jest wolny od tego zjawiska, a jedynym problemem jest w nim większy opór przy skracaniu ogniskowej obiektywu skierowanego w dół. Kolejną dziedziną, w której Sigma 18-200 mm przegrywa jest "pełzanie", czyli samoczynne wydłużanie się ogniskowej podczas przenoszenia aparatu z opuszczonym obiektywem. To zjawisko występuje też co prawda w Nikkorze, ale tu wystarczy ustawić "18 mm" i problem znika. W Sigmie 18-200 mm wypada więc korzystać z blokady wysuwu. Takową napotykamy też w Sigmie 18-125 mm, ale tu nie jest ona potrzebna.
Pierścienie ostrości nie dają wysokiego komfortu obsługi. W Nikkorze mamy typowy dla optyki AF-S klasy średniej, wąski pierścień z niezbyt dużym, ale mało płynnym oporem. Do tego dochodzi niewielki luz, który jest jednak dobrze wyczuwalny, a więc wiemy kiedy pracujemy w zakresie luzu, a kiedy ustawiamy ostrość. Pomimo przekładni zwalniającej nie ma problemów z szybkim, ręcznym przeskokiem przez całą skalę odległości. No i mamy Full-Time Manual, którego brakuje Sigmom. W nich pierścienie ostrości poruszają się nieco bardziej płynnie niż w Nikkorze, ale tak jak i w jego przypadku nie czujemy że za ich pośrednictwem czymkolwiek w środku obiektywu poruszamy. Stąd konstruktorzy dodali trochę sztucznego oporu, który poprawia komfort obsługi. Ta operacja wyszła lepiej w Sigmie 18-125 mm, w której ręczne ustawianie ostrości jest chyba najbardziej komfortowe.
Umieszczone po prawej stronie obiektywów przełączniki autofokusa i stabilizacji, najłatwiej obsługuje się w Nikkorze. Co prawda łatwo pomylić ze sobą oba suwaki stabilizacji, ale tych nie używa się często. Przełączniki Nikkora mają najmniejszy, choć wcale nie za mały opór i jakoś udało się schować je w obudowie obiektywu. W Sigmach wystają one mocno, a że umieszczono je z samego tyłu zoomów, więc bardzo utrudniają dostęp do klawisza odblokowującego bagnet. Przyznaję jednak szczerze, że nie jest to jakiś ogromny problem, gdyż takich zoomów nie zmienia się co chwilę. Duży opór suwaków Sigmy uniemożliwia, a w każdym razie bardzo utrudnia ich nieumyślne przełączenie.
W sumie chyba najlepiej wypada Nikkor, z najłatwiej obsługiwanym pierścieniem zooma i funkcją Full-Time Manual. Nie ma jej Sigma 18-125 mm, a jej zoom pracuje ciut ciężej. Choć z kolei pierścień ostrości obsługuje się nieco bardziej komfortowo. Całościowo wygląda ona ciut gorzej od Nikkora. Na końcu stawki Sigma 18-200 mm ze sporym i niezbyt równym oporem pierścienia ogniskowych, jego pełzaniem, no i brakiem Full-Time Manual.
Stabilizacja obrazu
Procedura testu systemów stabilizacji OS (Sigma) i VR II (Nikkor) została opisana dokładnie w artykułach dotyczących poszczególnych obiektywów. Tu prezentuję całość wyników, uzupełnionych jednak o wyniki testów przy trzech dodatkowych czasach ekspozycji, bez włączonej stabilizacji. Doszedłem bowiem do wniosku, a pomogły mi w tym materiały Nikona, że skuteczność stabilizacji nie powinna być odnoszona wyłącznie do teoretycznego czasu ekspozycji gwarantującego nieporuszone zdjęcia ("odwrotność ogniskowej"). Takie odniesienie ma sens, ale drgania generowane przez mnie w teście nie są przecież "teoretyczne". Dlatego więc warto podać też wyniki testów wykonanych bez stabilizacji przy różnych czasach, a potem sprawdzić przy ilokrotnie dłuższych naświetleniach wykonanych już z włączoną stabilizacją uzyskujemy takie same udziały ostrych zdjęć. W ten właśnie sposób Nikon tłumaczy co u niego znaczy "można korzystać z czasów o 3 jednostki dłuższych" (materiały o których pisałem dotyczyły VR, a nie VR II). Jeśli bez stabilizacji, przy czasie Z uzyskujemy Y % zdjęć nieporuszonych, to po włączeniu stabilizacji przy czasie Z x 8 też uzyskamy Y % zdjęć nieporuszonych. Z tym że Nikon od razu asekuruje się, pisząc że te 3 działki to średnia, a praktyczne możliwe wydłużenie jest sprawą bardzo indywidualną i sięga od jednej do czterech działek. Czyli gwarancji żadnych nie ma, a więc przed zakupem obiektywu warto sprawdzić jak sprawuje się jego stabilizacja w naszych rękach z konkretną lustrzanką.
A jak to wyszło u mnie? Spójrzmy do tabeli.
Ciekawostką jest fakt zauważalnej liczby poruszonych ujęć przy "teoretycznym" czasie ekspozycji dla Sigmy 18-125 mm. Ponieważ jednak dla czasu dwukrotnie dłuższego sytuacja wygląda już identycznie jak w pozostałych obiektywach, można przypuszczać że ta 1/200 s + bezwładność obiektywu i aparatu + charakterystyka drgań generowanych przeze mnie, po prostu nie jest korzystną kombinacją. Analogicznie przy czasie 1/50 s Sigma 18-200 mm wypada gorzej od konkurentów. Bywa.
Widać że Sigmom nie sprawia większej różnicy czy stabilizują obiektyw do zdjęć przy małych, czy dużych skalach odwzorowania, gdyż wyniki w obu sytuacjach są zbliżone. W Nikkorze przy dużych skalach sprawy mają się nieco gorzej.
Pamiętamy że OS Sigmy 18-125 mm i VR II Nikona obiecują możliwość 16-krotnego przedłużania ekspozycji, a w przypadku Sigmy 18-200 mm producent nie deklarował wyraźnie maksymalnego dopuszczalnego przedłużenia ekspozycji. Patrząc na wyniki Sigmy 18-125 mm widzimy, że podobne udziały ostrych zdjęć osiąga ona przy 1/200 s bez stabilizacji i 1/25 s ze stabilizacją, a przy dalszym wydłużaniu ekspozycji jest już zauważalnie gorzej. Tak więc mamy 3 działki różnicy, czyli mniej niż obiecuje producent. Choć warto zauważyć, że idąc jeszcze dalej, czyli z 1/13 s na 1/6 s nie widzimy już pogorszenia sytuacji. W przypadku Sigmy 18-200 mm stabilizowane 1/25 s i 1/13 s wypadają minimalnie gorzej niż niestabilizowane (odpowiednio) 1/ 200 s i 1/100 s. Można więc powiedzieć że stabilizacja daje nieco mniej niż 3 działki zapasu. Nikkor podobne udziały ostrych ujęć zapewnia przy 1/100 s bez stabilizacji i 1/13 s ze stabilizacją, a to oznacza 3 działki różnicy. Z tym że przejście na czas dwukrotnie dłuższy, czyli 1/6 s wcale nie pogarsza sytuacji, w każdym razie przy małych skalach odwzorowania. W takich przypadkach stabilizacja Nikkora gwarantuje więc 4 działki zysku.
Patrząc całościowo, można powiedzieć że to właśnie Nikkor wygrywa tę konkurencję. Pamiętajmy jednak o gorszym sprawowaniu się jego stabilizacji przy większych skalach odwzorowania.
Rozdzielczość i aberracja chromatyczna
Poniżej zamieszczamy zbiorczą tabelę rozdzielczości testowanych obiektywów wyrażonych w liniach na wysokości kadru (lph). Dla każdego z nich podane są wartości rozdzielczości osiągniętej przy trzech ogniskowych. Górna komórka zawiera rzeczywistą rozdzielczość dla pełnego otworu przysłony (górny wiersz) oraz maksymalną uzupełnioną przysłoną ew. zakresem przysłon przy których ją uzyskano (wiersz dolny). Komórka dolna to wartości z górnej przeliczone na 1 megapiksel, czyli podzielone przez √R, gdzie R jest liczbą milionów punktów obrazu tworzonego przez dany aparat.
Należy dodać, że podana „maksymalna rozdzielczość” dotyczy wartości osiąganych jednocześnie w centrum i na brzegu kadru. Bywa że np. dla F8 mamy 1800/1500 lph, a dla F11 1700/1600 lph. W tabeli znajdzie się ta druga para liczb, jako "bardziej wartościowa". Oczywiście każdy czytelnik po analizie tabel z kompletem wartości rozdzielczości poszczególnych obiektywów, może wynaleźć parę rozdzielczości w środku i na brzegu klatki, którą sam uzna za najlepszą w danej sytuacji, czy dla konkretnego rodzaju zdjęć.
Tradycyjnie najwyższe wartości rozdzielczości spotykamy przy najkrótszej ogniskowej, ale też tylko tu mamy do czynienia z największymi różnicami pomiędzy centrum, a brzegiem kadru. Należy też zauważyć, że maksima uzyskiwane są już po niewielkim przymknięciu przysłony, a dla Sigmy 18-125 mm już od maksymalnego otworu względnego. Ten obiektyw zadziwia też przy trochę dłuższych ogniskowych, gdy nawet po mocnym przymknięciu nie pogarsza rozdzielczości. Z tym że trzyma tam niezbyt wysoki (choć niewątpliwie przyzwoity) poziom co wyjaśnia sprawę.
Sigma 18-200 mm dla krótkich i średnich ogniskowych prezentuje równy poziom solidnej czwórki z plusem, natomiast przy dłuższych nieco obniża swoje loty, choć poniżej dobrego poziomu nie spada. Poza tym takie pogorszenie to rzecz zupełnie naturalna, choć wcale nie obowiązkowa. Widać to po Nikkorze, który po "dołku" dla 125 mm, przy 200 mm zachowuje się równie dobrze jak przy 35 mm i 70 mm. To w tym teście niewątpliwie najlepiej pod względem rozdzielczości skorygowany obiektyw.
Z aberracją chromatyczną jest już jednak u niego gorzej, choć w praktyce rzecz bardzo zależy od fotografowanego motywu, a wada ta może przeszkadzać tylko przy skrajnych ogniskowych, szczególnie przy najkrótszej. Na podobnym poziomie plasuje się Sigma 18-125 mm, której minusem jest obecność aberracji chromatycznej przy 125 mm dla całego zakresu przysłon. Sigma 18-200 mm zachowuje się lepiej, a przyczyną jest wyraźna miękkość obrazu w narożach, co skutecznie maskuje aberrację chromatyczną. Jednak nawet po likwidującym zmiękczenie przymknięciu przysłony sytuacja wygląda dobrze.
Dystorsja
O ile pod względem aberracji chromatycznej i rozdzielczości wszystkie trzy zoomy prezentowały co najmniej dobry poziom, to tu sprawy wyraźnie się pogarszają. A powodem jest oczywiście najkrótsza ogniskowa, przy której zoomy prezentują spore odkształcenia beczkowate. W Sigmie 18-125 mm wynosi ono 2,7 %, w Sigmie 18-200 mm 3,4 %, ale naprawdę źle jest tylko w Nikkorze, gdzie "beczka" przy 18 mm zniekształca obraz aż o 4,4 %. Oczywiście średnie i długie ogniskowe wypadają u wszystkich konkurentów znacznie lepiej, prezentując "poduszki" na poziomie 1,1-1,7 %. Jednak i tak nie pozwala to na ocenienie obiektywów Sigmy na więcej niż 3,5 punktu, a Nikkora na 3 punkty. Nota bene to jedyna trója w tym teście.
Winietowanie
Tu poziom konkurentów jest bardzo wyrównany. Znowu, co normalne najgorzej wypada ogniskowa 18 mm z ostrym ściemnieniem naroży kadru o 1,3-1,5 EV, przy czym w Sigmach trochę trudniej zlikwidować je przymykaniem przysłony. Średnie i długie ogniskowe już takich problemów nie generują, choć i tu przy otwartej przysłonie winietowanie może być dobrze widoczne. Powodem jest nawet nie jego intensywność, ale ostrość, czyli szybkie przejście od jasnej strefy kadru do pełnego ściemnienia w narożach. Tak wygląda sytuacja we wszystkich trzech superzoomach, z wyjątkiem Nikkora przy ogniskowej 35 mm, gdzie winietowanie jest łagodne i słabiutkie.
Pod światło
Znowu Nikkor wypada najsłabiej, tradycyjnie przez najkrótszą ogniskową. Jasne, że w Sigmach 18 mm też wygląda ona najgorzej, ale nie ma mowy o kilkunastu blikach pojawiających się po przymknięciu przysłony. Bardzo dobrze wypadające średnie i długie ogniskowe jakoś uchroniły Nikkora od marnej oceny, ale na więcej niż naciąganą trójkę z plusem nie zasługuje. Sigma 18-200 mm jest wyraźnie lepsza, ale przy krótkich i średnich ogniskowych po kilka blików można dostrzec. Z tym że gdy źródło światła wyprowadzimy poza kadr, to sprawy mają się już bardzo dobrze. Czwórka. Najlepiej wypada Sigma 18-125 mm, która blików tworzy najmniej, a podobnie jak i konkurenci nie ma problemów z kontrastem przy zdjęciach pod światło. Mocne cztery i pół punktu.
Cena
Nikkor, jak to Nikkor, kosztuje sporo. Cena sugerowana taka trochę z innej planety i dobrze że sklepowe wyglądają już rozsądnie. Niewątpliwie najlepiej wypada Sigma 18-200 mm, którą można trafić nawet taniej niż jej siostrę 18-125 mm. Ta jednak jest stosunkowo świeżą nowością, więc i ceny nie dziwią. Podejrzewam że w ciągu kilku miesięcy jej najniższe ceny spadną poniżej poziomu 1000 zł. Jednak teraz nie zasługuje na więcej niż 4 punkty. Sigma 18-200 mm o pół punktu więcej, a Nikkor o pół mniej.
Podsumowanie
Hm, żeby Nikkor nie poradził sobie z Sigmami? Pamiętajmy jednak że obie, zwłaszcza 18-125 mm to nowsze konstrukcje, a Nikkor liczy sobie już kilka latek. Jego wadą jest duży, największy w teście rozrzut jakościowy w poszczególnych konkurencjach, a przy tym najwięcej razy przegrywa on z konkurentami. Całościowo najlepiej wypadła Sigma 18-200 mm, choć ocen poniżej czwórki ma więcej niż Sigma 18-125 mm. A osobiście chyba właśnie ten ostatni obiektyw wybrałbym, gdybym miał kupować któregoś z testowanych tu superzoomów. Jakoś nie wadzi mi że górny kraniec ogniskowych to "tylko" 125 mm, a rozdzielczość ma na niższym poziomie niż konkurenci. Jednak ta rozdzielczość i tak reprezentuje w całym zakresie zooma przyzwoity, czwórkowy poziom, a przy 18 mm zoom ten wypada lepiej od innych. Przy tym ma najsłabszą dystorsję, niemal bardzo dobrze działa pod światło, no a przy tym jest najmniejszy i najlżejszy - rzecz istotna dla zooma wakacyjnego, zwłaszcza gdy dołączony jest on do zgrabnej, malutkiej lustrzanki. Jedyną istotną dla mnie wadą jest dobrze widoczne na zdjęciach i trudno likwidowalne winietowanie przy najkrótszej ogniskowej. Tak, czy inaczej, to Sigmy są zwycięzcami tego testu: 18-200 mm oceniając obiektywnie, a 18-125 mm według mojego jak najbardziej subiektywnego spojrzenia