Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Polski przedstawiciel Pentaksa, firma Apollo Electronics w ostatnich dniach grudnia 2007 wreszcie otrzymała partię dopracowanych już obiektywów SMC-DA* 16-50 mm F2.8 ED AL [IF] SDM. Test tego obiektywu dodamy jako ostatnią część serii dotyczącej standardowych zoomów do lustrzanek Pentaksa. Tekst niniejszego artykułu pozostawiamy niezmieniony, przypominając jednocześnie że oddaje on stan z początku grudnia zeszłego roku.]
Dwa standardowe zoomy to z pewnością zestaw mniejszy od tego, jakiego można się spodziewać po pierwszoligowym producencie. Każdy życzyłby sobie móc wybierać z trzech obiektywów:
Patrząc na optykę niepełnoklatkową zauważymy, że ideę tę jak na razie wprowadził w życie jedynie Nikon, mający w ofercie podstawowy 18-55 mm, bardziej wyrafinowany 18-70 mm F3.5-4.5 oraz 17-55 mm F2.8. Canon nie zdecydował się na pokazanie jasnego, APS-owego, standardowego zooma "L", a Sony jeszcze nie rozwinęło skrzydeł na tyle, by móc konkurować z innymi liczbą asortymentu optyki. Z kolei Olympus podobnie jak Pentax chce, ale jeszcze nie może. Pełnię szczęścia użytkownicy lustrzanek systemu 4/3 osiągną gdy na półkach sklepowych pojawi się ogłaszany już 14-35 mm F2.
Pentax o swym jasnym, standardowym zoomie wspominał już na Photokinie 2006, ale jak do tej pory nie pojawił on się na rynku. Wiadomo że w budowie tego obiektywu udział bierze Tokina, która swój bliźniaczy (?)16-50 mm F2.8 już od jakiegoś czasu sprzedaje. Obiektyw ten nie zrobił jednak furory, a według pewnych pogłosek konstruktorzy próbują poprawić jego parametry jakościowe tak, by już jako Pentax nie miał się on czego wstydzić. Drugą, chętniej potwierdzaną oficjalnie przyczyną opóźnienia jest przedłużające się dopracowywanie ultradźwiękowego napędu autofokusa SDM.
Opisywany zoom Pentaksa (stoi po prawej) ma troszkę beczkowaty kształt, co jednak wcale nie odbiera mu urody.
Na obecność w sklepach kompletu trzech standardowych, pentaksowskich zoomów musimy więc jeszcze poczekać, a na razie przetestujemy to co mamy. Na pierwszy ogień pójdzie kitowy 18-55 mm F3.5-5.6, który tak jak i pozostałe dwa zoomy będzie testowany w towarzystwie Samsunga GX-10. Jest to bliźniak Pentaksa K10D, tak więc wyniki testów bez obaw można odnosić i do tego aparatu.
{BLD|Pentax SMC-DA 18-55 mm F3.5-5.6 AL
Już pierwszy rzut oka właściwie na którykolwiek z tanich zoomów potwierdza ich nieskomplikowanie, mało ambitne założenia konstrukcyjne, chęć zminimalizowania kosztów produkcji i przeznaczenie raczej dla niezbyt wymagających użytkowników. Jednak ten zoom jest chlubnym wyjątkiem, gdyż wcale nie sprawia wrażenia prymitywnego, projektowanego przez księgowych dodatku do lustrzanki. Urozmaicone wzornictwo, kilka kolorowych wstawek, srebrne plakietki i dobrze pasująca do rozmiarów masa powodują, że obiektyw sprawia bardzo dobre wrażenie, tak odmienne od tego, które odnosimy przy pierwszym kontakcie z analogicznymi konstrukcjami Canona, Sony, Nikona, czy Olympusa. To pierwszy z napotkanych plusów pentaksowskiego taniego zooma.
Konstrukcja
Nie spodziewajmy się jednak że dobra prezencja oznacza także wyższe niż w innych podobnych obiektywach zaawansowanie konstrukcji. Zakres ogniskowych odpowiada małoobrazkowemu 27-83 mm, a to z powodu współczynnika kadrowania, który dla cyfrowych, niepełnoklatkowych Pentaxów wynosi 1,5. Maksymalny otwór względny zmienia się od F3.5 dla najkrótszej ogniskowej do F5.6 dla najdłuższej, czyli typowo dla tej klasy obiektywów. Wśród 12 jego soczewek znajdziemy jedną asferyczną, ale już szkła o niskiej dyspersji ani śladu. To także standard.
Nietypowo rozwiązano natomiast kinematykę ustawiania ostrości. Zoom ten nie ma systemu wewnętrznego ogniskowania, co jednak wcale nie oznacza obracania się przedniego członu optycznego. Dodatkowy mechanizm powoduje bowiem, że wykonuje on wyłącznie ruchy osiowe. To w nowych konstrukcjach Pentaksa rzecz bardzo popularna, choć rzadka w zoomach innych producentów. Nieobracający się przód umożliwił zaprojektowanie profilowanej osłony przeciwsłonecznej. Jest ona płytsza niż osłony obu konkurentów, ale dzięki niedużej średnicy jej skuteczność jest równie wysoka. Ta nieduża średnica wynikła nie tylko z chęci dopasowania do rozmiarów obiektywu, ale też z wyjątkowo niedużej średnicy gwintu mocowania filtrów. Wynosi ona zaledwie 52 mm, w czym dorównać mogą jedynie podobne zoomy Nikona. Wszyscy inni konkurenci korzystają z filtrów 55 mm albo nawet 58 mm. Wracając do osłony: w jej dolnej części zaprojektowano zamykany klapką otwór ułatwiający obracanie założonym na obiektyw filtrem polaryzacyjnym. Pomysł nie nowy, niestety mało poza Pentaxem popularny. Pewną niedogodnością jest konieczność zdejmowania wspomnianej klapki, gdy znacznie wygodniejsza byłaby klapka przesuwana. Jednak takie rozwiązanie może być stosowane tylko w długich osłonach przeciwsłonecznych, a w tak krótkich jak w zoomie 18-55 mm jest bardzo trudne do zaprojektowania.
Zoomowanie nie jest oczywiście wewnętrzne, ale wysuw przedniego członu obiektywu przy zmianie ogniskowej jest bardzo nieduży. Minimalną długość zoom ten ma przy ogniskowej około 30 mm i wysuwa się o kilka milimetrów przy krótszych i dłuższych.
Obiektyw może się pochwalić nieduża minimalną odległością fotografowania wynoszącą 25 cm, z czego wynika osiągana spora maksymalna skala odwzorowania wynosząca 0,34.
Obudowa obiektywu wykonana jest całkowicie z tworzyw sztucznych, a jedynym widocznym z zewnątrz metalowym elementem jest bagnet. Jednak masa obiektywu jest dobrze dopasowana do jego rozmiarów i dużej ilości plastików niemal wcale się nie czuje. A jeśli nawet, to obiektyw ten w żadnym razie nie sprawia wrażenia wydmuszki. Pomaga w tym opisane już pokrótce wzornictwo: zielony pasek za pierścieniem ogniskowych, trzykolorowa skala odległości, urozmaicony wzór na gumowanych pierścieniach i błyszczące plakietki z danymi o zakresie ogniskowych i o "niepełnoklatkowości" (DA).
Za automatyczne ustawianie ostrości odpowiada silnik umieszczony w aparacie - jak to w Pentaksach. Dalsze szczegóły dotyczące jego działania znajdziemy w następnej części dotyczącej komfortu obsługi obiektywu.
Obsługa
Pierścień ogniskowych i komfort jego obsługi odpowiadają standardom znanym i z innych tanich zoomów. Nie jest bardzo szeroki, ale palce łatwo na niego trafiają i nie myli się on z pierścieniem ostrości. Powodem jest przede wszystkim umieszczenie go w najszerszym miejscu baryłki, którą obiektyw ten nieco przypomina. Pierścień obraca się dość lekko, ze stałym i z pozoru płynnym oporem. Ta płynność staje się jednak tylko ułudą gdy próbujemy zmienić ogniskową o kilka milimetrów. Wtedy okazuje się że tarcie statyczne jest spore i bardzo utrudnia taką drobną korektę.
Z kolei ostrość ustawia się ręcznie mniej wygodnie niż ogniskową. Powodem jest znikomy opór pierścienia, choć w tej klasie obiektywów to nic nowego.
Wąski pierścień ma nieco mniejszą średnicę od pierścienia zooma i dlatego nie myli się z nim. Dodatkowo, w rozróżnieniu ich pomaga drobno rowkowana gumowa nakładka - rzadka rzecz w tanich standardowych zoomach. Ta mniejsza średnica powoduje też, że zupełnie nie przeszkadza nam obracanie się pierścienia ostrości podczas pracy autofokusa. Tak więc to obracanie się wcale nie powoduje obniżenia oceny za wygodę obsługi. Do tego w konstrukcji mechanizmu ustawiania ostrości obiektywu znajduje się sprzęgło odłączające go od pochodzącego z korpusu aparatu napędu. Odłączenie to następuje samoczynnie, natychmiast po automatycznym zogniskowaniu obiektywu. Dzięki temu w każdej chwili mamy możliwość ręcznego skorygowania ustawienia ostrości. Tyle o ustawianiu ręcznym.
Natomiast autofokus chodzi jak burza, tzn. bardzo szybko i bardzo głośno. Hałasuje zarówno silnik, jak i sam obiektyw, który w przypadku niewykrycia ostrości głośno stuka na końcach skali odległości. Przy czym ani wtedy, ani przy gwałtownym starcie autofokusa nie czuć jakichkolwiek szarpnięć, co było charakterystyczną cechą dawnych obiektywów Pentaksa. Choć mała kultura pracy wcale nie cieszy, to w praktyce przeszkadza w fotografowaniu i denerwuje tylko gdy autofokus nie może znaleźć ostrości.
To było o "bardzo głośno", a teraz należy wyjaśnić co znaczy "bardzo szybko". A znaczy to tyle, że napęd autofokusa jest tu o ok. 30 % szybszy niż w moim "wzorcowym" Nikkorze 18-70 mm wyposażonym w ultradźwiękowy napęd SWM. Jasne że czas ogniskowania zależy nie od samej prędkości kręcenia obiektywem, ale też od czułości i precyzji autofokusa oraz sposobu dochodzenia do pozycji ostrości. Tak więc ta duża szybkość nie jest warunkiem wystarczającym dla szybkiego ostrzenia, ale niewątpliwie jest warunkiem koniecznym. No a Pentax jest (i od dawna był) dowodem na to, że ultradźwiękowy napęd AF niemal zawsze zwycięża w konkurencji cichości pracy, ale jeśli chodzi o szybkość, to wcale nierzadko przegrywa. I nic tu nie zmienią powtarzane od 20 lat slogany o wyjątkowo dużej szybkości działania ultradźwiękowych silników autofokusa.
W uzupełnieniu i nieco wyprzedzając fakty dodam, że ten najtańszy i najprymitywniejszy uczestnik testu ustawia ostrość minimalnie szybciej niż pentaksowski zoom 16-45 mm i w czasie mniej więcej o 20 % krótszym niż Sigma 17-70 mm.
Kolejną przewagą zooma 18-55 mm nad konkurentami dotyczącą wygody obsługi jest możliwość komfortowego zakładania i zdejmowania przedniego kapturka, przy założonej osłonie przeciwsłonecznej. W jej wnętrzu jest bowiem sporo miejsca na palce, którego bardzo brakuje obydwu pozostałym uczestnikom testu.
Na drugiej stronie oceniamy jakość zdjęć wykonanych opisywanym obiektywem i podsumowujemy wyniki testu. Zapraszamy!