Akcesoria
Black November w Next77 - promocje na sprzęt foto-wideo przez cały miesiąc
Niedawno zakończyliśmy prezentację cyklu testów standardowych zoomów przeznaczonych do cyfrowych, niepełnoklatkowych lustrzanek Canona. Teraz czas, by przedstawić podobną grupę współpracującą z nikonami. Należeć do niej będą te same dwa obiektywy, które testowaliśmy już w towarzystwie Canonów EOS 30D i 400D, czyli Sigma 17-70 mm F2.8-4.5 DC Macro oraz Tamron SP AF 17-50mm F2.8 XR Di II LD Aspherical [IF]. Do tej pary dołączy AF-S DX Nikkor 18-70 mm F3.5-4.5G IF-ED. Od niego właśnie zaczynamy tę serię testów.
Tym razem aparatami testowymi będą Nikony D200 i D70. Wybraliśmy właśnie te modele, by móc wykorzystać otrzymane wyniki do oceny współpracy testowanych obiektywów z jak największą liczbą modeli cyfrowych Nikonów. D200 ze względu na przetwornik obrazu będzie zachowywał się bardzo podobnie jak D80, a wyniki z D70 można bez obaw przenieść na Nikony D70s, D50 i - z pewnymi ograniczeniami - D40. Ograniczenia te dotyczą przede wszystkim faktu, że D40 współpracuje wyłącznie z optyką wyposażoną w silniki napędu AF, a do takich nie należą testowane tu Tamron i Sigma. Użytkowników Nikona D40 zainteresuje więc głównie pierwsza część testu opisująca Nikkora 18-70 mm.
AF-S DX Nikkor 18-70 mm f/3.5-4.5G IF-ED
Obiektywem tym firma wsparła w roku 2004 swoją pierwszą typowo amatorską cyfrową lustrzankę, czyli Nikona D70. Pokazał, że i do tej klasy aparatu warto podpiąć porządny obiektyw, a celem działań nie musi być jedynie obniżanie ceny zestawu aparat + standardowy zoom. To był oczywiście kamyczek do ogródka Canona, który swojego EOS-a 300D sprzedawał z nie wzbudzającym zaufania "kitowym" EF-S 18-55 mm.
AF-S 18-70 mm został dobrze przyjęty przez rynek i nadal stanowi podporę lustrzanek klasy średniej: przede wszystkim D80, ale też pozycjonowanego wyżej D200.
Konstrukcja
Od strony optycznej jest to 15-soczewkowy zoom, który przy typowym dla cyfrowych nikonów współczynniku kadrowania wynoszącym 1,5, stanowi ekwiwalent małoobrazkowego zooma 27-105 mm. Obiektyw należy do grupy nikonowskiej optyki DX, czyli nie potrafiącej stworzyć obrazu na pełnej małoobrazkowej klatce 24x36 mm. W zoomie tym zachowano maksymalny otwór względny na poziomie akceptowanym przez zaawansowanych amatorów, którzy nie wymagają F2.8, ale bardzo nie lubią na długim końcu zooma widzieć wartości F5.6. Mamy więc kompromisowe F3.5-4.5, z tym że F4 zaczyna się przy ogniskowej rzędu 26 mm, a F4.5 obowiązuje już od ok. 38 mm. Wśród soczewek tego obiektywu znajdziemy jedną asferyczną i trzy wykonane ze szkła o niskiej dyspersji ED (Extra-low Dispersion). W obiektywie tej klasy nie mogło zabraknąć systemu wewnętrznego ogniskowania, ale obecność ultradźwiękowego napędu autofokusa AF-S była trzy lata temu pewną niespodzianką. Napęd ten, realizowany przez silnik SWM (Silent Wave Motor) działa cichutko i szybko, nie można mieć żadnych zastrzeżeń do jego pracy. Na obudowie obiektywu umieszczono przełącznik M/A - M, którym autofocus możemy włączyć i wyłączyć, bez korzystania z często niewygodnego przełącznika na korpusie aparatu. Poza tym mamy w każdym momencie możliwość ręcznego przestawienia ostrości bez wyłączania autofocusa.
Zoom ten, tak jak i wszystkie obiektywy DX wykonany jest w wersji G, czyli bez pierścienia przysłony, którą steruje się z aparatu.
Obudowa obiektywu jest niemal w całości wykonana z tworzyw sztucznych. Metalowy jest jedynie fragment pierścienia zmiany ogniskowych oraz bagnetowe mocowanie. Obiektyw jest raczej krótki i dlatego sprawia wrażenie nieco pękatego. Mimo to średnica mocowania filtrów pozostała na akceptowalnym poziomie 67 mm, a masa jest jak na tę klasę sprzętu całkiem nieduża - 390 g.
Obsługa
Oba pierścienie obracają się lekko, ale kultura pracy pierścienia nie jest zbyt wysoka. Opór przy powolnym obrocie nie jest bowiem płynny i trudno precyzję ruchu. Dobrze chociaż, że przy szybkim ruchu nie ma żadnych kłopotów. Za to duże słowa uznania należą się za świetne zaprojektowanie mechanizmu ręcznego ustawiania ostrości oraz udane połączenie go z układem autofocusa. Opór pierścienia przy ręcznym ostrzeniu jest jak na obiektyw AF bardzo płynny, a obecność sprzęgła łączącego go z autofocusem zupełnie niezauważalna. Tym AF-Nikkor 18-70 mm różni się na plus od canonowskiego EF-S 17-85 mm.
Jak już wspomnieliśmy, do sprawności działania napędu autofocusa nie można mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Minimalna odległość fotografowania wynosi 0,38 m, co skutkuje wcale nie rewelacyjną - w porównaniu z konkurentami - maksymalną skala odwzorowania 1:6.2.
Na drugiej stronie oceniamy jakość zdjęć wykonanych opisywanym obiektywem i podsumowujemy wyniki testu. Zapraszamy!