Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
W pierwszej części testu przedstawiony został AF-S Nikkor 18-70 mm F3.5-4.5G ED. Teraz czas na pierwszego "niezależnego" konkurenta - obiektyw Sigmy.
Sigma 17-70 mm F2.8-4.5 DC Macro
Obiektyw ten pojawił się w sklepach mniej więcej rok temu, jako jeden z niewielu w miarę tanich, a przy tym porządnie skonstruowanych zoomów przeznaczonych do niepełnoklatkowych lustrzanek cyfrowych. W towarzystwie nikonów charakteryzujących się przetwornikami o współczynniku kadrowania 1,5 sigma ta będzie odpowiednikiem małoobrazkowego zakresu 26-105 mm. Obiektyw ten, pomimo że fizycznie da się zamontować do analogowych nikonów, to nie będzie z nimi dobrze współpracował, jako że jego pole obrazu jest mniejsze niż klatka małoobrazkowego filmu. Mówi o tym oznaczenie DC.
Konstrukcja
Obiektyw jest zgrabny, zwarty i wcale nie widać po nim jego ponadnormatywnej jasności. Świadczyć może o niej chyba jedynie spora średnica przedniej soczewki, powodująca, że zoom ten wymaga użycia filtrów o średnicy aż 72 mm. Obudowa obiektywu jest niemal całkowicie plastikowa, - wyjątkiem jest jeden z członów wysuwającego się zooma. Metalowy jest też bagnet mocowania do aparatu. Obiektyw ten jest produkowany w wersjach z mocowaniami do lustrzanek AF: Canona, Sigmy, Sony (Minolta A), Nikona (w wersji G - bez pierścienia przysłon), Pentaxa (w wersji J - bez pierścienia przysłon).
Sądząc po masie obiektywu, w środku musi być trochę części metalowych, ale niewątpliwie jest tam jednak sporo szkła, gdyż zestaw soczewek tego zooma liczy aż 15 sztuk. Znajdziemy wśród nich jedną ze szkła o wyjątkowo niskiej dyspersji SLD (Special Low Dispersion) oraz dwie asferyczne. Warto tu zauważyć, że obiektyw stosunkowo powoli ciemnieje wraz z wydłużaniem ogniskowej: F3.5 pojawia się na wyświetlaczu tuż przed ogniskową 28 mm, F4 przy ok. 40 mm, a F4.5 dopiero za 60 mm. To bardzo dobry wynik jak na amatorski, niezbyt drogi zoom.
Wewnętrzne ogniskowanie gwarantuje, że przód obiektywu nie obraca się przy ustawianiu ostrości, a jednocześnie ostrzenie jest mniej energochłonne. Szkoda tylko, że obiektyw ten w żadnym z mocowań nie został wyposażony w ultradźwiękowy silnik autofocusa HSM, a to oznacza, że współpracujące z nim nikony używają własnego silnika AF.
Obsługa
Matowy, nieco chropowaty plastik obudowy sprawia miłe wrażenie, ale niestety dość łatwo ulega zarysowaniom. Stosunkowo szeroki pierścień ogniskowych wyposażony jest w blokadę zapobiegającą nieplanowanemu wysuwaniu się zooma w czasie transportu aparatu z obiektywem skierowanym w dół. Opór jaki daje mechanizm zmiany ogniskowej jest raczej spory, ale przy tym płynny i równy w całym zakresie zooma. Po dołączeniu do testowanej sigmy nikony korzystają z własnego, wbudowanego silnika AF i przyznać należy, że współpraca obu urządzeń nie układa się najlepiej. Ustawianie ostrości jest głośne, dość powolne, a przy tym denerwuje obracający się pod palcami pierścień ostrości. Gdy autofocus wyłączymy i przejdziemy na ogniskowanie ręczne, pierścień ostrości daje się łatwo obsługiwać, przy czym jego opór jest lekki i "chropowaty", co jest typowe dla większości obiektywów AF.
Ogromną zaletą tego obiektywu jest możliwość korzystania z wyjątkowo dużej maksymalnej skali odwzorowania wynoszącej aż 1:2,3. Wynika ona z bardzo małej minimalnej odległości fotografowania, którą konstruktorom Sigmy udało się zmniejszyć do 0,23 m. Niespodzianką jest jednak to, że gdy chcemy ten minimalny dystans ostrości wykorzystać przy najdłuższej ogniskowej, okazuje się, że fotografowany przedmiot musi znaleźć się zaledwie 1 cm przed przednią soczewką obiektywu. Takie sytuacje są dość częste przy fotografowaniu cyfrowymi kompaktami, ale w fotografii "lustrzankowej" występują bardzo rzadko.
Na drugiej stronie oceniamy jakość zdjęć wykonanych opisywanym obiektywem i podsumowujemy wyniki testu. Zapraszamy!