Akcesoria
Black November w Next77 - promocje na sprzęt foto-wideo przez cały miesiąc
W pierwszej części artykułu zaprezentowany został przedstawiciel Canona, obiektyw EF-S 17-85 mm F4-5.6 IS USM. Teraz czas na konkurenta wyprodukowanego przez Sigmę.
Sigma 17-70 mm F2.8-4.5 DC Macro
Ten obecny na rynku już od ponad roku obiektyw jest kolejnym przedstawicielem grupy standardowych zoomów, których konstruktorzy postanowili uniknąć "amatorskiej" jasności F5.6 na dłuższym końcu, sięgając jednocześnie dalej niż odpowiednik małoobrazkowej ogniskowej 80 mm. Zgodnie z oznaczeniem DC jest przeznaczony wyłącznie do pracy z niepełnoklatkowymi lustrzankami cyfrowymi o przetwornikach obrazu nie większych niż format APS-C. Jednak w odróżnieniu od obiektywów EF-S Canona, tu nie ma żadnych przeciwwskazań do zamocowania w korpusie każdej lustrzanki, z tym że oczywiście pole obrazu może nie pokrywać, i raczej nie będzie kryło, pełnej klatki 24x36 mm. Zakres ogniskowych 17-70 mm oznacza, że w cyfrowych Canonach o współczynniku kadrowania równym 1,6 obiektyw ten będzie pełnił rolę małoobrazkowego zooma 27-112 mm.
Konstrukcja
Testowany zoom Sigmy ma kształt niemal regularnego walca, z jednym tylko "niemiłym" rozszerzeniem na końcu. Niemiłym dlatego, że dotyczy tego końca obiektywu, na którym przeważnie mocuje się filtry - rozszerzenie zwiastuje sporą średnicę mocowania, a więc i wysoki koszt filtrów. W tym wypadku Sigma trochę przesadziła, ponieważ zmusza użytkowników do stosowania filtrów o średnicy aż 72 mm - a takich jeszcze niedawno używało się wyłącznie w optyce profesjonalnej. Ale cóż, jeśli chce się mieć zoom o jasności F2.8 (nawet jeśli tylko na szerokim końcu)...
Przyznać tu jednak należy, że obiektyw stosunkowo powoli ciemnieje wraz z wydłużaniem ogniskowej: F3.5 pojawia się na wyświetlaczu tuż przed ogniskową 28 mm, F4 przy ok. 40 mm, a F4.5 dopiero za 60 mm. To bardzo dobry wynik jak na amatorski, niezbyt drogi zoom.
Obudowa obiektywu jest w znacznej mierze wykonana z tworzyw sztucznych, ale metalu też się trochę znajdzie. Z tego typu materiału wykonano tylny, wysuwający się przy wydłużaniu ogniskowej ruchomy człon zooma oraz mocowanie bagnetowe. Należy wspomnieć, że obiektyw ten produkowany jest w wersjach z mocowaniami do lustrzanek AF: Canona, Sigmy, Sony (Minolta A), Nikona (w wersji G - bez pierścienia przysłon), Pentaksa (w wersji J - bez pierścienia przysłon).
W konstrukcji optycznej użyto 15 soczewek umieszczonych w 12 grupach. Wśród soczewek znajdziemy dwie asferyczne i jedną wykonaną ze szkła o niskiej dyspersji SLD (Special Low Dispersion). Wewnętrzne ogniskowanie gwarantuje, że przód obiektywu nie obraca się przy ustawianiu ostrości, a jednocześnie proces ten jest mniej energochłonny. Szkoda tylko, że obiektyw ten w żadnym z mocowań nie jest wyposażony w ultradźwiękowy silnik autofocusa HSM. W wersji canonowskiej silnik musi być oczywiście wbudowany w obiektyw i choć działa dość szybko, to do cichych nie należy. Daje się to odczuć szczególnie przy dużych zmianach odległości fotografowania. Wersja ultradźwiękowa zachowywałaby się z pewnością lepiej.
Obsługa
Chropowate wykończenie plastikowych elementów obudowy, podobne do znanego ze "szlachetnej" sigmowskiej optyki serii EX, od razu nastraja pozytywnie. Na szczęście czar nie pryska przy ustawianiu ogniskowej, które odbywa się z wyraźnym, ale płynnym i w miarę równym oporem. Może nie brzmi to jak pochwała, ale należy wziąć pod uwagę, że przy zmianie ogniskowej z 17 mm na 70 mm obiektyw wydłuża się aż o połowę. W tej sytuacji zapewnienie choćby poprawnej pracy mechaniki zooma jest już dużym wyzwaniem. Konstruktorzy Sigmy niewątpliwie mu sprostali.
Nieco gorzej sprawy się mają z ręcznym ustawianiem ostrości. Pierścień nie lata zupełnie luźno, ale brak mu konkretnego oporu, a przy tym by ręcznie zogniskować obiektyw należy wcześniej odłączyć mechanizm autofocusa. O funkcji Full-Time Manual możemy tylko pomarzyć.
Nie można zapomnieć o pewnej cesze tego zooma, którą Sigma w swych materiałach bardzo podkreśla: wyjątkowo niedużej minimalnej odległości fotografowania i wynikającej z niej sporej maksymalnej skali odwzorowania. Z wysokiej jej wartości, sięgającej 1:2 już od dawna słynęły niektóre amatorskie zoomy Sigmy. Tu korzystać możemy ze skali 1:2,3, a minimalna odległość to zaledwie 23 cm. Liczba ta nie robi wrażenia dopóki nie zobaczymy, jak bardzo testowany obiektyw wysuwa się przy wydłużaniu ogniskowej. Liczy on sobie przy 70 mm dobrych kilkanaście centymetrów długości, do tego dochodzi kilka centymetrów grubości aparatu i okazuje się, że z 23 cm liczonych tradycyjnie dla lustrzanek od powierzchni przetwornika do fotografowanego obiektu, przed przednią soczewką pozostaje... zaledwie 1 cm luzu. Tego jeszcze nie było!
Na drugiej stronie oceniamy jakość zdjęć wykonanych opisywanym obiektywem i podsumowujemy wyniki testu. Zapraszamy!