Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Tamron testuje kolejny ciekawy zakres ogniskowych, tym razem przesuwając punkt ciężkości w stronę szerokiego kąta. Czy to idealny zoom dla podróżnika z krajobrazowym zacięciem? Mieliśmy okazję to sprawdzić.
Nowy zoom z mocowaniem Sony to konstrukcja adresowana do wymagających fotoamatorów, szukających poręcznego obiektywu „na każdą okazję”, oraz filmowców, którzy docenią niewielką wagę, szybką i cichą pracę oraz oczywiście użyteczny zakres. Dostępny za niewiele ponad 3000 zł wydaje się w końcu interesującą alternatywą dla systemowych, sporo droższych szerokich zoomów natywnych. Choć tak naprawdę unikalna rozpiętość ogniskowych sprawia, że Tamron 17-50 mm nie ma w tej chwili bezpośredniej konkurencji.
Model 17-50 mm dołącza do kategorii „nie-standardowych” zoomów takich jak Tamron 20-40 mm, Panasonic 20-60 mm czy Sony 20-70 mm. Jednak nowy Tamron zamiast większego zasięgu oferuje szersze pole widzenia celując raczej w pejzażystów, którzy nie stronią również od zdjęć reportażowych czy środowiskowych portretów.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/4; 1/225 s; ISO100; -1/3 EV
By przekonać się jak nowy Tamron 17-50 mm spisuje się w praktyce zabrałem go w kilkumiesięczną podróż, wraz z równie ciekawym i poręcznym Tamronem 70-180 mm f/2,8 G2. Zobaczmy czy w parze z ciekawym zakresem i kompaktową budową idą również ergonomia i możliwości optyczne!
Prezentowane poniżej zdjęcia poddane zostały podstawowej korekcie na etapie wywoływania plików RAW. By samodzielnie ocenić potencjał obiektywu, możesz pobrać paczkę surowych plików RAW.
> KLIKNIJ I POBIERZ PACZKĘ PLIKÓW RAW (UWAGA! 520 MB) <
W pierwszej chwili obiektyw wydał mi się duży. A raczej długi bo przy tej samej średnicy co większość nowych Tamronów (67 mm), tubus jest po prostu bardzo smukły. Wynika to jednak przede wszystkim z innej koncepcji konstrukcyjnej – 17-50 mm nie zmienia swojej długości, czyli przednia część nie wysuwa się i nie cofa podczas zoomowania.
Zmiana ogniskowej odbywa się wewnątrz tubusu ale w dość niekonwencjonalny sposób. Przednia grupa widocznie „zapada się”, co wciąż stwarza ryzyko zasysania kurzu, ale w odróżnieniu od typowych konstrukcji lunetkowych, problem rozwiąże nakręcenie filtra ochronnego. W połączeniu z systemem uszczelnień i gumowym o-ringiem okalającym stalowy bagnet zyskamy zamkniętą i zwartą konstrukcję. A to ważny atut w podróży i podczas niepewnych pogodowo plenerów.
Obiektyw jest też dobrze wyważony i z niezbyt wygodnym korpusem A7 III stanowi całkiem zgrany duet, którym bez problemu posługujemy się nawet jedną ręką. Cały zestaw waży nieco ponad 1 kg (650 + 460 g) a więc nadal niewiele. Towarzyszył mi podczas wielu całodniowych eskapad nie dając powodów do narzekań.
Wagę ograniczono stosując stosunkowo prosty układ optyczny ale też wykorzystując w produkcji głównie tworzywa sztuczne. Wykonanie obiektywu stoi jednak na bardzo wysokim poziomie i pod tym względem bardziej przypomina zaawansowane modele 28-75 mm f/2,8 G2 czy 70-180 mm f/2,8 G2 niż np. malutkie i nieco plastikowe 20-40 mm f/2,8. Również pierścienie spasowane są idealnie, pracują płynnie i, jak we wszystkich nowych zoomach Tamron, nieco odznaczają się na tubusie by obsługa była bardziej intuicyjna.
Na obudowie znajdziemy jeszcze przycisk funkcyjny oraz uszczelnione gniazdo USB-C, które pozwoli nam określić jego rolę z poziomu komputera lub smartfona, dzięki dedykowanej aplikacji Tamron Lens Utillity (na razie tylko na Androida).
Zyskujemy więc możliwość blokowania ostrości, zawężania zakresu ostrzenia lub szybkiej zmiany A-B czyli przełączania się między dwoma zapamiętanymi dystansami. Programować możemy też pierścień ostrości by np. za jego pomocą kontrolować wartość przysłony (bezstopniowo więc idealnie podczas filmowania). Złącze posłuży też po prostu do szybkiej aktualizacji oprogramowania.
Podsumowując, pod względem budowy i wykonania Tamron 17-50 mm to wyższa klasa średnia, aspirująca nawet do segmentu pro. Uszczelnienia, zwarta obudowa, przycisk i pierścień funkcyjny z pewnością go do tej grupy przybliżają.
Również pod względem kultury pracy obiektyw wypada naprawdę dobrze. Zastosowanie najnowszego silnika liniowego VXD sprawia, że 17-50 mm ostrzy szybko i pewnie. Dojeżdża do punktu płynnie i natychmiastowo. Przeostrza bezdźwięcznie i nie wykazuje przy tym zauważalnego oddychania, co znów będzie ważnym atutem podczas filmowania.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/4; 1/125 s; ISO400; 50 mm
Dobrze współpracuje również z systemami korpusów Sony, jak detekcje i tryby śledzenia. Sony A7 III nie jest z pewnością najszybszym korpusem producenta ale przeglądając zebrane zdjęcia nietrafione strzały w zasadzie się nie zdarzały. Obiektyw i body dobrze się "dogadują", co przejawia się też szybką gotowością, bez nerwowego dostrajania jasności jak to miało miejsce w przypadku wczesnych obiektywów Tamron z mocowanie E.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/4; 1/4000 s; ISO100; 17 mm
Obiektyw nie ma stabilizacji optycznej - często stosowanej w ciemniejszych szerokokątnych zoomach - ale wynika to przede wszystkim z upowszechnienia się wbudowanych i bardzo skutecznych systemów opartych na mikroruchach matrycy. W tym momencie rynkowym standardem staje się stosowanie optycznej stabilizacji już niemal wyłącznie w przypadku teleobiektywów by skuteczniej kompensować inny charakter poruszeń, typowy dla dłuższych ogniskowych.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/18; 1/5 s; ISO100; 28 mm
No właśnie. Dlaczego nie f/2,8? Do ideału brakuje tak niewiele... Odpowiedź kryje się zapewne właśnie w specyficznym zakresie ogniskowych. Obiektyw szerokokątny zawsze stanowi dla inżynierów znacznie większe wyzwanie niż standard-zoom czy krótkie tele. Zachowanie tak małej wagi i wymiarów, a do tego niewielkiej średnicy 67 mm byłoby dzisiaj zadaniem karkołomnym. Jeśli nie niemożliwym.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/22; 15 s; ISO50; 17 mm
Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę skłonność pejzażystów do przymykania przysłony oraz skuteczność stabilizacji matrycy w nowych bezlusterkowcach, postawienie na pierwszym planie niskiej wagi wydaje się całkiem zrozumiałe. Oczywiście nie można wykluczyć, że za jakiś czas uda się skonstruować również jaśniejszą wersję tego zooma. Granice cały czas są w końcu przesuwane.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/11; 1/125 s; ISO125; 17 mm; - 2,7 EV
By opowiedzieć o tym obiektywie warto zacząć od aparatu, i tego, jak w ciągu ostatnich kilku lat zmieniły się jego możliwości. Fotografia rejestrowana przez krzemowe matryce od zawsze polegała na przetwarzaniu sygnału analogowego w cyfrowy ale z czasem coraz więcej dzieje się w tym krótkim momencie między wciśnięciem spustu a zapisem gotowego zdjęcia na karcie pamięci.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/5,6; 1/40 s; ISO640; 32 mm
Chodzi oczywiście o korekcje wprowadzane na etapie przetwarzania, w tym neutralizowanie wszelkich niedostatków techniki i obchodzenie praw fizyki. Możliwość programowej korekcji wad optycznych ma chyba największy wpływ na sposób w jaki konstruowane są nowe generacje obiektywów do bezlusterkowców.
By stworzyć perfekcyjny instrument optyczny, konieczne jest stosowanie bogatych układów zawierających precyzyjnie szlifowane, trudne w produkcji elementy optyczne. A to podnosi nie tylko cenę, ale również wagę obiektywów. Dla producentów pokusa była więc zbyt duża, by z niej nie skorzystać. Nowe, odchudzone i lepiej dopasowane do małych korpusów obiektywy wprowadzają obecnie niemal wszyscy producenci. A Tamron jest tu jednym z prekursorów.
Nowy Tamron to konstrukcja oparta o 17 elementów optycznych ustawionych w 13 grupach, w tym 3 elementy ze szkła o niskiej dyspersji (LD) i 3 elementy asferyczne. Kołowa przysłona składa się z 9 zaokrąglonych listków, minimalny dystans ostrzenia wynosi 19 cm a pole widzenia to 103.68 - 46.8o
Choć wydaje się, że to obiektyw przede wszystkim do szerokich ujęć krajobrazowych, omówienie możliwości optycznych zacznę od portretu. W podróży bardziej niż widoki zachwycają mnie ludzie i to właśnie w ich stronę często kierowałem ten obiektyw.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/4; 1/125 s; ISO 20000; 42 mm + AI NR
Dla wielu portrecistów jasność f/4 to za mało, by uzyskać pożądaną plastykę. Dla mnie również. Nie znaczy to jednak, że obiektyw nie nadaje się do fotografowania ludzi. Choć 50 mm nie jest jeszcze ogniskową stricte portretową. Już nie zniekształca i nie przerysowuje, ale nadal nadaje się raczej do szerszych kontekstowych ujęć i podróżniczych zdjęć środowiskowych. Choć rozmycie nie jest imponujące ma przyjemny i delikatny charakter (jak na zdjęciu powyżej).
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/4; 1/200 s; ISO 100; 35 mm
Z Tamronem 17-50 mm mogłem też poeksperymentować z portretem szerokokątnym. Nie jest to sztuka prosta, ale gdy już nam się uda uzyskujemy zupełnie inny rodzaj intymności na zdjęciu i to wrażenie bycia naprawdę blisko.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/4; 1/125 s; ISO320; 50 mm
Przyjrzyjmy się jakości obrazu. Co pokazują powiększenia? Przeglądając wykonane zdjęcia w poszukiwaniu typowych oznak wad optycznych szybko wyciągamy kilka wniosków. Przede wszystkim dużym atutem jest znakomita ostrość obrazu w centrum ale też właściwie na niemal całej powierzchni kadru. Spadek szczegółowości w rogach i przy krawędziach jest widoczny, ale nadal obraz w całości można uznać za użyteczny. Poniżej porównanie wycinków 100% dla maksymalnie otwartej przysłony f/4.
Prawdę mówiąc jestem nawet nieco zaskoczony jakością obrazu poza jego centrum. W przypadku szerokokątnych zoomów utrzymanie dobrej ostrości w całym kadrze rzadko się udaje. To raczej domena drogich profesjonalnych stałek. A tu dodatkowym utrudnieniem jest oczywiście przedłużony zasięg. Poniższe zdjęcia wykonane na dwóch końcach zakresu mają automatycznie skorygowaną winietę dzięki czemu łatwiej ocenić szczegółowość w rogach.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/8; 1/50 s; ISO250; 17 mm
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/18; 1/5 s; ISO100; 50 mm
Za co na pewno trzeba pochwalić inżynierów Tamron, to niemal perfekcyjna korekcja aberracji chromatycznej. Problem przebarwień na kontrastowych krawędziach tego obiektywu praktycznie nie dotyczy i jest to już kolejny model, który tak dobrze radzi sobie z trudnymi do usunięcia przebarwieniami.
Sony A7III + Tamron 17-50 mm; ustawienia: f/4; 1/400 s; ISO100; 17 mm
Optyka obiektywu Tamron 17-50 mm dobrze wypada też w pracy pod światło. Nie obserwujemy wyraźnego blikowania, duszków czy niepokojącego spadku kontrastu. Delikatne fioletowe odblaski pojawiają się bardzo rzadko.
Największym wyzwaniem w tego typu konstrukcjach jest oczywiście korekcja dystorsji oraz winietowania. I to właśnie panowanie nad geometrią i zaciemnieniem rogów powierzono systemom przetwarzania i profilom wywoływarek plików RAW.
Czy zdjęcia z nowego Tamrona korygowane są skutecznie i prawidłowo? Generalnie tak, choć architektura i motywy geometryczne szybko obnażają pewne niedociągnięcia. Największym wyzwaniem było oczywiście wyprostowanie dość poważnej "beczki" przy najszerszym kącie 17 mm. Przy samych krawędziach zmienia się ona teraz w nieznaczną "poduszkę" z minimalną skłonnością do falowania.
Świetnie korygowana jest za to winieta, mimo że w przypadku 17 mm jest naprawdę mocna. Ogniskowa 50 mm nawet bez korekcji wygląda za to całkiem dobrze - z praktycznie zerową dystorsją i nieznacznym tylko winietowaniem.
Nowy Tamron 17-50 mm f/4 to konstrukcja wyjątkowa. I to nie tylko ze względu na unikalny zakres. W bardzo przystępnej cenie otrzymujemy kompaktowy, ale solidny i wytrzymały zoom, którym pracujemy szybko, dyskretnie i bardzo wygodnie. Który świetnie współpracuje z systemami w korpusach Sony i który dostarcza bardzo przyjemny dla oka obraz – niezwykle ostry, ale jednocześnie zaskakująco plastyczny.
Oczywiście decydując się na ten obiektyw, świadomie idziemy na pewne kompromisy: niska waga kosztem jasności, większy zakres zooma, ale dzięki mocniejszej programowej ingerencji. Niemniej jakość zdjęć powinna zadowolić nawet wymagających użytkowników, i mam przeczucie, że dla wielu może okazać się jedynym obiektywem, jakiego w te wakacje potrzebują.