Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
3. Ergonomia i funkcje przycisków
Pierwsze wrażenia
Nie ukrywam, że kiedy wziąłem aparat do ręki, pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, oprócz innego układu przycisków na tylnej ściance, był kołnierz wokół sanek lampy błyskowej. Pewnie to drobiazg, ale widać, że Canon zadbał o to, aby 40D był w pełni kompatybilny z lampą Canon Speedlite 580EX II. Przypomnijmy, że ona także została uszczelniona. Tak więc, podobnie jak w wypadku obu nowych "jedynek", po jej założeniu mamy do czynienia z uszczelnionym zestawem. Kołnierz uszczelniający kazał od razu zwrócić uwagę na pozostałe uszczelnienia. I szczerze mówiąc - nie wzbudzają one zaufania. Po otwarciu pokrywy gniazd kart pamięci okazało się, że materiał uszczelniający nie znajduje się wokół całej komory, a tylko na dwóch krawędziach. Podobnie pokrywa komory baterii nie jest uszczelniona w pełni. Wbudowana lampa błyskowa nie wydaje się w ogóle uszczelniona, a przynajmniej nie widać żadnych śladów uszczelnienia po podniesieniu flesza. Nie mamy powodu nie wierzyć producentowi, że zabezpieczył przed wilgocią i kurzem wszystkie elementy sterowania aparatem i łączenia części obudowy - takie uszczelnienia nie są widoczne z zewnątrz. Jednak uszczelki, które można obejrzeć z zewnątrz nie przekonują nas, zwłaszcza że wykonano je z gąbki, a nie z gumy. Miejmy nadzieję, że to jedynie nasze wrażenie.
Z uszczelnieniem nie jest najlepiej, ale mamy do czynienia z lustrzanką, która świetnie leży w ręce i ma solidną konstrukcję. Jej waga miło ciąży w dłoni, lecz aparat nie jest ciężki, biorąc oczywiście pod uwagę, że ma wzmocniony korpus wykonany ze stopu magnezu. Nie mamy też zastrzeżeń do jakości wykonania elementów obsługi - wszelkie przyciski i pokrętła pracują płynnie i z wyczuwalnym skokiem. Bardzo dobre wrażenie sprawia 3-calowy monitor umieszczony na tylnej ściance. W związku z nim zmieniony został układ przycisków - teraz większość znalazła się pod monitorem.
Rodem z "jedynek" są jeszcze klapki zakrywające gniazda video i USB oraz synchronizacji z lampami studyjnymi i pilota. Celowo wspominamy o dwóch grupach gniazd, gdyż znalazły się one pod osobnymi prostokątnymi przykrywkami, które pozwalają zdecydowanie łatwiej podłączyć do aparatu kable.
Należy wspomnieć o zmianie jeszcze jednego ważnego elementu, której nie będzie widać na zdjęciach produktu. Chodzi o wizjer. W jego wypadku zmienił się punkt oczny, który został odsunięty o 2 mm i wynosi teraz 22 mm oraz powiększenie. W porównaniu z poprzednikiem wzrosło z wartości 0,9x do 0,95x. Obie te zmiany są na tyle znaczące, że znika wrażenie tunelu, a obraz rzucany na matówkę jest duży i wyraźny.
Na dolnej ściance znalazło się nowe złącze, które zakryte zostało gumową klapką. Służy ono do komunikacji z nowym uchwytem pionowym, który tym razem nie pełni funkcji pojemnika na baterie. Canon poszedł dalej, umieszczając w nim bezprzewodowe łącze WiFi. Więcej o tym przydatnym akcesorium piszemy w następnej części testu. Oczywiście dostępna jest także typowy grip, który nie korzysta z wymienionego gniazda.
Jesteśmy zaskoczeni dźwiękiem migawki. O ile po staremu aparat "kłapie" lustrem, to teraz doszedł do tego dziwny, "silnikowy" dźwięk towarzyszący pracy migawki. Bardzo wyraźnie można go wychwycić po przejściu w tryb podglądu na żywo, kiedy nie pracuje lustro. Mechanicznemu dźwiękowi towarzyszą delikatne drgania, które przenoszone są na korpus aparatu. Swoją drogą zastanawiające jest, dlaczego Canon nie potrafi poradzić sobie z głośnym mechanizmem lustra nawet w najdroższych modelach swoich lustrzanek cyfrowych. Podczas prób przeprowadzonych w kościele okazało się, że głośna praca jest koszmarem, gdyż nie da się zrobić zdjęć tak, aby nie zwrócić na siebie uwagi wszystkich zebranych osób. Wielu użytkowników "czterdziestki" będzie wykorzystywać ją do fotografii ślubnej, więc cecha ta jest istotna. Weźmy jeszcze pod uwagę, że niżej podpisany co trochę uruchamiał nosem podgląd na żywo powodując dodatkowe hałasy. No cóż, biada lewoocznym...
Ergonomia budowy i użytkowania
Nowemu canonowi pod względem ergonomii niewiele można zarzucić. Wprawdzie trochę urósł i przybrał nieco na wadze w porównaniu z modelem EOS 30D, jednak wygoda trzymania i obsługi się nie zmieniła. Trzeba się jedynie przyzwyczaić do umieszczenia pod monitorem przycisków, które wcześniej znajdowały się po jego lewej stronie. Natomiast szkoda, że konstruktorzy zmniejszyli dźwignię włącznika, która działa nieco topornie i trzeba się z nią siłować. W trakcie wykonywania zdjęć testowych bardzo przeszkadzało nam ciągłe przestawianie nosem pokrętła tylnego. Okazuje się, że prawie cała redakcja Fotopolis.pl jest lewooczna i czubek nosa idealnie trafiał na krawędź pokrętła. Wprawdzie można je wyłączyć, ale wtedy traci się pełną funkcjonalność aparatu. W czasie przeprowadzania testu mieliśmy jeszcze jeden problem z nosem. Podczas celowania lewym okiem precyzyjnie trafiał na przycisk SET, który w trybie fotografowania włącza funkcję podglądu na żywo. Trzeba przyznać, że ta cecha irytowała jeszcze bardziej od nieumyślnego przekręcania tylnego pokrętła. Dziwi fakt, że Canon nie zdecydował się na umieszczenie dodatkowego przycisku uruchamiającego podgląd na żywo. Na marginesie mówiąc, ta sama uwaga dotyczy zawodowych modeli EOS-1D Mark III i EOS-1Ds Mark III.
Aparat bardzo dobrze leży w ręku. Wyprofilowanie gripa wykonano tak, że nawet osoby o małych dłoniach nie mają problemu z trzymaniem opisywanej lustrzanki. Do tego zostaliśmy już wprawdzie przyzwyczajeni przez poprzedników EOS-a 40D, ale nie zapominajmy, że ten model jest nieco większy i cięższy, co na szczęście nie jest odczuwalne. Sprzyja temu również dobre wyważenie, choć ze względu na wagę ciężko robić zdjęcia trzymając aparat jedną ręką. Jednak bądźmy szczerzy, lustrzanki nie służą do fotografowania w ten sposób.
Większość elementów sterujących została rozmieszczona tak, że palce same na nie trafiają. Podkreślmy, że typowo dla Canona umieszczono pokrętło nastaw, które znalazło się nad spustem migawki. Taka pozycja zapewnia bardzo naturalne ułożenie palca wskazującego i łatwą zmianę parametrów.
Funkcje przycisków
Na górnej ściance korpusu znalazł się typowy dla linii średniozaawansowanych lustrzanek Canona zestaw przycisków. Od lewej strony umieszczono przycisk służący do podświetlenia górnego monitora (tradycyjnie na kolor bursztynowy), następnie przycisk trybu pomiaru światła połączony z trybem balansu bieli, przycisk wyboru trybu pracy autofokusa i rodzaju napędu oraz przycisk wyboru czułości i korekcji lampy błyskowej. Jak łatwo zauważyć, każdy z przycisków odpowiedzialny jest za ustawienie dwóch parametrów, które obsługiwane są odpowiednio przez górne bądź tylne pokrętło nastaw. Nie jest to wygodny system, o czym z pewnością mogą powiedzieć użytkownicy poprzedników "czterdziestki" - nie wiedzieć czemu zawsze używa się nie tego pokrętła, co trzeba. Natomiast należy pochwalić Canona, że począwszy od modelu 30D w wizjerze wyświetlana jest aktualna wartość czułości. W 40D wyświetlana jest ona także w czasie jej zmiany, więc nietrudno przyzwyczaić się do ustawiania czułości bez odrywania oka od okularu, ponieważ przycisk zmiany tego parametru w 40D przeniesiono najbliżej palca wskazującego, a ustawień dokonujemy górnym pokrętłem. Aż dziw bierze, że tak długo trzeba było czekać na tak istotną zmianę. Wysoka jakość zdjęć wykonanych przy wykorzystaniu wysokich czułości zachęca do częstych zmian i eksperymentowania, co teraz jest bardzo proste i szybkie.
Na tylnej ściance znalazł się podobny zestaw przycisków, jak w poprzedniku. Tylko "podobny", gdyż został on uzupełniony o przycisk dostępu do funkcji styl obrazu znanej z "jedynek". Z powodu wielkiego monitora zmieniło się rozmieszczenie przycisków - pod dolną krawędź ekranu przeniesiono przyciski, które wcześniej znajdowały się po jego lewej stronie. Jedynie przycisk MENU pozostał w lewym górnym rogu aparatu. Do nowego układu można się bardzo szybko przyzwyczaić i obsługuje się go bardzo intuicyjnie.
Na przedniej ściance znalazły się jeszcze przyciski odpowiedzialne za podgląd głębi ostrości, zwalnianie blokady bagnetu oraz podnoszenie lampy błyskowej. Wszystkie są obsługiwane lewą ręką.
Podsumowanie działu
Kiedy fotografujemy EOS-em 40D wyraźnie odczuwamy skupienie się projektantów na ergonomii obsługi. Aparat bardzo dobrze leży w ręce, a wszystkie elementy obsługi znajdują się pod właściwym palcem. Bardzo dobre wykonanie aparatu nie budzi żadnych zastrzeżeń. Jednak nie ma róży bez kolców - japońscy inżynierowie zapomnieli o osobach lewoocznych, które nosem przestawiają tylne kółko nastawcze i wciskają przycisk SET uruchamiający tryb podglądu na żywo. Nie spodobało nam się także niekompletne uszczelnienie klapki gniazda karty pamięci i komory baterii.
+ wysokiej jakości materiały użyte do wykonania korpusu i wysoka jakość wykonania
+ bardzo dobra ergonomia
- przypadkowe przestawianie nosem tylnego pokrętła i naciskanie przycisku SET
- wątpliwej jakości uszczelnienie pokryw gniazda karty pamięci i komory baterii.