Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Zaprezentowany dzisiaj bezlusterkowy EOS M5 ma być alternatywą dla lustrzanek ze średniej półki cenowej i realną konkurencją dla zaawansowanych aparatów konkurencji. Czy podoła temu zadaniu?
“Nareszcie mocny bezlusterkowiec Canona” - to pierwsza myśl jaka przyszła nam do głowy po otrzymaniu informacji o zaprezentowanym dziś modelu EOS M5. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że aparat ma wszystko, by godnie konkurować z zaawansowanymi aparatami z matrycą APS-C takich producentów, jak Fujifilm i Sony. Ale nowy Canon może być także ciekawą alternatywą dla produktów z systemu Mikro Cztery Trzecie, a także dla samych lustrzanek. Jego podzespoły robią bardzo dobre wrażenie, jednak najpierw parę słów o budowie i wykonaniu.
Pierwsze, co zauważamy biorąc aparat do ręki, to fakt, że jest wyjątkowo wygodny i zgrabny. Dawno już nie mieliśmy w ręku bezlusterkowca, który tak dobrze leżał w dłoni. To zasługa anatomicznego gripu, który wyłożono antypoślizgową gumą imitującą skórę. Aparat trzyma się pewnie, czego zasługą jest po części także bardzo dobrze wyważone body. W przypadku obiektywów EF-M bez problemu będziemy w stanie fotografować jedną ręką.
Całość jest także nienagannie spasowana, a korpus robi wrażenie solidnego. Ma też całkiem atrakcyjny wygląd. Trzeba dodać, że w rzeczywistości prezentuje się lepiej niż na zdjęciach. Niestety wrażenie to psuje nieco fakt, że obudowa została wykonana z plastiku. W przypadku aparatu, za który na polskim rynku przyjdzie nam zapłacić około 5000 zł, to po prostu nie przystoi. Dziwi to tym bardziej, że obudowa mniej zaawansowanego modelu M3 wykonana jest jednak z metalu.
Aparat cechuje dobrze przemyślana ergonomia. Otrzymujemy aż 4 pokrętła, (w tym dedykowane pokrętło ekspozycji) które pozwolą nam na szybki dostęp do regulacji każdego z parametrów. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest dwufunkcyjne pokrętło na górnym panelu, którego funkcje przełączamy za pomocą umieszczonego na nim przycisku. Po pierwsze znacznie przyspiesza to pracę, a po drugie operowanie nim jest dużo wygodniejsze niż w przypadku malutkiego pokrętła z tyłu aparatu (choć z niego także możemy korzystać w celu regulacji nastaw). W dodatku jeśli nie zależy nam na obsłudze dwóch funkcji, do wspomnianego przycisku możemy przypisać własne ustawienia.
Pokrętło wydało nam się jednak nie najwygodniejsze w obsłudze - umieszczono je dość głęboko na górnym panelu i trzymając aparat w ręce musimy zadzierać kciuk, by nim efektywnie operować. Dodatkowo w ruchach przeszkadza nieco znajdujące się obok pokrętło ekspozycji. Prawdopodobnie jednak po przyzwyczajeniu się do aparatu przestaniemy w ogóle zwracać na ten fakt uwagę.
Oprócz tego otrzymujemy układ przycisków na tylnym panelu, podobny do tego jaki oferuje model M3 i kompakty producenta, z tą różnicą, że przyciski blokady ekspozycji i regulacji ramki AF zostały umiejscowione dużo wygodniej, na wypustce pod kciuk.
Bardzo wygodnie obsługuje się spust migawki, jak i znajdujące się pod nim pokrętło. Z kolei pomiędzy wszystkimi trybami fotografowania szybko przełączymy się za pomocą znajdującego się z lewej strony górnego panelu pokrętła PASM, które - co trzeba zaznaczyć - wyposażono w blokadę, dzięki czemu nie będziemy mieć problemu z przypadkowym przełączaniem się ustawień. Dodatkowo otrzymujemy dwie pozycje użytkownika (C1, C2), do których można przypisać całość ustawień aparatu, z czego na pewno ucieszą się bardziej zaawansowani twórcy, chcący mieć możliwość szybkiego przywołania ulubionych ustawień.
Personalizacja to zresztą całkiem mocny punkt aparatu. Bez problemu zamienimy między sobą funkcjonalność i kierunki obrotu wszystkich pokręteł, a własne funkcje będziemy mogli przypisać do 5 przycisków na obudowie oraz do 4 kierunków tylnego wybieraka. W przypadku każdego z nich otrzymujemy nieco odmienny zestaw możliwych do nadpisania funkcji, mimo to każdy powinien być w stanie bez problemy zaprogramować aparat “pod siebie”.
Nowy korpus to także odchylany o 180 stopni do dołu (fani selfie będą zachwyceni), dotykowy ekran LCD o rozdzielczości 1 620 000 punktów, umieszczona centralnie lampa błyskowa i po raz pierwszy w serii EOS-M wizjer elektroniczny 2,36 Mp. Producent obiecywał, że będzie duży i jasny, a częstotliwość odświeżania rzędu 120 kl./s zapewni płynny podgląd. Rzeczywiście, obraz jest wyrazisty i kontrastowy, choć sam wizjer mógłby być nieco większy. Mimo wszystko i tak wydaje się być wygodniejszy niż te, które znajdziemy w bezlusterkowcach Panasonic i Olympus. Na pochwałę zasługuje to jak wizjer odwzorowuje kolory - wszystko prezentuje się bardzo naturalnie i możemy zapomnieć, że korzystamy z celownika elektronicznego. Podobnie sprawa wygląda w przypadku ekranu - jest jasny i wiernie odwzorowuje kolory. Nawet w ostrym słońcu nie mieliśmy problemu z ocenieniem wykonanego nim zdjęcia, czy regulacją parametrów.
Ważną nowością jest możliwość dotykowego sterowania ostrością podczas korzystania z wizjera, którą od pewnego czasu oferują wspomniani przed chwilą Olympus i Panasonic. Ten drugi jest pod tym względem wzorem. Czy Canon mu dorównuje? I tak i nie. Ogromną wygodą jest możliwość wybrania obszaru ekranu, który będzie czuły na dotyk, dzięki czemu nie będziemy na przykład przestawiać ostrości nosem, a dodatkowo otrzymamy możliwość sterowania obszarem AF na bardzo małym fragmencie ekranu, dzięki czemu nie trzeba będzie podczas tego zanadto machać palcem.
Niestety samo działanie tej funkcji mogłoby być nieco lepiej dopracowane. O ile ekran jest responsywny i dobrze wychwytuje ruchy palca to ramka AF w wizjerze przesuwa się z pewnym opóźnieniem, co jest dosyć irytujące. Być może było to jednak spowodowane faktem, że egzemplarz, który mieliśmy w rękach nie był modelem finalnym. Dlatego też nie pokażemy Wam wykonanych nich zdjęć. A szkoda, jesteśmy bardzo ciekawi czy 24,2-milionowa matryca EOS-a M5 prezentuje lepsze wyniki niż ta z modelu M3.
Ogólnie rzecz biorąc, korpus wykonany jest bardzo dobrze. Warto nadmienić, że otrzymujemy także złącze mikrofonowe i dedykowany przycisk z boku obudowy, którym szybko możemy przywołać funkcje bezprzewodowe. Szkoda jedynie, że producent nie zdecydował się wyposażyć korpusu w uszczelnienia, co sprawia, że raczej nie skorzystają z niego zawodowcy szukający lżejszego i mniejszego partnera dla swojej lustrzanki.
Plusem nowego Canon ma być jednak jego wydajność. Dzięki zaimplementowaniu najnowszego procesora DIGIC 7, aparat jest w stanie fotografować z prędkością aż 9 kl./s (7 kl./s przy pełnym wsparciu AF), a do tego otrzymujemy doskonały system autofokusa Dual Pixel AF, który w przypadku ostatnich lustrzanek producenta spisywał się fenomenalnie. Po pierwsze jednak aparat warto pochwalić za szybkie uruchamianie (około 1 sekundy). Jest zdecydowanie lepiej niż w modelu M3. Niestety cały czas obserwujemy lekkie opóźnienie między ruchem pokręteł, a wyświetlaniem parametrów na ekranie. Na szczęście żadnego opóźnienia nie zaobserwowaliśmy podczas przeglądania i powiększania zdjęć, ani poruszania się po menu. Pod tym względem jest na pewno lepiej niż w aparatach Sony.
Nieco rozczarowuje jednak pojemność bufora. W przypadku zdjęć seryjnych z maksymalną prędkością, będziemy w stanie wykonać tylko 26 zdjęć JPEG. Warto przypomnieć, że bufor modelu M3 czyszczony był na bieżąco i pozwalał na wykonanie nawet 1000 zdjęć w serii. Nie zdążyliśmy jednak sprawdzić wydajności w przypadku zapisu RAW, choć nie należy spodziewać się cudów. Spadek wydajności bufora dla plików JPEG nieco dziwi, ale należy pamiętać, że jest to spowodowane dwa razy szybszym trybem seryjnym. Na pokładzie jest jednak procesor DIGIC 7 - mieliśmy nadzieję, że będzie lepiej.
Fenomenalne wrażenie robi jednak autofokus Dual Pixel AF. Aparat ostrzy wyjątkowo szybko i precyzyjnie, nawet w słabych warunkach oświetleniowych. Co ważne, równie sprawnie działa w trybie filmowym i pozwala na wykonywanie płynnych przeostrzeń. Ciekawą nowością jest możliwość łatwego przeostrzania z osoby na osobę przy włączonym trybie wykrywania twarzy, co może okazać się sporym ułatwieniem dla osób nagrywających wywiady. Nowy system AF powinien pozwolić też na pełną swobodę ostrzenia w przypadku korzystania z obiektywów EF i EF-S. Poprzednio byliśmy ograniczeni jedynie polem w centrum kadru. Szkoda jedynie, że nie otrzymujemy możliwości precyzyjnego dostrojenia systemu AF, jaką oferowały wszystkie z najnowszych lustrzanek producenta. Dla osób, które szukały bezlusterkowej alternatywy dla modelu 80D, będzie to zapewne spora przeszkoda.
Aparat niestety dosyć blado wypada pod względem trybu filmowego, co ostatnimi czasy wydaje się być niechlubną wizytówką producenta. Choć otrzymujemy złącze mikrofonowe i focus peaking, to na próżno szukać zebry, czy bardziej zaawansowanych funkcji rejestracji wideo. To jednak ciągle w pełni manualny tryb, który we właściwych rękach pozwoli na stworzenie jakościowych materiałów. Szkoda jedynie, że tylko w jakości Full HD. Konkurencja spod znaku Sony, Panasonika, a nawet Fujifilm oferuje już jakość 4K, która powinna być już standardem. Nie otrzymujemy też złącza słuchawkowego. Pod względem możliwości filmowych trudno będzie aparatowi rywalizować z konkurencją. Warto jednak wspomnieć o nowej, 5-osiowej cyfrowej stabilizacji, która ma współpracować ze stabilizacją optyczną obiektywów i umożliwiać nagrywanie wyjątkowo płynnych filmów. Na ocenienie tej funkcji poczekamy jednak aż aparat trafi do nas na testy.
Canon EOS M5 to ciekawy aparat, wzbudził w nas jednak mieszane uczucia. Z jednej strony otrzymujemy świetny system AF, procesor DIGIC 7, bardzo dobrą ergonomię i intuicyjny interfejs, niezły wizjer i wygodny, dobrej jakości dotykowy ekran LCD. Z drugiej widać braki w kwestii bufora, bardziej zaawansowanych funkcji autofokusa i trybu filmowego. Do tego body jest wykonane z plastiku i nie uszczelnione. Tym samym aparat nie skusi raczej bardziej zaawansowanych użytkowników, którzy w tym pułapie cenowym pozycje nakierowane bardziej pod siebie znajdą w innych systemach. Z kolei aż 5000 zł za samo body może okazać się zbyt wygórowaną ceną dla zaawansowanych entuzjastów, do których aparat ten jest kierowany. Problemem jest także dostępność optyki. O ile dzięki dołączanemu do aparatu adapterowi, będziemy w stanie podpiąć pod niego każde szkło z oferty producenta, to sama linia obiektywów EF-M jest na razie bardzo uboga.
Mimo to dobrze widzieć, że Canon zrobił wreszcie zdecydowany krok w stronę realnej konkurencyjności na rynku bezlusterkowców, na którym pojawił się mocno spóźniony. To też rękawica rzucona Nikonowi, który nie ma w zanadrzu chyba żadnej odpowiedzi. Jeśli Canon będzie dalej szedł w tym kierunku, z pewnością będzie miał szansę zagrozić innym producentom bezlusterkowców z matrycą APS-C, a w przyszłości być może także tych z matrycą pełnoklatkową.