Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Długo oczekiwana zawodowa lustrzanka Nikona ujrzała wreszcie światło dzienne. Wzbudziła przy tym duże emocje, gdyż zastosowana w niej matryca ma format FX odpowiadający pełnej klatce małoobrazkowej. Ponieważ nie mamy jeszcze dostępu do produkcyjnego egzemplarza test będzie opublikowany w dwóch częściach. W tej części niestety nie pojawią się zdjęcia zrobione aparatem. Zapraszamy do lektury.
Optyka i sensor
Dużo mówiło się o tym, że mocowanie typu F Nikona z powodu małej średnicy nie da sobie rady z matrycą pełnoklatkową. Japończycy zrobili nam dużą niespodziankę. Stworzyli lustrzankę opartą na dużym sensorze bez żadnych zmian bagnetu. Tak więc można do niej przypiąć każdy obiektyw z takim typem mocowania, łącznie z optyką DX. Pewnie niejedna osoba pomyśli, że to bez sensu, bo przecież na zdjęciach pojawi się olbrzymia winieta. Jednak nic z tych rzeczy. Aparat automatycznie przełącza się w tryb DX i wykorzystuje fragment sensora odpowiadający rozmiarowi tego standardu. Niestety rozdzielczość wynosi wtedy zaledwie 5 Mp. Ale to i tak więcej niż rozdzielczość matrycy modelu D2Hs (4,1 Mp). Automatykę można oczywiście wyłączyć, a wtedy po ręcznym wybraniu pełnej powierzchni sensora obiektywy DX bardzo winietują.
Poniżej podajemy informację o funkcjach dostępnych przy zastosowaniu różnych typów obiektywów:
lub [M] z obsługą Color Matrix Metering, wskazanie wielkości przysłony po wprowadzeniu przez użytkownika danych przysłony F/(wartość) oraz długości ogniskowej w mm, funkcja elektronicznego potwierdzania ostrości dostępna przy maksymalnej efektywnej przysłonie F5.6 lub mniejszej] Aparat umożliwia także przełączenie pracy matrycy w tryb 5:4 - maksymalna dostępna rozdzielczość wynosi wtedy 10 Mp. Oczywiście tryb ten nie współpracuje z optyką DX.
Matryca CMOS ma wymiary 36 mm x 23,9 mm i pozwala na stosowanie trybu podglądu na żywo. Nikogo nie dziwi zastosowanie sensora typu CMOS, gdyż taki przetwornik został użyty w modelach D2X i D2Xs, jednak bardzo miłą niespodzianką okazał się pełny format klatki małoobrazkowej. Nowy dla siebie standard Nikon oznaczył symbolem FX. Pozostaje niestety pewne małe "ale". Otóż brakuje nam systemu czyszczenia matrycy. Przypomnieć należy, że wiele firm stosuje już takie rozwiązanie od dawna. Olympus począwszy od modelu E-1 (czyli od 2003 roku), Canon wprowadził ten sam standard w modelu EOS 400D i, co dla nas jest szczególnie ważne, konsekwentnie stosował w kolejnych nowościach, w tym także w pełnoklatkowym EOS-ie-1Ds Mark III. Także Pentax w dwóch lustrzankach zastosował system strzepywania kurzu, podobnie Sony w A100 i A700. Brak czyszczenia matrycy jest tym bardziej dziwny, że został zastosowany w niższym modelu D300, który miał premierę jednocześnie z D3. Tego braku nie da się nadrobić upgradem firmware'u, ale pozostaje nadzieja, że następca testowanej cyfrówki będzie wyposażony w ten bardzo przydatny element.
Z nową matrycą współpracuje równie nowy procesor obrazu EXPEED. Składa się on z 14-bitowego konwertera analogowo-cyfrowego i 16-bitowego przetwornika obrazu. Dzięki temu aparat odda dużo precyzyjniej wszelkie półtony, czyli te elementy, które budują plastykę zdjęcia. Można też skorzystać z 12-bitowego przetwarzania analogowo-cyfrowego. Oba tryby konwersji wykorzystać można w zapisie RAW, Nikon określa je jako NEF 12-bitowy lub 14-bitowy. Dokładne różnice między nimi podamy, gdy do redakcji Fotopolis.pl trafi produkcyjny egzemplarz D3.
Wizjer i podgląd na żywo
Współczesne lustrzanki cyfrowe za sprawą funkcji podglądu na żywo trochę żartem można nazwać kompaktami. D3 szczególnie zasługuje na takie określenie, gdyż wykorzystuje także system ustawiania ostrości znany z kompaktów, a oparty na detekcji kontrastu. Niestety od razu trzeba zaznaczyć, że jest on strasznie powolny. Dlatego producent zaleca jego używanie po założeniu aparatu na statyw, a nawet określił go w menu nazwą statyw. Choć jest bardzo wolny, to dzięki niemu możliwy jest wybór z całej powierzchni kadru dowolnego punktu, w którym ustawiana będzie ostrość. Oczywiście możliwy jest także tryb tradycyjny dla lustrzanek oparty na detekcji fazowej. Dostępny jest on po naciśnięciu przycisku AF-ON, kiedy opada lustro, w związku z czym tracimy na chwilę obraz na monitorze, po puszczeniu przycisku lustro wraca do górnego położenia i na ekranie ponownie pojawia się obraz z matrycy. Dobrze jest wtedy ustawić brzęczyk potwierdzający poprawne ustawienie ostrości, aby wiedzieć, kiedy puścić przycisk. Po zrobieniu zdjęcia wyświetlane jest ono na monitorze przez ustawiony w menu czas, po czym wszelki obraz znika... Przyciśnięcie spustu migawki powoduje ponowne uruchomienie podglądu na żywo. Szczerze mówiąc, nie rozumiemy takiego sposobu działania tego trybu. Jest to wyjątkowo niewygodne podczas pracy reporterskiej, kiedy dwukrotne naciskanie spustu może doprowadzić do przegapienia chwili, w której coś się dzieje.
Poniżej przedstawiamy krótki film pokazujący sposób działania podglądu na żywo.
Nie ma co ukrywać, że podgląd na żywo w tej klasie lustrzanek będzie używany raczej rzadko, zwłaszcza przez zawodowców, którzy nie przepadają za tego typu nowinkami. Dla nich skonstruowany został doskonałej jakości wizjer optyczny. Znalazł się w nim oczywiście szklany pryzmat oraz wymienna matówka. Punkt oczny wynosi 18 mm (dla -1 dioptrii), a powiększenie około 0,7x z obiektywem 50 mm dla przysłony F1.4. Na matówce widać około 100% kadru. Pełny format matrycy, a co za tym idzie matówka wielkości takiej, jak w tradycyjnej lustrzance małoobrazkowej, wyklucza efekt tunelu znany z lustrzanek APS-C. I rzeczywiście, jakość oglądanego na matówce obrazu jest znakomita. Co ciekawe, kiedy przełączymy aparat w format DX lub 5:4 zostaje wyszarzona część kadru, która nie bierze udziału w powstaniu obrazu. Jest to bardzo istotne, gdyż pozwala na precyzyjne budowanie kadru. D3 to pierwsza lustrzanka pełnoklatkowa, która pozwala na wykorzystanie tylko części powierzchni matrycy, a Nikon bardzo elegancko poradził sobie z tym problemem. Należy jeszcze dodać, że w trybie podglądu na żywo na monitorze wyświetlany jest tylko aktywny fragment obrazu.
Nowością jest sposób wyświetlania punktów autofokusa. A jest co wyświetlać, gdyż jest ich aż 51. Przy tradycyjnej dla Nikona metodzie ciężko byłoby korzystać z wizjera. Dlatego japońscy inżynierowie postanowili wyświetlać na matówce jedynie obraz aktywnych pól AF. Dzięki temu nie dochodzi do irytującego, znanego z poprzednich modeli Nikona, podświetlenia całej matówki na czerwono przy rozświetleniu aktywnego pola. Więcej na temat autofokusa napiszemy w drugiej części testu po otrzymaniu finalnego egzemplarza D3.
Przyzwyczailiśmy się już do głośno pracującej migawki i "kłapiącego" lustra w lustrzankach cyfrowych. Przypadłość ta niestety nie ominęła także najnowszego dzieła japońskiej myśli technicznej. Naszym zdaniem aparat jest za głośny. Na pocieszenie można jedynie dodać, że przynajmniej brzmienie mechanizmu migawki i podnoszenia lustra jest rasowe - jak na zawodowy sprzęt przystało.
Wewnętrzny wyświetlacz podaje pełną informację potrzebną do fotografowania. Należy tylko zwrócić uwagę, że drabinka naświetlenia została przeniesiona na prawą stronę matówki i wyświetlana jest w pionie. Niestety do dnia publikacji testu nie udało nam się zdobyć ilustracji przedstawiających wszystkie informacje wyświetlane w wizjerze. Uzupełnimy je, jak tylko będą dostępne.
Warto jeszcze wspomnieć, że jak na zawodowy aparat przystało na obudowie wizjera umieszczono dźwignię opuszczającą kurtynę na okularze. Dzięki niej podczas fotografowania z aparatem trzymanym daleko od oka (na przykład nad głową) światło padające w wizjer nie zafałszuje pomiaru ekspozycji.
Monitor i panele LCD
D3 to lustrzanka, którą Nikon pobił kilka rekordów. 51 pól autofokusa, 11 klatek na sekundę i 920 tysięcy punktów na głównym monitorze. Imponujące, prawda? Jednak w wypadku ostatniego z rekordów jest pewien kruczek. Podana liczba punktów odpowiada wszystkim elementom RGB, więc faktycznie znalazło się 3-krotnie mniej punków obrazowych. Najważniejszą dla nas informacją jest fakt, że monitor ma pełną rozdzielczość VGA, czyli 640 x 480 punktów obrazowych, co daje 307 tysięcy. Jeśli pomnożymy tę liczbę przez 3 kolory podstawowe RGB rachunek się zgodzi - da to 921 tysięcy. Jednak wszyscy producenci podają liczbę wszystkich punktów RGB, tak więc skok jakościowy w porównaniu z największą do tej pory rozdzielczością 230 tys. jest olbrzymi. Nie trzeba nikogo przekonywać, że przy rozmiarze ekranu wynoszącym 3 cale jakość obrazu nie pozostawia nic do życzenia. Jest to bardzo przy ocenie ostrości zdjęcia i wielkości szumu.
Monitor pozwala na korekcję jasności w 7-stopniowej skali. Bardzo ważne jest, że w czasie dokonywania zmiany wyświetlany jest klin szarości, czyli dziesięć pól od białego, poprzez odcienie szarości aż do czerni. Pozwala on na precyzyjne ustawienie jasności monitora w zależności od jasności otoczenia. Bardzo istotną cechą monitora jest prawidłowe widzenie obrazu w zakresie kąta 170°. Dzięki temu łatwo korzysta się z podglądu na żywo, choć przy podniesieniu aparatu nad głowę dobrze przysłonić od góry ekran, aby nie odbijało się od niego światło. Skoro mowa o podglądzie na żywo można żałować, że Nikon nie zdecydował się na wykorzystanie ekranu ruchomego, ale należy sobie zadać pytanie, ilu zawodowych fotografów by z niego korzystało.
Wszystkie informacje dotyczące ustawienia aparatu i parametrów fotografowania wyświetlane są na dwóch dodatkowych, czarno-białych monitorach. Umieszczono je odpowiednio na górnej ściance i pod monitorem kolorowym. Podział informacji na dwa wyświetlacze jest bardzo przydatny, między innymi dlatego że na tylnym, mniejszym ekranie przez cały czas podawane są informacje o wybranej czułości, formacie zapisu oraz balansie bieli. Pod ekranem znajdują się przyciski, które dają bezpośredni dostęp do ustawień wymienionych parametrów. Górny ekran przeznaczony jest do wyświetlania pozostałych informacji, w tym o wybranym programie i parametrach ekspozycji. Ilustracje przedstawiające wszystkie informacje wyświetlane na obu monitorach dołączymy do testu, jak tylko zostaną one udostępnione przez Nikona.
Lampa błyskowa
Zawodowe lustrzanki nie są wyposażane we wbudowaną lampę błyskową. To samo dotyczy Nikona D3. Nad wizjerem znalazła się natomiast gorąca stopka akcesoriów, do której można wpiąć także zewnętrzne lampy błyskowe. Oczywiście można korzystać z pełnego asortymentu lamp błyskowych i akcesoriów firmy Nikon. Jeśli do gniazda założymy lampę SB-800, SB-600 lub SB-400 do dyspozycji będziemy mieli zaawansowane sterowanie i-TTL realizowane przez 1005-polowy sensor RGB. Natomiast dla lamp SB-800, SB-600 oraz SB-R200 dostępne jest sterowanie bezprzewodowe (z poziomu lampy), synchronizacja z krótkimi czasami otwarcia migawki (poniżej 1/250 s), blokada wartości błysku oraz błysk modelujący.
Zasilanie
Do zasilania aparatu służy znany z modeli z serii "2" akumulator EN-EL4a lub EL4. Pierwszy z nich ma pojemność 2500 mAh i jest ukryty w uchwycie pionowym - można go wyjąć po odchyleniu i przekręceniu dźwigni znajdującej się na klapce zamykającej komorę baterii. Jest ona przymocowana szybkozłączem do boku akumulatora. Odpowiednia dźwignia pozwala na szybkie odpięcie klapki i zamocowanie jej w następnym akumulatorze.
Niestety nie mamy jeszcze danych dotyczących wydajności baterii. Nikon nie podaje takich informacji w specyfikacjach technicznych, a podczas wykonywania testu aparatu nie zdołaliśmy rozładować akumulatora. Po otrzymaniu egzemplarza finalnego uzupełnimy brakujące dane.
Do zestawu dołączana jest ładowarka MH-22 pozwalająca na jednoczesne ładowanie dwóch akumulatorów. Pokazuje ona także stopień naładowania lub szacunkowy czas ładowania. Choć nie należy ona do urządzeń małych, to z pewnością przyda się zawodowym fotografom, którzy podczas jednej sesji robią bardzo dużo zdjęć rozładowując więcej niż jeden akumulator. Szybkie naładowanie dwóch baterii dla takich osób to często klucz do sukcesu, gdyż w krótkim czasie są w pełni przygotowani do następnej akcji fotograficznej. Dodajmy jeszcze, że pełne ładowanie akumulatora zajmuje około 4 do 5 godzin.
Do zasilania "trójki" można także użyć zasilacza EH-6, który jest akcesorium dodatkowym. Niestety nie mieliśmy okazji sprawdzić jak się sprawuje.
Pamięć
D3 to pierwsza cyfrówka Nikona wyposażona w dwa gniazda kart pamięci. Trochę nas zaskoczył fakt, że zdecydowano się na zastosowanie dwóch takich samych slotów odpowiadających standardowi CompactFlash. Przyzwyczajeni do rozwiązania Canona, który zastosował gniazda CF i SD, w pierwszym momencie pomyśleliśmy, że takie rozwiązanie nie będzie do końca użyteczne. Tym bardziej, że jeśli któryś z fotografów miałby ochotę użyć jako zapasowe body bardzo lekkiego korpusu D80 i tak będzie musiał zainwestować w karty SD (przypomnijmy, że D80 wykorzystuje tylko takie karty). Jednak może pomyśl Nikona nie jest taki zły - przynajmniej nie trzeba kupować dwóch typów kart, a jeśli którąś z nich zapełnimy podczas fotografowania bierzemy pierwszą wolną i nie szukamy odpowiedniego typu. Najważniejsze, że oba gniazda obsługują standard UDMA, czyli pozwalają na bardzo szybki zapis danych i poprawną pracę aparatu z pamięcią fleszową o dużej pojemności.
Użycie jednocześnie dwóch kart pozwala na dużą swobodę zapisu zdjęć. Podobnie jak w wypadku "jedynek" Canona można prowadzić zapis ciągły, czyli po zapełnieniu jednej karty aparat automatycznie zaczyna zapisywać zdjęcia na drugiej, zapis równoległy, tworząc w ten sposób pełną kopię zapasową, lub rozdzielenie zapisu JPEG i NEF na poszczególne karty. Dostępne jest także kopiowanie plików pomiędzy kartami. Swoją drogą ciekawe, dlaczego Nikon zdecydował się na zastosowanie dwóch gniazd dopiero w zawodowym modelu trzeciej generacji. No, ale lepiej późno niż wcale.
Na pochwałę zasługuje sposób otwierania pokrywy komory kart pamięci. Jest dużo wygodniejszy niż w wypadku "zawodowców" Canona. Należy podnieść klapkę znajdującą się po lewej stronie pokrywy i nacisnąć znajdujący się pod nią przycisk. I to wszystko. Wystarczy do tego jeden ruch kciuka. Choć z rozwiązaniem tym spotkaliśmy się już w poprzednich modelach najbardziej zaawansowanych lustrzanek Nikona, to i tak uważamy, że należą się za nie duże brawa.
Złącza
W Nikonie D3 wszystkie gniazda zakryte zostały gumowymi zatyczkami przymocowanymi na stałe do korpusu. Piszemy o tym na początku części poświęconej złączom, gdyż w poprzednich modelach Japończycy zastosowali nakręcane zakrywki, które notorycznie ginęły. W opisywanym aparacie fotografowie nie powinni mieć z tym problemu. Nareszcie.
Gumowe zatyczki to nie jedyna nowość związana z łączami, jaką zauważymy w "trójce". Drugą jest znajdujące się pod dużą, gumową pokrywką gniazdo HDMI. Jak widać, Nikon postawił na wysoką jakość oglądanych zdjęć. Oprócz monitora o rozdzielczości VGA dołączył także gniazdo umożliwiające podłączenie aparatu do wyświetlaczy pracujących w standardzie HDMI. Nad tym złączem znajduje się tradycyjne gniazdo audio-wideo. Nie powinna nikogo dziwić obecność łącza audio, gdyż D3 pozwala na nagrywanie notatek głosowych. Pod tą samą klapką umieszczono jeszcze gniazdo zasilacza zewnętrznego.
Druga, mniejsza klapka kryje tylko jedno złącze - USB 2.0 Hi-Speed. Umieszczono je osobno, gdyż podczas korzystania z niego w czasie fotografowania można wykorzystać dołączoną do zestawu przystawkę zabezpieczającę kabel przed wyrwaniem z gniazda. Mocowana jest ona w widocznym na zdjęciu okrągłym otworze umieszczonym obok gniazda.
Na przedniej ściance znalazły się znane z poprzednich modeli gniazda synchronizacji i 10-punktowe pilota i akcesoriów. Pierwsze z nich pozwala na wyzwalanie zestawów studyjnych lamp błyskowych. Drugie pozwala podłączyć pilota służącego do sterowania pracą aparatu lub inne akcesoria, między innymi przystawkę GPS NMEA 0183 lub przekaźnik bezprzewodowy WT-4.
Podsumowanie działu
W tej części testu zaczęliśmy się zastanawiać, czy tak powinna być zbudowana idealna lustrzanka reporterska. Pewnie ktoś znajdzie jakieś niedostatki konstrukcji D3, jednak my musimy przyznać, że ich nie odkryliśmy. Można się zastanawiać, czy nie przydałaby się matryca o większej rozdzielczości, ale przecież EOS-1D Mark III ma o 2 Mp mniej, a to i tak wystarczy. Sporym niedopracowaniem jest przede wszystkim brak systemu czyszczenia matrycy. Z pewnością autofokus oparty na informacji z matrycy w trybie podglądu na żywo mógłby działać szybciej - i to są chyba najpoważniejsze zarzuty do testowanego nikona. Przypomnijmy jednak, że ani EOS-1D Mark III ani EOS-1Ds Mark III w ogóle nie zostały wyposażone w funkcję automatycznego ustawiania ostrości w trybie wyświetlania obrazu z matrycy na monitorze. Ciężko natomiast wymienić wszystkie zalety "trójki", ale z pewnością trzeba zacząć od matrycy FX, która pozwala także na stosowanie obiektywów typu DX. Trudno przy tym nie wspomnieć o bardzo dobrej jakości wizjerze, który wyszarza obszar kadru niebiorący udziału w powstawaniu obrazu po zmianie formatu zdjęcia. Monitor o ogromnej rozdzielczości także robi doskonałe wrażenie, choć szkoda, że nie jest obracany.
+ matryca pełnoklatkowa FX z możliwością zmiany formatu na DX lub 5:4
+ świetny wizjer z pełną informacją o parametrach fotografowania i możliwością wyszarzenia obszaru kadru niebiorącego udziału w powstaniu zdjęcia po przełączeniu w tryb niepełnoklatkowy
+ monitor o rozdzielczości 920 tys. punktów o kącie prawidłowego widzenia obrazu 170°
+ dwa gniazda kart pamięci CF
+ złącze HDMI
+ podgląd na żywo z możliwością automatycznego ustawienia ostrości w trybie detekcji fazy lub detekcji kontrastu
- brak systemu czyszczenia matrycy
- wolna praca autofokusa w trybie detekcji kontrastu podczas korzystania z podglądu na żywo