Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Zaprezentowany podczas konferencji w Convention Center hanowerskiego CeBitu egzemplarz lustrzanki Panasonic Lumix DMC-L1 to przedprodukcyjny prototyp, więc w produkcie seryjnym wiele może się jeszcze zmienić, ale zakładamy, że firma nie wprowadzi modyfikacji pogarszających osiągi czy ergonomię. Należy jednak wziąć na to poprawkę podczas lektury poniższych pierwszych wrażeń. Z tego powodu nie publikujemy zdjęć wykonanych opisywanym aparatem.
Na początku konferencji Joachim Reinhart (szef Panasonika na Europę) podsumował zeszłoroczne wyniki finansowe i nakreślił strategię na najbliższą przyszłość. Nas najbardziej zainteresował nacisk, jaki położono na fotografię cyfrową. W tej chwili cyfrówki są drugim priorytetem firmy po telewizorach plazmowych. Biorąc pod uwagę potencjał finansowy i technologiczny japońskiego giganta może to oznaczać wiele ciekawych nowych produktów. Pierwszy już prawie się zmaterializował - na Photokinie powinniśmy zobaczyć finalne egzemplarze Lumiksa DMC-L1, a niedługo potem aparat ma trafić do sprzedaży.
Lumix L1 jest duży, nawet bardzo duży. Jednak po wzięciu go do ręki byliśmy pozytywnie zaskoczeni jego wagą - aparat sprawia wrażenie solidnego, ale jest dość lekki, zwłaszcza biorąc pod uwagę gabaryty. L1 jest dobrze wyważony i ma gumowany, ergonomicznie profilowany uchwyt. Ze względu na wymiary będzie on z pewnością bardziej odpowiadał osobom o dużych dłoniach. Jedyny zarzut do ergonomii możemy mieć do niefortunnie umieszczonego poczwórnego "wybieraka" na tylnej ściance - znalazł się w miejscu, w którym łatwo o niego zawadzić podstawą kciuka. Brawa należą się natomiast za znakomicie oznaczony osobny przycisk podglądu głębi ostrości znajdujący się w wygodnym miejscu - pod kciukiem.
Panasonic Lumix DMC-L1 nie ma typowych pokręteł funkcyjnych, do których przyzwyczaili się już użytkownicy lustrzanek cyfrowych - zazwyczaj jedna była pod palcem wskazującym (z przodu), a druga pod kciukiem (w górnej części tylnej ścianki). Tutaj jest jedno pokrętło, ale umieszczone na tylnej ściance o osi równoległej do osi optycznej obiektywu (kręcimy nim w kierunku góra-dół, nie lewo-prawo) po prawej stronie ekranu LCD - służy ono między innymi do zmiany wartości przysłony po ustawieniu pierścienia na obiektywie w pozycji "A" lub podczas pracy ze szkłem bez pierścienia przysłony.
L1 aż się jeży od przycisków i przełączników. Przeznaczony dla zaawansowanych użytkowników aparat umożliwia bezpośredni dostęp do najważniejszych funkcji - trybu "napędu", pomiaru światła, balansu bieli, czułości, trybu pomiaru ostrości. Tradycyjny, nawet nieco anachroniczny dizajn z pewnością będzie odpowiadał fotografom lubiącym klasyczne aparaty, jednak ma on też jedną poważną praktyczną zaletę, którą powinni docenić wszyscy. Ponieważ Lumix DMC-L1 nie ma monochromatycznego wyświetlacza LCD na górnej płytce (tak jak większość cyfrowych lustrzanek z wyłączeniem modeli profesjonalnych), mogłoby się zdawać, że pod tym względem nie odbiega od konkurencji. Ale dzięki wyposażeniu obiektywu w zestawie w pierścień przysłon i umiejscowieniu na górnej płytce dużego pokrętła czasów z wyraźnie zaznaczonymi wartościami, fotografujący nie musi korzystać z tylnego LCD, żeby przypomnieć sobie aktualnie wybrane wartości tych dwóch parametrów - wystarczy rzut oka z góry i wszystko wiadomo. Krok wstecz okazał się więc krokiem naprzód. Nawet tryby ekspozycji ustawiamy tak jak kiedyś - na pokrętle czasów znajdziemy pozycję "A", która włącza automatykę czasów (przy korzystaniu z pierścienia przysłon). Jeśli Lumix DMC-L1 będzie oferował użytkownikowi programy tematyczne (w co wątpimy), nie są one w tej chwili dostępne bezpośrednio - nie z menu. To kolejny sygnał, że klientem docelowym dla tego produktu jest prawdziwy tradycjonalista.
Bardzo pozytywnie zaskoczył nas wizjer pierwszej lustrzanki cyfrowej marki Panasonic. Mimo że to właśnie układ celownikowy jest jedną z dwóch rzeczy, które L1 ma wspólne z Olympusem E-330 (drugą jest ultradźwiękowy filtr czyszczący matrycę) obraz w wizjerze jest znacznie jaśniejszy niż w E-330 (takie przynajmniej było nasze subiektywne wrażenie bez możliwości bezpośredniego porównania obu aparatów). Prawdopodobnie jest to skutek rezygnacji przez Panasonika z drugiej matrycy umożliwiającej podgląd na żywo bez konieczności podnoszenia lustra - półprzepuszczalne lustro kierujące obraz do CCD znajdujące się w układzie optycznym E-330 "zjada" trochę światła. Drugim wielkim plusem wizjera Lumiksa L1 jest znakomity "eye relief", czyli tzw. punkt oczny. Nie mieliśmy okazji zmierzyć dokładnej odległości od okularu, z jakiej widać cały kadr (łącznie ze znajdującym się po prawej wyświetlaczem parametrów), ale jest to wartość imponująca. Osoby fotografujące w okularach z pewnością nie będą miały z tym najmniejszych problemów. Na pierwszy rzut oka okular nieco niezgrabnie wystaje z tyłu aparatu, ale po chwili okazuje się, że ma to pewną zaletę - żeby dobrze widzieć, nie musimy przyciskać policzka do wyświetlacza LCD. Docenią to zwłaszcza osoby z dominacją lewego oka, które nie będą musiały zbytnio rozpłaszczać nosa na tylnej ściance.
Oczywiście nie możemy zapomnieć o nowym obiektywie marki Leica. Panasonic szczycił się tym, że aparaty cyfrowe firmy są wyposażane w obiektywy Leiki. Kiedy pojawiły się pierwsze plotki, a potem oficjalne informacje o pracach nad lustrzanką cyfrową, miłośnicy Systemu 4/3 zastanawiali się, czy zobaczymy sam aparat, czy zestaw z obiektywem, a jeśli to drugie, to jakiej marki będzie nowe szkło. Okazało się, że Leica jednak wejdzie w otwarty System 4/3. Na razie będzie to jeden obiektyw - jasny zoom sprzedawany w zestawie z L1. Leica D Vario-Elmarit 1:2.8-3.5/14-50 Asph. to odpowiednik Zuiko Digital 14-54 mm F2.8-3.5. Mimo nieco mniejszego zakresu ogniskowych szkło Leiki jest dużo większe od produktu Olympusa. Jest po temu kilka powodów - po pierwsze pierścień przysłon, ale przede wszystkim system optycznej stabilizacji obrazu Mega O.I.S. Ta druga cecha może być jednym z najważniejszych argumentów skłaniających obecnych użytkowników Systemu 4/3 do skuszenia się na zestaw lustrzanka Panasonika plus szkło Leiki. Niestety z korpusami Olympusa będzie działał tylko jeden tryb Mega O.I.S. - ciągłej stabilizacji obrazu. Natomiast z Panasonikiem L1 będzie można skorzystać również z trybu stabilizującego obraz dopiero w momencie naciśnięcia spustu migawki.
Obiektyw sprawia bardzo solidne wrażenie. Pierścień zmiany ogniskowych chodzi co prawda trochę sucho (co może jeszcze zostać poprawione w egzemplarzach produkcyjnych), ale pierścień przysłon był bardzo miłym zaskoczeniem - zaskakuje co pół działki i kręci się z odpowiednim oporem. Ręczne ostrzenie działa na takiej samej zasadzie jak w obiektywach Zuiko Digital - dzięki systemowi "fly-by-wire". Co prawda, jak już wielokrotnie podkreślaliśmy, mieliśmy do czynienia z egzemplarzem przedprodukcyjnym, ale zakładamy, że gorzej nie będzie, więc możemy chyba napisać, że bardzo pozytywnie zaskoczyła nas praca systemu AF. Autofocus był szybki i pewny.
Takie są nasze pierwsze wrażenia z bliższego obcowania z działającym prototypem lustrzanki Panasonic Lumix DMC-L1. Z pewnością zapowiada się ciekawie - z niecierpliwością czekamy na seryjne egzemplarze. Już wkrótce opublikujemy wywiad z panem Michiharu Uematsu zajmującym w Panasoniku stanowisko Manager of Products Planning Group at DSC Business & Development Center. Rozmawialiśmy z nim między innymi o współpracy z Olympusem i zaangażowaniu Panasonika w System 4/3. Polecamy.
Poniżej zamieszczamy więcej zdjęć Panasonika Lumix DMC-L1 wykonanych podczas oficjalnej europejskiej premiery i kilka dodatkowych zdjęć dostarczonych przez producenta.
Dziękujemy firmie Panasonic Polska za zaproszenie na europejską premierę prototypu opisywanego aparatu. Szczególne podziękowania należą się Panu Radkowi Jaworskiemu za pomoc i opiekę jaką roztoczył nad naszym wysłannikiem.