Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Kolejna, piąta już inkarnacja popularnej „setki” ma być aparatem kompletnym. „Poprawiliśmy prawie wszystko” - przekonują nas inżynierowie - sprawdźmy więc, jak im poszło…
X100 to niezwykle lubiana i ceniona seria zaawansowanych kompaktów, które urzekają nie tylko świetnym wzornictwem ale i możliwościami. Wzorowane na klasycznych analogowych dalmierzach chętnie wybierane są nie tylko przez fanów dobrego designu, którzy szukają poręcznego aparatu do codziennej fotografii, ale również, a może nawet przede wszystkim, pasjonatów fotografii ulicznej i reportażowej, którzy widzą w X100 szybkie i dyskretne narzędzie pracy.
Zmiany, jakie wprowadzono w modelu Fujifilm X100V objęły zarówno ergonomię, jak i kluczowe podzespoły. Przełożyć ma się to nie tylko na wygodniejszą pracę, ale również szybkość, wydajność i w końcu jakość rejestrowanego obrazu. W jeszcze solidniejszym body umieszczono nową matrycę, poprawiono m.in. AF, wizjer, tryb seryjny i filmowy... w końcu udoskonalono również układ optyczny, który zdaniem wielu był piętą achillesową aparatu.
Fujifilm X100V to absolutna nowość i nawet polski oddział producenta nie dysponuje jeszcze sprzedażowym egzemplarzem aparatu. W nasze ręce trafił model już w pełni sprawny, ale przez Fujifilm określany jako niefinalny. Nie możemy więc publikować wykonanych zdjęć, możemy jednak podzielić się wrażeniami z użytkowania. Oto nasze pierwsze wnioski.
Sama bryła aparatu od samego początku nie uległa zmianie a kolejne generacje różnią w zasadzie niuanse stylistyczne. Waga i wymiary są bardzo zbliżone, podobnie jak wykorzystane materiały - po raz pierwszy jednak, wykonany z lekkich stopów i dobrej jakości tworzyw sztucznych szkielet został również uszczelniony. Tak przynajmniej wynika z zapewnień producenta, i o ile komora baterii i karty (jeden slot SD) faktycznie chroni uszczelka, podobnego zabezpieczenia nie znaleźliśmy już w przypadku klapki złącz (Fujifilm zastrzega też, że pełną odporność korpus osiąga dopiero z filtrem ochronnym PRF-49). Generalnie aparat wykonano jednak bardzo starannie, a producent lubi podkreślać, że seria X100 produkowana jest w Japonii, a nie w Chinach.
Poważne zmiany zaszły też na tylnej ściance. Przede wszystkim nie znajdziemy tam już kierunkowych przycisków funkcyjnych. Ich rolę, podobnie jak w nowych modelach z serii XT i X-Pro, przejmuje umieszczony wygodnie pod kciukiem joystick. I wygląda na to, że robi to z powodzeniem, bo dublowanie nawigacji wcale nie ułatwia szybkiej obsługi.
Do dyspozycji nadal mamy 6 programowalnych przycisków (57 funkcji do wyboru), szybkie menu (max 12 funkcji, sami je komponujemy), dwa pokrętła sterowania (które można dodatkowo wciskać), 4 gesty na dotykowym ekranie (52 funkcje do wyboru), oraz manualne pokrętła czasu, przysłony i czułości… Naprawdę trudno narzekać!
Tylny panel bez wybieraka zyskuje też wizualnie a jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, byłaby to raczej wciąż zbyt śliska, błyszcząca okleina czy zbyt miękkie przednie i tylne pokrętło. W wersji V przycisk Q jest też niemal wklęsły i wylądował na samym skraju korpusu, zrezygnowano też z przycisku View Mode, zmuszając nas do grzebania w menu głównym.
Druga ważna zmiana to pojawienie się mechanizmu odchylanego ekranu. To ukłon w stronę amatorów, którzy cenią sobie wszelkie udogodnienia. Ci, którzy szukają tańszej alternatywy dla aparatów z czerwoną kropką stawiają raczej na minimalizm. Ekran ładnie licuje się z tylną ścianką i jest bardzo sztywny, przez co cała konstrukcja nadal jest bardzo zwarta. To z pewnością zmiana plus, która kreatywnych fotoamatorów ucieszy nie wadząc jednocześnie tradycjonalistom.
Sam ekran ma teraz większą rozdzielczość (1,62 Mp względem 1,04 w X100F) i jest oczywiście dotykowy. Posłuży więc do obsługi gestów (przywoływanie przypisanej funkcji po przesunięciu palcem w wybranym kierunku), wyboru punktu AF i wyzwalania migawki. Nadal jednak jego funkcje są ograniczone, a przecież aż prosi się, by kafelkowe podręczne menu obsługiwać właśnie dotykowo.
Na długiej liście usprawnień znalazł się oczywiście również wizjer – unikalna konstrukcja hybrydowa stosowana wyłącznie w serii X100 oraz X-Pro. Celownik może działać w trybie optycznym z podświetlaną ramka, parametrami i korekcją paralaksy, lub klasycznym cyfrowym, na który składa się teraz już 3,69 milionów punktów (2,3 Mp w X100F). I trzeba przyznać, że w dobrych warunkach oświetleniowych naprawdę można się pomylić, i potrzeba chwili by zorientować się, w którym trybie obecnie pracuje. W słabszym świetle nadal jest ostry i klarowny, ale rozpoznajemy już obraz widziany przez matrycę – jest po prostu jaśniejszy. O ile w przypadku pierwszych generacji X100 korzystałem w zasadzie wyłącznie z wizjera optycznego, teraz z pewnością korzystał bym wyłącznie z trybu EVF.
Czyli to co ciekawi chyba najbardziej. I najbardziej w tym aparacie zaskakuje. X100V uruchamia się po prostu natychmiastowo, błyskawicznie przekazuje podgląd do wizjera i jest gotowy do wyzwolenia migawki w zasadzie już w chwili startu. Precyzyjnie zmierzymy to przy okazji pełnego testu, ale szybkie „wrażeniowe” porównanie pokazuje, że pod tym względem może przebijać nawet topowego X-Pro3.
Aparat generalnie jest bardzo „żwawy”. W trybie zdjęć pojedynczych migawkę możemy bez opóźnień wyzwalać wciskając spust raz za razem – ucieszy to fanów fotografii reportażowej, którzy nie koniecznie lubią zdawać się na superszybkie tryby seryjne i godzinami szukać później tej jednej klatki spośród setek podobnych ujęć. I tu jeszcze dwie uwagi. Po pierwsze, aparat jest pod tym względem zdecydowanie bardziej sprawny niż X-Pro3, po drugie, wyraźnie szybszy w trybie wizjera optycznego. Nie wiemy z czego może wynikać ta zależność.
Co ważne aparat sprawnie się też wybudza. W przypadku wcześniejszych wersji normą (i obiektem żartów) był fakt, że szybciej podniesiemy aparat z uśpienia dźwignią ON/OFF niż poprzez wciśniecie spustu migawki.
Kolejny punkt to oczywiście autofocus. Tu będziemy i chwalić i ganić. Nowy system oparty o 425 punktów jest faktycznie bardzo czuły i działa również w słabym świetle, ale nadal zachowuje się jak typowa detekcja kontrastu – przeszukując zakres „skacze” w przód i w tył zanim zablokuje ostrość na wybranym punkcie. Jest szybki i raczej się nie myli, ale mało płynny sposób „dochodzenia” do tej ostrości jest nieco irytujący.
X100V nie bryluje też w trybie Live View – od momentu wskazania punktu palcem na ekranie do wyzwolenia migawki mija dłuższa chwila – w przypadku aparatów Olympus, Lumix czy Canon dzieje się to natychmiast. Bardzo łagodnie wyrazimy się też mówiąc, że pewien niedosyt pozostawia tryb ostrzenia ręcznego. Precyzyjne ustawienie ostrości ułatwia tryb zoom i focus peaking, ale pokonanie zakresu od pierwszego planu do nieskończoności wymaga czterech pełnych ruchów nadgarstka. Generalnie, trzeba się „nakręcić”.
By zakończyć tę część optymistycznie, warto wspomnieć o trybie wykrywania twarzy i oka. X100V pozwala ustawić priorytet oka (na lewe lub prawe), radzi sobie z okularnikami i nie przestaje śledzić fotografowanej osoby nawet gdy stoi względem nas pod dużym kątem. To funkcja zdecydowanie przydatna i skuteczna.
Kolejna ważka kwestia to oczywiście wydajność bufora. Mówiąc krótko, jest nieźle. 26-milionowe zdjęcia możemy rejestrować z maksymalną prędkością 11 kl./s (20 w trybie migawki elektronicznej) i z pełną prędkością zapiszemy 39 plików JPEG, 18 RAW i 16 par JPEG+RAW. Co ważne, buforowanie nie blokuje funkcji aparatu, i choć szybkość rejestracji spada o połowę, X100V nie przestaje robić zdjęć.
Dla porządku: do testu użyliśmy szybkiej karty Sony 64 GB SDXC II U3 Class 10 (R:300; W:299 MB/s). W przypadku wolniejszych nośników, osiągi mogą oczywiście ulec zmianie.
Fujifilm X100V to bez wątpienia spory postęp i najlepszy aparat w serii. Takie przynajmniej pozostawia wrażenie po jednym dniu fotografowania. To wygodna obsługa, jeszcze lepszy wizjer, i przede wszystkim superszybka praca pod niemal każdym względem.
Dla ostatecznej oceny kluczowe znaczenie będzie miała oczywiście jakość obrazu, a tu oczekiwania są duże. I nie chodzi tylko o możliwości sensora - tu zapewne można spodziewać się jakości analogicznej do X-T3 i X-Pro3 - ale przede wszystkim obiektywu Fujinon 23 mm f/2. Producent nareszcie zdecydował się przeprojektować układ optyczny (dodatkowy element asferyczny) bo to właśnie ostrość zdjęć na brzegach i przy pełnym otworze przysłony była najczęstszym obiektem narzekań użytkowników.
Czy X100V okaże się więc faktycznie aparatem „kompletnym”? Przekonamy się o tym już niedługo. Z pewnością daje mnóstwo radości z fotografowania!