Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
84%
Kompaktowy EOS M50 to tylko z pozoru korpus kierowany do początkujących. Bogata funkcjonalność, obecność złącza mikrofonowego i przystępna cena czynią go obecnie jedną z najciekawszych pozycji na rynku dla świadomych amatorów i vlogerów. Sprawdzamy, jak radzi sobie w praktyce.
Bezlusterkowemu systemowi EOS M wiele brakuje do doskonałości. Nie mamy profesjonalnych korpusów, ani jasnych obiektywów, a dotychczasowym modelom trudno było dobrze wstrzelić się w zapotrzebowania określonych grup fotografów. Raz brakowało wizjera czy istotnych funkcji, innym razem cena wydawała się nazbyt wygórowana względem oferowanych możliwości. Wygląda jednak na to, że Canon nareszcie zaprezentował aparat, który wręcz idealnie odpowiada zapotrzebowaniom średnio-zaawansowanego amatora czy osób zajmującym się nagrywaniem materiałów na potrzeby vlogów, a do tego nie nadszarpnie zanadto budżetu.
Otrzymujemy więc 24-milionową matrycę CMOS (zakres czułości ISO 100 - 51200) w formacie APS-C, wspieraną najnowszym procesorem DIGIC 8, który to pozwoli nam na fotografowanie serią z prędkością aż 10 kl./s (7,4 kl./s w przypadku ciągłego AF), szybki, 143-punktowy autofokus w technologii Dual Pixel AF, obracany ekran dotykowy oraz wizjer elektroniczny, który znacznie podnosi kulturę pracy.
Nie można też zapomnieć o możliwości nagrywania filmów w jakości 4K, która pojawia się po raz pierwszy amatorskiej konstrukcji producenta. Ograniczeni będziemy tu co prawda współczynnikiem cropa na poziomie 1,6 x i autofokusem opartym o detekcję kontrastu, niemniej jednak jest to ważna i potrzebna aktualizacja, na którą czekaliśmy już od dłuższego czasu
Na rynku EOS M50 o pozycję konkuruje z takimi modelami jak Sony A6000, Fujifilm X-T100 oraz wyposażonymi w mniejsze matryce (Mikro Cztery Trzecie) aparatami Olympus OM-D E-M10 Mark III i Pansonic GX80. Wszystkie z nich cieszą się bardzo dobrymi opiniami użytkowników, rywalizacja nie będzie więc łatwa. Jak zwykle jednak o popularności i przydatności danego modelu zadecydują szczegóły konstrukcji, a tutaj M50 może wygrywać choćby wspomnianą obecnością złącza mikrofonowego.
Na polskim rynku za aparat w zestawie z obiektywem kitowym 15-45 mm zapłacimy 2899 zł. Samo body kupimy z kolei już za około 2550 zł.
Canon EOS M50 - kompaktowy bezlusterkowiec z wbudowanym wizjerem, filmami 4K i złączem mikrofonowym
Canon EOS M50 - pierwsze wrażenia
Nazwa
Canon EOS M50
Producent
Canon
Typ aparatu
bezlusterkowiec
Matryca
APS-C CMOS (Canon - 22,4 x 15 mm)
Efektywna rozdzielczość
24 Mp
Matryca
APS-C
Czułość
ISO 100 ISO 200 ISO 400 ISO 800 ISO 1600 ISO 3200 ISO 6400 ISO 12800 ISO 25600 ISO 51200 (rozszerzona)
Procesor
DIGIC 8
Rozdzielczość maksymalna
6000 x 4000
Formaty obrazu
3:2 4:3 16:9 1:1
Formaty zapisu
RAW JPEG RAW + JPEG
Balans bieli
auto manualny ustawienie w Kelvinach ustawienia predefiniowane
Mocowanie obiektywu
Canon EF-M
Kontrola błysku
Auto Manual Redukcja efektu cz. oczu Synchronizacja z długimi czasami Synchronizacja na drugą kurtynę migawki wymuszona (błysk wypełniający)
Lampa błyskowa
wbudowana
Stabilizacja
w obiektywach
Synchronizacja z lampą
1/200 s
Tryby ekspozycji
auto P, A, S, M scenerie Bulb
Karta pamięci
SD/SDHC/SDXC
Kompensacja ekspozycji
+/- 3 EV, w skoku co 1/3 EV
Migawka
1/4000 - 30 s
Blokada ekspozycji
półpozycja spustu migawki przycisk AEL
Bracketing ekspozycji
3 kadry +/- 0,3 EV
Zdjęcia seryjne
2.5 kl/s
Pomiar światła
matrycowy centralnie-ważony punktowy punktowy rozszerzony
Samowyzwalacz
Tak
Pomiar ostrości
Detekcja fazy (Dual Pixel AF), 143 punkty AF
Tryb pracy AF
pojedynczy AF ciągły AF ustawienie ręczne (MF) wykrywanie twarzy AF dotykowy wykrywanie oka
Blokada ostrości
półpozycja spustu migawki
Wizjer
wizjer elektroniczny 2 360 000 punktów
Ekran LCD
3-calowy obrotowy dotykowy 1 040 000 punktów
Rejestracja filmów
Full HD 60 kl/s 4K 30 kl/s HD 720p 120 kl./s
Złącza
USB 2.0 microHDMI gniazdo mikrofonu Wi-Fi
Pilot
możliwość sterowania przez Wi-Fi
GPS
Nie
Zasilanie
akumulator litowo-jonowy LP-E12
Wydajność zasilania
235 zdjęć (wg CIPA)
Wymiary
116 x 88 x 59 mm
Waga
390 g
Stopka akcesoriów
tak
Gwint statywu
Tak
EOS M50 to korpus, który staje się swego rodzaju pomostem między zupełnie amatorskim modelem M100, a bardziej zaawansowanymi modelami EOS M5 i M6. Przy bezpośrednim porównaniu zauważamy, że nowy aparat to widocznie bardziej amatorski model od topowego jak na razie EOS-a M5. Otrzymujemy mniej fizycznych przycisków i pokręteł (możliwość kontroli tylko jednego parametru ekspozycji jednocześnie), które są w dodatku nieco mniejsze - podobnie zresztą jak grip. Podobnie jak w modelu M5, tu też nie uświadczymy uszczelnień, jednak sama obudowa wydaje się nieco bardziej „plastikowa” w dotyku, a przez to prawdopodobnie także nieco mniej wytrzymała.
EOS M50 (po lewej) to widocznie bardziej amatorski model od topowego EOS-a M5, nie można jednak powiedzieć, że jest to pozycja stricte budżetowa
W żadnym wypadku nie odnosimy jednak wrażenia obcowania z produktem budżetowym. Aparat stylistyką wpasowuje się w dotychczasowe modele w linii EOS M, jest wzorowo spasowany i wyważony, a poszczególne przyciski oraz pokrętła są dobrze wyczuwalne i stawiają właściwy opór, a dzięki wygodnego gripowi o podkładce na kciuk korpus bardzo wygodnie leży w dłoni. Nie można zapomnieć też o wyjątkowo “kompaktowych” gabarytach. Mierząc 116 x 88 x 59 mm i ważąc 390 g, bez problemu zmieści się do kieszeni kurtki czy na przykład niewielkiej damskiej torebki, a nie zapominajmy, że jest to aparat z matrycą APS-C.
Na uwagę zasługuje także obecność złącza mikrofonowego oraz microHDMI, które docenią filmowcy oraz fizyczny przycisk pozwalający na błyskawiczne przejście do ustawień łączności bezprzewodowej. Niestety Canon nadal nie pozwala na ładowanie baterii w aparacie poprzez złącze USB, co zapewne byłoby mile widziane przez osoby, które dużo czasu spędzają w terenie, na przykład vlogerów, do których wydaje się być przecież adresowany model M50.
Sama obsługa sprowadza się do jednego pokrętła funkcyjnego i kilku przycisków na tylnej ściance. Z pozoru otrzymujemy niewiele, ale dobre rozplanowanie funkcji i świetne wsparcie dotykowego ekranu sprawiają, że kultura pracy z aparatem nie odbiega bardzo od tego, co do zaoferowania mają wyższe modele z serii. Zawsze powtarzamy, że kto jak kto, ale Canon wie jak tworzyć ergonomiczne, wygodne korpusy.
Żeby nie musieć korzystać z ekranu dotykowego, brakuje jedynie dedykowanego przycisku ISO, ale jego funkcję bez problemu przypiszemy do przycisku funkcyjnego M-Fn, lub któregokolwiek z 7 konfigurowalnych przycisków. Jak na aparat amatorski, EOS M50 oferuje więc całkiem duże możliwości personalizacji.
Menu personalizacji modelu EOS M50. Własne funkcje możemy przypisać aż do 7 przycisków na obudowie
Jak zwykle w przypadku aparatów Canon otrzymujemy logiczne posegregowane, przejrzyste menu, wspierające obsługę dotykową. Co prawda standardowo w aparacie włączone jest uproszczone menu, wraz z opisami każdej zakładki, które ma być bardziej przystępne dla początkujących i które ze względu na konieczność wykonywania dodatkowych czynności oraz jaskrawą oprawę graficzną może irytować osoby jakkolwiek bardziej doświadczone, ale na szczęście w opcjach aparatu możemy włączyć zwykły wygląd menu. Tutaj już trudno o jakiekolwiek problemy. Ułożenie poszczególnych pozycji zapamiętamy już po kilku chwilach z aparatem, a opisy każdej z nich nie budzą wątpliwości.
Menu główne aparatu Canon EOS M50 jest wygodne, przejrzyste i pozwala na sterowanie za pomocą ekranu dotykowego
Równie dobrze prezentuje się podręczne, dotykowe menu Q, z którego to będziemy korzystać w większości przypadków. Rozwijany już od kilku lat układ bazujący na dwóch pionowych zestawach ikon pozwoli nam na błyskawiczną kontrolę 11 najważniejszych funkcji aparatu, co sprawia, że ograniczenia wynikające z ergonomii przestają sprawiać nam jakikolwiek problem. Dostęp do większości parametrów uzyskujemy bowiem za pomocą 2-3 kliknięć. Szkoda jedynie, że układu menu podręcznego nie możemy personalizować.
Podręczne menu Q aparatów Canon to prawdopodobnie najwygodniejszy układ tego typu na rynku. Otrzymujemy możliwość szybkiej kontroli aż 11 ustawień. Niestety pozycji menu w tym modelu nie możemy konfigurować.
Jednym z najistotniejszych elementów konstrukcji jest zaczerpnięty z modelu M5 wbudowany wizjer elektroniczny o rozdzielczości 2 359 000 punktów, który pojawia się po raz pierwszy w amatorskiej konstrukcji z linii EOS M. Jest on wystarczająco duży, by praca z aparatem była wygodna, a punkt oczny 22 mm sprawia, że nie będzie sprawiał problemów osobom noszącym okulary. Pochwalić należy też jego kontrastowość, wierne odwzorowanie ekspozycji i płynność wyświetlanego obrazu. Problemy z “lagami” nie występują nawet w słabym świetle.
Nie mogło zabraknąć też obracanego, 3-calowego ekranu dotykowego, który jest już stałą pozycją w segmencie amatorskich modeli producenta. Ekran jest obracany, a nie odchylany, ale dla większości użytkowników to lepiej. Odwracając go w stronę korpusu, zapewnimy mu dodatkową ochronę podczas transportu, a możliwość wychylenia go do przodu docenią wszyscy, którzy szukają aparatu do filmowania. Na pochwałę zasługują także powłoki antyodblaskowe - ekran jest czytelny nawet w mocnym słońcu, choć trzeba przyznać, że czasem przydałoby się mocniejsze podświetlenie.
Monitor ma standardową rozdzielczość 1,04 Mp i bardzo precyzyjnie odwzorowuje kolorystykę zdjęć, co pozwala rzetelnie ocenić zdjęcia już na etapie fotografowania. Przejawia co prawda delikatną tendencję do przesadnego rozświetlania zdjęć (o około 0,3-07 EV), ale w większości sytuacji nie przysporzy nam to problemów. Trzeba jedynie pamiętać, by w trudnych dla światłomierza sytuacjach, takich jak np. fotografowanie na śniegu, plaży czy nocą, nie zawierzać temu, co pokazuje ekran i delikatnie podnieść ekspozycję.
Na ogromną pochwałę zasługują za to funkcje dotykowe i nie jest to zresztą niespodzianką. Tak, jak we wszystkich modelach Canona, dotykowe sterowanie jest szybkie, precyzyjne i wygodne, a dotykowy interfejs trybu Live View należy do jednych z najbardziej udanych na rynku.
Tak, jak we wszystkich najnowszych aparatach Canona i tutaj otrzymujemy zestaw funkcji bezprzewodowych. System ich obsługi należy do najlepszych i najwygodniejszych na rynku i pozwala nie tylko na najbardziej popularne parowanie aparatu ze smartfonem, ale także na wysłanie zdjęć bezpośrednio do drukarki czy dysku w chmurze. Poza tym jest to też pierwszy w systemie EOS M aparat wspierający program EOS Utility, co oznacza wygodny tethering i możliwość sterowania wszystkimi funkcjami aparatu z poziomu komputera. Co ciekawe, model M50 nie oferuje możliwości przesyłania zdjęć na inne aparaty, ale dla doskonałej większości użytkowników nie będzie to palącym problemem.
Wygląd aplikacji Canon Camera Connect
Samo parowanie aparatu z urządzeniami mobilnymi przebiega bardzo sprawnie i szybko. Nie mamy problemów z utratą połączenia, a aparat bardzo szybko reaguje na zmiany w ustawieniach wprowadzane za pośrednictwem aplikacji, praktycznie nie widać też opóźnienia w podglądzie na żywo. Do tego pojawiła się nowa funkcja, pozwalająca na przesyłanie zdjęć z aparatu na bieżąco, podczas fotografowania. Trzeba przyznać, że i w tym wypadku Canon poradził sobie bardzo dobrze. Trzeba tylko pamiętać, że utrzymywanie stałej łączności Bluetooth negatywnie wpłynie zarówno na baterię smartfona, jak i nowego Canona.
Aplikacja mobilna jest prosta w obsłudze i przejrzysta, a co najważniejsze szybka i wygodna. Podgląd zdjęć ładuje się bardzo szybko, otrzymujemy możliwość łatwego podejrzenia danych EXIF oraz eksportu wielu plików na raz. Jeśli zaś chodzi o fotografowanie, mamy do dyspozycji główne parametry ekspozycji i możliwość sterowania punktem AF.
Nowy Canon jest w stanie wykonać zdjęcie już w czasie 1,2 sekundy od włączenia. W segmencie bezlusterkowców, a szczególnie amatorskich, to naprawdę bardzo dobry wynik. Wystarczy wspomnieć chociażby długo uruchamiające się “profesjonalne” modele Sony czy Fujifilm. Należy jednak mieć na uwadze, że w przypadku obiektywu kitowego, będziemy musieli jeszcze ręcznie zwolnić jego blokadę, co sprawia, że w przypadku podstawowego zestawu nie będziemy tak szybcy, jak pozwalałby na to korpus.
W przypadku obiektywu kitowego, konieczność zwolnienia blokady obiektywu znacznie wydłuża czas pełnego uruchamiania aparatu
Sam aparat należy jednak pochwalić za ogólną szybkość działania. Nie obserwujemy żadnych opóźnień względem kontroli parametrów a wyświetlaniem informacji na ekranie, a podgląd zdjęć wczytuje się błyskawicznie. Mimo że jest to model amatorski, kultura pracy stoi na poziomie wyższej klasy aparatów.
EOS M50 nie ma się także czego wstydzić pod względem trybu seryjnego. Fotografować możemy z prędkością 10 kl./s w trybie pojedynczym i 7,5 kl./s w trybie AF-C - uchwycenie szybkiej akcji nie powinno być więc problemem. Niestety wyniki te przyćmiewa pojemność bufora. Nawet korzystając z szybkiej karty SDHC UHS-II, w serii wykonamy maksymalnie 30 zdjęć JPEG i 9 zdjęć RAW (11 w przypadku nowego formatu C-RAW, który zapisuje zdjęcia w 40% mniejszych plikach). Tak więc serią będziemy mogli fotografować maksymalnie przez 3 sekundy, a co dosyć zaskakujące, wyniki te nie poprawiają się w przypadku wolniejszej prędkości serii, podczas korzystania z ciągłego AF (24 zdjęcia JPEG i 9 zdjęć RAW). Na szczęście opróżnienie bufora trwa jedyne 5-7 sekund.
Do mocnych stron aparatu nie należy także niestety wydajność zasilania. Według danych producenta, na jednym ładowaniu wykonamy jedynie około 235 zdjęć. W praktyce, przy umiarkowanie intensywnym korzystaniu z podglądu zdjęć jesteśmy w stanie wycisnąć z aparatu nieco więcej (300-400 zdjęć) nadal są to jednak wyniki przeciętne, nawet jak bezlusterkowca. Warto korzystać z trybu Eco, który szybko wyciemnia ekran, a w przypadku krótkiej bezczynności usypia aparat.
Narzekać nie możemy jednak na system AF. Oparty o detekcję fazy system Dual Pixel AF działa tak samo dobrze jak w bardziej zaawansowanych konstrukcjach producenta. Ostrzy błyskawicznie i pewnie, nieźle radzi sobie ze śledzeniem obiektów i jest w pełni użyteczny także w słabym świetle, choć w tym wypadku akurat zdarza mu się sporadycznie oszukiwać z potwierdzeniem ustawienia ostrości w danym miejscu.
Co ciekawe jest to w zasadzie najbardziej zaawansowany układ AF w całej bezlusterkowej serii EOS M, przynajmniej jeśli chodzi o liczbę punktów autofokusu i pokrycie kadru. W przypadku najnowszych obiektywów, otrzymamy ich aż 143 i będą one pokrywać 100% kadru. Ale nawet w przypadku pozostałych szkieł otrzymać mamy skuteczność lepszą niż w modelu M5. Pokrycie kadru będzie identyczne (80% w pionie i w poziomie), ale dostępnych będziemy mieli aż 99 punktów AF (względem 49 w modelu EOS M5), co powinno przełożyć się na większą precyzję ostrzenia.
Seria JPEG w trybie AF-C
Jeśli chodzi o śledzenie obiektów w trybie ciągłym AF-C, korzystając z obiektywu kitowego 15-45 mm f/3.5-6.3 IS STM uzyskamy naprawdę wysoką skuteczność, sięgającą 90%. Musimy jednak liczyć się z pewnymi ograniczeniami. Po pierwsze, śledzący AF dość słabo radzi sobie gdy obiekty na które kierujemy aparat zajmują stosunkowo niewielką powierzchnię kadru (pierwsze zdjęcia w serii), a po drugie, w przypadku trybów preselekcji i trybu seryjnego aparat dość wolno reaguje z dostosowaniem parametrów ekspozycji. Jeżeli jednak brać pod uwagę samą skuteczność blokowania AF w tym trybie, jest bardzo dobrze, a wrażenie robi szczególnie szybka reakcja gdy obiekty znajdują się już blisko aparatu.
Dotykowy autofokus działa błyskawicznie, a dodatkowym udogodnieniem będzie możliwość zamienienia ekranu w “joystick” AF w przypadku spoglądania przez wizjer.
Ważną nowością jest pojawienie się funkcji śledzenia oka, która zawitała do bezlusterkowców Canona po raz pierwszy. I tu też należą się pochwały. System działa bardzo sprawnie, a dodatkowo możemy wybrać, na które oko ustawiana ma być ostrość, co znacznie ułatwi pracę w przypadku sesji portretowych. Niestety funkcja ta będzie niedostępna w przypadku ostrzenia ciągłego AI Servo.
Podobnie jak w większości najnowszych korpusów Canon otrzymujemy cztery tryby pomiaru światła: matrycowy (wielosegmentowy), punktowy rozszerzony (skupiony), punktowy i centralnie ważony uśredniony. Jak zwykle, w większości sytuacji najlepiej sprawdzi się pomiar matrycowy. Przejawia on niekiedy delikatną tendencję do niedoświetlania zdjęć, ale dzieje się to raczej wyłącznie w sytuacjach trudnych dla systemów pomiaru, takich jak fotografowania na piasku czy przy jednolitych tłach. Problematyczny wydaje się jedynie pomiar punktowy, gdyż obszar pomiaru nie jest wcale punktem, a zajmuje duży obszar w środku kadru, przez co niemożliwe będzie wcelowanie z pomiarem w przypadkiem drobnych struktur.
Największym chyba brakiem konstrukcji i rzeczą, która przeczy idei bezlusterkowca jest bezgłośna migawka elektroniczna, a dokładnie jej uboga implementacja. Choć ta wreszcie zawitała do systemu M, to jej możliwości są znacznie ograniczone. Dostępna jest ona wyłącznie w trybie Scen, gdzie będziemy musieli zdać się na pełną automatykę aparatu, a szkoda. W każdym z konkurencyjnych aparatów funkcja ta oferuje znacznie więcej możliwości.
Zawiedliśmy się także na okrojonym trybie Auto ISO, który nie pozwala nawet na określenie maksymalnej długości czasu migawki dla danych ustawień. Zdajemy sobie sprawę, że to aparat amatorski, ale dobrze wiemy, że problemu z udostępnianiem tej funkcji w niższych modelach nie mają konkurencji, jak na przykład Fujifilm, Olympus czy Panasonic.
Aparat należy pochwalić za świetny silnik JPEG, który sprawia, że zdjęcia prosto z aparatu są kontrastowe, a barwy soczyste, dzięki czemu, jeśli co do zdjęć nie mamy bardzo ambitnych planów, obróbkę będzie można ograniczyć do minimum, o ile oczywiście poprawnie naświetlimy zdjęcie.
Niestety systemowe szkła EF-M, w tym dołączany do zestawu obiektyw kitowy odznaczają się przeciętną jakością. Warto zastanowić się nad dokupieniem adaptera i szkieł z systemu EF, co otworzy przed nami znacznie szersze możliwości, zwłaszcza że kontrola szkieł za jego pośrednictwem wypada nad wyraz dobrze. W sprzedaży jest zresztą zestaw, w którym oprócz obiektywu kitowego, znajdziemy także wspomniany adapter oraz obiektyw 50 mm f/1.8 IS STM, który w przypadku modelu EOS M50 da nam ekwiwalent 75 mm, co będzie bardzo atrakcyjnym wprowadzeniem w świat fotografii portretowej czy detalu z przyjemnym dla oka rozmyciem obrazu. Wykonaliśmy nim większość ze zdjęć w tym dziale.
Jak zwykle Canona należy pochwalić za bardzo dobrą, naturalną reprodukcję tonów skóry. Niezależnie od oświetlenia, cera prezentuje się zdrowo, bez zauważalnych wyszarzeń czy podbicia konkretnych tonów - po prostu ładnie.
Aparat dość przeciętnie wypada pod względem pracy w słabym świetle, a konkretnie na wysokich czułościach. Problemem nie jest sama szczegółowość zdjęć, która utrzymuje się na względnie wysokim poziomie aż do zakresu ISO 1600-3200, ale duże zaszumienie, które zaczyna być widoczne już w okolicy ISO 400. Jeśli jednak fotografujemy z użyciem bazowej czułości, na statywie, możemy spodziewać się bardzo przyjemnych dla oka rezultatów. Podpinając do aparatu jasny obiektyw, bez problemu wykorzystamy go nawet do fotografowania nocnych krajobrazów z rozgwieżdżonym niebem.
Dużym udogodnieniem w pracy z aparatem jest automatyczny balans bieli z priorytetem bieli, który to pojawia się w amatorskiej bezlusterkowej kontsrukcji Canona po raz pierwszy, a który znacznie ułatwia pracę w słabym świetle. Oczywiście, fotografując w formacie RAW, balans bieli możemy dowolnie regulować w postprodukcji, jednak dobre ustawienie temperatury barwowej już na etapie fotografowania pozwoli nam zaoszczędzić nieco czasu, zwłaszcza, że system działa naprawdę dobrze.
W modelu EOS M50 pojawia się nowy silnik RAW, który zapisuje pliki w formacie CR3. Zdjęcie odznaczają się taką samą jakością i rozmiarem jak w przypadku wcześniejszego formatu CR2, ale według producenta lepiej poddawać mają się obróbce. Prawdę mówiąc, trudno tu o rzeczową opinię gdyż pliki dostarczane przez matrycę aparatu odznaczają się dość przeciętną dynamiką i nie należą do najbardziej elastycznych jeśli chodzi o wyciąganie informacji z cieni czy prześwietleń, mimo to jeśli nie zamierzamy ekstremalnie "kręcik suwakami" w programie do edycji, nikt nie powinien mieć tu problemu z obróbką zdjęć.
Kliknij, aby pobrać plik C-RAW
Ciekawostką jest natomiast pojawienie się formatu C-RAW, który zastępuje znane nam z wcześniejszych konstrukcji Canona małe RAW-y. Nowy format jest o tyle szczególny, że zachowujemy oryginalną rozdzielczość pliku, przy około 40-procentowym zmniejszeniu jego wagi i bardzo nieznaczna utratą informacji. Powyżej możecie pobrać dwa rodzaje plików RAW i sprawdzić, jak zachowują się przy obróbce.
Canon EOS M50 wyposażony jest w 24-milionowa matrycę CMOS, pozwalającą na pracę w zakresie czułości ISO 100-25600 (rozszerzane do ISO 51200) i zapisywanie zdjęć o rozdzielczości 6000 x 4000 pikseli, co umożliwi wykonywanie wysokiej jakości wydruków (300 dpi) w rozmiarze sięgających nawet 50 x 30 cm.
Biorąc pod uwagę wyniki, wydaje się, że nie jest to ta sama matryca, co w przypadku bardziej zaawansowanych modeli M6 i M5, a dzięki nowemu procesorowi DIGIC 8 mamy według producenta liczyć na jeszcze lepsze przetwarzanie plików JPEG. Studyjne wyniki są jednak bardzo podobne.
O dobrej jakości zdjęć możemy mówić w przedziale ISO 100-1600. W tym zakresie aparat dostarczy nam szczegółowych zdjęć nawet w gorszym świetle. Powyżej tej wartości nad zdjęciem zaczyna dominować charakterystyczny dla matryc Canona kolorowy szum, który będzie zauważalny już nawet w przypadku oglądania zdjęć w rozmiarach ekranowych. Mimo to zdjęcia pozostają względnie szczegółowe aż do czułości ISO 6400, choć trzeba przyznać, że pod względem reprodukcji szczegółów nowy Canon wypada nieco gorzej od konkurencji.
Jak już wspomnieliśmy, problemem wielu matryc Canona są szumy i nie inaczej jest w tym wypadku. Te w przypadku jednolitych powierzchni zaczną być zauważalne już przy ISO 400, na szczęście aż do wartości ISO 3200 dobrze radzi sobie z nimi systemowe odszumianie plików JPEG. Powyżej tej czułości będzie jego działanie będzie już jednak mocno degradować zdjęcie, dlatego w przypadku wysokich czułości lepiej będzie ów system wyłączyć. Co jednak ważne, ziarno dostarczane przez matrycę Canona jest drobne i nie wpływa tak drastycznie na szczegółowość zdjęcia jak w przypadku wcześniejszych generacji sensorów producenta.
Jak zwykle, kwestia szumów najlepiej wypada w przypadku plików RAW. Tutaj kolorowe szumy objawiają się w postaci większych “placków”, ale sama struktura ziarna wydaje się być znacznie drobniejsza. Kolorowych przebarwień łatwo pozbędziemy z kolei w Lightroomie czy innych wspierających profile aparatów programach do edycji. Niestety tu też nie mamy co liczyć na wysoką jakość zdjęć powyżej ISO 3200.
Porównanie z flagową lustrzanką 80D, czy nawet bardziej przystępnym cenowo modelem 77D ukazuje widoczną różnicę pod względem zakresu dynamicznego. W przypadku bezlusterkowej linii EOS M, dynamika zdjęcia przy czułości bazowej oscyluje na poziomie 12 EV, nie otrzymamy więc takiej swobody pracy w postprodukcji jak w przypadku topowych aparatów mimo to pliki RAW i tak pozwolą wyciągnąć nam względnie dużo informacji z cieni i przepaleń. Szkoda jedynie, że zakres dynamiczny szybko spada wraz ze wzrostem czułości. Do akceptowalnej granicy 10 EV dociera już przy ISO 800, a z każdym kolejnym stopniem przysłony spada niemal o 1 EV. Warto wspomnieć, że w przypadku wielu konkurencyjnych aparatów wynik 10 EV otrzymujemy dopiero przy czułości ISO 3200.
Z przykrością stwierdzamy, że akurat w przypadku modelu M50 automatyczny balans bieli nie jest mocną strona aparatu, co nieco dziwi, gdyż w ostatnim czasie aparaty Canona nie przejawiały problemów w tym aspekcie pracy fotograficznej. W przypadku standardowego trybu pomiaru problemem będzie światło żarowe, co akurat jest zrozumiałe, ale także światło mieszane, które nie nastręcza już problemów większości aparatów na rynku, stąd też często w przypadku kilku źródeł światła możemy mieć problemy z kolorystyką zdjęć.
Na szczęście producent zaimplementował w aparacie chwalony przez nas za każdym razem trybu automatycznego pomiaru balansu bieli z priorytetem bieli, który znacznie lepiej radzi sobie w trudnych dla aparatu sytuacjach. Jest to o tyle istotne, że do tej pory w bezlusterkowej linii producenta funkcję tę oferował jedynie topowy model M5. Niestety system ten nie działa tak doskonale jak w przypadku innych testowanych przez nas konstrukcji, ale i tak pozwoli uzyskać znacznie lepszą kolorystykę zdjęć w przypadku fotografowania nocą czy przy świetle żarowym.
Wbudowanej lampie błyskowej nie brakuje mocy - bez problemu oświetlimy w terenie obiekty znajdujące się w odległości nawet 6 metrów, szkoda jedynie, że mamy do czynienia z dość niewielkim rozproszeniem światła. W przypadku korzystania z kitowego obiektywu 14-45 mm, w przypadku ogniskowej 14 mm (ekwiwalent 22 mm) będziemy musieli liczyć się z widoczną winietą.
EOS M50 wydaje się być aparatem stworzonym z myślą o vlogerach i amatorskich produkcjach wideo. Trzeba przyznać, że pod tym względem wysuwa się w boju z konkurencją na prowadzenie. Przede wszystkich otrzymujemy złącze mikrofonowe (obecnie to najtańszy bezlusterkowiec na rynku oferujący to rozwiązanie), które pozwoli znacznie podnieść wartość produkcji. Oprócz tego, po raz pierwszy w systemie M pojawia się możliwość w pełni manualnej rejestracji filmów w jakości 4K, z prędkością 30 kl./s. Z bezpośredniej konkurencji, jak na razie opcję taką oferuje jedynie Panasonic.
Niestety, w tym wypadku dość mocno dostrzegalny jest efekt rolling shutter, filmom daleko do płynności, jakiej oczekiwalibyśmy po klatkażu 30 kl./s, a my dodatkowo ograniczeni będziemy brakiem detekcji fazy (autofokus w tym trybie działa w oparciu o detekcję kontrastu) i współczynnikiem cropa rzędu 2,25 x (zawężenie pola widzenia). Na szczęście po wyłączeniu systemu stabilizacji crop zmniejszy się do wartości 1,75 x, co jest już bardziej akceptowalnym wynikiem. Mimo wszystko, ujęcia szerokokątne w 4K będą raczej niemożliwe do uzyskania.
Otrzymujemy też możliwość rejestracji filmów w zwolnionym tempie 120 kl./s w jakości HD 720p, opcje bezpośredniego tworzenia timelapsów 4K oraz standardowo już możliwość rejestracji materiału w jakości Full HD 1080p z prędkością 60 kl./s. To wszystko przy akompaniamencie obracanego ekranu, peakingu ostrości i wygodnego, manualnego trybu filmowego, korzystającego z dobrodziejstw układu detekcji fazy (płynne i skuteczne przeostrzanie podczas nagrywania materiałów wideo), który także zostawia konkurencję w tyle.
Trzeba też dodać, że jakość materiałów Full HD znacznie wybija się ponad to, co do zaoferowania ma konkurencyjny Fujifilm X-T100. Choć nie otrzymujemy bardziej zaawansowanych ustawień, takich jak zebra, czy płaskie profile obrazu, we wprawnych rękach i z właściwymi obiektywami EOS M50 może posłużyć do tworzenia całkiem jakościowych produkcji. Okaże się tez przydatny w przypadku nagrywania materiałów w pojedynkę - autofokus ze śledzeniem twarzy reaguje bardzo szybko i płynnie
Przy tym wszystkim, szkoda jedynie, że w trybie filmowym nie możemy pracować w trybach preselekcji czasu, bądź przysłony. Do dyspozycji mamy jedynie automatyczny tryb P, lub tryb manualny. Dla osób rozeznanych co nieco w filmowaniu nie powinno to jednak stanowić większego problemu.
Canon EOS M50 to aparat, który zdecydowanie najbardziej przypadł nam do gustu z całej linii EOS M. Choć nie jest tak zaawansowany jak topowy model M5, to oferuje wszystkie najpotrzebniejsze funkcje i oferuje je w bardzo przystępnej cenie (2899 zł w zestawie z obiektywem 15-45 mm f/3.5-6.3 IS STM).
Świetnie sprawdza się wizjer elektroniczny, obracany ekran dotykowy, a ergonomia, choć opierająca się o tylko jedno pokrętło funkcyjne, jest na tyle dobrze przemyślana, że nawet bardziej zaawansowani użytkownicy nie powinni czuć się ograniczeni. Oczywiście odbije się to na szybkości pracy, ale nieznacznie. Bardzo dobre wrażenie robią także autofokus Dual Pixel AF (wraz funkcją wykrywania oka), czas startu, automatyczny balans bieli, funkcje bezprzewodowe, możliwości personalizacji i przede wszystkim - tryb filmowy, który oferuje właściwie wszystko, czego może oczekiwać bardziej zaawansowany amator.
Konstrukcja ma jednak swoje minusy, z których największym jest chyba przeciętny czas pracy na baterii. Do tego aparat nie może pochwalić się dużą pojemnością bufora, co ogranicza użyteczność trybu seryjnego w przypadku zapisu RAW, a w obecnej formie migawka elektroniczna okazuje się właściwie bezużyteczna. Trzeba też pamiętać, że w całym systemie EOS M mamy do czynienia z przeciętnej jakości, ciemną optyką, która nie pozwala aparatowi w pełni rozwinąć skrzydeł. Aby uzyskać naprawdę dobre rezultaty, trzeba będzie więc korzystać z innych szkieł, mocowanych przez adapter.
Mimo wszystko, EOS M50 wydaje się być obecnie jednym z najlepiej skrojonych pod początkujących użytkowników aparatów na rynku i jest w stanie zaoferować dużo więcej niż moglibyśmy oczekiwać po amatorskiej puszce. To świetny, uniwersalny aparat na początek i zakup, którego na pewno nie będziemy żałować.
+ wygodny, kompaktowy korpus
+ dobrze przemyślana ergonomia
+ świetna implementacja funkcji dotykowych
+ dobra jakość zdjęć na niskich czułościach
+ wizjer elektroniczny
+ czytelny, wygodny, obracany ekran dotykowy
+ szybki i skuteczny autofokus Dual Pixel AF
+ tryb seryjny 10 kl./s (7,5 kl./s w trybie AF-C)
+ skuteczna praca ze szkłami EF przez adapter
+ złącze mikrofonowe
+ rozbudowane funkcje beprzewodowe
+ wygodny, manualny tryb filmowy
- mało użyteczna migawka elektroniczna
- ograniczony tryb Auto ISO
- czas pracy na baterii
- brak możliwości ładowania przez USB
- bezużyteczny tryb filmowy 4K
- duże i szybko przybierające na sile zaszumienie obrazu
- przeciętna jakość systemowej optyki EF-M
- niewielka pojemność bufora
- brak możliwości pracy w trybach preselekcji podczas filmowania
Poniżej znajdziecie zdjęcia przykładowe wykonane aparatem Canon EOS M50, przy standardowych ustawieniach aparatu, z wyłączonym systemem odszumiania obrazu. Zdjęcia robione były z wykorzystaniem kitowego obiektywu EF-M 15-45 mm f/3.5-6.4 IS STM oraz lustrzankowych szkieł EF 50 mm f/1.8 IS STM i EF 16-35 mm f/2.8L III USM, zamontowanych przez adapter.