Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
77%
Cyfrowy następca kompaktowej konstrukcji z 1973 roku to nie tylko stylowy, ale również zaawansowany bezlusterkowiec z matrycą APS-C, szybkim AF i świetną ergonomią. Czy zdobędzie serca - i przede wszystkim portfele - wymagających użytkowników?
Ale Leica CL to nie tylko świetne wzornictwo i ergonomia. To także mocne podzespoły, jak chociażby najnowsza generacja procesora obrazu Maestro II - ta sama jednostka, co we flagowym M10. Aparat na uruchomienie potrzebuje około 0.7 sekundy. Z kolei pierwsze zdjęcie wykonamy po upływie ok. 0.9 sekundy (wlicza się w to uruchomienie oraz czas potrzebny na poprawne ustawienie ostrości i wyzwolenie migawki). Poza tym przełączanie pomiędzy ekranem a wizjerem zajmuje około pół sekundy. Musimy także wspomnieć, że w sytuacji wybudzania aparatu, pełną gotowość do pracy otrzymujemy momentalnie - właściwie natychmiast po dotknięciu spustu migawki. A to w przypadku bezlusterkowców wcale nie jest takie oczywiste.
Modelem CL jesteśmy w stanie fotografować z prędkością aż 10 kl./s, co jest jednym z lepszych wyników w segmencie bezlusterkowców z matrycą APS-C. Duże wrażenie robi pojemność bufora. Nieco mniejsze czas potrzebny na jego opróżnienie. Na szczęście zapis zdjęć nie blokuje innych funkcji aparatu. Podczas testów użyliśmy nośnika SDXC UHS-II U3.
Leica CL używa akumulatora BP-DC12, który był już wcześniej wykorzystywany w modelach V-Lux i Q. Jego pełne naładowanie zajmuje około półtorej godziny i zdaniem producenta pozwoli na wykonanie 220 zdjęć. Nam udało się wykonać około 400 ujęć, co jest nie najgorszym wynikiem biorąc pod uwagę fakt, że często fotografowaliśmy w niskich temperaturach. Nieco inaczej wygląda sytuacja, gdy zdecydujemy się na filmowanie. Wtedy akumulator pozwoli nam na około 30 minutowy zapis materiałów wideo.
Aparat umożliwia pracę w trybie klasycznej migawki mechanicznej oraz migawki elektronicznej. Pierwsza zapewnia dosyć ciche fotografowanie w zakresie 30 s - 1/8000 s. Natomiast druga wydłuży ten przedział od 30 s do 1/25 000 s, co pozwoli na bezgłośną pracę, efektowne zamrożenie ruchu, a także na fotografowanie w mocnym świetle z użyciem szerzej otwartej przysłony obiektywu. Praca z migawką elektroniczną zawsze obarczona jest ryzykiem wystąpienia efektu rolling shutter, który w czasie rejestrowania szybko poruszających się obiektów widoczny będzie i tym razem.
W menu Leiki CL znajdziemy także ustawienia dotyczące automatycznego doboru czułości matrycy. Określimy tam górną granicę ISO oraz minimalny czas naświetlania, poniżej którego aparat nie będzie schodził w trakcie fotografowania (przykładowo w trybie priorytetu przysłony). Swoje preferencje zapiszemy jako jeden wariant Auto ISO, dlatego też warto jest wybrać odpowiedni czas naświetlania (na przykład 1/125 sek.), który sprawdzi się zarówno przy pracy z obiektywami o krótszej, jak i nieco dłuższej ogniskowej. Dzięki temu nie narazimy się na poruszone zdjęcia. Warto także odnotować, że aparat nie podbija przesadnie czułości matrycy - odpowiednio dobiera ISO względem innych parametrów.
Skorzystać możemy z trzech trybów: punktowego, centralnie ważonego i matrycowego (multi). Każdy z nich odznacza się właściwym pomiarem światła - choć najwierniejsze odwzorowanie zapewnia pomiar matrycowy. Nawet z kontrastowych sytuacji wyjdziemy z odpowiednio naświetlonymi kadrami. Również trudne warunki, zmienne światło, czy praca po zmroku nie stanowiły większych problemów. Zbliżone rezultaty osiągniemy też w przypadku pomiaru centralnie ważonego. Niemniej jednak w tym trybie zauważyliśmy, że aparat nieznacznie faworyzuje jasne partie planu fotograficznego, przez co minimalnie (o około 0.3 EV) zmniejsza ogólną ekspozycję. Natomiast pomiar punktowy działa zgodnie ze swoją specyfiką.
od lewej: pomiar punktowy, centralnie ważony, matrycowy multi
Leika CL to także 49-punktowy systemu autofokusa. I choć układ został oparty jedynie o detekcję kontrastu, a nie jak często bywa w konkurencyjnych modelach także o detekcję fazy, aparat ostrzy błyskawicznie. Nie jest tajemnicą, że Leika współpracuje na tym polu z japońskim Panasonikiem. A ten nie raz już udowodnił, że potrafi projektować superczułe i precyzyjne układy AF.
W duecie z nowym obiektywem Elmarit-TL 18 mm f/2.8 APSH Leica osiąga czasy 0.1-0.2 sekundy (przeostrzanie z planu dalekiego na bliski), co jest rewelacyjnym wynikiem. Warto dodać, że tyczy się to również punktów skrajnych. Poza tym AF nie oszukuje też z ostrością, nawet w trudnych warunkach. W słabszym świetle szybkość autofokusa spada do około 0.3-0.5 sekundy - co i tak uznajemy za dobry wynik.
Tak wygląda tryb pojedynczy. Niestety tryb ciągły AF-C to zupełnie inna historia. O ile samo ustawianie ostrości na obiekty odbywa się bardzo sprawnie, to już ich śledzenia podczas fotografowania w serii nie możemy w żaden sposób uznać za efektywne. I nie mamy tu na myśli trudnych warunków oświetleniowych, a zwykły słoneczny dzień. Ostre będą zazwyczaj jedynie pierwsze ujęcia, a wyjątkowo kłopotliwą okazuje się sytuacja, gdy obiekt porusza się w stronę aparatu. Poza tym irytować może także silne poszukiwanie ostrości, które objawia się charakterystycznym „skakaniem“ obrazu na ekranie.
Aparat oferuje aż siedem trybów ostrzenia. Pochwalić musimy w szczególności pomiar punktowy (Spot), dzięki któremu precyzyjnie ustawimy ostrość na wybranym - nawet najmniejszym - fragmencie kadru. Natomiast w większości typowych sytuacji najczęściej korzystać będziemy z punktu rozszerzonego (Field) - pole AF jest wyświetlone jako niewielki prostokąt, co daje nieco większą swobodę podczas ustawiania ostrości. Niemniej jednak największe słowa uznania kierujemy w stronę trybu Tracking, który rewelacyjnie śledzi zaznaczone obiekty. Poza tym sprawdza się także w portrecie, gdzie - znacznie wydajniej od wykrywania twarzy - podąża za fotografowaną osobą.
W kontekście autofokusa warto przypomnieć o skutecznej implementacji funkcji dotykowych. Za pomocą ekranu możemy w prosty i szybki sposób zmienić położenie punktu AF, jak również dotykowo wyzwolić migawkę.