Fujifilm Instax Mini 70 z pewnością może poszczycić się ciekawszą stylistyką niż poprzednicy. Otrzymujemy nowoczesny, dynamiczny design, który nie przypomina już wymyślnych „mydelniczek”, jest też jeszcze mniejszy i bardziej foremny od modeli Instax 7 i 8. Podobnie jak wcześniejsze Instaksy, również ten model został w całości wykonany z tworzyw sztucznych, ale tym razem obudowa wydaje się znacznie solidniejsza. Poprzednie modele niestety często kończyły bez klapki baterii lub ze sklejonym taśmą zatrzaskiem tylnej klapki. Dobre wrażenie sprawia jakość metalicznego lakieru, ciekawe wykończenia i dobre spasowanie poszczególnych elementów. Korpus jest zwarty i bardzo sztywny. Do zestawu dołączany jest także wygodny, materiałowy pasek na nadgarstek.
Ładowanie wkładów odbywa się na takiej samej zasadzie jak we wszystkich Instaksach i jest banalnie proste. Wystarczy otworzyć tylną pokrywę i załadować kasetę spasowując ze sobą białe kreski. Małe okienko na tylnym panelu pozwala nam sprawdzić czy w aparacie znajdują się jeszcze wkłady. Ilość pozostałych zdjęć wyświetlana jest z kolei na malutkim ekranie LCD powyżej. I tutaj od razu mała uwaga. Bardzo żałujemy, że ekran nie otrzymał podświetlenia, gdyż w warunkach „imprezowych”, jakim wydaje się być dedykowany najnowszy model, często ciężko nam będzie dopatrzeć się aktualnych ustawień.
Za zasilanie aparatu odpowiadają mało popularne krótkie „paluszki”
CR2, których raczej nie kupimy w każdym kiosku. Według producenta pozwolą nam one na wykonanie około 400 zdjęć, ale jeśli większość zdjęć robimy z wykorzystaniem lampy błyskowej, wydajność ogniw spada znacznie szybciej. Plusem jest to, że zajmują one mniej miejsca niż standardowe paluszki AA stosowane we wcześniejszych modelach.
Na spodzie aparatu znajdziemy gwint statywu, ciężko nam jednak stwierdzić do czego miałby on się przysłużyć. Aparat nie posiada trybu długich czasów, a potencjalni użytkownicy Instaksa raczej nie będą nosili ze sobą trójnogów. Z jednym wyjątkiem. Selfie sticki - to o nich zapewne myśleli projektanci wyposażając aparat w gwint statywu. Ganić czy chwalić? Niektórym z pewnością bardzo się taka funkcjonalność spodoba. Sam aparat oferuje zresztą osobny tryb „selfie”, ale o nim w następnej części.
Konstrukcja aparatu faworyzuje pionowe kadry, czego w dobie fotografowania komórką większość użytkowników prawdopodobnie nie zauważy, nam jednak przeszkadza nieco utrudnione wykonywanie poziomych zdjęć. Spust umieszczony został na przednim panelu aparatu i o ile wykonując pionowe fotografie jesteśmy jeszcze w stanie w miarę wygodnie go dosięgnąć, to już w przypadku poziomów musimy nienaturalnie wykrzywiać rękę. Całą sprawę rozwiązałby spust umiejscowiony na jednej z krawędzi aparatu.
Obsługa aparatu, podobnie jak w bardziej zaawansowanych modelach instaksów Fujifilm, odbywa się na zasadzie elektronicznej. Wszystkimi funkcjami aparatu sterujemy za pomocą przycisków umieszczonych na tyle górnego panelu. Za pomocą przycisku
Mode wybieramy tryb fotografowania. Do wyboru mamy trzy ustawienia ostrości: macro (30-60 cm), standard (domyślny, 60 cm - 3 m), krajobraz (3 m - nieskończoność), a także tryb wymuszonego błysku oraz tryb
Hi Key, który pozwala podbić ekspozycję o około 2/3 EV. Pozostałe przyciski pozwalają na skorzystanie z wyzwalacza czasowego i przejście do trybu
Selfie, gdzie aparat dobiera optymalne ustawienia ostrości i siłę lampy błyskowej dla autoportretów z wykonywanych z ręki. Sterowanie jest bardzo wygodne i nikomu nie będzie sprawiać problemów.
Podsumowanie tej części + solidne wykonanie
+ elegancki, stylowy design
+ wygodne ładowanie wkładów
+ gwint statywu
+ wygodne sterowanie
+ tryb Hi Key
+ zakres ostrzenia od 30 cm do nieskończoności
+ tryb selfie
+ wyzwalacz czasowy
- zasilanie niezbyt popularnymi bateriami CR2
- niewygodne fotografowanie w poziomie
- brak podświetlenia ekranu LCD
Spis treści