Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Jak już pisaliśmy w newsie o aparacie, Fujifilm X-T10 nie jest rewolucją pod względem specyfikacji ani wbudowanych funkcji, ma jednak szansę stać się rewolucją pod względem popularności. Założeniem twórców było bowiem udostępnienie profesjonalnych możliwości aparatu X-T1, będącego jednym z najbardziej zaawansowanych bezlusterkowców na rynku, w mniejszej, bardziej przystępnej dla przeciętnego użytkownika formie. Podczas konferencji projektanci niejednokrotnie porkreślali, że ich celem było stworzenie aparatu uniwersalnego, który doceniliby zarówno bardziej zaawansowani amatorzy jak i profesjonaliści i które pozwoliłoby na wygodną pracę, niezależnie od rodzaju wykonywanych zdjęć. Trzeba przyznać, że swoje założenia spełnili niemal doskonale.
Oprócz usprawnień w systemie AF, o których piszemy w dalszej cześci tekstu, aparat nie wnosi żadnych nowości w zakresie ogólnej specyfikacji. Znajdziemy tu 16,3-megapikselową matrycę APS-C, bez filtra dolnoprzepustowego, wspomaganą przez zaawansowany procesor obrazu, X-Trans CMOS II, wydajny wizjer elektroniczny o rozdzielczości 2,36 mln pikseów, zakres czułości ISO 200 - 512000 (wartości ISO 12800, 25600 i 512000 tylko w JPEG), możliwość fotografowania z prędkością 8 kl/s i tryb filmowy pozwalający na rejestrowanie materiału w jakości Full HD z prędkością 60 kl/s. Jest także moduł Wi-Fi umożliwiający łatwe przesyłanie zdjęć na inne urządzenia i sterowanie aparatem z poziomu aplikacji na smartfony i tablety. Nie zmieniło się także menu aparatu. Jedynie uchylny, 3-calowy ekran charakteryzuje się nieco mniejszą rozdzielczością wynoszącą 920 tys. punktów. Największe zmiany względem modelu X-T1 zaszły na zewnątrz.
Mimo że w rzeczywistości aparat nie różni się drastycznie wymiarami od „jedynki”, to gdy weźmiemy go do ręki od razu poczujemy, że mamy do czynienia z dużo bardziej kompaktową konstrukcją. Aparat świetnie leży w dłoni, a w zestawie z małym obiektywem bez problemu zmieści się w kieszeni kurtki. Metalowe elementy obudowy wykonane zostały z magnezu, pokrętła natomiast są aluminiowe. Chociaż oba modele wyglądają bardzo podobnie to jednak X-T10 wizualnie bardziej przypadł nam do gustu, zwłaszcza jeśli chodzi o tylni panel. Odchylany ekran i przyciski zostały wykonane w tym samym kolorze co skóropodbne pokrycie dolnej części obudowy, dzięki czemu całość prezentuje się bardziej spójnie. Ekran został nieco odchudzony i zdaje się lepiej wpasowywać w obudowę aparatu.
Z tylnego panelu zniknął przycisk MF Assist, pojawił się natomiast przycisk funkcyjny M-fn, przeniesiony z panelu górnego. Warto nadmienić, że tylne pokrętło (tak jak i przednie) otrzymało funkcję wciśnięcia, dzięki czemu jesteśmy w stanie za jego pomocą obsługiwać 2 funkcje, między innymi te przypisane wcześniej do prycisku MF Assist. Dodatkowo własne funkcje możemy przypisać do obydwu pokręteł i 7 przycisków na obudowie, co umożliwia dokładne skonfigurowanie aparatu wedle swoich preferencji. Wygodniej też prezentuje się podkładka na kciuk na tylnej ściance aparatu.
Będąc przy tylnym panelu aparatu trzeba wspomnieć o wizjerze aparatu X-T10. Mimo że cechuje się takimi samymi osiągami i rozdzielczością jak ten zastosowany w jego starszym bracie, to jest on nieco mniejszy, co obniża trochę komfort pracy. Pod względem skuteczności jest to jednak ciągle chyba najlepszy wizjer elektroniczny na rynku. Obraz pojawia się niemal natychmiastowo po przystawieniu oka, a opóźnienie wględem fotografowanej sceny w zasadzie nie występuje (0,005 s). Dodatkowo pokrętło do regulacji dioptrażu i przycisk wyboru trybu wyświetlania obrazu zostały przeniesione z góry obudowy na jej tył.
Największe zmiany zaszły chyba na górnym panelu aparatu. Zniknął wspomniany wcześniej przycisk funkcyjny, spust migawki otrzymał gwint wężyka, ale przede wszystkim zrezygnowano z pokrętła czułości. Zamiast niego znajdziemy pokrętło Drive, które w modelu X-T1 miało formę pierścienia umieszczonego pod pokrętłem wyboru czułości, i które pozwala szybko przejść do trybu seryjnego, bracketingu, wielokrotnej ekspozycji, panoramy i zdjęć z filtrem kolorystycznym. Brak pokrętła czułości nie wydaje nam się jakąś wielką stratą, żałujemy jednak, że spod pokrętła czasów zniknął pierścień służący za wybór trybu działania pomiaru światła.
Jest to jednak zapewne wynik filozofii projektantów, chcących aby aparat był możliwie najprostszy i trafił do jak najszerszego grona odbiorców. Ukłonem w stronę początkujących fotografów jest również przełącznik umieszczony przy pokrętle czasu, pozwalający na przejście w tryb automatyki. Zresztą skorzystają z niego nie tylko początkujący, świetnie sprawdzi się też we wszystkich sytuacjach gdy nie chcemy, bądź nie mamy czasu na dobieranie parametrów ekspozycji.
Nie można też zapomnieć o jednej z najważniejszych nowości wprowadzonych wraz z modelem X-T10. Mowa tu o wbudowanej lampie błyskowej. Zwalniamy ją za pomocą przełącznika przy pokrętle wyboru trybów, a lampa z wdziękiem podnosi się znad elementu wizjera. Lampa pracuje w technologii Super Intelligent Flash i automatycznie dobiera intensywność światła do danej sceny. Jak flash radzi sobie w rzeczywistości, sprawdzimy przy okazji pełnego testu aparatu, jednak w przypadku kilku wykonanych przez nas zdjęć zdawał się współpracować bardzo dobrze.
Pewne zmiany zaszły również z przodu aparatu. Zniknął przycisk obok gripu oraz port do wyzwalania lampy błyskowej po kablu. Na tym jednak kończą się fizyczne różnice względem modelu X-T1. Największa niespodzianka kryje się we wnętrzu aparatu, a jest nim nowy, ulepszony system AF. W tym miejscu warto nadmienić, że już niedługo, za sprawą planowanej na czerwiec aktualizacji firmware’u, również użytkownicy modeli X-T1 będą mogli cieszyć się usprawnionym autofokusem.
Nowy system autofokusa oferuje tradycyjny, 49-punktowy tryb pojedynczy, który cechuje duża szybkość i precyzja, a także nowe tryby: strefowy i szeroki ze śledzeniem, w których ruchome obiekty są rejestrowane w większym, 77-punktowym polu ostrości. Dodatkowo W trybie z 77-punktowym polem autofokusa można wybrać obszar 3x3, 5x3 lub 5x5 i ustawiać ostrość za pomocą strefy punktów. Warto jednak pamiętać że tylko środkowe pola działają w oparciu o detekcję fazy. Trzeba przyznać, że w trybie ciągłym śledzący autofokus wypadł naprawdę imponująco, zwłaszcza, że radzi sobie również przy wykonywaniu zdjęć seryjnych z prędkością 8 kl/s. Podczas konferencji mieliśmy okazję przetestować go na tancerzach Capoeiry, który poruszali się bardzo dynamicznie. W ich przypadku autofokus ani na chwilę nie gubił ostrości. Tym usprawnieniem Fujifilm robi wielki krok naprzód ku detronizacji lustrzanek.
Co więcej nowy system AF oferuje także autofokus z detekcją oka, który automatycznie wykrywa ludzkie oczy i ustawia na nich ostrość, co przyda się w fotografii portretowej, oraz samoistnie przełączy się do trybu makro.
Sam autofokus za sprawą nowych algorytmów działa płynniej i oferuje większą dokładność. Dzięki podzieleniu pól ostrości na mniejsze części, zakres czułośći punktów detekcji fazy zwiękzył się z 2,5 EV do 0,5 EV, co pozwoli na wygodną pracę w warunkach słabego oświetlenia.
Na tym kończą się nowości wprowadzane przez najnowsze dziecko Fujifilm. Niestety projektanci pozbawili konstrukcji też kilku cech obecnych w modelu X-T1. Jest to przede wszystkim brak uszczelnienia korpusu. Rozumiemy, że producent stara się nakierować produkt na pzeciętnego odbiorcę, jednak wiele z tych osób wykorzystywałaby z pewnością aparat do zdjęć podróżniczych, gdzie nietrudno o zachlapanie czy zakurzenie. Projektanci pozbawili też aparatu możliwości współpracy z ultra szybkimi kartami SD w standardzie UHS-II. Najszybsze karty obsługiwane przez aparat to UHS-I, co i tak pozwoli na bezproblemową pracę w doskonałej większości sytuacji.
Wydawałoby się, że wypuszczanie okrojonej wersji aparatu, rok po jego premierze, jest skazane na zagładę. Jednak pomysł Fujifilm polegający na upowszechnieniu konstrukcji wśród entuzjastów fotografii, którzy prawdopodobnie stanowią większość użytkowników bezlusterkowców, może okazać się strzałem w dziesiątkę. Podczas konferencji wielokrotnie powtarzano, że planem było rozgraniczenie modelu X-T1 jako skierowanego do profesjonalistów i X-T10, który oferowałby te same możliwości w bardziej przystępnej formie, która spodoba się każdej fotografującej osobie. Tak też zapewne aparat będzie reklamowany. Patrząc na obecny rynek bezlusterkowców, który cały czas stara się znaleźć dla siebie drogę, filozofia Fujifilm zdaje się być spójna, przemyślana i pewnie przyniesie wymierne korzyści. Zwłaszcza, że producent w bardzo szybkim tempie rozbudowuje system obiektywów, jego aparaty cechują się klasycznych designem, który trafia w gusta większości użytkowników, a model X-T10 bardzo dobrze wypada pod względem ergonomii i przyjemnie leży w ręce, co jest ważnym kryterium przy wyborze aparatu.
Na drugiej stronie znajdziecie pierwsze zdjęcia przykładowe wykonane aparatem Fujifilm X-T10