Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Fujifilm X-A1 od swojego starszego brata oznaczonego symbolami X-M1 różni się przede wszystkim matrycą. Zobaczcie jak tradycyjna matryca CMOS poradziła sobie w naszym studio i jak wypadła na tle sensora X-Trans CMOS.
Na wstępie odsyłamy do testu X-M1, żeby łatwiej porównać osiągi zdjęciowe obu modeli.
Szum
Jak widać po fragmencie 1:1 naszej tablicy testowej Fujifilm X-A1 radzi sobie z szumem bardzo dobrze. Pierwsze delikatne objawy zaszumienia w postaci cyfrowego ziarna widzimy dopiero na czułości ISO 1600. Mimo to użytkownik spokojnie może włączyć czułość ISO 3200, która nadal nadaje się do fotografowania. Ostatnia skalibrowana czułości - ISO 6400 - szumi zdecydowanie mocniej, jednak struktura szumu jest regularna i może uchodzić za przyjemne ziarno. Tracimy już niestety dość znaczną ilość szczegółów. Najwyższe czułości H1 i H2 dostępne są tylko w JPEG-ach. O ile czułości H 12800 możemy jeszcze zastosować, to najwyższe ISO H 25600 charakteryzuje się już dużą degradacją obrazu i nie nadaje się nawet do użytkowania w celach amatorskich.
Reprodukcja szczegółów
Najmniejszy bezlusterkowiec serii X wyposażono w 16,3-megapikselową matrycę X-Trans CMOS w rozmiarze APS-C. Pod względem reprodukcji szczegółów radzi sobie bardzo dobrze. Co ważne, wysoka szczegółowość zdjęć utrzymuje się do najwyższych czułości ISO. Pomimo spadku nasycenia i kontrastu nawet na ISO 6400 i 12800 widzimy dużo drobnych szczegółów. Oczywiście najwyższa szczegółowość utrzymuje się do ISO 1600.
Reprodukcja kolorów
ujifilm X-A1 przyzwoicie radzi sobie z reprodukcją kolorów. Zbyt ciepła dominanta w świetle żarowym nikogo nie powinna dziwić, to dość typowa przypadłość aparatów i nie będziemy jej zapisywać na minus. W świetle dziennym, jarzeniowym i mieszanym aparat poradził sobie poprawnie i pod tym względem również nie możemy mieć do niego zastrzeżeń. W przypadku zdjęć plenerowych również nie mamy nic do zarzucenia najnowszemu bezlusterkowcowi Fujifilm.
Porównanie z Fujifilm X-M1
Jak już wspomnieliśmy w zajawce Fujifilm X-A1 różni się przede wszystkim matrycą. Aparat został wyposażony w standardowy, 16-megapikselowy sensor CMOS. Mimo tu Fujifilm pokazało, że ma świetnych inżynierów, którzy potrafią świetnie oprogramować matrycę. Różnica w wartość SNR jest niewielka i na pewno nie wpłynie na jakość naszych zdjęć. Podobnie wygląda sytuacja z reprodukcją szczegółów.
X-M1 wygrywa ze swoim młodszym bratem na najwyższych dostępnych wartościach ISO. Poza tym, praktycznie nic nie tracimy, a nawet zyskujemy zdjęcia odrobinę bogatsze w szczegóły wybierając Fujifilm X-A1.
Podsumowanie
Fujifilm w swoim najnowszym produkcie potwierdza, to że jeśli chodzi o oprogramowanie matryc. Długo musieliśmy czekać na godnych następców lustrzanek S3 Pro i S5 Pro ale na pewno było warto. Zarówno matryce X-Trans CMOS jak i najnowsza matryca w Fujiflim X-A1 to po prostu świetne propozycje. Bezlusterkowiec japońskiego producenta sprawdza się bardzo dobrze, zarówno pod względem szumu, reprodukcji szczegółów jak i koloru. Bardzo dobra jakość obrazu utrzymuje się do czułości ISO 1600, ale powyżej tej wartości nadal jest bardzo dobrze. Jedyne zastrzeżenia budzi wartość rozszerzalna H2 odpowiadająca ISO 25 600. Jakość zdjęć to bez wątpienia największa zaleta tego aparatu
+ poziom szumów do czułości ISO 6400
+ reprodukcja szczegółów do czułości ISO 6400
+ reprodukcja kolorów